Dzięki, dziewczyny. Pierwsze koty za płoty - właśnie jestem po 50-minutowej sesji skakankowo-przysiadowo-wymachowo-brzuszkowej. Zmęczona jak cholera, ale wydzielone endorfiny i duma z siebie to zdecydowanie milsze efekty tego zmęczenia.

Swoją drogą podczas poprzedniego chudnięcia nauczyłam się jednego - najważniejsza jest konsekwencja. Ja się naprawdę nie przepracowywałam ani nie głodziłam na śmierć, po prostu codziennie przez parę miesięcy ściągałam się za uszy z wygodnej kanapy, na której odpoczywałam po dniu pracy i skakałam i ćwiczyłam. Nie było zmiłuj, wyjątek stanowił tydzień choroby z gorączką 39. No, ale właśnie - konsekwencja to jest to, czego nam głównie nie starcza i stąd fiaska.

Odezwę się za tydzień i napiszę czy daję radę. Dla mnie tydzień to już będzie bardzo dużo, ostatnio kończyło się na 2-3 dniach "mocnych postanowień poprawy".

Pozdrawiam!
Diana