-
Ja mam nadzieję, że tym czosnkiem przepędzisz wirusa szybko i sprawnie. Miesiąc temu mnie też powaliło przez tydzień gorączkowałam. Lało i się z oczu i nosa, a do tego zatkało mi się jedno ucho. Wygladałam jak chodzące nieszczęście :(
Dużo zdrówka podsyłam i zamawiam słoneczko dla Ciebie na lepszy humor. Widzę, że wygląda w Wawce niesmało zza chmur ;)
pozdrawiam
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...9d3/weight.png
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...b29/weight.png
-
ojej
ojej.. zdążyłam już zahodować nowego jeża (ładny jeż?).. żółwiowi palma odbiła (palma też ładna).. a Ty tylko milczysz i chorujesz... chorujesz i milczysz.. OJEJ
-
Jeż piękny, palmy też - szynszyli nie było? ;)
Witam w przelocie. Dzięki dziewczynki za odwiedziny w międzyczasie. CMOK!
Piszę niechętnie - klawiszki się buntują wyeksploatowane do cna - spacja nie działa i muszę się wiecznie cofać i doklejać. Na siłę. Choróbsko się poddaje. Dwie partie antybiotyków plus jakieś inne badziewie. Eh - człowiek się po tych ostatnich aferach boi wziąć pigułę do pyska. Od jutra wracam na łono klasy pracującej i przy popołudniowej kawie popiszę więcej.
Dietetycznie średnio. Miałam ostry napad głodu smalczykowego. To może od początku, bo zabrzmiało to odstępstwem od logiki.
Zrobiłam sobie własny domowy przecier typu Sambal Oelek czy tabasco. Tzn utarłam ostre papryczki z czosnkiem, sosem sojowym, przyprawami, zagotowałam z octem oliwą i odrobiną cukru. O proporcje nie pytać bo nie wiem - na oko wszystko. Zmiksowałam na mus. Zapasteryzowałam w takich malutkich słoiczkach po przecierze pomidorowym (tym z reklamy). I została mi końcówka. Zrobiłam więc klasyczne nasih goreng czyli ryż po indonezyjsku na ostro. OSTRE! Dym uszami :) Zanim dodałam krewetki było rewelacyjne! Zamykałam oczka w ekstazie - to TEN zapach co wieki temu w kuchni w Dżakarcie. Ale potem dodałam krewetki mrożone. I spaskudziłam. CHEMIA. Zapach tekturowo-chemiczny, smak zwiał gdzie pierprz rośnie. Widać jakieś przeterminowane były albo źle przechowywane. Tzn zjeść się dało - z obrzydzeniem. Nie pochorowałam się na szczęście. Ten typ tak ma - lepiej zjeść i odchorować niżby miało się zmarnować. No nieważne. I w słoiczku zostało mi jeszcze trochę pasty. I był smalec w lodówce - tym się od czasu do czasu dożywia moje grymaśne dziecię. I zrobiłam sobie kanapkę na próbę - smalec i na to lekko moja pasta. RE WE LA CJA ! Nie mogłam się odkleić. 3-4 kanapki dziennie. Dopóki nie wylizałam słoiczka na błysk. I teraz boję się otworzyć następny :(
Waga na szczęście w normie. Tkwię nadal na początku bałwankologii, czyli 89-90 się buja w tę i nazad. To pewnie ta ostra gimnastyka brzucha przy wściekłych atakach kaszlu. Od poniedziałku zaczynam dodatkowe ćwiczenia rehabilitacyjne. Tak - dostałam wreszcie skierowanie. Więc wracam powoli na drogę cnoty :)
Do jutra :)
-
Po przerwie w pracy urwanie głowy. Rozregulowały mi się pory posiłków. Rozregulowały mi się porcje. Cała jestem rozregulowana. Życie przecieka mi gdzieś bokiem - tydzień za tygodniem znika niepostrzeżenie. Dookoła szpital. Jedna koleżanka już po operacji - szalona "małolata" z 23 szwami na nogach poszła w trzeciej dobie po operacji do PRACY! A na drugi dzień myła okna, prała firanki i dziwiła się czemu jakoś jej miękko w nogach. Druga koleżanka - ma być pociachana dziś? jutro? Zaraz sms'nę. Wcinam galaretkę aroniowo-jabłkową (Precious nie ruszy bo ARONIA gryzie w ząbki), zaraz Lost, więc zalegnę. A powinnam jechać z Nisią do weterynarza. Jutro. Akurat będzie dr Irenka :) I będzie za co jak odbiorę kasę za kilka stron przepisanych. Wet .. czy nowa klawiatura .. WET! No to będę pisać nadal z dużą niechęcią.
-
Trzymam kciuki,żeby starczyło i na nowa klawiaturke i na weta :roll: Mirielko w niedzielne przedpołudnie pewnie będę na GG :D i pozwolisz,że się wyłamie i wklęję piekny widoczek na weekend :D
http://www.kazimierzdolny.org/foto/a..._Pict0086a.jpg
***
Grażyna
-
Dzięki za pogaduszki dzisiejsze :D
Dobranoc
***
Grażyna
-
Łoj jakie mam zaległości !!!!!!!! Jak długo nie oglądałam Twego Pamiętnika!I jak tego żałuję!!!Bałwanek uroczy, ale może zmień go na coś co się porusza.O tej porze roku(choć może nie w naszym kraju) bałwanki teraz maja tendencje wzrostowe,więc może Cię nie mobilizować;-) Wierzę w Ciebie, bo cię Kocham i obiecuję nawrócenie (w końcu jestem wierząca i praktykująca).Składam przyrzeczenie odwiedzać Twego Bloga ORAZ sama się nawrócić na SB, bo ostatnio coś mi się przyrosło naokoło - a tak było miło.;-( Poza tym gdy odżywiałam sie zbliżenie do SB wyraźnie miałam więcej energii i lepiej się czułam- teraz jem byle co , byle jak i czuję się ociężała jak kaszalot w połogu.Trzymaj się ciepło i wspierajmy się nadal!
-
Precious porzuciła mnie na sobotę i niedzielę z dobrodziejstwem inwentarza, dyżurem przy Ojcu, zakupami i domowym bałaganem - sędziowała na snookerowym turnieju juniorów. Stąd znowu niespecjalnie miałam czas się tu rozpisywać. Tzn MIAŁABYM, ale tak nam się gaduliło fajnie na GG z Gaygą, że .. no szkoda, że czas nie gumka ;) NIE dotarłam do weta, za to wykopałam starą, nieziemsko upycianą klawiaturę - przynajmniej spacja w niej działa, choć palce się przylepiają. GDZIEŚ leży jeszcze jedna, umyta ładnie. Pytanie gdzie, w którym z 78 pudeł. Podejrzewam pudło ze starym monitorem, ale stoi akurat na szarym końcu piramidy. Poczeka. Po sobotnim bazarku plecy wyją wściekle, zwłaszcza że dziś rano jechałam do pracy kabaretowo, czyli na stojaka (patrz: HBO). Musiałam wyjść z pracy wcześniej (ćwiczenia rehabilitacyjne), więc i wyszłam wcześniej z domu trafiając na korek na peronie metra. Przesiedziałam dzień dosłownie jak na szpilkach, a raczej SZPILACH bólu przy każdym nieopatrznym skręcie. A teraz właśnie wróciłam z ćwiczeń. Podwiesili mnie na pasach nogami do góry i kazali wiercić kuperkiem. No to wierciłam. Bez sensu. Dlaczego? Bo każde ćwiczenie rehabilitacyjne żeby było skuteczne musi być ODPOWIEDNIO wykonane. A tu mnie panie podpięły, podciągnęły do góry, nie powiedziały co i jak napiąć/rozluźnić i .. poszły sobie. W połowie ćwiczeń pani przyszła, powiedziała "źle" (prostowałam nogi a podobno nie należy), po lekkiej korekcie (przyłożyła mi łapą po kolanach) znowu sobie poszła. Próbowałam więc ćwiczyć na luzie totalnym, potem z napięciem mięśni brzucha (HA HA HA :!: - MIĘŚNI :!: ), z napięciem mięśni grzbietu (aua :!: :( ), wyginając dolny odcinek w jedną lub drugą stronę. Obok leżał pan i na boczku ćwiczył kopanie. Projektowaliśmy elektrownię o napędzie rehabilitacyjnym :) Jutro rano gimnastyka w grupie. Już się cieszę .. :evil:
Bałwanki są darowane i jako wizualna interpretacja ósemki nie do wygryzienia. Mogą sobie być puchate do obrzydliwości, ale ich czas nadejdzie, nic im nadchodząca Matka-Zima nie pomoże, proszę Sal :) A Ty uważaj słonko z jedzeniem, bo się poprujesz :( (to właśnie TA szalona dwudziestotrzyszwowa małolata :) ) A motywację muszę znaleźć w SOBIE, nie w wizualnych "łozdópkach" :lol: (po czym spokojnie sięgnęłam po pierniczkowego krakersika sztuk raz - pozostałość po wczorajszych urodzinach Precious).
Po awarii w szpitalu (pożar podobno) Hybris ma przełożoną swoją operację na początek grudnia. Devoree żyje i zmaga się powoli z poszczególnymi swoimi ziabami - ze wspólnej wizyty u niej (tzn mojej i Hybris) chyba nici, ale może wpadnę do niej solo jak kicia będzie się kocić na początku grudnia. Rzucę to wszystko i zwieję chociaż na parę godzin. Jak to pogodzę z dyżurami, rehabilitacją i dentystą (w ciągu ostatniego miesiąca ukruszyły mi się kolejne 3 zęby, więc nowa paszczęka to MUS :!: ) - nie wiem, ale w końcu ja też jakoś swoje akumulatorki naładować muszę. .. Drugą zagrożoną jesteś Ty, Sal .. ;) Zaklep mi wizytę u protetyka a się nie uchronisz.. ;)
-
No to poćwiczyłam. W grupie. Dość zaawansowanej szczerze powiedziawszy, bo tylko ja zaczynałam zmagania podczas gdy reszta chodziła już na zajęcia 2-3 tygodnie. Wymiękłam mniej więcej w 3/4 zajęć z prostej przyczyny: zabrakło mi oddechu. Gdy ziając uwaliłam się na materacu zamiast uroczo machać łapkami obciążonymi piłką lekarską wydało się, że .. panie się pomyliły. ZAPOMNIAŁY, że ja po operacjach i z jednym płucem - powinnam trafić na ćwiczenia indywidualne. A mówiłam, kazały mi nawet przynieść rentgeny, ale potem nie chciały ich obejrzeć. Teraz wystraszyły się, że im zasłabnę. Zwłaszcza, że przy niektórych ćwiczeniach mój kręgosłupek ostro protestował szpilami bólu. Zaproponowały zestaw ćwiczeń do domu. NAIWNE :!: Myślą, że ja w domu palcem kiwnę ;) Bez kija nad głową nic z tego nie będzie, więc zostaję w grupie. Najwyżej czasem zalegnę ziając pociesznie, lub wykonując 8 wymachów zamiast 10. Może uda mi się zarazić ćwiczeniami i jak sesję skończę to .. ehhh .. nie uprzedzajmy wypadków.
Rehabilitację mam ustawioną do kitu. Rano gimnastyka, a ja rano jestem wyjątkowo sztywna, więc rozruch BOLI. Zaś po ćwiczeniach (jak dziś) jestem zasapana, lekko dygocząca z wysiłku i mokra - najchętniej wlazłabym pod prysznic a nie w metro i do pracki ukochanej. Za to po południu mam wieszanie i kręcenie kuperkiem, czyli easy-peasy jak mawiają starożytni. No zobaczymy. To w końcu tylko dwa tygodnie.
-
wiem że to zabrzmi głupio, ale zazdroszczę ci tych bałwanków........też chcę 8 z przodu....
ćwicz, kręć kuperkiem, zjadaj galaretkę....i bądź...brakuje mi twoich mądrości :wink: