Powolutku dochodzę do siebie po weekendowych przeżyciach, a i sprawy zaczynają się troszkę lepiej układać .
Nie ważyłam się. Nie czuję, aby waga drgnęła w dół, a nie chciałabym zobaczyć, że przesunęła się w prawo - nawet pod wpływem zatrzymania wody, czy innych prejściowych powodów. Taki widok zawsze mnie dołuje i napędza wpadki
Cieszy mnie natomiast inna kwestia. Gdyby w niedzielę wieczorem puściły mi nerwy (bo naprawdę miały powód), to teraz na 100% miałabym o 1kg więcej na liczniku i aktualnie zmagałbym się ze spiralką kompulsywnego jedzenia.
Szczęśliwie mnie to ominęło. Co prawda jem sporo - bo nie będę się zmuszć do diety, gdy doszły mi inne stresy - ale nie obżeram się. Dzięki temu mam względny spokój, przynajmniej w temacie odchudzania.
Ale zupełnie spuscić się ze smyczy nie mogę. Ostatnio bowiem dość trudno mi zkończyć posiłek. Gdy talerz pustoszeje, myśli płyną w kierunku jakiejś dokładeczki. Myślę sobie, może by coś jeszcze skubnąć. Muszę uważać, bo bardzo łatwo się w ten sposób rozkręcam. A przecież moim celem jest normalne podejście do jedzenia. Zjadłam, dziękuję, idę zająć się czymś innym.
Takie to proste a takie trudne
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]