mojeodbicie

Teraz napiszę spokojnie... spędziłam dwa lata pilnując moją przyjaciółkę anorektyczkę, aby nie robiła sobie krzywdy! Oglądałam ją jak ważyła 80kg przy wzroście 173 cm i widziałam też jak ważyła 37 kg!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I wiesz co, naprawdę niedobrze mi było jak patrzyłam na nią, leżącego kościotrupa, podpiętego do masy rurek i niedobrze mi było gdy wciąż powtarzała, że jest gruba!!! I gdy mnie obrażała, ale ja kocham ją jak siostrę i tłumaczyłam sobie, że to nie ona, że to jej choroba...
Płakałam nad nią, walczyłam z nią, nie raz szarpałam się z nią aby przetłumaczyć, żeby nie robiła sobie krzywdy, żeby po raz kolejny zacignąć ją do psychiatry, słuchałam jak płacze jej bezsilna mama, słuchałam jak inni mówili żebym dała sobie spokój, bo to nie moja sprawa. Ale wiesz co? WARTO BYŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Bo ona żyje!!!!! Waży 60 kg i utrzymuje tą wagę, ona ma życie ja mam moją ukochaną przyjaciółkę!
Miałam ją prosić żeby napisała do Ciebie posta, ale boję się żeby nie przeczytała Twoich wypowiedzi i nie wróciła do tego...
Przeżyła koszmar, była na granicy życia i śmierci, ale los dał jej drugą szansę, nie jest silna tak aby pomagać innym i wyciągać ich z tego, ale ja jak czytam takie posty jak Twoje to żygać mi się chce, wiesz? Bo wszystko mi się przypomina!!
Masz rację to Twoje życie możesz zrobić z nim co chcesz i pisz sobie tego swoje bloga, tylko nie podawaj jego adresu, bo może go przeczytać jakaś 15-16-letnia dziewczyna i możesz zniszczyć jej życie.
Pozdrawiam!

Aha jeszcze jedno... moja przyjaciółka żyje, wygląda już normalnie, ma jednak nieodwracalnie zniszczone pewne organy, nie może mieć dzieci... z zewnątrz jest młodą dziewczyną, a wewnątrz wrakiem...