-
No i co ja mam z tym zrobić?
Witam forumowiczki Forum czytam już od długiego czasu i jestem Wam bardzo wdzięczna za cenne informacje i wspaniałą atmosferę. Dzięki temu wiele razy nabierałam sił do dalszej walki
Mam jednak problem. Od lutego do wakacji udało mi się schudnąć z ok. 66-67 kg do 58. Przez wakacje odpuściłam sobie dietę, ale miałam mnóstwo ruchu i mi się upiekło, tak że pomimo okresowych skoków wagi o parę kg w górę i w dół utrzymałam te 58 kilosów. Problem w tym, że to dopiero połowa drogi, bo marzy mi się waga 50-51 kg (Co przy wzroście 162 byłoby dla mnie super). Tyle tylko, że od wakacji nie potrafię się zmobilzować tak jak kiedyś - zamiast jechać na 1000 kcal, o którym na własnej skórze się przkonałam że działa, cudowałam jakieś diety białkowe, warzywne, takie siakie i największym osiągnięciem było zejście na kilka tygodni do 56-57 kg. Tylko że od końca listopada kompletnie mi już nie idzie, no. Od paru dni staram się znw trzymać 1000, tylko że jestem UZALEŻNIONA od jedzenia. Czasem mam takie zrywy, że jem aby żyć a nie na odwrót i w ogóle, że jestem silna i niepokonana ale tak naprawdę to jedenie robi ze mną co chce. Niech mi ktoś da porządnego kopa, ja chcę się wreszcie za siebie zabrać! Według planu rozpisanego zaraz po wakacjach powinnam teraz ważyć najwyżej 53 kg, a tymczasem po dwutygodniowym braku kontroli znów zbliżam się do nieszczęsnej 60 Waga wskazuje 59 i koniec (ważę się rano, przed śniadaniem i po wc, więc to dość wiarygodne).
Poza tym zaczęłam mieć poważny kłopot z kontrolowaniem ilości jedzenia. Śniadanie jem koło 6.15 - 6.30. Wiem, że powinno mieć ok. 250 kcal, ale zwykle zaczynam potem jeszcze jeść jakieś pierdoły i tak dzisiaj ze 300-400 bonusowych kalorii straciłam na dżem i jakieś zwłoki (znaczy, nazywam tak wędlinę :P)
Potem jestem w szkole, gdzie jem jakieś owoce gdy śniadanie było w normie, a jeśli takie jak dziś to tyko popijam wodę. Ze szkoły wracam ok. 16 i skubię aż do 20. Od paru dni przy tym mieszczę się w 1000-1300, ale chodzi o fakt ze jedzenie robi ze mną co chce Dziewczyny, ja nie chcę żeby żarcie mną rządziło! Chcę:
jeść 4-5 zdrowych i niedużych posiłków dziennie
NIE PODŻERAĆ
nie jeść śmieci typu płatki, granulowana herbata, kakao w proszku, musli na sucho, dżem, i wszelkiego rodzaju "tylko ten jeden kawałeczek"
kończyć jeść o tej nieszczęsnej godzinie między 18 a 19
zrzucić wreszcie na stałe te przeklęte 9 kg!
Łoj, rozpisałam się. Ciekawe czy komukolwiek chciało się to czytać :P
Buźka!
-
Ogólnie to dobre założenie ma Twoja dieta, dobrze, że myslisz racjonalnie. Tylko z tym kaloriami jest dość różnie, dlatego ja ich raczej nie liczę. Bo to jeszcze zalezy jakie są to kalorie w końcu istnieje różnica między np. czekoladą a warzywkami. I większe prawdopodobieństwo, że utyjesz od tego 1-szego, niż 2-giego.
Co do śniadania, to nim się powinnaś najmniej przejmować, bo jest najszybciej spalane w ciągu dnia( w przeciwieństwie do kolacji ) dlatego może mieć nawet 500kcal.
Może zwiększ bilans na 1500, to uławti Ci sytuacje a i tak schudniesz, choć troszke wolniej, jednak wtedy masz mniejsze prawdopodobieństwo jojo. I najważniejsze -Ruch, to w połączeniu z dietką daje najlepsze efekty Powodzenia
-
Pazuzu-->oj laska skąd ja to znam
masz tak jak ja niestety
mogłabym jeść i jesc choć nie jestem aż tak głodna, mieszczes ie w tych 1000-1300kcal tak jak ty ale sam fakt ze nie mogę sobie dać rady z jedzeniem czasem boję się jak przestanę nad tym panować całkowicie...
co my mamy zrobić
help us!
-
Traszka - dziękuję najbardziej właśnie te śniadania mnie martwiły, no i tak jak mówisz - muszę pamiętać, że liczy się też w czym te kalorie nieszczęsne są :P no ale dla pewności i tak wolę je liczyć... ruchu mam sporo, bardzo ciężko jest być nicnierobiącą licealistką
Asinka - widzę, że mnie rozumiesz bo chodzi nie tylko o sam fakt jedzenia, tylko to, że człowek nie ma kontroli i cały czas z przerażeniem czeka na ten straszny dzień, kiedy wszystkie hamulce puszczą i człowiek opanuje się piętnaście minut po fakcie... Najgorsze, że dopóki się trzymam, to jest ok, ale wystarczy czasami jedno małe odstępstwo typu "tylko ten jeden jedyny maluśki kawałek czegoś" i nie wiedzieć jak idzie cała lawina i jedyne o czym myślę to "przecież nie wyglądam tragicznie, mogę sobie pozwolić" i jeszcze "i tak dzisiejszy dzień diety już zmarnowany, to się odkuję raz a dobrze" Jakby człowiek już w życiu miał jedzenia nie dostać...
No i oczywiście po takim dniu mówię sobie, że od jutra znowu rygor, a w rzeczywistości sama sieie oszukuję i wciąż coś podżeram dopóki znowu nie nałożę drastycznych cięć.
Ech No ale nic to, nie damy się, nie Asinko?
-
Dołączam się Mam b.podobnie, jedzenie za mną chodzi i kusi... walczę jak jakiś legendarny heros z zejściem poniżej 70kg - na razie jest ok, ale wiem że to u mnie cholernie chwiejne i wystarczy chwila nieuwagi i znowu będę miała 72-73kg na koncie Mój organizm uwielbia tą liczbę i do niej ciągle dąży...
Z tym dietowaniem - po udanym pierwszym etapie South Beach próbuję swoich sił z dietą 1000-1200kcal, jak na razie jest nienajgorzej, ale tak jak mówi Traszka - liczy się W CZYM są te kalorie zawarte... Mam dni zdrowego jedzenia, a mam dni buntu, kiedy jem frytki i stripsy w KFC, do tego jakieś jogurtowe śniadanie i limit wyczerpany! Potem to już mój problem żeby głód zapić wodą czy pepsi light. Raz na jakiś czas - niestety, niestety! - uwielbiam wsunąć śmieciarskie jedzenie i poprawia mi to humor, że jestem normalna, a nie jak ten dietujący królik wsuwający tylko brokuły i jogurt naturalny >bleh< Trochę mi to odciąża psychikę.
Co jest dobre - mieć zakodowane ograniczenia i wyuczone ile mniej-więcej co ma kalorii i po pewnym czasie organizm sam wyczuje kiedy ma powiedzieć "stop" i że na dziś koniec z jedzonem. Zauważyłam że po każdym kęsie przeliczam ile kalorii i w związku z tym co mogę dziś zjeść.
Trzeba się po prostu wziąć w garść Ale nie ma co wymuszać na sobie "od dziś 1000kcal i basta!" bo długo się nie wytrzyma, do tej myśli trzeba dojrzeć, przemyśleć wszystko i naprawdę chcieć. Uwierzyć w siebie. A na dłuższą metę przy tysiaku - jak pewnie wiesz - wyrabia się pewien odruch i dieta się trzyma jakoś... sama
pozdrawiam
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
dziś było źle ale jutro nie możemy dać się
ok?
napiszemy jutro wieczorem czy nam się udało!!!!!!
tz. napiszemy wieczorem ze nam się udało opanować i
każdy dzień będzie zwycięstwem!!!!!!!!!!!
-
Pris, po prostu czasem człowiek ma dość jechania na mineralnej i samych zdrowych rzeczach, które zwyczajnie się w końcu nudzą Są takie dni, kiedy zjedzenie na obiad talerza brokułów z musztardą i keczupem (mój najczęstszy posiłek) jest przyjemnością, a czasem nie mogę już na tą przeklętą zielenine patrzeć :P No, ale musimy sobie radzić
Mój organizm ukochał sobie cyferkę 58 i nie potrafi zrozumieć, że niewysoka nastolatka chciałaby wyglądać filigranowo, a nie "zdrowo" i móc bez kompleksów założyć spódniczkę nad kolana :/ Zeszłej zimy aktualna waga była szczytem marzeń, ale jak wszystkie tutaj wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia, nie?
Nic to, damy radę! piszcie jak Wam dni mijają.
Jej, ale to mobilizuje
dzisiaj i wczoraj jak na razie wszystko zgodnie z planem
-
K*^%@ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
a mi znów nie wyszło a było tak ładnie rano
a potem się posypało
ryczeć mi się chce
-
Ja już tak mam, że jak na śniadanie przekroczę moje 300 kcal, to podem się obżeram cały dzień.... , a jak do tego dojdze okres i deprecha, no to już jest masakra Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej...
Czuję tłuszcz obrastający moje ciało, jak glony wrak Titanica.... A fujjjj.... Trza w końcu coś z tym zrobic....
Tylko co Bo już nie potrafię jeśc... albo się obżeram, albo głodzę...
-
ja własnie też nie wiem
ale Noe mi coś poradziła i może to pomoże...
http://forum.dieta.pl/forum/viewtopi...=416756#416756
looknij może tobie też pomoże
bo ja na serio nie wiem już co robić
i boję się że przytyłam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki