ak jest źle to sobie myślę o tym jak to bedzie kiedy będe już szcuplejsza o tę pare kilo... nie o to tym, ze będe uwielbiana, kochana i rozchwytywana bo to nie jest kwestia kilogramów, ale o tym, ze będe mogła ubrac się w co tylko będe chciała, bez oibaw że coś sie napina, marszczy i trzeszczy... i że w przyszłe wakacje ( a przyszłe na pewno będą upalne jak trzeba ) ubiorę sie w bikini i bez kompleksów będe płaszczyła się na plaży... I myślę o tym już teraz, bo już teraz można chudnąc sobie powoli (i racjonalnie) i przecież całą jesień i zimę można dbać o siebie, swoje ciało, też można schudnąć! W maju czasopisma kobiece trąbią na alarm - "2 kilogramy w tydzień", "dieta jakaś tam", "bądź piękna latem"... i szczują zdjęciami roznegliżowanych panienek i my rzucamy się do diety i skutek jest taki ze głodzimy się, liczymy kalorie i zamartwiamy (ba - popadamy w depresję :P ) całe lato zamiast cieszyć się wolnością! A nie lepiej mieć już to wszystko za sobą już w czerwcu? A potem bez skrupułów pozwolić sobie na porcję lodów w upalny dzień...
Dałąm sie namówic dzisiaj na mały kawałek cista z kremem... Bleh , niedobrze mi. Chyba odzwyczaiłam się od słodyczy! Wcale a wcale mnie to nie smuci Wolę schrupać jabłko.