Mi także minął już okres studiowania 
Z tego, co czytam, Kamila jest na dietetyce, aTy dd29 co studiowałaś? Ja zmagałam się z filozofią. (strasznie uparty promotor - dopuścił od nas tylko 3 osoby z kilkunastu - u drugiego dla porównania nie obroniła się tylko jedna, makarba!) No ale ostatecznie jestem już panią magister. (uff) Myśle teraz o podyplomówce z pedagogiki, żeby móc organizować warsztaty wokalne.
Hmm... Obojętnie, czy zejdzie woda, czy cokolwiek innego - spróbuję oczyścić swój organizm. 5 dni bez soli to nie tragedia, a 1200 kalorii przez dłuższy czas - BEZ SMAKU - to mi się po prostu w głowie nie mieści. Zresztą ja nie jestem za totalną ascezą. Jak trzeba - to potrafię się przymusić nawet do samych zupek cambridge w diecie ścisłej, ale pamiętam jak byłam na "tysiaczku" to jak miałam ochotę skubnąć prince polo, to zważywszy odnotowałam ile go tam pochłonęłam i wtedy reszty zjadłam mniej.
W sumie póki siedzę w domku to nie przeszkadza aż tak mocno liczenie i ważenie. Gorzej, jak wyjeżdża się w trasę np na weekend, albo na jakieś warsztaty. Tam nie ma wagi ani nic z tych rzeczy (muszę kupić sobie malutką jakąś, bo moja to kolos straszny)...wtedy trudno jest o dietę.
Nie ma rzeczy niemożliwych. Mamy tylko to, co mówimy, że będziemy mieć.
Zakładki