Właściwie już kończę odchudzanie, ale forum do niedawna tylko czytałam...Odchudzać się próbowałam już kiedyś - najczęściej w czasie wakacji
Po prostu jak jadłam pod koniec roku szkolnego za dużo słodyczy, to mama mówiła, ze powinnam trochę ograniczyć - sama też postanawiała się odchudzać - i obie przez jakiś czas jadłyśmy około 1500-1600 kcal dziennie (mama mi pozwalała
). Ja zazwyczaj schodziłam tak ze dwa kilogramy w dół, potem jechałam na kolonie, gdzie jadłam dość sporo. Więc wracałam do poprzedniej wagi. Ale jednocześnie bardzo szybko rosłam (miałam 11 lat, kiedy zaczęłam po raz pierwszy się "odchudzać" - stąd liczba 11 w moim nicku
Wtedy się zarejestrowałam
), więc nie miałam jakiejś nadwagi. Ale przestałam rosnąć (oby!!!) - mam 180 cm i niech tak zostanie, bo ja już nie chcę ani 0,5 cm więcej, chętnie komuś bym oddała z 10...
Albo gdyby się dało, tak jak przy odchudzaniu, zrzucać centymetry - tylko że ze wzrostu... :P W każdym razie moje ostatnie dietkowanie miało miejsce w czasie Wielkiego Postu w roku 2006. Zakończone oczywiście niepowodzeniem - po dwóch tygodniach jak się rzuciłam na ciasta... a potem to juz nie wracałam do diety
![]()
Pod koniec stycznia tego roku zabrałam się za odchudzanie - tym razem już porządnie. Miałam około 75 kg. Kalkulator na stronie głównej dieta.pl pokazywał, że są to 4 kg nadwagi. No tak, jak przestałam rosnąć, to zaczęły się ujawniać te słodycze, kanapeczki, przekąski, które tak lubiłam podjadać :P Możliwe, że miałam nawet 1 lub 2 kilogramy więcej, bo zważyłam się dopiero po tygodniu stosowania diety, a trzy tygodnie po rozpoczęciu codziennych porannych ćwiczeń...W każdym razie 21 lutego ważyłam już 69,9 kg. Dieta, którą postanowiłam wypróbować, to była "dieta dla łasuszka" znaleziona w jakiejś gazecie - polega na tym, że je się 7 posiłków dziennie (godziny podane przez gazetę, można je przesuwać - ale wtedy także innych posiłków godziny powinno się przesunąć):
08:00 śniadanie 250 kcal
11:00 przekąska 150 kcal
13:00 obiad 300 kcal
15:00 podwieczorek 100 kcal
17:00 przekąska 100 kcal
19:00 kolacja 300 kcal
22:00 przekąska 100 kcal
Razem 1300 kcal
Przez ferie (29.01.07r. - 11.02.07r.) mogłam sobie spokojnie jeść o tych godzinach, jadłam według gazetowej rozpiski (dwie łyżki czegoś, pół jabłka, łyżeczka czegoś, mała ilość czegoś), ale jak miałam wrócić do szkoły, to musiałam jeść śniadanie około 6. Za to obiad - kanapki - rozłożyłam sobie na dwie przerwy. Zaczęłam kontrolować ilość kalorii w poszczególnych posiłkach - okazało się, że jak jadłam zgodnie z gazetą, to jadłam więcej, no ale dzięki temu nie miałam zbyt gwałtownego przeskoku z dużej ilości kalorii na małą...Potem z 1300 kcal dziennie zeszłam na 1000-1100
Policzyłam, że akurat do Wielkanocy będę na diecie, tylko że nie uwzględniłam czasu na powrót do normalnego żywienia...
No i w lany poniedziałek zważyłam się rano - 62 kg - i wieczorem - 64,5 kg (świąteczne obżarstwo... :P), teraz od 12 kwietnia powolutku zwiększam ilość kalorii... no, na razie to tylko jedno zwiększenie było - dzisiaj jem już 1230 kcal zamiast 1200. Mam zamiar zwiększać co 2-3 dni o 30 kcal, wtedy wyjdzie mi około 100 kcal na tydzień. Tylko jeszcze nie jestem pewna, czy tak można, czy lepiej by było co 3 - 4 dni o 50 kcal zwiększać... ktoś mi podpowie?
![]()
Jeśli chodzi o moje nastawienie do diety... Na początku, jak zaczęłam ćwiczyć, to chciałam zrzucić "tylko kilka kilogramów", jak zaczęłam dietę i weszłam na wagę i się okazało, że ważę 75 kg, to sobie dałam cel: 65 kg. No, ale trochę za dużo zeszło, więc mam nadzieję, że już za bardzo nie schudnę (najchętniej zostałabym na tych 62 kg - BMI 19,14). No cóż, wtedy zabiorę się ostro za masę... mięśniową (chyba troszkę mięśni na brzuchu nie będzie wyglądało brzydko?Wprawdzie już coś tam jest, bo dzielnie ćwiczę, ale nie chcę, żeby te kilogramy, których już nie powinnam tracić, stały się tłuszczem... Będzie to trzeba jakoś wykombinować
) Mniej więcej w połowie diety miałam wielkiego doła, zaczęłam sobie liczyć, ile powinnam ważyć. Kalkulator ze strony głównej dawał jako prawidłową wagę dla mojego wzrostu 61-66 kg, a ponieważ było tam plus minus 5 kg, to pomyślałam "no to ja chcę 60..." Potem zeszłam na plany o 59, 58... i tak do 50
Ale na szczęście szybko się opanowałam, jeszcze dodatkowo podziałał na mnie artykuł, który był w jakiejś gazecie wiszącej przy kiosku - "Umieram, bo nie jem" i zdjęcie anorektyczki... To podziałało na mnie jak wiadro zimnej wody, od początku moich okropnych marzeń do ich zakończenia minęło tylko kilka godzin. Na szczęście... No i pomyśleć, że nie chcę teraz zejść poniżej 62
I się tej łatwości chudnięcia trochę boję... No cóż, ciężki jest żywot nastolatki, której głupie myśli przychodzą do głowy :P I która ma wahania nastrojów, i... no, same wiecie najlepiej, pewnie już się część z Was z tych czasów śmieje
(ale to dobrze, poradzicie mi, jak coś
)
No i teraz troszkę o tym ostatnim etapie diety, o wyjściu z niej - to mi się wydaje najtrudniejsze. Łatwiej mi było jeść 1100 lub 1200 niż teraz pilnować, żeby nie zjeść ani za mało, ani za dużoW czasie Wielkiego Postu nie jadłam słodyczy, teraz od czasu do czasu będę sobie pozwalać na coś słodkiego... Ale wlicza mi się to w kalorie zjadane
Jak gdzieś ze znajomymi będę szła na miasto to pewnie zjem więcej, ale nie szkodzi, raz na jakiś czas nie powinien chyba jakiś fast-food zaszkodzić, zwłaszcza, jeśli nie zjem teego kilku sztuk, tylko jedną?
Ech, o ileż łatwiej by mi było teraz, gdybym się ważyła częściej i zaczęła zwiększać ilość kalorii jeszcze przed Wielkanocą...
Co do skutków odchudzania: dzieki ćwiczeniom jest ok, chociaż trochę pustej skórki mam na brzuszku (mięśnie trzymają, ale mimo wszystko...) i "schabikach". Straciłam trochę cm w biuścieAle to z takiego mniejszego C (no bo niektóre staniki, które miały miseczkę C, były za duże, ale były i dobre C
) na B... Ale czy to dzięki ćwiczeniom, czy dzięki mojemu wiekowi, jest jędrny
Bardziej martwi mnie ta skóra, ale w czasie kąpieli robię pod koniec taki zimny - ciepły - zimny - ciepły - zimny - ciepły - zimny prysznic, więc powinno wrócić do normy, prawda?
Włosy i paznokcie (które nareszcie przestałam obgryzać!
) zdrowe
Okres - hm, za pierwszym razem był o wiele mniej obfity niż zwykle, jakiś czas później takie ledwo-ledwo plamienie, dwa tygodnie później - znowu, kolejne dwa tygodnie później - też takie ledwo-ledwo (pierwsza miesiączka była "porządniejsza"... kto by pomyślał, że za tym zatęsknię
). Mam nadzieję, ze jak wrócę na normalną dietę, to wróci, jak nie, to pójdę do lekarza... Centymetry stracone w talii - no, dzięki hula-hopowi wyrobiło mi się bardzo ładne wcięcie, sądzę, ze z 5 cm straciłam (nie mierzyłam się na początku
). No i czuję nie takie miękkie, jak kładę ręce na biodrach (i jakie czułam po świątecznym obżarstwie
), tylko twarde - czyli elegancko mięśnie się wyrabiają
![]()
Jeśli chodzi o ilość moich ćwiczeń, to oprócz wuefów w szkole (dotychczas zawsze grzecznie ćwiczyłam, nie zgłaszałam niedyspozycji pięć razy w miesiącu, jak niektóre koleżanki :P, tylko jak byłam chora to błagałam mamę o zwolnienieno, inna sprawa, że się średnio starałam... :P ale teraz się staram, wuefistka mnie pochwaliła
![]()
![]()
) ćwiczę codziennie rano przez średnio 45 minut (średnio intensywnie). Chodzę do szkoły i z powrotem pieszo, zazwyczaj chodzę po schodach (7 piętro), kilka razy byłam sobie pobiegać (no, na razie jest to tylko 3 minuty biegu na 3 minuty spaceru powtórzone 5 razy, ale do wakacji będę umiała biegać 10 minut bez przerwy!
), dwa razy byłam na rowerze - około godziny jazdy w tempie 15 km/h. I ogólnie staram się trochę ruszać
Na razie na baseny i siłownie nie chcę, może później
Hm, coś powinnam jeszcze napisać?Chyba już skończę... komu się to będzie chciało czytać :P Jeśli macie jakieś rady dla mnie (przede wszystkim jak bez zbyt gwałtownego zwiększenia kalorii i efektu jojo w miarę szybko wrócić do normalnego jedzenia) albo ciekawi Was taka szara osóbka jak ja, to piszcie...
Dążenie do celu, gdy się czuje czyjeś wsparcie, jest o wiele łatwiejsze, ale będę jeszcze szczęśliwsza, jak będę wiedziała, że ktoś się cieszy, że już mi się udało
![]()
Zakładki