-
rany, biedny moj mąż
muszę się wyżalić a wasciwie poszukać zrozumienia.
Wczorej mój najkochańszy mąż (również odchudzający się) robil większe zakupy, bo nasze śliczne córeczki nie są jeszcze diecie i muszą jeść zeby urosnąć. Wśród tych dietetycznych jogurtów i chrupkiego pieczywa znalazly sie kawalek pizzy na którą bardzo okazjonalnie mają pozwolenie nasze dziewczynki ( wiem co to znaczy pozwalać sobie na nią często) Ogarnęla mnie wścieklość i calą swoją zlość i frustrację wyladowalam na mężu. A on i tak bidulek musial lazić po tym kuszącym sklepie i wąchać to co kiedyś jedliśmy. Rany jak mi ciężko a najbardziej mi ciężko w glówce a nie w brzuchu. Wam też?Może ja bylam szczęśliwsza gdy jadlam co chcialam?????
-
Re: rany, biedny moj mąż
Wielgasiu - rozumiem Cię doskonale!
U mnie zawsze dieta łączyła sie z olbrzymia frustracja. Byłam zła na wszystkich naokoło i cały świat. I chyba niestety dalej tak jest. To chyba prawda, że apetyt pochodzi z mózgu a nie z żołądka. Dzisiaj jest już 21 dzień mojego ograniczania się z jedzeniem i myslę, ze chyba jest juz nieco lepiej. Chyba moje obsesyjne myslenie o jedzeniu troszkę osłabło. Zauważyłam z kolei, że teraz dopada mnie jakaś perwersja , ze specjalnie ogladam wszystkie ciastka, czekolady itepe w sklepie, patrze co nowego na rynku itd... Jak na razie nic nie kupuje ale boje się, że pewnego dnia to się źle skończy!
-
Re: rany, biedny moj mąż
A, no wlaśnie znajomi mi mówią,że robię się trochę monotematyczna, bo ciągle liczę kalorię albo wertuję nowe diety, pocieszam się i motywuję na glos dlaczego jestem na diecie, no i ciągle gadam o tym samym. Jeszcze takiego ciastkowego szaleństwa nie mialam i sedecznie wspólczuje tym którzy to teraz mają, musi być męczące.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki