na całe zło - facet? (czyli banalnie, pytająco i chyba niezrozumiale - starzeję się)
czy czekamy na księcia z bajki co zdejmie z nas ciężar bycia g.b.?
czy jeśli zjawi się - jemu zawdzięczamy wszystko?
co się dzieje gdy nas zostawi?
chcemy mieć kogoś dla siebie - ale czy sami dla siebie jesteśmy? Chcemy kogoś kochać- ale czy kochamy siebie?
czy można dobrze kochać drugiego człowieka gdy się samemu nie kocha?
czy można kogoś dobrze poznać jeśli siebie się nie zna?
mężczyźni robią z nas grube baby? czy same się nimi stajemy? Dla kogo jesteśmy grube - dla siebie czy dla nich?
mężczyźni są różni. Dlaczego stale są naszymi lustrami? Dlaczego to wszystko jest TAKIE WAŻNE? to jak się wygląda? kto tego od nas oczekuje? i czemu nie zastanawiamy się nad tym - dlaczego te oczekiwania chcemy spełniać?
świadomość prowadzi w ciemne korytarze gdzie nie spotykamy się z drugim człowiekiem ale z samym sobą. czy mężczyznom to lepiej wychodzi? czy kobiety czekają na rycerza co ich przez ciemną dolinę przeprowadzi? (zła się nie ulęknę bo ty jesteś ze mną? to nie było o facecie. Bóg być może jest kobietą. A najlepiej by pozostał Bogiem). Nie wiem. Widzę generalną tendencję, może to moja paranoja. Czy naszym jednym i najważniejszym problemem była - odwieczna samotność?
Zakładki