Są dwa rodzaje słodzików. Opakowania są zawsze opisane:
# nadające się do gotowania i pieczenia
# nadające się do słodzenia napojów i rzeczy, których się nie gotuje, np. sałatki, serek biały itp.
Podobno z tym "do zimnego" nic strasznego się nie dzieje podczas gotowania tylko traci słodki smak.
Ja mam takie:
# do gotowania: Sussina Gold (w słoiku, w proszku) skład: maltyodekstryna, cyklaminian sodu, sacharynian sodu
# nie do gotowania: (najczęściej są opisane "słodzik do napojów" - czyli nie do gotowania) o nazwie Peptis, skład: sacharyna, aspartam i substancje wiążące.
Wniosek: aspartam i sacharyna nie mogą być gotowane.

Generalnie jestem jednak przeciwna słodzikom. Te, które mam leżą chyba już ponad pół roku. Po wszystkich rzeczach nawalonych chemią mam zgagę. Tak też jest po słodzikach w dużych ilościach - jeśli np. wypiję kilka herbat po południu.

Chyba lepiej już słodzić cukrem np. trzcinowym, podobno dosyć zdrowy, oczywiście przyzwyczaić się do słodzenia np. pół łyżeczki na szklankę zamiast 4. Nawet zwolennicy IG (indeksu glikemicznego) zaczynają patrzeć łaskawiej na cukier. Gdyż ma on średni IG (67) a przecież jednorazowo zjada się go raczej mało. Fruktoza, która ma 22 IG okazuje się być bardzo miażdżycorodna - znowu - zwrot w stronę brazowego cukru w PRZYZWOITYCH ilościach.