smutek mnie dopadł... mam już dosyć nauki i pretensji I że on łazi sam po mieście a ja nie mam czasu... cholera!
a jak mu mówiłam że tak będzie w weekendy to powiedział że rozumie i że ok bo wie jak zalezy mi zeby dobrze zdac maturę. A wczoraj do 3 (w nocy) szwendał się po mieście od jednej knajpy do drugiej sam, dziś też pisał że jest gdzieś i coś robi a ja cholera nie moge bo mam naukę a serce sie rwie... niby nie ma pretensji ale hasełka że "ktoś mądry powiedział że życie to jedno wielkie pasmo niepowodzeń" albo "ile ja bym dał za laske z którą mogę wyjść w sobote wieczorem po pracy" dają do myślenia i smucą, pisze potem że kocha ale... ja i tak humor mam już poniżej skali ZERO.

i bardzo nie lubię jak on pije...