Eeeeh - kolejne podejście (setne już). Nieudane próby trochę zniechęcają... Ale tym razem zrobię wszystko tak jak trzeba - 1000 kcal, 5 posiłków, ruch i takie tam.

Mam 159 wzrostu i ważę 63 kilogramy. Nie potrafię się zaakceptować i od kilku lat moje życie kręci się wokól moich fałdek, oponek i pontoników.
Nieudane podejścia (ostatnie 100 prób ograniczyło się do "mocnego" postanowienia ) sprawiają, że czuję się do niczego. To przenosi się na wszystkie dziedziny życia.

Od 2 miesięcy żałuję, że nie pojadę na łódkę (bo wstydzę się cellulitu i mojej tłuszczykowej otoczki)... Niezłe, nie??
Czyli osiągnęłam już granicę absurdu

No to do roboty!!! Trzymajcie kciuki