Ale zrobiło mi się przyjemnie i jakoś tak fajnie, dziękuję bardzo za tyle gratulacji.

Dzisiaj cały dzień spędziłam bardzo aktywnie, od rana godzinka i kwadrans roweru. Połowa dystansu to była prawdziwa szkoła przetrwania, bo choć słabiej to jednak nieźle dmuchało.
Obejrzałam sobie od rana drzewka posadzone przez kandydatki na misski i myszę przyznać, że wyglądają bardzo ładnie.

Missek nie spotkałam więc nic mi od rana humoru nie zepsuło.
Bladym świtem dostałam jeszcze jeden bonus od losu - waga po raz pierwszy pokazałw mniej niż 103, wprawdzie niewiele, ale to zawsze 102 i coś a nie 103.
Kupiłam już sobie pierwszy prezent za dzielność. Właściwie to nie całkiem pierwszy, pierwsze dwa byłu w czerwcu , trochę na wyrost, ale miałam okazję kupić perfumy na lotnisku i grzechem byłoby nie skorzystać.
Dzisiaj kupiłam sobie świetną torebkę. Szukałam jakiejś już od dawna, ale jakoś nic mi nie pasowało.
Wiedziałam, że jak zobaczę tę która czeka na mnie , to będę od razu wiedziała, że to ta.
I dokładnie tak było. Nie musiałam się wcale zastanawiać, wzięłam ją z półki i po prostu zapłaciłam.

I oto jestem szczęśliwą posiadaczką wymarzonej torebki. Teraz kolej na extra buty. Ale na to muszę jeszcze choć trochę zasłużyć.

Przepełniona szczęściem i ciągle w stanie eforii, że spódnica wyżej opisana jest dobra, nieśmiało przymierzyłam parę innych ciuchów, z konieczności nienoszonych i okazało się , że na tę jesień jestem całkiem nieźle zaopatrzona.

Na wiosnę natomiast z przyjemnością wymienię garderobę.

Oprócz roweru sporo się dzisiaj nabiegałam po mieście. Przymierzam się do remontu kuchni. Wreszcie wiem jak ta moja wymarzona kuchnia ma wyglądać. I po prostu szukam tego co sobie wymarzyłam, parę rzeczy już na mnie w sklepie czekało.
To był naprawdę szczęśliwy dzień.
Przepraszam , że nie odpowiadam tu nikomu na przemiłe i fantastyczne post, ale mam taki plan , żeby się u każdej z Was trochę pogościć.
A więc gnana wiatrem lecę.