-
Dzieńdobry!
wczoraj skończyłam dzień przebieżką, a dzisiaj tak samo dzień zaczęłam... Po 45 minut truchciku prawie bez przystanków.
I co? I po prysznicu weszłam na wagę i co? Już było 64, a teraz znowu jest 65
aaa co robię źle?
a może po prostu wahania wody?
Chyba jednak skorzystam z dobrych rad moich poprzedniczek i będę się ważyć raz na tydzień, a nie codziennie...
Ale i dobra wiadomość: ze spodni maturalnych wylewam się mniej niż ostatnio! a jak wciągnę brzuch, to nawet są luźne ;-) hehe jeszcze tydzień i będą całkiem dobre (mam taką nadzieję)
A teraz zajadam sobie papkę ryżową...
Przed bieganiem wlałam w siebie jogurcik z karnitynką, 250 ml --> 190 kal
teraz 0.3 woreczka brązowego ryżu ugotowanego na mleku 0.5 % z łyżeczką miodu i cynamonem --> niecałe 200 kal.
Na drugie będzie grejfrucik, a na trzecie śliwki, a na obiad resztka tuńczyka z wczoraj z papryką i pomidorem
a na podwieczorek i kolację pomarańcze i śliwki
a przed snem kolejne 45 min joggingu
taki mam plan wykonam go sam lalala
i jutro z powrotem będzie 64
a jak nie będzie, to uznam, że mi mięśnie w łydkach rosną (i dobrze, niech rosną) i zamiast się kurde wazyć, poprzestanę na przymierzaniu tego cholernego garnituru maturanego.
Pozdrawiam i dobrego dnia życzę
-
plan wykonany, około 950 kalorii.
Na kolację wciągnęłam serek wiejski light i kromkę wasa muesli. Jakoś mnie ochota na nabiał naszła. Nawet się zastanawiałam, czy zamiast tego nie wciągnąć big milka, ale mi przeszło. W końcu nie tylko ilość kalorii się liczy, ale też ich jakość.
Natomiast zastanowiła mnie inna rzecz. Mianowicie, jak już siedziałam nad tą moją kolacją i mieszałam łyżeczkę miodu w serku, to mieszałam i mieszałam i jakoś nie mogłam zacząć jeść. Dziwne. potem smakowałam każdą łyżeczkę i zastanawiałam się cały czas, czy aby napewno mam ochotę na jeszcze. Było takie pyszne, że oczywiście, miałam ochotę, i zjadłam wszsytko, ale pomyślałam sobie, że gdybym nie zaczęła jeść - to bym ie była głodna. Zjadłam z rozsądku i trochę z obowiązku.
Dlaczego tak nie jest, kiedy odwiedzam moją rodzinę? Dlaczego tam pochłaniam żarcie, nie gryząc go nawet, tak jakbym próbowała oszukać samą siebie, że przecież "prawie wcale nie jem"... Bez sensu. We własnym domu jest mi łątwo trzymać dietę, mimo że w każdej chwili mogę iść do sklepu i kupić mnóstwo paskudnych wysokokalorycznych rzeczy, a nikt nie będzie na mnie krzywo patrzył i mówił "A miałaś się odchudzać"...
Za to u rodziców, gdzie jest moja siostra, która jest laską jakich mało, i stara się mnie pilnować, żrę za trzech i ukrywam to przed nią i przed sobą.
Ja chyba muszę do psychologa skrob skrob
buuu
i tym pesymistycznym akcentem...
-
Dzisiaj jadę do rodziców. Nie robię wodnika, bo spędzę sporo czasu w pociągu i .. sama nie wiem.. ale przy wodniku najlepiej się czuję we własnym domu, jakoś tak. Więc odłożę tą przyjemność na powrót.
Dzisiaj zjadłam ok 200 kal w płatkach, jabłku i szklance odtłuszczonego mleka. Jeszzce dzisiaj czekają na mnie jabłka gruszki i pomarańcza. Może gorący kubek (wiśniowa mniam) przed pociągiem. Mama z pewnością wciśnie we mnie kolację, ale mam plan...
mój plan polega na zaproszeniu mamy do mojego pokoju, usadzeniu jej na kanapie i wyłuskaniu mniej więcej w ten sposób:
"Kochana mamusiu. Kocham Cię i jesteś moim wielkiem autorytetem (jest lekarzem). Dlatego mam zamiar skonsultować z Tobą moje poczynania i zamierzenie. Otóż Twoja pierworodna ma 2 kg nadwagi, a 7 kg do wagi idealnej wg wskaźnika BMI. Twoja pierworodna źle się czuje we własnej skórze, a także nie chce wyrządzać szkody koniom, które dosiada, a wiesz przecież, że angloaraby mogą nosić tylko 70 kg (samo siodło waży 10 kg, więc rachunek prosty).
Twoja pierworodna postanowiła się mądrze i rozsądnie, a przede wszystkim zdrowo odchudzić, zmieniając cały styl życia.
Twoja pierworodna postanowiła stosować dietę 1000 kalorii, ale ponieważ ostatnio mocno się dokształcała w kwestii teorii żywienia (tu wyciągam "Biblioę żywienia") wie, jakich składników dostarczać i w jakiej ilości.
Będę jadła dość obfite śniadania, będę jadła dużo warzyw i owoców, obiady będę sama gotowała - mogę Tacie przyrządzać mięso, którego nie jadam, ale Ty też lubisz warzywa, więc mam nadzieję, że moje obiady będą CI smakowały.
Będę liczyć kalorie, ale możesz być pewna, że nie wpadnę w anoreksję (Ona się tego bardzo obawia, bo moja siostra jest przeszczupła, a cała rodzina to grubaski), bo nie zamierzam jeść mniej niż 1000, a przy intensywnym wysiłku fizycznym, nawet więcej.
Twoja pierworodna nie będzie jeść kolacji po 19-tej, zrozum proszę że długo jadłam bardzi niewile i podłych rzeczy, na kolację właśnie, bo cały dzień nie miałam czasu. Dlatego postanowiłam to zmienić i proszę, nie zmuszaj mnie do jedzenia kolacji.
Nie chcę zrobić sobie krzywdy, jestem duża i rozsądna, zaufaj mi proszę, nie postawiaj ciastek pod nos, a lody waniliowe sama będę kupować, bo uwielbiam i są nisko kaloryczne.
Na koniec powiem, że będę Ci osobiście przygotowywać posiłki do pracy, żebyś nie była taka głodna wieczorem, to może razem będziemy się motywować do zrzucenia ciałka tu i ówdzie."
ufff
jak sądzicie, poskutkuje?
pozdrawiam
-
łęee, zapchałam się śliwkami i nektarynką...
Moje menu na dzisiaj jest NIEPOLICZALNE
zupełnie nie umiem sobie z nim poradzić.
Zjadłam 200 kal na śniadanie, potem jeszcze pomarańczę i jakichś dosłownie kilka kalorii w cienkim waflu ryżowym z papryką i sałatą. To na razie jakieś 300.
No i potem zaczyna się trauma. Poszłam na obiad do baru sałątkowego. Nawaliłam sobie tych sałatek na talerzyk - taki najmniejszy - było tego jakieś 200, 300 g. Sama nie wiem. Rewelacja, pychota i w ogóle. Był tam brązowy ryż, chyba pasta tofu, jakaś żółta substancja (łyżka sałatki keczuańskiej czy innej wywalonej w kosmos z wielkimi białymi fasolkami, pychota) i w cholerę kiełków. Ile to mogło mieć kalorii, nie mam pojęcia. Chyba skropione do tego oliwą. No i ziarenka orzechów ziemnych i grzyby. I więcej grzechów nie pamiętam.
Powiedzmy, że miało to 200, 250 kalorii. Bez pieczywa, rzecz jasna. Ale to nie koniec.
Potem kupiłam sobie loda "Oskar", śmietankowego w polewie brzoskwiniowej. Był rewelacyjny. Miałam ochotę na big milka, ale nie mieli na składzie. Policzyłam jak big milka, bo w końcu co śmietankowy, to śmietankowy, a ta polewa chyba nie mogła mieć za dużo kalorii. No, w każdym razie mniej więcej 100 kalorii biorę pod uwagę.
A potem te cholerne śliwki, od których już mi się w brzuchu coś lasuje, i nektarynka, którą zapchałam się do szczętu.
Hmmm że niby 600 kalorii? eee nie wierzę. Musiałam popełnić jakiś błąd. Idę go szukać w dzienniczku <skrob skrob>
-
Bardzo dziękuję za słowa pociechy i ustawienie mnie znowu "frontem" do życia
Ta przemowa do mamy jest świetna Powinna poskutkować.
Trzymaj się dzielnie
Przesyłam całą furę serdeczności
Jeśli pozwolisz zajrzę czasem.
-
Dzięki Szane
zaglądaj ile dusza zapragnie, ja czasami takie bzdury wypisuję co prawda, ale może przynajmniej się pośmiejesz
Ja do Ciebie zaglądam regularnie, po optymizm i samozaparcie.
No, dołozyłam do mojego bilansu dzisiaj kawę z karmelem. Kawę, to musiałam, bo szłam na rozmowę z promotorem, a z karmelem też musiałam, bo to długa i gorzka rozmowa miała być. I była. Cholera, wiedziałam, że ten potwór każe mi drugie tyle dopisać ;-/
No ale chyba się zmieściłam w 1000, chociaż po arbuzie mi jeszcze długo w brzuchu bulgotało.
Ale zrobiłam sobie loda arbuzowego... wsadziłam go na dwie godziny do zamrażarki. Miało być kwadrans, ale zapomniałam.... Jak sobie przypomniałam, to go trzeba było albo porąbać, albo lizać hehe. Dobry był. Ale jakiś wielki taki... i wodnisty... chlup chlup
Podróż przełożona (gupi promotor) na jutro z rańca. Nie mam już nic w lodówce, więc śniadanie ograniczy się do kilku was na sucho albo z miodem. Raczej na sucho...
Chciałam sobie zarządzić drożdżówkę na dworcu, ale to 300 kal, a pół hodziny po drożdżówce znowu mnie zawsze ssie, więc chyba sobie odpuszcz. Jak ma mnie ssać, to po 50 kaloriach, a nie po 300.
Echhh no i przyjadę do domu, a tam kaszki dla niemowląt, budynie, herbatniki - wszystko na wyciągnięcie ręki i wszędzie dosłownie. No nic. Trudno. Poćwiczym silną wolę.
Ale u rodziców się obmierzę! bo w domu nei mam metra. Ale po ciuchach sądząc, nie jest najgorzej. No i już się z siostrzycą na basen umówiłam.
Wiecie co... po tej kawie z karmelem i rozmowie z promotorem strrrasznie mi się jeść chce.. a już po północy... ja muszę wstać przed piątą... łojej łojej... to ja może spać pójdę, zanim tą wazę wtrząchnę...
To dobranoc. Zamelduję się wkrótce z gór!
buźka
-
Ahoj ahoj!
jestem u rodziców i mam parę nowinek
Pierwsze primo - zmierzyłam się i wyszło, że talia bez zmian, a nawet gorzej - ale to chyba te śliwki, arbuzy, jabłka i inne owoce
natomiast biodta o 1cm w dół, czyli 96. Jabadabaduuuu!
No i rodzice mają wagę kuchenną... Waga rozwiązałą wiele moich pronblemów, a wręcz stałą się moją małą pasyjką, bo ważę zawzięcie wszystko cały czas.
na przykład wczoraj zważyłam sobie garść makarony razowego i okazało się, że ma 30g.
A dzisiaj zwazyłam swoje śniadanie:
i okazało się, że gdybym liczyła tak, jak dotychczas, to bardzo bym sobie zawyżyła kaloryczność hihii. Ergo:
sera chudego miałam na talerzu nie 100, ale 80g --> 80kal
pół kromeczki chleba razowego litewskiego nie ma 40, ale 20g -->ok.60 kal
łyżeczki miodu nie zważyłam, bo nie chciałomi się potem wagi myć (albo oblizywać )
To na razie tyle... Aha, mama się dała przekonać. Dzisiaj robię leczo z bakłażana, kalafiora i marchewki
ile to kalorii - jeszcze nie wiem, ale wszystko skrupulatnie zważę i Wam doniosę hehe
(jak dziecko z zabawką, normalnie....)
do poczytania!
-
ech do dupy
wczoraj wieczorem, zamiast kolacji, poszłyśmy z siostrą zrobić sobie nocną sesję Diablo2... i co... i poszło wielkiw opakowanie lodów UWAGA cynamonowych
nie mam pojęcia, ile to może mieć kalorii
i nie chcę wiedzieć.
Co prawda dzisiaj rano zaliczyłam 3h w siodle, a siostra cąły czas wciąga Nutellę, ale ... ale ja przecież... BUUUU!
No i odzywa się to, o czym pisałam już jakiś czas temu. Zaczęłam podżerać. W kuchni mojej mamy wszędzie są podżerki. Mnóstwo jedzenia się marnuje. Zastanawiam się, czy to też nie jest tym właśnie spowodowane: jeśli nie zjem, to się zmarnuje i się wyrzuci. Ale z drugiej strony... jeśli zjem, to i tak się zmarnuje, bo mój organizm tego nie potrzebuje, więc sama sobie tylko zaszkodzę, a zmarnuje się w gorszy sposób niż gdyby po prostu wyrzucić ptaszkom.
O właśnie!
NIE zmarnuje się, jeśli wyrzucę ptaszkom...
tralala widzicie, jak to forum na mnie dobrze działa? Inspiracja gwarantowana hehe
no to uciekam. Wciągnęłam już dzisiaj 470kal (w tym płatki, jogurt benefit i resztka loda cynamonowego), ale wybieramy się z siostrą na basen, więc wszystko spalę z naddatkiem. Już ją prosiłam, żeby mnie kopnęła w rzyć, jak będę chciała coś wciągać po 20-tej
A jutro nowy piękny dzień, rozpoczęty w siodle IIIHA
do zobaczenia
-
bilans po powrocie z super-tyjących wakacji u rodzinki:
waga: 65 kg NADAl BUUU
talia: 72 cm (che??)
biodra: 95 cm hmmm całkiem nieźle
i nowe spodnie, rozmiar L niestety, ale wlazłam i w S, tyle, że nie lubię obcisłych rzeczy hehe
W kazdym razie wróciłam do domu, tu nie ma ciast, czekolady, lodów, bagietek i mam nadzieję, że te cholerne oponki zaczną spadać
Dzisiaj na śniadanie pomarańcza
może zrobię dzień owocowo-warzywny?
a może kumpel mnie na piwo wyciągnie wieczorem i będzie znowu wielka dupa...
-
Wróciłam. Miałam strasznie zawalone półrocze, drugie pewnie też takie będzie, ale ten pamiętnik to całkiem fajna sprawa. Motywuje i bawi, a w dodatku zapewnia możliwość szybkiej retrospekcji w razie chwilowego załamania nastroju
Dziś rano wlazłam na wagę: 66kg. Z tego wynika, że od mojego ostatniego wpisu, który miał miejsce już sporo temu, przytyłam tylko 1 kg. Nie jest źle. Od natychmiast wracam do starych dobrych nawyków.
U mnie parę zmian. Po pierwsze - mam kota Jest malutki i sliczny, i codziennie demoluje mi mieszkanie, mniei wszystkie swoje zabawki.
Do tego powoli rzucam palenie. Np od małej nasiadówy w sobotę wieczorem nie zapaliłam ani jednego papierosa. Jestem z siebie dumna
Problemy z dietą mają w temacie "Zima -->brak nowalijek". Ale postanowiłam być dzielna. Kupiłam sobie warzywa na patelnię, mieszanka chińska i gotuję z makaronem (razowy albo durum), rewelacja. Do tego na śniadanie zamiast absolutnie wszystkiego, co jest w lodówce, tylko jedna miseczka owsianki albo kaszki i owoce. Dzisiaj zjadłam już miseczkę z 3 płaskich łyżek manny i jogurt naturalny.
I znalazłam sposób na dłuższe i bardziej dokładne wciganie: kupiłam sobie pałeczki Pałeczkami je się dłużej i mniejszymi kęsami. A ile się kalorii przy okazji spali, bo się palce plączą.. Rewelacja, hehe
A na obiad dzisiaj coś z bufetu niestety, bo zaraz jadę na zajęcia. Ale obiecuję wrócić od jogi - teraz, kiedy nie palę, ergo moje mieszkanie nie jest zadymione niemiłosiernie, jest to przynajmniej nie bluźniercze. Obiecuję też wrócić do biegania \, neizależnie od tego, że o 6 jest jeszcze okropnie ciemno. Co to za przeszkoda dla mnie..
Pozdrawiam serdecznie
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki