Za oknem wiosna w całej okazałości- kwitnie wszystko jak głupie i choć wieczory dosyć chłodne ( wczoraj trochę zmarzłam na grillu), to trzeba myśleć o zrzuceniu maskujących wdzianek. A ja nie jestem zadowolona z tego co osiągnęłam, a właściwie czego nie udało się zrzucić. Dzisiaj po południu powinnam pojechać do mojej pani diabetolog i nie ukrywam, że wolałabym jej się pokazać przynajmniej w zeszłorocznej wadze. Jeszcze chwila i zastosuję stary numer i po leki pobiegnę do lekarza rodzinnego. Ale jak długo można się oszukiwać?
Dzisiaj ranek zaczęłam dobrze- śniadanko lekkie: chleb z ziarnami dyni, plasterek szynki, odrobina sera, ogórek kiszony. Zauważyłam ostatnio, że zaczęły mi przeszkadzać przesolone wędliny; gotując ograniczam sól, a dodaję wiecej ziół. Wczorajszy kawałek kiełbasy na griilu smakował mi tak, jakby ktoś wsypał całą solniczkę do tej porcji. Wiem, że sól wiąże wodę, podnosi ciśnienie krwi, więc ograniczenie jej ilosci wyjdzie mi tylko na zdrowie.