Wybiła moja godzina - koniec odwlekania. Zostały mi już tylko dwie spódnice w które się mieszczę - jedna na dni parzyste, druga na nieparzyste.
Nie wiem już nawet ile ważę, bo waga odmówiła współpracy ( chyba się zeźliła, mam nadzieję, że nie zabrakło jej skali) , ale niedostępność większości mojej garderoby mówi sama za siebie.

Biorę się więc do roboty. Dieta niskowęglanowa, bezchlebowa i bezcukiereczkowa. Wracam do moich warzyw i owocków z białkiem, po przemyśleniach uznałam, że ta wersja odżywiania przynosi mi najlepsze rezultaty.

Dzisiejszy dzień może jeszcze niewzorcowy, ale też nie tak całkiem do bani.
Jutro czeka mnie bardzo pracowity dzień od samego rana, więc otworzę sezon dietetyczny dniem jabłkowym. Są wygodne i nie ulegnę wtedy jakimś paskudnym gotowcom.

Dziękuję wszystkim za życzenia, ja jakoś nigdy nie mogę się wyrobić. Przed Świętami dzieci okupują całymi dniami komputer a o północy to ja już nie rozróżniam liter na klawiaturze.

Witam wiosennie przebudzoną Rudą i mam nadzieję, że wytrwa razem ze mną.