Słońca moje!
Powiedzcie mi jak to jest, że człowiek nie będąc w ogóle głodnym, wciąż myśli o jedzeniu? Dlaczego każda chwila, każda czynność musi być okraszona kwestią "żarcia" ? Nie jest normalnym, że mimo dopiero wszamanego posiłku, znów rozmyślam co zjem za moment i choćby żołądek pękał mi w szwach, zażarcie planuję co to będzie! Mój organizm buntuje się- a i owszem- ale nie z powodu ssania z głodu, tylko kosmicznego obżarstwa! Jak pokonać samą siebie? Czy Wy także macie takie problemy? A może ktoś już ma za soba tak potworne chwile? Próbowałam zająć sie czymś kokretnym, ale nie ma takiej godziny, by moje myśli nie były zdominowane przez smaki podniebienia
Nienawidzę siebie za to, a jednoczesnie nie mogę sobie poradzić z zaistaniałą sytuacją. To wszystko wymyka mi się spod kontroli. Poradźcie cos Kochani!