Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 14

Wątek: Moje słodkie więzienie.

  1. #1
    Joey89 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    16-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie Moje słodkie więzienie.

    Jestem otoczona strasznym murem, grubym murem z tłuszczu. Jestem w więzieniu - siedzę w nim już parę lat. Jest mi smutno, chcę stąd uciec! Już tyle razy próbowałam się uwolnić.

    Pewnego dnia, dwa czy trzy lata temu, odkryłam w mojej celi drzwi, na których zawieszona była tabliczka z tylko jednym słowem: "Dieta." Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy, ale drzwi zawsze kojarzyły mi się z wyjściem. Uwierzyłam, że odkryłam sekretne przejście, które doprowadzi mnie do szczęścia. Bez namysłu otworzyłam drzwi i poszłam przed siebie.

    Wszędzie było ciemno, ale mój umysł był jasny. "To nadzieja" - myślałam. Po jakimś czasie zahaczyłam o coś nogą i przewróciłam się. Zorientowałam się, że potknęłam się o schody prowadzące do góry. Zaczęłam po nich wchodzić. Szłam i szłam do góry... Byłam strasznie zmęczona, tak mi było ciężko! Ale w mojej głowie wciąż świeciło się to światło... cały czas myślałam o wolności. Byłam przekonana, że te schody wyprowadzą mnie na wolność. Starałam się nie być niecierpliwa. Zauważyłam bowiem, że im bardziej mi się śpieszy, tym bardziej droga się dłuży.

    Pamiętam tą ciemność, wszędzie ciemność. W głębi duszy odczuwałam lekki niepokój. Nie wiem z jakiego powodu. Czułam, że to co robię nie jest dobrym sposobem na ucieczkę z więzienia, intuicyjnie przeczuwałam, że musi być jakaś inna droga. Ale nie chciałam jej szukać. W pewnym sensie było mi nawet dobrze na tych schodach. Wiedziałam co mam robić: iść w górę, po schodach - nie zważać na zmęczenie, po prostu iść. Oto cała filozofia. Robiłam to. Wierzyłam bezgranicznie, że uda mi się uwolnić. Szłam...

    Któregoś dnia zobaczyłam coś co mnie zaskoczyło. Kolorowy otwór w ścianie, przypominał mi wejście do zamkniętej zjeżdżalni - rury. Weszłam tam. Porwało mnie w dół. To było jak zjeżdżalnia - bardzo szybka. Zjeżdzałam, zjeżdzałam na dół...

    Jakież było moje zdziwienie, gdy zjeżdzalnia wyrzuciła mnie spowrotem... do mojej celi! Byłam zła - cały mój trud poszedł na marne, wszystko na nic. A przecież tamte drzwi miały prowadzić do szczęścia! "To niemożliwe!" - myślałam. Nie przyjmowałam do wiadomości tego, że wróciłam do punktu wyjścia. Byłam pewna, że popełniłam jakiś błąd, coś musiałam zrobić nie tak, nie byłam wystarczająco uważna i dokładna.

    Musiałam zrobić to jeszcze raz, musiałam znów wejść do góry. Tam było tak ciemno, na pewno coś przeoczyłam, jakiś korytarz, drzwi... Poszłam raz jeszcze. Znów to samo. Znów spadłam na dół, do celi. Nie poddawałam się. Poszłam raz jeszcze, raz jeszcze... za każdym razem starałam się być coraz bardziej perfekcyjna. Ale wciąż wracałam do puktu wyjścia. Światło w mojej głowie, które nazywałam Nadzieją, stopniowo przygasało. Im bardziej się starałam być dokładną, tym szybciej dochodziłam do zjeżdżalni i spadałam, tym bardziej dogasało światło. Któregoś dnia zgasło zupełnie. Ale ja nie przestałam. Wciąż wchodziłam na te schody, za każdym razem powtarzałam sobie, że tym razem się uda. Robiłam to już automatycznie. Stanowiło to całą treść mojego życia. Nie umiałam inaczej.

    Jakiś czas temu postanowiłam, że więcej nie przejdę przez drzwi, nie wejdę więcej na schody. Przestałam tłumić w sobie ta straszną prawdę, że ta droga nie prowadzi do wyjścia, że nie da mi wolności. Zrozumiałam, że schody prowadzą tylko do punktu wyjścia. I już na nie nie wchodzę.

    Nadal tkwię w celi. Ale kiedy na dobre przestałam wchodzić na schody stało się coś dziwnego i niesamowitego zarazem. W mojej celi pojawiło się okno - z kratami. Jeszcze nie wiem dokładnie co ono oznacza, i co mam z nim robić... chcę się dowiedzieć... bo w mojej głowie znów zapaliło się to światło...

  2. #2
    KiedysBedeLaska jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    05-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Hej !
    Ja też tkwię w takiej celi......


    Ale widzę wyjście!!! I poprowadzę Cię nim. Chcesz ?

    Pierwszy drogowskaz już masz:
    Po to żyjesz, by zmieniać się na lepsze !!!

    Nie jesteś w niczym gorsza od jakiejś modelki.

    Drugi drogowskaz ode mnie:
    Kiedy upadniesz-wstawaj !!!

    zapraszam do mojego tematu : pierwszy etap:PRZYGOTOWANIE ORGANIZMU

    Damy radę !!

    Pozdrawiam

  3. #3
    Joey89 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    16-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Dziękuję za miłe słowa, KiedysBedeLaska Z tym, że ja już nigdy na żadną dietę się nie zgodzę. Jedyne co mi pozostało, po tych trzech czy czterech latach odchudzania na zmianę z "uzupełnianiem zapasów" (czyt. obżeraniem), to zniszczona psychika. Tak na dłuższą metę nie ubyło mi ani kilograma, w dniu dzisiejszym ważę tyle ile ważyłam przed paroma laty. Ale myślę inaczej, tzn. NIE normalnie. Nie umiem podejść normalnie do jedzenia, przed chwilą na przykład się obżerałam sama nie wiem czemu, w koncu ostatnimi czasy sie w ogole nie odchudzałam, starałam sie jesć jak normalny człowiek, a tu znów napad obżarstwa...
    Czytając ten mój tekst doszłam do wniosku że jest on dość banalny i tak dalej, ale szczerze mówiąc chciałam mój problem uchwycić jakoś bardziej uniwersalnie, żeby więcej osób mogło sie pod tym podpisać.
    No nie wiem... za moim oknem, przez kraty, prześwituje normalność. Dla mnie wyjście z więzienia nie oznacza pięknej sylwetki, chciałabym po prostu normalnie podchodzić do jedzenia, normalnie myśleć, normalnie jeść... Tylko te kraty - to moja psychika, moje przyzwyczajenia... Mam jakąś barierę która nie pozwala mi jeść normalnie... Albo po prostu mi się nie chce wziać w garść... po tylu nieudanych próbach, nie mam już sił żeby zmuszać siebie zebym myslała inaczej. O wiele łatwiej jest nie zastanawiać się, tylko po prostu żreć.

  4. #4
    Natale jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    26-09-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Widze że masz długą droge za sobą.



    Moge powiedzieć Ci tylko że nie jestes sama z tym problemem, kazda i kazdy z nas tutaj ma taki problem oczywiście bez tych chudzielców którzy tu wchodza nas podbudowywać bo im sie udało.

    I WIESZ CO JA MYŚLE:

    że z ciebie to (bez urazy) dupa wołowa,( to opieprz)

    A tak poważnie powinnaś sie wziąść za siebie a nie tak nażekać. Znaleźć sobie coś co by cie motywowało do schudnięcia.

    Bo nie wierze żebyś starała sie odchudzać i nic nie schudła nie jest to możlie.

    A może ty poprostu masz jakieś uczulenia na pokarm i przez to nie możesz schudnąć , albo chcesz schudnąć za szybko a tak nie wolno bo to nawet nie jest dobre dla zdrowia.

    Spróbuj ograniczyć swoje racje żywieniowe do 1500 kcal narazie a później zmniejszać je sukcesywnie i np. zatrzymać sie na 1200-1300 kcal.

    Jeżeli do tego bedziesz pic 3 litry wody i ćiwczyć nie wierze żeby ci sie nie udało



    TAK WIĘC TRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI I WEŹ SIE ZA ROBOTE LENIUSZKU

  5. #5
    Joey89 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    16-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Natale, to nie ma sensu. Nie zamierzam kolejny raz próbować, bo nie wierzę w diety. To wszystko kończy się jednym wielkim obżarstwem. Próbowałam już wielu sposóbów na schudnięcie, ale liczenie kalorii jest najgorsze, bo popada się w jakąś chorą obsesję. Więc dziekuje za poradę, ale nie skorzystam Znowu byłoby tak, że na początku miałabym duzo zapału, jadłabym wszystko dokładnie zgodnie z planem 1500 kcal, potem już trochę mniej bym sie starała, w koncu zaczełabym sie obżerać... a potem co? Znów miałabym zaczynać od początku? Nie, to jest naprawdę chore. Jakieś błedne koło....ja chce sie od tego wszystkiego uwolnić, a kolejna dieta naprawdę nie jest rozwiązaniem.
    Ale masz totalną rację, że się nad sobą użalam Też to wczoraj stwierdziłam, powiedziałam sobie że sama siebie zamknęłamw więzieniu i tylko dlatego tam siedze ze nie umiem się wziąć w garść, ciągle zwalam wszystko na to, że ja nic nie kontroluje, ze moja psycha kest tak zrypana ze każe mi jeść. Fajnie było w to wierzyc, bo to dość wygodna pozycja - usprawiedliwa mnie ze nic z tym nie robię. Ale koniec z oszukiwaniem siebie. Jezeli jestem gruba i mam obsesję na punkcie jedzenia to tylko dlatego, że tak wybrałam. To był mój wybór.
    Tak sobie powiedziałam wczoraj i dziwnie mi ulżyło. Dzisiaj jest już lepiej. Chcę to wszysko kroczek po kroczku zmieniać. Wydaje mi się, że zaczęłam piłować kraty w moim oknie.

  6. #6
    Awatar Autkobu
    Autkobu jest nieaktywny Radny Dieta.pl
    Dołączył
    09-04-2004
    Mieszka w
    HELL
    Posty
    19,944

    Domyślnie

    Aż mnie ciary przeszły, jak czytałam tę wypowiedź u samej góry.

    ZAWSZE jest wyjście.


    pozdrawiam!

    A.
    Czas wszystko zmienia. Tak mówią, ale to nieprawda. Konieczne są czyny. Gdy nic się nie robi, wszystko zostaje takie jak było.

    I just can't wait until tomorrow... because I get better-looking every day!
    Mój pamiętnik:Ogarniam jamę chłonącą i przełączam odkurzacz na niższe obroty!

  7. #7
    Akinorew jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    16-09-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Czesc wszystkim

    NIE i JESZCZE RAZ WIELKIE NIE

    Moim zdaniem dieta tu nic nie pomoze-z reszta sama to stwierdzilas.Dla mnie to czysta psychologia......ten problem dotyczy PSYCHIKI,dlatego nie pozostaje nic innego jak zaczac pracowac nad swoim umyslem...zachowaniem,myslami ktore Cie obezwladniaja...nie jestem pewna czy sama sobie z tym poradzisz ale warto sprobowac.

    Ostatnio rozmawialam z moja kolezanka ktora ma duza nadwage i podsunelam jej to forum.....pomyslalam sobe,ze moze znajdzie dla siebie odpowiednia diete ,a do tego bedzie mogla czerpac sily z grup wsparcia ........wszystko to okazalo sie zludne....NIE MOZNA SIE WIECZNIE OSZUKIWAC,problem jest glebszy,po rozmowie z nia sama do tego doszlam......

    W takich przypadkach nie wystarczy sobie wmawiac....." od jutra nie jem kolacji,slodyczy ,intensywnie cwicze" niestety to sie nie sprawdza,poniewaz w glowie rozgrywa sie calkiem co innego-co z tego ze powiesz NIE ...kiedy blokada wezmie gore i wyswietli jeszcze wieksze TAK(czyli zarcie).......Bardzo trudno jest zmienic rzadzace nami mechanizmy,a tym trudniej wyeliminowac je lub tez przestawic.

    Z tego co napisalas wynika ze znalazlas sie w sytuacji bez wyjscia....błedne koło ktore powtarzasz jest typowe dla osob ktore nie potrafia zahamowac tego systemu,po prostu nie sa w stanie...to je przerasta, jezeli nie mamy kontroli nad wlasnymi myslami to w jaki sposob dojdziemy do zamierzonego celu skoro z gory jestesmy skazani na ewidentną porazke
    Przeszlam przez Twoja mroczna izolacje(powinnas napisac ksiazke )

    Wiezienie to bardzo trafne porownanie,pragniesz sie z niego wydostac,ale moim zdaniem nie jestes do tej drogi jeszcze odpowiednio przygotowana.
    Ta CIEMNOSC ktora zaznaczylas kojarzy mi sie z bariera ktora wlasnie przeszkadza Ci w tym bys mogla zaczac normalnie funkcjonowac.
    Przeciez nikt nie wchodzi z zamknietymi oczami do czegos czego nie zna ....jezeli gdziekolwiek dostrzegamy ciemnosc to musimy znalezc pomocne nam "swiatlo" by moc przez to przejsc Nie wystarczy przeciez rzucic sie na "głeboka wode",trzeba wziac pod uwage to ze wszedzie mozemy napotkac na utrudnienia,przez nieuwage i zbytnia porywczosc mozemy" UTONĄC".

    Najpierw trzeba opracowac plan...krok po kroku.......szczegolowo....nastepnie powtarzac to sobie i mozliwe ze nawet przez wiele miesiecy skutecznie kazdego dnia analizowac go po raz "tysieczny" wlasnie po to by nasz droga na "wolnosc" w koncu okazala sie ktoregos dnia mozliwa do przejscia i to z zaskakujaca szybkoscia.

    Wszystko zalezy od Ciebie,poniewaz tak naprawde JESTES SAMA, nikt nie bedzie w stanie za Ciebie wykonac tej "podrozy"......kazdy moze Ci podpowiedziec,pokierowac Twoimi myslami jednak to TY musisz byc pewna ze trafisz na mete SAMA.

    Nie wiem czy powinnas zaczac rozmawiac ze soba,łaczyc sie ze swoimi emocjami,obserwowac w ktorym momencie nastepuje u Ciebie blokada
    To wszystko jest moim zdaniem bardzo skomplikowane,ale oczywiscie mozliwe do zrealizowania.
    Choroby takie jak bulimia czy anoreksja sa powszechnie znane, pojawia sie "nowy" problem(jednak bardzo nam znany)....tak bardzo ukryty w nas samych ze az nie do wychwycenia

    Obsesja na punkcie jedzenia nie wziela sie chyba znikąd Moze trzeba zaczac szukac przyczyny ??przyjrzec sie temu i stopniowo zaczac z tego "wychodzic"

    Uzalanie sie nad soba nie jest wyjsciem i kazdy dobrze o tym wie

    Nie sadze zebys obzarstwo wybrala swiadomie....moze kieruje Toba lęk,strach....probujesz przed "czyms" uciec albo popadasz w coraz to glebsza frustracje z powodu celu ktory jest jak na razie bardzo odlegly??

    Czy pilujesz kraty poniewaz odzyskalas spokoj poprzez akceptacje samej siebie a raczej swojego postepowania??moze to jest wlasnie punkt zaczepny ......

    "ZROZUMIEC SIEBIE"

    BARDZO MOCNO CIE POZDRAWIAM I LICZE NA TO ZE TYM RAZEM TWOJE DZIALANIA NIE OKAZA SIE "PORAZKĄ" LECZ SUKCESEM.
    DŁUGA DROGA PRZED TOBA....TRZYMAM KCIUKI

  8. #8
    Joey89 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    16-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Akinorew, dziękuję Wielki cmokas dla Ciebie
    Wiem, że ten problem leży tylko i wyłącznie w moim umyśle, nawet mój tłuszczyk nie ma tu nic do rzeczy. Zastanawiałam sie nad przyczyną tego wszystkiego i doszłam do wniosku, że ja chyba tylko w okresie kiedy bylam małym dzieckiem jadłam "właściwie". O ile sie nie mylę, w wieku ok. 11 lat czyli jak weszłam w ten cholerny wiek dojrzewania zaczęlam zajadać stresy, jadłam z nudów itp. Jedzenie było moim sposobem na wszystko. W którymś momencie zorientowałam się że jestem o wiele grubsza niż kiedyś, że mam większy tyłek i grubsze nogi niż znaczna większosć koleżanek i postanowiłam coś z tym zrobić. No i zamiast starać sie jakoś radzić sobie ze stresem w inny sposób niż obżeranie, zamiast zastanowić sie nad tym dlaczego jem wiecej niz muszę, przeszłam na diete, co było błędem. Bo przez kolejne parę lat moje zycie kręciło się wokół odchudzania. Wciąż zaczynałam od nowa, a za każdym razem kiedy zjadłam coś "niedozwolonego", poddawałam sie i żarłam co było pod ręką. To jest chore, mam tego dosyć. Już nie zalezy mi na tym zeby schudnąc, chce po prostu jesc normalnie, tak jak ludzie którzy nigdy sie nie odchudzali.
    Przeczytałam o tym ksiażkę, dowiedziałam sie o paru technikach jak osiągnąć taką właśnie zwyczajną normalność w postępowaniu. Staram wprowadzic te metody do codziennosci. Ale wiem, ze to bedzie trwało bardzo bardzo długo, ze nie da sie z dnia na dzien zmienic nawyków. Dlatego porównuje to do piłowania krat, bo jest to proces bardzo wolny. Gdzies przeczytałam, że umysł jest jak zarośnieta łąka. Kiedy próbujemy jakis nowy sposób postępowania to jest to tak, jakbyśmy wydeptywali ścieżke. Kazdy wie, ze scieżki nie wydepta sie tak od razu. Trzeba to robić sukcesywnie, kroczek po kroczku, kazdego dnia, aż w koncu bedzie mozna powiedzieć, że jakieś postępowanie jest "drugą naturą" człowieka.

  9. #9
    Elka125 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    03-10-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Skarbeńku - Twoim problemem chyba rzeczywiście nie jest nadmiar tłuszczyku .

    Nawet nie wiesz jak dobrze Cie rozumiem - jeszcze parę lat temu czułam sie tak samo. Po studiach musiałam ponownie zamieszkać z rodzicami, co po 5 latach mniejszej lub większej samodzielności było nie do zniesienia : .
    Osładzałam smutki czekoladą i ciastkami, a to w połączeniu z ciężką kuchnią mojej mamy doprowadziło mnie do wagi blisko 90 kg, nawet nie wiem kiedy i jak (na 5 roku ważyłam 62 kg) .
    Oczywiscie próbowałam się odchudzać - bez ładu składu i pomysłu na zasadzie 2-dni głodówki, 2-tygodnie zjadania wszystkiego, co tylko nie ucieka mi z talerza. Do tego ta dołująca atmosferka domu rodzinnego, pretensje rodziców że muszą mnie utrzymywać (widzisz, wszystko czego nie wydałam na słodycze odkładałam na mieszkanie).

    Po 5 latach takiej gehenny dorobiłam się własnego mieszkania i 116 kg żywej wagi.
    A potem - potem już było z górki .
    Doszłam do ładu sama ze sobą, przestałam się objadać, sama sobie obmyśliłam dietę na której w ciagu 2 m-cy schudłam 23 kg. To było 2 lata temu. Fakt że od tego czasu
    przytyłam 10 kg (płynąc z góry w dół i z powrotem jak na sinusoidzie), ale jakoś szczególnie mnie to nie martwi.
    A wiesz dlaczego? Bo wiem że mogę - jeśli tylko naprawdę zechcę - pozbyć się tego draństwa. Coś, co się już raz udało, łatwiej powtórzyć. :P :P

    Właśnie teraz ponownie rozpoczełam starannie zaplanowaną kampanię na rzecz zrzucenia 30 kg. Po pierwszym tygodniu ważę mniej 6,7 kg. I wierz mi - nigdy nie czułam się tak zdeterminowana, pewna siebie i tego że mi się uda - jak teraz. Pomagają mi w tym kochane dziewczyny z "grupy wsparcia", którym dużo zawdzięczam i gorąco dziękuję. :P :P

    Pozdrawiam Cię :P :P :P i życzę Ci żebyś szybko się pokochała samą siebie i przestała potrzebowac tej czapki niewidki jaką jest otyłość.

  10. #10
    Nantosvelta jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    01-05-2004
    Posty
    0

    Domyślnie

    Witajcie.
    Zauważyłam, że mam ten sam problem, co prawda już schudłam dosyć sporo, ale przytyłam 4kg. no dziś się ważyłam i niby 3kg. ale znów się objadłam...staram się dochodzić czemu tak robie, staram się nie jeść tyle, mówić sobie: jesz więcej niż Twój chłopak, ale to właśnie czasami przez to zajadam smutek: jem dużo .
    Nie wiem co zrobić, Yoey możesz mi napisać tytuł książki, lub te techniki o których mówiłas??

Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •