Kolejny dzień na diecie.Teoretycznie dzis jest 4ty ale wczoraj miałam wpadke wiec go nie licze.Biegam codziennie wieczorem ale jak jest deszczowa pogoda to odrabiam nastepnego dnia rano.I w ten magiczny sposob wychodzi ze biegam dziennie około 6,5 km Nie wiem jak moj organizm to wytrzymuje ale poki nie padam to jest dobrze.
Teskni mi sie do domu i czasem z tej tesknoty dostaje doła i chce np sie czyms słodkim pocieszyc.Ciezko jest sie odchudzac i walczyc jednoczesnie ze swoja dusza.
Oby jak najszybciej do domku.Wtedy bede mogła sie tylko skupic na odchudzaniu.Caly czas chodzi mi po głowie zeby przejsc na 1000kcal ale jakos sie zebrac nie moge.Moze za LENIWA jestem na nia.Bo to liczenie tych kalorii to jednak wymaga dyscypliny.Do 27ego sierpnia na SB sie pomecze a pozniej to zobacze jak wyjdzie i ile bede miała jeszcze do schudniecia.Tak sie bardzo boje tych wpadek.A o nie nie trudno.Szczególnie jak u iostry jestem.Tak zawsze cos dobrego stoi na stole nawet paluszki o obnizonej kalorycznsci...tylko ze na SB nie moge paluszków...a szkoda
No i ta nieszczesna pupa...za nic nie moge jej stracic.Nogi ładnie mi chudna a ten tyłek jak wielki był tak wielki jest
Może ja cos zle robie albo cos, sama juz nie wiem.
Zakładki