-
przestać żyć dla jedzenia...
Witam Was ciepło zauważyłam, że czas na kolejny temat..tym razem nie chodzi tu o liczenie kalorii..chodzi tu o naszą psychike..odchudzając się, nie zastanawiamy się gdzie leży nasz problem..myślimy sobie ograniczymy jedzenie i bedzie super, a potem wielkie rozczarowanie i uświadomienie sobie jacy jesteśmy słabi ja właśnie przezywam taki okres...schudłam pare kilogramów i co znów czuje, ze jest nie tak, że trace kontrole
czas popracować nie nad ciałem, a nad naszym umysłem, a za tym pójdzie cała reszta chciałabym żebyście mi pomogły znaleźć sposób na oderwanie się od obsesyjnej myśli o jedzeniu, która nam towarzyszy podczas diety...musimy się przeprogramować i przestać żyć dla jedzenia
-
zgadzam się z Tobą kochaniutka!!!
ale chyba tak się dzieje, że po jakimś okresie czasu mamy dość ciągłych ograniczeń...
wtedy właśnie rzucamy dietę w kąt i się objadamy a potem... te cholerne wyrzuty sumienia
ja sobie pluje w brodę bo w wakacje zamiast chudnąć tak jak chudłam lub troszkę wolniej (wiadomo więcej lenistwa) to przytyłam ok 1,5kg, niby nie dużo ale znów bede musiała długo pracować żeby to spadło :/
nasza psychika się przez dietkę trochę zjeb.... no właśnie
teraz trzeba sobie ją naprostować i
rzemówić do rozumu, że przeceiż chcemy schudnąć i DLATEGO SOBIE ODMAWIAMY NIEKTÓRYCH RZECZY,
tlyko ...
jak to zrobić?
-
ja mam mobilizacje w ciągu dnia, a potem wieczorem wszystko szlag trafia poza tym już mnie wkurza to życie od posiłku do posiłku..ja czuje, że nie jestem głodna a mimo wszystko...
jakbym jadła wtedy kiedy czuje głód, to mój posiłek byłby 2 razy dziennie i to niewielki a tak, to oczy jedzą
-
oj dokładnie. Tez tk mam- glodna nie jestem a wokol piekne zapachy, czekolada, rodzynki w czekoladzie, ochydny tlusty przepyszny boczek pieczony eh...
-
no i właśnie w tym tkwi nasz problem
nie jesteśmy głodne a jemy.... :/
weźmy na przykład takiego mojego brata (szczupły jest )
je tylko wtedy kiedy jest głodny, nigdy go nie widziałam żeby szedł po coś POMIĘDZY posiłkami do kuchni--ot, tak bo ma smaka---> mnie się to zdarzało i to często...
chyba tu tkwi ten największy problem, ja też niestety jem bo mam ochotę a nie dlateog że jestem głodna...
-
Zgadzam się zgadzam zgadzam! w psychice leży sedno sprawy. Ja tak samo jak i Wy jem nawet wtedy gdy nie jestem głodna. Za często mam na coś ochotę, tzn żeby tylko cos poczuć, jakiś dobry smaczek, nie chodzi wcale o zapchanie żołądka, bo szczerze mówiąc nie wiele mi potrzeba abym fizycznie się najadła, a psychicznie...jestem wiecznie nienajedzona! Mogłabym pożreć wszystko co mam pod ręką, co tylko lubię, co ładnie pachnie. Kiedy w domu nie ma nic słodkiego, to jeszcze jakoś to znoszę, powstrzymuje sę od pujścia do sklepu. Najgorsze jest to, że moja babcia codziennie rano przynosi świeże bułeczki, cieplutkie słodziutkie drożdżówki, no i młodsza siostra, która pożera słodycze tonami a jest chuda jak patyk w sumie przez cały dzień potrafię się powstrzyać, ale tak samo jak Wam najtrudniej jest wieczorem. No i codziennie powtarzam sobie, dzis zjem to wszystko co mnie może sksusić jutro, bo od jutra zaczynam dietę Jak to zrobić żeby oduczyć się tego głupiego nawyku?
-
Właśnie, co zrobić? Ja niestety też mam ten problem. I to właśnie przez niego mogę schudnąć kilkanaście kilogramów, a później te same kilkanaście przytyć, ponieważ... mam smaka i słabą silną wolę.
Jak z tym walczyć?
-
Jak z tym walczyć?
Hmm, bo jak się ogląda na przyklad telewizję - w teledyskach pelno szczuplych lasek, a już fashion tv to dla mnie kaźń - wszystkie dziewczyny mojego wzrostu a jakieś 15kg szczuplejsze... Do rzeczy Zawsze jak oglądam wlaśnie coś takiego dojrzewam do "silnego" postanowienia odchudzania, tak, od teraz, to MÓJ czas! Wyobrażam sobie siebie z boskim cialem. Ale jak tylko skręcę do kuchni to zamiast dr Jeckylla wlącza się Mrs Hyde Czyli jem, jem, jem, bo takie pyszne. Jakby nie w tym tkwil mój problem, że to nie jedzenie takich rzeczy mnie doprowadzilo do stanu omijania wlasnego odbicia w lustrze tylko coś innego, żyla wodna, wybuch w Czarnobylu, COKOLWIEK Totalne rozdwojenie jaźni! Nie przyjmuje do wiadomości, że to jedzenie jest moim wrogiem, te kompulsywne napady na lodówkę, albo chodzące za mną "smaki". Spoglądając na drożdżówę trzeba sobie uświadomić że to się odbija na wyglądzie a potem samopoczuciu... Moze nie chodzi o wyrabianiu w sobie wstrętu, bo latwo przegiąć, a anoreksji nikt sobie wyhodować chyba nie chce Chwila przyjemnosci i nieumiejętność powiedzenia sobie "nie", potem wlącza się poczucie winy i lawinowo po 5000kal dziennie i skutek wiadomy na wadze. Trzeba o tym myśleć i mieć się w ryzach ciaglych. To w sumie dość prosty mechanizm, tylko trzeba przestać się oszukiwać i spojrzeć prawdzie w oczy.
Tak mi się wydaje, wdrażam powoli, powolutku - uf- ale jakoś...
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
temat bardzo ciekawy... problem duzy... sukcesem byłoby dogłebne zrozumienie tego zdania : NIE ŻYJEMY PO TO ŻEBY JEŚĆ, TYLKO JEMY PO TO ŻEBY ŻYĆ...
I w tym wszystkim chodzi o to aby zrozumieć że jedzenie nie jest najważniejsze na świecie, jest tysiąc innych rzeczy wazniejszych od jedzenia, a jedzenie jest na samym końcu... Gdy to zrozumiemy sukces murowany! Wiem łatwo pisać, gorzej wtoczyc w życie. Mój wykładowca zawsze powtarzał "... nie leczymy skuków tylko przyczyny." i to zdanie równiez pasuje do odchudzania... podstawowy błąd jaki popełniamy, to to ze skupiamy sie na skutku- nadwaga ---> czyli chcemy się odchudzać, rożnymi sposobami, najchetniej chcielibyśmy -kg na które pracowaliśmy latami- zrzucić w tydzień, dwa, a potem znów wrócić do dawnych smakołyków. Niestety jak każda z was tu, już napewno wie, tak się nie da. Więc probójemy racjonalniejszych metod- np 1000kal. Ale nastepnym problemem jest ciągłe myślenie o tym co jemy, co zjemy itp a to właśnie powoduje - ŻE ŻYCIE KRECI SIĘ WOKÓŁ JEDZENIEA, po czym szybko się zniechęcamy.... Wiec właśnie, wroćmy może do przyczyny i od niej zacznijmy walke z kilogramami....
PRZYCZYNA: zwiększamy ilość zjadanych posiłkow ---> niekontrolujemy tego co jemy -->
coraz więcej jemy ---> dzień uzależniamy od tego co jemy ---> tyjemy ---> coraz bardziej tyjemy --------> PROBLEM - kupno ubrań , fatalne samopoczucie...
Więc proponuje zacząć cały proces odchudzania, powoli, od początku naprawiać wszystkie błędy, tak żeby wykres działał w drugą strone
A WIĘC: 1.--> zmniejszyć ilość jedzenia /PŻ / 2.---> zacząć panować nad jedzeniem, 3.--> aż jemy coraz mniej, 4. ---> jemy tyle ile nam potrzeba do życia / i na tym etapie już jedzenie nie bedzie dla nas najważniejsze w życiu/ 5.---> chudniemy 6.---> jeszcze wiecej chudniemy -----------> "PROBLEM" zmiana worków na extra ciuszki ...
Chodzi o to aby aby do każdego etapu dochodzić powolutku, tak jak i nabywałyśmy kochaniutkie kilogramy.... bo skoro nie utyłysmy 10, 15, 20,30 ... kilogramów w tydzień czy dwa , to i ich w tydzień czy dwa nie zrzucimy.........
Mi się udało.... a wam życze wytrwałości, cierpliwości i sukcesów POWODZENIA!!!
-
echh... to też jest mój problem... nie umiem jeść rozsądnie. już pomijając dietę. wiem, że po jej skończeniu albo dalej będę liczyła kalorie, albo będę ich pochłaniała tysiące aż pojawi się wielgachne jojo. nie raz już tak było
Asinka: co do Twojego brata. już kilka razy przytaczałam przykład mojego chłopaka, który waży 63 kilo przy wzroście 186 cm
on je dosyć dużo na posiłki, ale też tylko wtedy.
zje coś na śniadanie, na drugie też coś i optem dopiero obiad
żadnych słodyczy w ciągu dnia, on o tym nie myśli... szkoda mu czasu na jedzenie, kiedy "wciąż tyle spraw do załatwienia" itd
nie powiem, przydałoby mu się trochę więcej ciałka
ale on tylko jako przykład miał służyć
i a propos tego "smaka" ja niestety nie umiem go zabić warzywkami
skończy sie na tym, że zjem i warzywka i ten przysmak
chociaż powiem Wam, że i tak już trochę wyluzowałam, zwiększyłam dawkę dzienną i jest zdecydowanie lepiej
trzymajcie się cieplutko, powodzenia :*
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki