Witajcie...
Nie wiem czy ten problem dotyczył kiedys Was...ale ja miałam bulimie...wszystko tak własnie sie zaczynało..od objadania...a co sie z tym wiazalo???Niechec do siebie...jak i kontaktow z ludzmi...dobrze bylo mi samej...i czym wiecej jadlam to chwilowo swiat stawal sie piekniejszy..przeszlam przez wszystko co zwiazane z bulimia..mimo to iz od ponad roku sie lecze...i mozna powiedziec ze jest juz ok...ja nadal mam czasami napady obzartwa...z tym ze juz nie wymiotuje i nie przeczyszczam sie ciagle...nie wiem od czego sie to bierze...kiedy sie stresuje jem...ale kiedy jestem z moim misiem z tej radosci tez jem wiecej...wszystko ok...kiedy jest tydzien...ale kiedy nadchodzi weekend folguje sobie.. jest to jak beczka bez dna..tyje...chudne...tyje ..i znow chudne...nie potrafie sobie z tym radzic by utrzymac wage...co prawda nie zapuszczam sie do tego by pozniej nie moc wrocic do wagi przed obzarstwem...ale jednak jest to w jakis sposob bez sensu..to lezy gdzies gleboko w psychice...wiele sobie tlumacze...itp.ale to wciaz za malo..bo nie mozna cale zycie jesc badz sie odchudzac...a mi z tym ciezko..kiedy mam ochot na cos...to albo wychodze z domu na chwile...albo zapalam papirosa...albo po prostu to jem i ukrywam sie z tym by nikt nie zauwazyl...chore....a jednak mozliwe...od czasu do czasu...wszystko byloby ok...ale te moje wyskoki to istny koszmar...mam tego czasami po prostu dosc...przechodzicie przez cos takiego??jak sobie z tym radzicie...bo ja nie wiem co juz robic..mam silna wole....ale kiedy stres sie pojawia to nie potrafie nad tym panowac...
Zakładki