Vivincia, nie obwiniaj się za 1200, ja jem codziennie 1300 i chudnę a od wagi zaczynałam prawie identycznej... ale z nią koniec, nie chcę do tego wracać. Wytrzymamy a w lecie będziemy laseczki!
Vivincia, nie obwiniaj się za 1200, ja jem codziennie 1300 i chudnę a od wagi zaczynałam prawie identycznej... ale z nią koniec, nie chcę do tego wracać. Wytrzymamy a w lecie będziemy laseczki!
Ponoć wiara czyni cuda a ja wierzę, że się uda!
forum.dieta.pl/viewtopic.php?t=68510&postdays=0&postorder=asc&sta rt=1000
Zamieszczone przez doris23
Ta jest . Uda się, tylko ja się muszę trochę silniej zmobilizować, zwłaszcza, żeby zacząć. Bo jak już wejdę w rytm, to dam radę, bylebym nie przedobrzyła (jak już pisałam - mam ciągotki do niezdrowego głodzenia się ). Tak więc jutro wstaję raniutko (ale wyspana, bo to też ważne), robię zestaw ćwiczonek, potem odbębniam obowiązki domowe i biorę się za naukę, czyli czytanie lektur i powtarzanie historii, ale wszystko na rowerku stacjonarnym (mam takie fajne urządzonko - najtańszy i już się zepsuł - nie działa wyświetlacz, ale "jeździ" ). Nawiasem, mogę mieć, dorcia, pytanko?? Bo zauważyłam w Twoim profilu słówko "nauczyciel" - czego??
Niom . Wakacje to mój cel. Albo raczej - jeden z wielu. Bo mam też cel, który troszkę dziwnie współgra z odchudzaniem, ale tylko na pozór. Mianowicie - matura, która czeka mnie za kilka miesięcy. Liczę na to, że przy dietkowaniu i ćwiczeniu moje życie nabierze takiego zorganizowania, wiecie, o co chodzi, prawda?? I wtedy łatwiej będzie mi zebrać się i do nauki. Już tak bywało i, choć to dziwne, to odchudzając się, czyli bez wspomagaczy typu czekolada i kawa z cukrem, uczę się jakoś lepiej, pilniej i wydajniej . Oczywiście, jeśli nie przedobrzę, bo zdarzyło mi się zemdleć z głodu nad ksiązkami, ale to...dawne czasy i o tym zapominam .Zamieszczone przez her12
Witam na forum i trzymam kciuki
U mnie systematyczność jeśli chodzi o naukę to pod psem... Jak zwykle... Ale na razie nie mam przez to problemów choć faktycznie zorganizowanie potrzebne jest
Ponoć wiara czyni cuda a ja wierzę, że się uda!
forum.dieta.pl/viewtopic.php?t=68510&postdays=0&postorder=asc&sta rt=1000
Drugi dzień. Idzie mi średnio... Uwaga, teraz będzie krótka lista wymówek:
- mam okres, obfity i bolesny (jak każdy mój, pani gin. powiedziała, że już taka ułomna jestem i nic się nie da zrobić, a ja się przyzwyczaiłam - mówię, że to wymówka)
- jest debilna pogoda - zimno, wieje jak cholera i właśnie zaczęło lać (no i co, pogoda Ci przeszkadza??)
- jakoś ogólnie xle się czuję, nie wiem dlaczego...
A teraz krótka spowiedź. Obudziłam się rano o 7. Pomyślałam sobie, że tak mi dobrze, jeszcze poleżę, a potem zjem pyszne śniadanko i będę się byczyć. Ale zastanowiłam się, no i co ja potem napiszę w pamiętniku i przyszło opamiętanie . Wyskoczyłam z łózka i zrobiłam całą serię ćwiczeń na brzuch (na razie własngeo pomysłu, z klasycznymi brzuszkami, ale muszę się zainteresować tą słynną "6" Webera, czy jak mu tam było). Podekscytowana sukcesem zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie - takie normalne, kawa z mlekiem (ze słodzikiem, ale mam w planach kompletnie odstawić kawę - piję bardzo słabą, ale i tak mi pewnie zdrowia i urody od niej nie przybywa ) i dwie kromki z białym serem. I z solą. Sól też muszę odstawić, za dużo solę. Ale potem mnie naszedł taki jakiś nastrój nie do życia.. Miałam sprzątać i się uczyć, ale nie dałam rady i do 11 się tylko snułam po domu, siedziałam przed kompkiem i ogólnie nie robiłam nic. Po tym nic wzięłam się za obiad, bo mama dziś wybyła z domu. Zrobiłam barszczyk z ziemniakami, bo po pierwsze:taką dostałam instrukcję, a po drugie:na nic bardziej wyrafinowanego nie miałam siły ). No i zrobiłam ten barszcz - miodzio swoją drogą, wrąbałam cały talerz. No, ale żurek chyba nie jest taki tragiczny, cooo?? Gorsze jest to, co było potem. Koło 14 chcica mnie naszła, w sensie atak. A dokładniej to miotałam się po domu, szukając czegoś do jedzenia. Słodyczy nie znalazłam żadnych, przed kanapkami się powstrzymałam (to jednak nieprzyzwoite jeść kanapki o 14. ), ale dopadłam budyń. I sobie ugotowałam, wiem, wstyd mi. Byłam zła na siebie, no ale stało się. Wrąbałam ten budyń i w miarę mi przeszło. Postanowiłam sobie, że teraz nie zjem kolacji, no ale nie wiem, czy dam radę... A jutro spróbujemy powolutku się poprawiać, tak żeby z każdym dniem było lepiej. Kurczę, myślałam, że w ferie będzie mi łatwiej zacząc, ale jest ciężko... I nie wiem, skąd to złe samopoczucie, mam nadzieję, że mnie żadna grypa nie łapie czy coś... Jutro MUSZĘ ćwiczyć, muszę!!
Nie łam się.Będzie ok.
damy radę zobaczysz
Zbyt ładna dla brzydkich, A dla ładnych za brzydka
Za gruba dla chudych, A dla grubych za chuda.- czekoladoholiczka
Dasz radę! Patrz ile osób tutaj w ciebie wierzy! Nie zawiedziesz ich! Ale zrobisz to dla SIEBIE dla własnego samopoczucia i zadowolenia. A my będziemy wiernie kibicowaćA!!!
Ponoć wiara czyni cuda a ja wierzę, że się uda!
forum.dieta.pl/viewtopic.php?t=68510&postdays=0&postorder=asc&sta rt=1000
Będę Twoją czirliderką z pomponami
Będę krzyczeć: DAMY RADĘ! ZWYCIĘŻYMY! DAMY RADĘ! ZWYCIĘŻYMY!
Bądź, kami, krzycz (ciekawe, ile kalorków spala się, wrzeszcząc ). nie było mnie, dziewuszki, dni parę, ale to nie dlatego, że się poddałam. Ściśle mówiąc, poddałam się trochę też, ale nie było mnie, bo przez te wichury ostatnie nam przerwały linie telefoniczne i dopiero dziś (o dziwo - w niedzielę!!) panowie przyjechali naprawić. I w ogóle to myslałam, że będę szukać swojego wątku gdzieś na 15 stronie, a tu mi zrobiłyście niespodziankę . Choć w czasie niebytności na forum szło mi dalej średnio...
Z ćwiczeniami - lepiej. Dziś raniutko sobie wstałam i poćwiczyłam brzusio, wczoraj i dziś dzielnie pedałowałam na rowerku, ale tego ciągle za mało. No i jem. Ach, ileż grzechów było przez te dwa dni. Szarlotka była, czaicie?? Vivi rzuca słodycze, ale jak Vivi poczuje aromat świeżo upieczonej szarlotki, to wszystkie postanowienia ulatują. Głupia, gruba, niewytrwała Vivi. A ja potrafię się trzymać... Za parę dni, jak się wreszcie zmobilizuj, to ta szarlotka to będzie dla mnie pyłek na wietrze... Ale muszę tak naprawdę zacząć. Przestawić się na myślenie dietowe, czyli widząc kawałek ciasta mówić sobie: "niet, jestem na diecie, a tu jest masa niepotrzebnych kalorii", ewentualnie "okay, mogę to zjeść, ale za to dodatkowe pół godziny ostrego pedałowania". A na razie mówię "no, ostatecznie... Mogę przecież zacząć ditę jutro". Nie ma jutro, nie ma "od poniedziałku", jest DZIŚ, pusty, blaszany łbie . No, ulżyło mi. Co nie przeszkadza, żebym tak naprawdę solidnie, z werwą zaczęła jutro . Dzięki za wsparcie!! Buziaki :*:*:*
Zakładki