witam
czytam forum od dłuższego czasu.

ważę 55/56 kg.
kiedyś dobiłam do 58, ponad rok temu. udało mi się ślicznie schudnąć, ograniczając jedzenie. nie mam skłonności do tycia, kiedy jem racjonalnie. 4 lata nie ćwiczyłam na wf-ie, właściwie w ogóle nie ćwiczyłam (operacje, rekonwalescencja), a nigdy nie wyglądałam specjalnie źle. ale kiedy tu i ówdzie coś się trzęsie, zwisa, to czuję się koszmarnie.

od wakacji (52kg) troszkę przybyło. do tej wagi wracam na chwilę po ok dwóch dniach jedzenia mniej. problemem jest to, że potrafię jeść na potęgę. głównie słodycze, z nerwów, z nudów... i chyba potrzebuję motywacji. w nowy rok chce wejść już szczuplejsza, a nie z kolejnym naiwnym postanowieniem. za dużo odkładam 'na później'...
moją pułapką jest to, ze kiedy już dorwę coś słodkiego, to idzie jak domino. myślę, że mi nie zaszkodzi, a na drugi dzień wstaję 'napuchnięta' i z moralnym kacem.

dzisiaj ograniczam jedzenie, od 18 koniec w ogóle.
jutro i pojutrze oczyszczanie organizmu - same jabłuszka (2 razy juz tak robiłam, tylko później znów wracałam do żarcia). nie wiem, co robić później, żeby po stracie wody w pierwszych dwóch dniach tracić dalej. pomocy

ostatecznie zmotywowana - zaczynam!