Bewiku, przeczytałam te miłe rzeczy, które na mój temat napisałaś u Lunki, i wpadłam podziękować Ci, bo wzruszyło mnie to, że ktoś, kto mnie osobiście (jeszcze?) nie zna, gdzieś mnie w tym tłumie dietowiczów zauważył i zupełnie niespodziewanie obdarował prezentem w postaci takiej serdeczności i sympatycznych słów :) . Dziękuję! :D
Poczytałam sobie początek i koniec Twojego wątku i uważam, że jesteś bardzo dzielną kobietą, zmagając się z dwoma nałogami naraz. Gratuluję Ci i zrzuconych od początku roku 10 kilogramów, i miesiąca bez papierosów. Nawet jeśli zdarzyły Ci się gdzieś tam po drodze dwie wypalone faje, i tak trzymasz się dzielnie, a najważniejsze, że się starasz, że walczysz. Ja niestety mam w rodzinie osobę, która kopci od wielu lat i nawet nie próbuje tego zmienić: moją Mamę. Paliła od kiedy pamiętam, podobno paliła już będąc w ciąży ze mną (hehe, to wiele tłumaczy, prawda? :wink: ), czyli ma już co najmniej 40 lat stażu jako palaczka. I nigdy nawet nie chciała, nie próbowała tego nałogu rzucić. Podobno ostatnio ma czasem problemy z oddychaniem i musiała jakiś aparacik do inhalacji sobie kupić... i co, najdłużej nie paliła przez 5 dni! Chęć zerwania z nałogiem to już pierwszy krok, a u niej tej chęci nie ma.... Po prostu chciałam Ci napisać, że moim zdaniem osoba, która walczy, nawet jeśli czasem potyka się i upada, ale jednak podjęła walkę, jest przez sam ten fakt znacznie dalej na drodze do zdrowszej siebie :) . A u Ciebie przecież tych upadków wcale tak dużo nie było. Uważam, że idzie Ci świetnie - zwłaszcza, że jest Ci o tyle trudniej, że Twój mąż pali.
Ściskam Cię mocno i jeszcze raz gratuluję :)