właśnie wylazłam spod prysznica po bieganiu... zmokłam jak mysz. Dawno nie byłam taka spocona po joggingu. A przecież prowadzę naprawdę bardzo aktywny tryb życia... biegam niemal codziennie (przez praktyki się zaniedbałam, ale teraz od 2 tygodni niemal codziennie znowu biegam), jeżdżę konno i to nieraz po parę h dziennie, łążę po górach, niedawno trenowałam karate... cholera, naprawdę nie rozumiem, skąd te moje wymiary... Ale do rzeczy. Cudowne uczucie, kiedy z każdym krokiem czujesz jak się na tobie ta galareta trzepie, a ty sobie wyobrażasz, jakbyś ją z siebie strzepywała. Czujesz każdy mięsień. Pot lejący się po twarzy jest jak hmmm jakby cały ten syf, który gnieździ się pod twoją skórą, się wytapiał. Rewelacja.
Teraz zjadłam pomarańczę, wypaliłam papieroska, chłepcę czerwoną herbatę. Zaplanowałam sobie jadłospis na jutro - dzisiaj nie przekroczyłam chyba 900cal. A jutro będzie napój jogurtowy na śniadanie, serek wiejski light i grejpfrut na drugie, kalafior na obiad, gruszka na podwieczorek, pomarańcza na kolację... Mało, wiem, ale jakoś nie mam apetytu, a zresztą przypomniałam sobie, jakie to rewelacyjne uczucie - ssanie w żołądku. Naprawdę je lubię hehe
pozdrawiam serdecznie i dobrej nocy! ja jeszcze muszę popracować, zanim się położę... a rano znowu bieganie.Zrzucę te fałdy, a co więcej - będę silniejsza.