Dzisiaj troszke zaszalałam z jedzonkiem, a wszystko zaczeło się od tego, że Piotrek rano poszedł do sklepu po pieczywo, kiedy spałam. Przyniósł mi śniadanko do łóżka, bułke sojową z masłem, szynką i serkiem, ogórkiem, a do tego bukiet tulipanów dakich delikatnie różowych. A że nic się nie dzieje bez przyczyny i moje kochanie chciało iść na miasto więc od rana się podlizywał. Tak wiec mnie namówił na obiad, znjadłam jakiś kotlet po szwajcarsku, miał być z kurczaka, był schabowy, z serkiem i szynką w środku, do tego pieczarki, troszke kartofli, to zjedliśmy na rynku, później poszliśmy do CH, na deser lodowy, kalorii miał mnóstwo, 3 gałki lodów, czekolada, likier wiśnowy, wiśnie, wafelki, mmmm A na 2 deser była kawa migdałowa i ciastko , do tego zjadłam jeszcze pare orzeszków nerkowca i dość troche winogron, i pare plasterków goudy z ziołami Więcej grzechów nie pamiętam
A żeby nie było, że cały dzień jadłam to:
70min na rowerku, przejechałam niby 40km, spaliłam 800kcal
Martusia zaczeła biegać (trzeba to zapisać w kalendarzu )dzisiaj 15 min, na dobry początek
45 min intensywnego pływania, 90 szerokości basenu(żabka, na plecach i klaurem)

A teraz padam na nos, odwiedze was i ide lulać, dobranoc