Hmmm, pokombinuję coś z tą rybką, ale może jutro, bo dziś mleczarzuję
Pewnie mój mąż się tego nie tknie, ale nieszkodzi
A co do wyścigowania się z nieznajomym - hihihi - fajna rzecz! Był kiedyś (w poprzedniej firmie) okres, że dojeżdżając do pracy na rowerze codziennie w pewnym punkcie trasy spotykałam kolesia na rowerze. Grzał jak burza, ok 30km/h po prostej. No i codziennie się z nim wyścigowałam, tylko co najlepsze, on o tym chyba wogóle nie wiedział!!
Na początku byłam bez szans, ale tak się wprawiłam, że później go przeganiałam, prułam ponad 30km/h jakby mnie stado tygrysów goniło.
A do pracy dojeżdżałam ledwo żywa na trzęsących się nogach. No potem już trochę lepiej, trochę kondycję sobie wyrobiłam. Koleś jakby wiedział, że się ścigamy, to pewnie by wygrał ze mną, ale nie wiedział, więc ja wygrywałam
Swoją drogą, ciekawe, jak teraz by mi poszło?
Pozdrawiam
Ula