-
Owieczka - prawdziwa historia :)
Zacznę od początku... Ja zaczynałam z wagą 54kg... Niby proporcjonalne do wzrostu ale KAŻDY (nawet matka, brat, których za to nienawidzę) mówił mi że jestem gruba... Mój problem wyglądał tak że jeszcze przed Anoreksją miałam depresję, którą zdiagnozowano duuużo później (zaledwie kilka miesięcy temu, a za 5 dni minie pierwsza rocznica odchudzania). Wyglądało to tak, że w szokle byłam osobą bardzo pewną siebie. Wesołą, z ostrym językiem, sporo rzeczy mnie śmieszyło, miałam najlepszą przyjaciółkę i przyjaciela. Wszędzie chodziliśmy razem. Ale kiedy wracałam do domu (powroty starałam się opóźniać jak najbardziej) stawałam się zła, zamknięta w sobie i rozdrażniona. Nienawidziłam moich rodziców, na co złożyło się parę czynników:
- urodził się mój brat. Z początku mi nie przeszkadzał ale kiedy chciałam się przytulić do mamy (miałam 8,5 roku) ona mnie odpychała, mówiła, że on potrzebuje tego a ja nie.
- krytykowała mój sposób bycia, zabraniała mi słuchać muzyki, narzekała na mój stosunek do nauki (średnia 5,2!!! wystarczało mi to, co było na lekcji!), przyjaciół, "włóczęgi" z kolegami (a ja tylko nie chciałam wracać do domu).
- Nauczyła mojego brata (wówczas 3-letniego, uczącego się mówić) słowa grubasie. Przychodziłam i słyszałam "Ty grubasko!" od matki, "Glubasie" od brata.
Przez pół roku (bo przedtem ważyłam 48kg ale potem przytyłam bo dużo urosłam i przez pół roku ważyłam te 54kg) mi to nie przeszkadzało, ba, byłam z siebie dumna, patrząc na katujące się dietami koleżanki. Kiedyś jedna dziewczyna z zazdrością spytała: "A ty to się tym nie przejmujesz?" "Tym", czyli figurą. Nie, nie przejmowałam się... Do czasu.
W końcu coś we mnie pękło. Zaczęły się wakacje i to, co uważałam za silną osobowość (tzn. jem co mi się żywnie podoba i nie poddaję się presji szkieletorowatych dziewczyn) zmieniło się w coś innego. Rodzice wmawiali mi, że nie umiem żyć bez jedzenia i jestem słaba. Dotąd uważałam, że jestem silna, bo się nie katuję... Wszyscy moi przyjaciele wyjechali i zostałam sama. Wyjechałam tylko na tydzień ze znienawidzoną matką i bratem na wieś. Nie będę nawet opisywać, jak mnie tam matka traktowała, bo to jest poniżej krytyki. Po powrocie zaczęło się piekło...
Nicniejedzenie. No, z wyjątkiem 2 klusek i pulpeta na dzień. Moje ćwiczenia wyglądały tak: puszczałam swoją ukochaną płytę i robiłam brzuszki. Aż się nie skończyła. Kiedy zabrzmiał ostatni utwór - wstawałam, puszczałam od nowa i robiłam przysiady. I tak cały, (nie, nie żartuję) cały dzień.
Wpadłam w anoreksję. Za pięć dni minie rocznica any. Mój "rekord" do 35,2kg. Teraz mam spore wahania (po dwukrotnym pobycie w szpitalu, który był katorgą, doszła mi bulimia) - 42-44kg. A rodziców nienawidzę, nienawidze, nienawidzę...
-
Droga Owieczko, witam na forum
Naprawdę mi przykro z powodu Twoich rodziców, a raczej z powodu matki, bo to chyba głównie o nią chodzi...
To napawdę smutne co rodzice potrafią zrobić swoim dzieciom, a ona wyrządziła Ci dużą krzywdę
ale nie martw się, jeszcze się wszystko ułoży...
-
Owieczko!!! Przykro mi, że tak Ci się to wszystko pogmatwało! Życzę Ci powrotu do zdrowia, tak abyś mogła się cieszyć życiem. Rodzicom postaraj się wybaczyć. Twoja mama pewnie nie chciała żebyś ważyła za dużo i po to Ci to mówiła... a że było to dla Ciebie bolesne, hmmm niektórzy ludzie tacy już są, nie zwracaają uwagi na uczucia. Przykro mi że spotkało Cię to wszystko. Ja kiedyś miałam żal do moich rodziców, że zmuszali mnie do jedzenia... Byłam niejadkiem, a z niejadka wyrosłam na potężną dziewczynę... Cóż różne są historie... Trzymam kciuki za Ciebie. Nie poddawaj się!!!
-
Nie wiem, ale nie potrafię wybaczyć... Bo jeszcze po tej historii sporo razy mnie oszukała, wyzwała i obraziła. A najgorsze było, że najpierw mi coś obiecała, a potem zmieniała zdanie. To było straszne.
Dzisiaj miałam napad bulimiczny, ale mniejszy niż zwykle, bo po południu kilka godzin spędziłam w łóżku płacząc.
A najgorsze jest to, że idę do innej szkoły i już nigdy nie zobaczę moich przyjaciół, którzy mi dawali chociaż namiastkę szczęścia. A w ciągu tego roku szkolnego 4,5 miesiąca spędziłam w szpitalach.
Ninka86
Tak, z ojcem mam nieco lepszy kontakt. Można tak powiedzieć, że on pomógł mi wydostać się ze szpitala.
A w szpitalu o mało co nie zwariowałam. Na samym początku było całkiem fajnie, ale coś, co się ciągnie w nieskończoność, nie może być fajne. Spędziłam tam prawie 4 miesiące. Żeby nie oszaleć, pisałam pamiętnik. Z tym, że kiedy zdarzyło się coś, co mnie załamało, zmieniałam bieg wydarzeń; pisałam tak, jak bym chciała, żeby było. Bo ja bardzo lubię pisać.
-
Może to przyjdzie z czasem... Narazie powinnaś jak najwięcej myśleć o sobie i o swoim zdrowiu.. Mam nadzieję, że tata nadal Ci pomaga.
Czemu idziesz do innej szkoły? Nie myśl o tym tak pesymistycznie - nowe środowisko, nowi przyjaciele, może łatwiej będzie rozpocząć nowe, normalnie życie?
Życzę jak najwięcej wsparcie i wytrwania... Napady bulimiczne to musi być coś strasznego... Jesteś jeszcze pod opiekę lekarza? Pozdrawiam cieplutko... Trzymaj się!
-
Po prostu zaczynam kolejny etap edukacji
Jestem pod opieką lekarza, ale to już chyba dziesiąty, który mi nie pomaga
Był jeden, który mi naprawdę pomagał, ale on był w szpitalu i nie leczy prywatnie.
A co do napadów... Gorsze od samego napadu jest to przeczyszczanie...
I dzięki za wsparcie :*
-
Owieczko, kolejny etap edukacji to fajna sprawa, a i nowi przyjaciele na pewno się znajdą
Może zmień lekarza, jeśli możesz? To chyba ważne, żebyś miała takiego, który Ci naprawdę pomaga... Przeczyszczanie... Br.. domyślam się tylko... Czytałam ostatnio trochę o bulimii, bo się zastanawiałam, czy też jej nie mam... Jeśli jużto jakąś odmianę sportową, ale raczej nie mam (jeszcze?)... A Ty jaką masz odmianę?
-
Ja mam chyba mieszankę obu odmian, bo przeczyszczam się i to dużo (chociaż nie wymiotuję, bo zawsze muszę się dużo namęczyć tzn. nigdy nie poleci mi wszystko za jednym razem), a w ciągu innych dni jem mało (700-900kcal, rzadko kiedy 1000), i ćwiczę codziennie chociaż nie aż tak dużo, bo wbiegam po schodach i robię przysiady. A Ty głodzisz się czy ćwiczysz po zjedzeniu dużej ilości?
-
No ja generalnie ćwiczę... Nie głodzę się, ale też nie dobijam 1000 zawsze... Tylko, że nie jestem głodna specjalnie i nie mam napadu nagłego apetytu... Przynajmniej teraz.
Ale nie powiem, kiedyś mi się zdarzało, że miałam...
-
Owieczko, to rzeczywiście mało optymistyczne co się wydarzyło, ale widzę, że jesteś silna i oby tak dalej :*
Musisz może porozmawiać szczerze z mamą. Najwazniejsze to zaakceptować swoje ciało i nie przejmować się tym co sądzą inni, tylko powoli dążyć do wyznaczonych przez siebie samego celów. Dziwne jest t ozachowanie mamy. Niestety, tak często jest, że młodsze rodzeństwo przysłania cały świat rodzicom. Dasz radę i wyjdziesz ze szponów anoreksji. Przyjmij zasadę "żyję nie po to by jeść, ale jem by żyć". Czyli jedzenie nie może być obsesją...
Dasz radę :*
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki