Nie było mnie, bo wciąz mnie znajomi gdzieś ciągną . Wczoraj chlopak znowu caly dzien mi zabral .
Niestety, poniosło mnie i jestem na siebie wściekła . Wczoraj od rana nic prócz pół kubka mleka nie wypiłam, a wróciłam do domu około 22.00... Wtedy dopiero dopadłam dwóch kawałków arbuza, trochę gotowanej fasoli i.. pół sadzonego jajka, ktore tata specjalnie na moj powrot przyszykowal, ech. To jajko i godzina jedzenia najbardziej mnie rozbily. A dzis rano jakies platki slodkie niepotrzebnie i trochę serka truskawkowego, noszacego miano fit . Na szczescie i dzis sporo poćwiczę i rowerek rowniez sie szykuje . Mam nadzieje, ze wiecej mnie nie "poniesie" z tym jedzeniem