a wiecie, kochane, co Wam powiem?.. jakoś dziki optymizm mnie dopadł...
właśnie wróciłam ze sklepu, w którym ni kupiłam wcale jogurtów, płatków, loda na patyku i cholera wie jakich bułek jeszcze. O nie. Wydałam cała mase pieniędzy na jabłka, gruszki, grejfruta, pomarańcze, biały serek chudy i chleb ryżowy, hehe 13 kalorii sztuka.
A do tego pu-erh w gniazdach
właśnie zrobiłam sobie pół godzinki ćwiczeń (moja ukochana a już prawie zapomniana joga, do tego jakieś popłuczyny callanetiksu)
popijam wściekle mocną czerwoną herbatę- dna filianki nie widać, taką lubię
przestałam się dołować sobą, bo powiedziałam sobie "Przecież to tylko od ciebie, ofermo, zależy, jaka jesteś"
no i pierwszy raz od dobrych trzech tygodni mam chyba... dobry to za dużo powiedziane.. ale nienajgorszy nastrój
bo chyba najważniejsze, żeby nie odkładać podejmowania decyzji, nie odkładać realizowania decyzji już podjętych
to ma być jak szpila wetknięta w balonik
puf
i zacząć coś nowego
coś lepszego