Cześć i czołem wieczorową porą (u mnie, w Polsce już świta)...

Jestem już w Seattle i powoli schodzi ze mnie wściekłość... Dlaczego się dzisiaj wściekłam, zapytacie? Otóż miałam termin u dentyski na 14-tą, już ostatni z serii, miałam mieć założone koronki i móc się nareszcie ładnie uśmiechać... Mój mąż z rana zadzwonił, bo się biedak rozchorował (zatruł się czymś i dzisiaj przeżywał lekkie horrory, więc został w domu i nie pracował... ), więc aby do niego zajrzeć przed tą dentystką, wyjechałam już o 9h30 z Vancouveru. Podróż do Seattle trwa normalnie około 2 i pół godziny do 3 godzin... Niestety, nie przewidziałam, że na samą granicę będę potrzebowała ponad 2 godziny!!!! Jak do tej pory nigdy nie miałam tego problemu, granicę załatwiałam w góra pół godziny... A teraz tym granicznym pionkom zachciało się zamknąć 5 pasów, tak że pozostały tylko dwa pasy plus pas dla posiadaczy karty Nexus (ja niestety nie mogę o nią wystąpić )... A że samochodów o tej dziwnej porze było mnóstwo, to się stało i stało... Dobrze, że miałam ze sobą książkę, to przynajmniej czasu nie straciłam, ale strasznie żal mi tego terminu u dentystki, który oczywiście trzeba było przełożyć na następny tydzień... Więc jeszcze przez tydzień będę "czarowała" ludzi moimi tymczasowymi koronkami - a to w sam raz sam przód, obie jedynki oraz obie dwójki... A miało być już tak ładnie... Koronki obejrzałam sobie tylko na modelu... Ech, nic to... Do tego byłam u męża dopiero o 5-tej (po wizycie u tej dentyskit oraz w polskim sklepie, jedynym w Seattle, więc drogim ), co oznacza, że byłam również strasznie wygłodzona... Ale tutaj powiem wam, że nawet tak cholernie głodna jakoś postarałam się nie przesadzić z kalorycznością, tylko że przez głód trochę poszło na puste kalorie vide śliwka w czekoladzie... Nie wiedziałam, że ona jest aż tak kaloryczna!

A więc tutaj podaję moje jadłospisy w dwóch ostatnich dni...

Relacja ze środy, 11. kwietnia:

Ruch:

Miałam szczytne plany pójścia na Step, a jakże poszłam... i pocałowałam klamkę... ponoć kurs odwołano ze wględu na niską frekwencję... Powiem szczerze, że nie poczułam się aż tak zawiedziona, gdyż po 1. byłam strasznie zmęczona i poszłam raczej po to, aby tutaj przed wami nie dać plamy (co oznacza, że wasze wsparcie bardzo mnie motywuje i dzięki wam za to ), w końcu ruszać się trzeba i do tego wykupiłam już karnet, który wypadałoby wykorzystać, a po 2. podejrzewam, że mogę mieć problemy z kolanami po zajęciach tego typu, jednak chciałam przynajmniej spróbować... No więc koniec końców zamiast stepu wyszedł mi tylko ponad półgodzinny spacer, z przerwami na zakupy spożywcze (przywiozłam mężowi jego ulubioną niemiecką kawę... ). Dodatkowo wykonałam zaraz po przyjściu do domu serię brzuszków: 3x20 normalne oraz 2x20 skośne.

Menu i kalorie:

> kawa z mlekiem sojowym i cukrem x2 = 120
> 2 jajka na twardo = 140
> 1/2 łyżki majonezu = 50
> papryka, 100g = 29
> 5 migdałów = 50
> gotowe danie z Lean cuisine (kurczak z warzywami i ryżem) = 360
> batonik All bran = 130
> 1/2 szklanki mleka sojowego = 50
> plaster sera havarti light = 110
> 2 plastry włoskiej szynki = 60
> 2 pomidory = 34
> batonik All bran = 130

Łącznie 1263 kcal

Relacja z czwartku, 12. kwietnia:

Ruch:

Ruch dzisiaj jak widać samochodowy... Ale zanim pójdę spać wykonam jeszcze serię brzuszków...

Menu i kalorie:

> kawa z mlekiem sojowym i cukrem x2 = 120
> mleko sojowe, 1 szklanka = 100
> 2/3 szklanki chrupek All bran = 80
> mrożone jagody = 40
> batonik All bran = 130
> kromka ciemnego tostu = 100
> kabanosy, 40g = 132 (naszło mnie na te kabanosy po lekturze wątku Tussiaczka )
> plaster żółtego sera = 80
> ogórki, 150g = 15
> śliwka w czekoladzie = 123
> pół plastra babki murzynka = 85 (tego, którego upiekłam tydzień temu, ale nie posmakowałam nawet, więc wcale mi nie żal)
> 1 szklanka zsiadłego mleka = 130
> zupa (brokuły, kurczak i odrobina razowego makaronu) = 130

Łącznie 1245 kcal

Jak widać, przez pierwszą fazę SBD potrafię przebrnąć raptem przez 2 dni, na 3. dzień mam kryzys i słabo mi, więc przechodzę bez żadnych ceregeli na fazę drugą. Całkiem bez węgli nie da się, prawda?

Zanim pójdę w poziom, postaram się poczytać trochę co tam u was słychać... Mam nadzieję, że dzisiaj w końcu będe miała miłe sny i się wyśpię, gdyż przez cały ostatni tydzień miałam takie ciężkie i dość dziwne sny (np. aż 2 razy śniło mi się, że musiałam do toalety, a tu toalety w otawartych i duzych pomieszczeniach, jakieś sedesy na środku sali itp., więc musiałabym załatiwać potrzebę przy ludziach, których zawsze było sporo, normalnie aż czułam ten wstyd... dziwny sen, prawda?) , a po przebudzeniu czułam potworne fizyczne zmęczenie... To chyba psychika spokoju mi nie daje, będę musiała się nią zająć... Jakoś się zrelaksować, np. na jutrzejszych zakupach... I więc wychodzić do ludzi, szczególnie wieczorami, aby odreagować dzień... No nie wiem...

Buziaki,
Moni
[/list]