Dzień doberek
Dzisiaj mam dobry humorek, choć czeka mnie trochę pracy i nauki to nie będzie źle Chociaż nie będzie kiedy myśleć o jedzeniu.
Wczorajszy dzionek nawet nie wiem czy minął mi dietkowo, bo jeszcze nie liczyłam kalorii, ale było:
śniadanie: omlecik z płatkami owsianymi (oczywiście, choć trochę odchudzona wersja, bo tylko z łyżką miodu) 300 kcal
II śniadanie: Jogobella ze zbożami 250 kcal
obiad: fasolka po bretońsku z chlebem pszennym 600 kcal
podwieczorek: winogrona, nie wiem w jakiej ilości 200 kcal
kolacja: dwie kromki chleba razowego z serem żółtym i jedna pieczarka 200 kcal
Razem: 1550 kcal (trochę dużo, ale w sumie żadnych czekoladek itp. nie było, więc jak na sobotę, to i tak spisałam się na medal)
Krwotok ustąpił na szczęście, ale coś zauważyłam, że jakoś ostatnio dużo krwi tracę. Okres mam już 6 dzień i jakoś skończyć się nie chce, krew z nosa też dość często mi leci. Trochę to dziwne, bo znam swój organizm i naprawdę staram się jeść tak, żebym nie była głodna, a o osłabieniu to już nie wspomnę. Cóż, widocznie oczyszczam się na wiosnę. Połykam trochę witaminek, a jak nie pomoże to zrobię badania.
Z omleta oczywiście nie rezygnuję, ale nie będę go jadła codziennie, bo mama już mówi, że jej jajka wszystkie wyjadam
Miłego dzionka życzę
Zakładki