Hej Zosiu...
Jak tam w pracy leci?
Pozdrowienia...
Wersja do druku
Hej Zosiu...
Jak tam w pracy leci?
Pozdrowienia...
Zosiu kochana nie zdązyłam jeszcze przeczytac jak spędziłas weekend ale napewno cudownie...ja bez forum w domku zdycham a w pracy tak jak teraz wszystko na szybkiego...tylko moge wpadac do was zeby sie przywitać...nawet nie mamczasu żeby coś poczytać...beznadzieja...
Sciskam.
Dlugo cie dzis nie ma. Ni widu , ni slychu.
Mam nadzieje, ze wszystko ok u Ciebie.
Jestem! Właśnie wróciłam z jogi i choć wiem, że późno, zjadam resztę wczorajszej pomidorowej. Jest leciutka, bez zabielacza ani w zasadzie niczego więc mam nadzieję, że organizm potraktuję to jako napój :) Ale głodna jestem, a razem z zupą będzie dziś niespełna 900 kcal. Coś ostatnio jestem pod kreską tysiakową. Ale waga jest uparta, dziś rano stwierdziła, że 0,4 więcej czyli 55,9. Głupia jest i tyle, niestety jednak nie miałam powodu by zmieniać tickerek, dwa dni było mniej, a dziś znowu.
W pracy niewiele się działo ale dostępu do komputera nie miałam, stąd moja nieobecność. Och, jakże przyjemnie jestem zmęczona!
Hanka, generalnie wszystkie herbatki są dobre ale nie baw się w jakieś przeczyszczające, bardzo rozleniwiają układ pokarmowy i potem ma się problemy. A w pracy jeszcze jutro pewnie będzie jak dziś, a potem powinnam znów mieć normalny dostęp. Zobaczymy.
Emilko, akumulatory są pełnie, tydzień zaczął się od wstania bezproblemowego i w dobrym humorze, pogoda piękna i kupiłam sobie brązowe rajstopy. Waga niech się buja, tyle ci powiem. No i oczywiście, jak zwykle, obie nasze wagi zachowują się podobnie.
Najmaluszku, doskonale rozumiem problemy czasowo-forumowe. A ktoś zaglądał do twojego komputera domowego? Może potrzebujesz reinstalki programu do www którego używasz? Miłego wieczoru :)
A teraz biegnę poczytać co u was. Bo się stęskniłam.
Zosiu,
muszę Ci powiedzieć, że ja po wczorajszej jodze, mimo chwilowego poczucia:że-zaraz-umrę" czuję sie też cudnie. A mój kręgosłup to juz całkiem. W czasie ćwiczenia, czułam jak mi się wszystko tam rozciąga i jak ponapinane było. Będę musiała częściej poćwiczyć, bo plan na studia jest i zapowiada się: siedzenie w parcy, siedzenie na niemieckim i później siedzenie cały weekend na wykładach.
Starsznie żałuję, że u mnie nie ma zajęc z aerobiku, a na wyjazdowe ćwiczenia to czasu nie mam.
ja Ty to robisz, że tak mało jesz? :shock:
Idąc Twoim przykładem postanowiłam się z zupami przeprosić. Na razie zdrowotnie, bo ciepłe :?
Spódnica dziś "używana" była? czy czeka na specjalną okazję?
pozdrawiam
ZOsiu już jestem i już mogę korzystac z forum w domku...to chyba była wina forum a nie mojego komputerka bo nagle wszystko wróciło do normy....co za radocha :-)
Zosieńko trochę pomidorówki napewno nie zaszkodzi...Ty ostatnio strasznie mał jadasz ...jak wróbelek...
Buźka.
cześć Zosiu :D bardzo miły weekend miałaś i mobilizujący do dalszej walki - mam na myśli luz w rozmiarze spódnicy
wagi tak zdurniały bo wiosnę poczuły :wink: ale im minie, zobaczysz
pozdro :D jak mawia moje dziecko
Ale mi się fajnie na forum siedzi, niemal jakbyśmy w knajpie rozmawiały! :)
Emilko, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię do jogi namówiłam :) Szczególnie, że to rzeczywiście świetna rzecz przy siedzącym trybie życia! Ale jeśli to cię pocieszy to ja dziś wisiałam na linach, na drabince z głową do dołu, dość długo. A później byłam przez dwie osoby pasami rozciągana! Po jednym w każdą pachwinę i rozciąganie najniższego odcinka kręgosłupa i aż słychac było jak się nam kręgi przestawiają!
Z zupami się przeproś bo mogą być malo kaloryczne, a zapychające, a co więcej ciepłe i szybkie do zjedzenia i zrobienia. Czy mam cię teraz zasypać przepisami na nie? U Najmaluszka wrzuciłam przed chwilą kolejny przepis na kurczaka, tak przy okazji :)
Spódnica wisi w szafie bo nie lubię po ćwiczeniach zakładać rajstop, miałam na sobie spodnie. Ale właśnie się zastanawiam czy jutro jej nie założyć. Kupiłam fajne rajstopy, a poza tym jak wrócę z pracy to mąż już w końcu będzie w domu, a ostatnio się rozmażył mówiąc, że zawsze mu się w spódnicach podobałam, a ostatnio nie noszę! :-]
Najmaluszku, strasznie się cieszę z twojej na forum obecności! Pomidorówka na dodatek była bardzo 'cienka' więc się z tobą zgadzam. A że malo jadam.. wiesz to jakoś przy tej chorobie mi się tak odmieniło. I ze słodyczami się kontroluję i mniej jem i głodna do tego nie chodzę. Staram się dobijać do tysiaka ale nie zawsze mi się udaje. Z resztą już kiedyś w zeszłym roku tak miałam. Żeby jeszcze to na tych PMSowych wagach było widać :)
Meteorku, masz rację z tą mobilizacją. Szczególnie, że ja nigdy w dorosłym życiu nie nosiłam rozmairu 38. NIGDY. A może na wiosnę już zacznę? Ale mieliby znajomi niespodziankę, bo mam takich z którymi się średnio raz do roku widuję od jakiś 10 lat i za każdym razem inaczej wyglądam. A ostatnie 3 lata to już w ogóle :)
Wagom rzeczywiście odbiło na wiosnę, może one nie rozumieją, że jak mają dobry humor to mają nam pokazywać mniej zamiast więcej? :)
Ale Cie dzisiaj wytorturowali na tej jodze. Dla mnie to troche brzmi podobnie do pilates.
Ja nie mialam dzis niestety ani czasu, ani energi do cwiczen. I chyba pierwszy raz zamykam konto ponizej limitu. Jakos tak dzisiaj wyszlo dietetycznie i sycie zarazem
Bo wiesz Zosienko... Spodnice to dzialaja facetom na wyobraznie. :wink:
Do jutra. Zycze kolorowych snow.
Zosieńko jeszcze nie byłam u siebie a tam jakiś przepis na mnie czeka co???Napewno coś mniam mniam :-)
Ach te spódnice...mój Jarek chciałby żebym tylko w nich chodziła najlepiej w takich przed kolano :-) ja niestety takich nie lubię, jedynie długie albo takie lekko za kolano zresztą mini są chyba juz niemodne a ja w takiej kusej spódniczce wyglądam jak baleron co uciekł ze sklepu mięsnego :-)
Joga!!!Zosieńko fajne to coś jest?Bo ja byłam raz we Włoszech na jodze i powiem Ci, że myślałam że zasnę, prawie nic nie robiłyśmy tylko cały czas oddychałyśmy :-) Fakt, że byłyśmy z koleżanką wtedy na kursie włoskiego i tak do końca nie rozumiałyśmy co jogini mówi :-) ale i tak było długo bo aż 1,5 godziny i dość sennie...a u Ciebie na jodze jak jest???
Ściskam mocno.
No i mamy wtorek. Dorwałam się do kompa więc piszę. Wczoraj wieczorem po pięknym dietowaniu, dużej ilości wody oraz herbat owocowych i półtorej godziny ćwiczeń stanęłam na wagę i dziś rano nawet się nie ważyłam żeby sobie humoru nie psuć. No do jasnej anielki, jakim cudem mogę być cięższa po tylu dniach diety?!
Dziś wyszedł mi niechcący pseudo dzień mleczarza. Na śniadanie małe płatki z mlekiem, a do pracy wzięłam ser biały chudy z miodem i jogurtem oraz kawałek chleba. Bo wszystko trzeba było zjeść do dziś, terminy ważności, a wyrzucać nie będę. Wyszło mi, że jeśli zjem wszystko co wzięłam to będę miała 630 kcal więc na obiad tylko jakaś sałatka poza tym (pewnie z selera :) ), a potem dopiero w domu coś koło 18-19 treściwszego. Wrócił bowiem w końcu mój mąż i mam ochotę zjeść coś razem z nim. Będzie akurat 300 kcal na kolację.
Hana, ja to trochę chyba masochistka jestem bo nie dość, że sama chcę chodzić, że się na to zgadzam, płacę za to, to jeszcze się cieszę :) Ale to naprawdę dobrze robi. Z pilatesem nigdy nie miałam nic wspólnego więc ci nie powiem. Ćwiczyć przecież nie musisz codziennie, wręcz wskazane są przerwy żeby mięśni nie spalać! A ze spódnicami pewnie masz rację. Założyłam ją dziś na siebie, wysokie buty na obcasie, fajne rajstopy i w pracy każdy kto mnie widzi to woła 'ale ty dziś szałowo wyglądasz' :> Całkiem to przyjemne, przyznaję. :)
Najmaluszku, ja zanim zaczęłam ćwiczyć to miałam podobne wyobrażenie. Że dziwne pozycje i oddychanie godzinami. U mnie jednak wygląda to z goła inaczej. Co prawda mówione jest kiedy powinien być wdech, a kiedy wydech i pilnujemy tego, ale przede wszystkim są to dość trudne ćwiczenia, które trzeba długo utrzymywać. Wiesz, machnąć nogą może każdy, ale utrzymać ją potem w górze przez minutę już nie tak łatwo. W jodze bowiem bardziej chodzi o to utrzymywanie. Wczorajsza grupa była ukierunkowana na ustawianie kręgosłupa i te tortury temu właśnie służyły. Rozciąganie poszczególnych mięśni, ustawianie kręgów, rozszerzanie odległości by mogły się na nowo i prawidłowo ustawić. A spałam po tym jak dziecko :)
A co do spódnic to ja długo też nie nosiłam krótkich. Teraz mam właśnie na takie ochotę, znaczy w okolicy kolana, niektóre za, niektóre minimalnie przed i jest dobrze. Pójdź sobie do sklepu, znajdź jakieś ładne przed kolano ale rozszerzające się, asymetryczne czy coś i przymierz. Ja się przekonałam! :)
Uciekam i pewnie dopiero wieczorem będę. Ale a nóż.
Zosiu no napewno szałowo dziś wyglądasz...zresztą jesteś tak sliczna osóbką, że jak jeszcze założyłaś spódniczkę to już naprawdę wystrzałowo musisz wyglądać...:-)
Zosiu waga to stara, wredna złośnica...nie ma się co przejmować...a czujesz luz w ubrankach bo ja tak zawsze poznaję że jest mnie mniej...:-)
Buziole.
Acha u mnie w fitnesie jest cos takiego co nazywa się joga fit...mam ochotę wypróbować...zapytam się na czym polegaja te zajęcia i może na nie sobie skoczę :-)
Hej Zosiu.
Jak tam w pracy? Pewnie faceci szaleja, co?
Z ta waga, to byc moze woda ci sie nazbierala, czy co? Ale nos do gory. Obraz sie na wage znowu, to pewnie sie nad toba zlituje paskuda wyrodna. Tak czy inaczej, najwazniejsze zebys Ty sie dobrze czula. O :!:
Hej Zosienko! no widze, ze dalej walczysz...hihi....
Jej...mi sie tak dzisiaj w pracy nie chce siedziec, ze hej...a z lozka to mnie maz normalnie zdarl...jakbym sie przykleila do pierzynki normalnie...hihi....
Caluski sle
Dorwałam się na chwilkę i jestem. Zjadłam na 2 śniadanie troszkę serka i kromkę chleba, a zaraz idę na obiad. Pewnie jakaś surówka zgodnie z planem ew jakaś kasza bo na chleb to już nie mam ochoty, a wliczałam jeszcze 2 kromki na popołudnie.
Najmaluszku, dziękuję bardzo ;-) Wiesz, z tym czuciem się szczuplejszą to też nie za wesoło. Mam takie jedne dopasowane dżinsy, które są wykłądnią i niestety, nie są luźniejsze. Po prostu mam wrażenie, że od dwóch tygodniu mimo bardzo pilnego dietowania, picia dużo i ćwiczeń nic się nie zmienia! A to niezbyt przyjemne.
A o tę jogę fit zapytaj koniecznie. To może być fajne choć nie wiem czy zwykły instruktor fitnesu ma wystarczające doświadczenie by prowadzić jogę?
Hana, w pracy nieco się dzieje i generalnie ok Faceci jakoś nie okazują, szczególnie, że są w mniejszość, moja część biura to z wyjątkiem prezesów, same babki, Tak więc może tylko kobiety uważają, że dobrze wyglądam, a może nie :)
Na wagę jestem obrażona non stop, dziś rano nawet na nią nie stanęłam. Ale woda raczej się nie nazbierała bo piję dużo, solę mało i nie wydaje mi się by miała powód. :(
Magdalenko, dawno cię u mnie nie było :) Walczę, choć mam wrażenie ostatnio, że z wiatrakami, a nie wagą. Mi się nawet w miarę chce, choć chciałabym żeby już później było bo mi do męża śpieszno :) Ja dziś też wstałam z trudnościami ale miałam świadomość, że nie ma komu mnie poganiać.
Zosiu,
tak Twoja joga przy mojej to hardkorowa mocno jest.
Przepisy na zupy bardzo poproszę, a przepis na kurczakowy przepis zaraz zerknę.
Zrób męzowi prezent i jak tak bardzo lubi, to go dziś w spódnicy przywitaj.
Wagą się nie przejmuj, może to przez choroby ostatnie, a może przez ćwiczenia. Zreszto spadek wagi jest trochę opóźniowny względem samego odchudzania, tak czy owak zacznie spadać. Gwarantuję. :D
miłego popołudnia
Emilko, oby było jak mówisz bo motywacja szybko się kończy kiedy efektów brak albo sa wręcz odwrotne do zamierzonych! Męża przywitam w spódnicy, jeszcze godzina i 10 minut do wyjścia stąd, a czas dłuży mi się niemiłosiernie. Przepisy ci wyślę wieczorkiem, przy okazji czego innego bo mam dylemat. Ale to już na priva.
Dziś jestem strasznie głodna. Nie dałam rady i na obiad zjadłam troszkę leniwych, a przed chwilą dojadłam serek z rana. Na koncie 770 kcal, a przecież mam coś ugotować dobrego na powitalną kolację. I wcale nie jestem najedzona specjalnie. Coś więc czuję, że dzisiaj skończę koło 1100. Z resztą to ani tragedia, ani jak waga pokaże więcej to nie będzie argument bo jak jem mniej to też tak pokazuje.
Już mnie irytacja łapie. Ale postaram się nie dać i wrócić do domu tryskając dobrym humorem i przywitać męża jak należy. Choć pewnie będzie zbyt zmęczony bo biedak jechał z domu pociągiem o 3 nad ranem, dojechał na 8, poszedł do pracy, potem na półtorej godziny na angielski i znowu do pracy. No i obawiam się zastać jakieś nędzne resztki mojego męża, który tylko wstanie na kolacje i padnie znowu. Oby nie.
ozsiu,
bingo! może to właśnie o to chodzi, że ty nie dobijasz do tego tysiąca. Może to właśnie to!
Przecież wszyscy trąbią, że nie wolno schodzić poniżej, bo organizm się brani, zwalnia metabolizm i magazynuje kalorie. A jak się ciwczy to już całkiem :roll:
Nie daj się złemy humorowi, żeby nie wiem co. Dla męza.
Czekam w takim razie na informację wieczorkiem, ja już Ci nabazgrałam o swoich dylematach.
pozdrawiam
cześć
Emilka ma chyba rację (co ja plotę - nie chyba, a z pewnością ma rację)
Twój organizm się broni - zwiększ ilość kalorii do 1100 - 1200 przez tydzień i się zobaczy
(ja tez na wagę nie weszłam dziś ale to ze strachu)
pozdrawiam :D
Czesc Zosienko.
Taki jakis smutny ton twojego postu, ze az mnie sie smutno zrobilo. :(
Sama tez dzisiaj jakas glodna chodze. Na koncie 750 a gdzie tu do wieczora i obiadu? Tylko nie denerwuj sie Zosienko. Jakos tam bedzie. A przeciez nawet jak przebijesz i 1100 to nic strasznego sie nie stanie. Swiecisz tu dla nas wszystkich przykladem (a dla mnie to napewno) i wszyscy wiemy, ze nawet jak dzis taki dzien do niczego, to jutro i tak wrocisz na swoje tory i wszystko bedzie juz ok. Twoj maz bedzie zmeczony, jak mowisz, ale tobie tez wg mnie nalezy sie troche odpoczynku. Mordujesz sie tak na tej jodze i wogole. Zjedzcie sobie dzis cos dobrego (moze razem cos pysznego przyrzadzicie) i odpoczywajcie i cieszcie sie soba. A szczegolnie Ty, nieboraczku.
A szukajac motywacji, poczytaj Zosiu swoje dawne posty. Zobacz jak daleko doszlas. Jakis czas temu nie moglas sie doczekac 6 z przodu. A tu voila! :)
Dziewczynki, już w domu i po kolacji. Wychodząc z pracy wymyśliłam co przyrządzę, musiałam pojechać specjalnie po mięso. Bo wyobraźcie sobie, że mieszkam w okolicy, koło której nie ma ani jednego sklepu, w którym mięso by dobre sprzedawali.
Kupiłam pierś indyka i usmażyłam ją na dużym ogniu i wcale nie bardzo małej ilości oliwy z dużą ilością przypraw. Do tego ugotowałam młode ziemniaczki (importowane ale młode) i tzatziki. Mąż w pierwszej chwili cośtam chciał marudzić ale jak powąchał, a potem spróbował to mu przeszło. Było to kaloryczne (choć ja akurat zjadłam niewiele, dwa małe ziemniaczki i może ćwierć mięsa, a tzatziki były z serka homogenizowanego light chudszego niż jogurt) ale pyszne. A potem jakoś mnie napadło i zjadłam czekoladę. Cały pasek. Ale nie żałuję. Po prostu potrzebowałam i już. Żeby jutro móc znuw dobrze się trzymać. I mam w nosie jeśli waga jutro pokaże jeszcze więcej, a pewnie pokaże.
Emilko, za chwilkę odpiszę. Masz rację z tym schodzeniem poniżej tysiąca ale to chyba bardziej chodzi o jedzenie typu 700 kcal, a ja oscylowałam koło 900. Tak czy siak dzisiejszy dzień skończę powyżej 1200 i trudno. Humor mam dobry, mężulo przywitany jak trzeba, nakarmiony. No i kopara mu opadła jak mnie zobaczył i komplementy mu się z rękawa wysypały. ;-)
Meteorku, boję się tylko, że jak zwiększę to waga będzie jeszcze szybciej rosła. Skoro rosła przy tysiaku? Ech, już sama nie wiem co robić. Miłego wieczorku!
Hana, ja humor mam generalnie dobry ale to co wyprawia waga naprawdę mnie dobija. Mężulo zmęczony ale bez przesady więc jest ok. Na dzisiejszy wieczór spuśćmy zasłonę milczenia, a jutro znów dieta. Ja jeszcze pamiętam jak się cieszyłam kiedy zobaczyłam z przodu 8 ale szczerze mówiąc wcale mnie to nie pociesza. Na szczęście też pamiętam jak rano przeglądałam się w lustrze i mówiłam sobie, że już jest nieźle. Tylko skoro tak i skoro nie chudnę to po co ta dieta. Ech, nie marudzę już.
Zaraz musimy pojechać w jedno miejsce po coś co Mężowi na jutro do pracy potrzebne, a później to już chyba do wyrka albo do wanny się udamy.
Witaj Zosieńko! To super , że mąż zachwycony....
Życzę cudownego wieczoru!!!!
A i co prawda późno, ale chciałam powiedzieć, że cudownie wygladaliście podczas ślubu!!!!
Całuję Asia
Witam Cie Zosienko.
Ciesze sie ze wszystko ok. I nawet z tej czekolady sie ciesze, ze ja zjadlas. Czasem czlowiek musi troche spuscic z tonu, zeby miec energie do dalszej walki.
Pozdrawiam goraco...
Zosiu,
to dobrze, że wszystko w porządku, czekolada Ci się nalezała. I to był tylko jeden paseczek, "aż" to by była całą tabliczka. Czasmi trzeba zjeść trochę czekolady, zamiast tabletek z magnezem. Zaczełaś ćwiczyć i trzeba Ci po prostu magnezu. A skurcze to potworna sprawa. Mnie jak ostatnio w łydkę złapał, to myślałam, że u lekarza skończę, ale jakoś pomału naciągnełam. Czułam go później chyba jeszce 3 tygodnie. a teraz słucham już organizmu i tez sobie pozwalam na czekoladę, ale tylko gorzką. A poza tym zero innych słodyczy.
Ciesz się mężem. A ja czekam na odpowiedz, opis dylematu i przepisy na zupki - no może nie wszystko od razu i nie koniecznie w tej kolejności.
Komplementy Ci się należały, ja mimo, że cie nie widziałam wiem, że cudnie dziś wyglądałaś.
spokojnej nocy Zosiu
Zosiu jestem potwornie głodna a jak przeczytałam o twoim obiadku to już wogóle ślinka mi cieknie...to musiało byc mniam mnaim...że też Tobie się chcę tak gotować :-)
Zosieńko ładny kolejny dzień za Tobą mimo tego paska czekolady ale widocznie po prostu jej potrzebowałaś ...
dobrej nocki.
No, widać każdy musi co jakiś czas upaść. Bowiem jednak nie skończyło się na jednym pasku. Nie była to cała tabliczka, prawie cała. Ale pal licho, wpisałam to do dzienniczka, wyszło 1600. Teoretycznie i tak więcej spalam w ciągu doby, nie?
Wiem, nie powinnam i wiem, to było głupie. Mam jednak nadzieję, że jutro jednak wstanie słońce, a ja będę dalej na diecie.
Haro, dziękuję bardzo. I może nawet lepiej, że teraz bo znów przypomniało mi się, jak to było :)
Hana, i tak właśnie będę sobie tłumaczyć dzisiejszą porażkę. Mam ją w nosie. Zrobiłam babci na złość i stłukłam kolano jak to słyszałam w dzieciństwie. Choć obawiam się, że waga nie poczuje się w obowiązku by mi nie dać satysfakcji i jednak wykaże, że jednak zjadłam za dużo.
Emilko, jednak było 'aż'. No może 'aż -1'. Ale w nosie to mam. Z magnezem masz rację, nie pomyślałam o tym. Choć opatrzność chyba czuwa, bowiem wieczorem w gościach, właśnie magnez dostałam do picia. Ja czekolady gorzkiej nie lubię, już wolę nie jeść niestety. A skurcze mięśni miewałam od zawsze. Kiedyś mi skurczyło całą jedną stronę ciała na w-fie w liceum. Od szyji aż do palców u stóp. Myślałam, że umrę, a nauczyciel tylko szturchnął i powiedział, że mam nie udawać bo pewnie jak zwykle staram się wymigać. Ech, stare dzieje.
Było wszystko poza przepisami ale myślę, że akurat one mogą dzień poczekać. No i dziękuję za wszystkie miłe słowa.
A teraz moje drogie idę się umyć i spać. Niech już wstaje nowy dzień.
Nie pojmuję i chyba nigdy nie zacznę pojmować sposobu myślenia tych bezdusznych, potwornych, złośliwych urządzeń, jakimi są wagi. Pokazała mi przed chwilą 65,4. Myślę, że zrobiła to specjalnie by jutro znów było więcej i by dalej mnie denerwować, dlatego złość na nią mi nie mija. I niech te okropny dodnosiciel, który te słowa czyta i później je mojej wadze przekazuje, mocno to podkreśli!
Nie, jeszcze nie jestem wariatem. Właśnie jem płatki z mlekiem na śniadanie, zaraz będzie czerwona herbata i zbieranie się do pracy. Niebo przykryte chmurami ale widać nie może być zbyt wiele szczęścia na raz. Mam humor dobry ale chwiejny, postaram się jednak go utrzymać. Aż żałuję, że dziś po pracy nie ma żadnej grupy jogowej, na którą mogłabym pójść i się zmaltretować.
Miłego dnia dziewczyny, odsłonięcia nieba z zasłony, dużo słońca i dobrych myśli. Tobie Emilko szczególnie.
Wypiłam w domu jedną czerwoną, a w pracy jedną zieloną herbatę, a teraz wodę. Ostatnio piję po 2,5-3 litrów i postaram się by tak już zostało.
Choć może powinnam wypić raczej jakieś ziółka. Na uspokojenie. Kocham po prostu moją firmę. Przed godziną weszła do biura dziewczyna i powiedziała 'dzieńdobry, nazywam się tak i tak i jestem nowym pracownikiem'. Nie dość, że nikt z nas nie wiedział, że nowy pracownik jest w ogóle poszukiwany, to nie wiedziała o tym dziewczyna, którą owa nowa osoba ma zastąpić. Jest więc nas o jedną osobę więcej i nic nie wiemy. Czy to oznacza, że ktoś z nas ma odejść? Bo więcej osób nie potrzeba. Nikt nic nie wie, stres i nerwy. Pocieszające byłoby to, że ludzi zwalnia się w razie czego ostatniego dnia miesiąca, ze względu na wypowiedzenie, a nie pierwszego, ale mam wrażenie, że moja firma, nawet to potrafi schrzanić.
W pracy mam ze sobą serek wiejski, który zjem z miodkiem. Ale jeszcze nie wiem kiedy bo póki co, nie jestem głodna. Uciekam, pa.
Ps. Pracuję znów na swoim poprzednim miejscu pracy, przynajmniej częściowo więc dostęp do komputera powinnam mieć lepszy niż ostatnio.
Zosiu to macie stresa...ale może po prostu zatrudniono jedna osobę więcej...może nikogo nie mają zamiaru zwalniać...trzeba być dobrej myśli...
Ale widzę, że mimo jakiś tam nieporozumień w pracy Ty zamiast sięgać po cos zakazanego pijesz wodę :-) Brawo. Ty dzielna babka jesteś :-)
Nie martw się....napewno sprawa z nową, nieoczekiwaną koleżanką wyjaśni sie pomyślnie :-)
Czesc Zosiu..
Najlepszym wgowym rozwiazaniem bedzie chyba nie wazenie. Ja tez dzis z tego zrezygnowalam. Nie wiem moze poczekam kilka dni i wtedy zobacze.
Kolezanka nowa sie nie przejmuj. Moze poprostu pomylila pietra? :wink:
A ten serek to juz jest z miodem czy go sama dodajesz ?
Pozdrawiam :D
http://kartki.onet.pl/_i/m/kwiatki2_s.jpg
***
Grażyna
p.s. u nas wczoraj poleciały 4 osoby, kolejne 5 dostało ostrzeżenia ostateczne - kolejna wpadka oznacza wypowiedzenie :shock: także wyobrażasz sobie jaka atmosfera panuje :roll:
Woda się kończy, chyba będę musiała skoczyć po herbatkę na rozgrzewkę. Bo ja znowu w mojej zimnicy i wcale miło nie jest.
Najmaluszku, no już wczoraj sięgnęłam po zakazane ale widać organizm potrzebował bo nawet mnie nie zemdliło po takiej ilości ;-) Jestem dobrej myśli, będzie co ma być, a moja firma co chwile funduje mi powody do nerwów.
Hana, z tym nie ważenie to u mnie problem bo ja tak od lat codziennie i się przyzwyczaiłam. Choć oczywiście zdaża się, że nie staję, bo mało czasu albo bo kiepski dzień wcześniej ;-)
Koleżanka z pewnością pięter nie pomyliła, bo dziewczyna, którą zastąpi już jej przekazuje pracę.
Serek kupuję sam, light a do tego takie miodki w malusieńkich opakowankach, którego pół dodaję do serka. Czyli mniej więcej łyżeczkę. Pycha!
Grażynko, rozumiem i współczuje. Nie ma nic bardziej demotywującego i utrudniającego skupienie w pracy niż taka sytuacja. Trzymam kciuki za uspokojenie sytuacji i powrót spokoju w pracy. U nas najgorsze jest to, że nikt nikomu nic nie mówi, nie ostrzega. Tylko dowiadujemy się o już podjętych decyzjach i to w najlepszym razie zaraz po podjęciu, a jak gorzej pójdzie to sporo po. Oby było lepiej!
Wczoraj byłam głodna, a dziś wręcz przeciwnie. Na obiad zjadłam naleśnika jednego i talerz barszczu, potem jeszcze kiwi i mam na koncie 450 kcal. Po pracy znowu kurs po mięso i na kolację robię spagetti bolognese. Nie jest to danie dietetyczne specjalne ale mężowi się zachciało, a tak się za nim stęskniłam, że mam ochotę go trochę rozpieścić ;-)
Zjemy przed 19 i mam nadzieję, że uda się to strawić ;-) A potem może jeszcze coś w domu poćwiczę. Dziś nie ma żadnej grupy jogowej na którą mogłabym pójść, a szkoda bo miałam straszną ochotę. Jutro po pracy jadę do dziadków pomóc im opanować nowe komórki więc dopiero w piątek mi się uda. Już się na to cieszę.
Dziś jedzenia mało ale za to litr niegazowanej wody i litr herbat zielonej i czerwonej, a to jeszcze nie koniec. W poniedziałek jeszcze się na zieloną herbatę krzywiłam, a teraz mam wrażenie, że dobrze mi robi.
Za pół godziny wychodzę. Sytuacja w pracy 'opanowana' choć jakieś dziwne rzeczy się tu działy i nieprzyjemne. Nowa dziewczyna bardzo podobna do mojej znajomej i z wyglądu i z głosu i z charakteru przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wszyscy się na nią wypięli winiąc ją najwyraźniej za sposób w jaki została zatrudniona. Żal mi się dziewczyny zrobiło i choć teoretycznie najmniej mam do tego, trochę się nią zajęłam, powiedziałam co i jak ma pozałatwiać, poodpowiadałam na pytania itd. Sprawia wrażenie normalnej, inteligentnej i sympatycznej. Oby pierwsze wrażenie było słuszne ;-)
Wróciłam do domu i zrobiłam kolację. Nie wiem jak to możliwe ale porcja składająca się z 50g makaronu miała 430 kcal! A dałam mało oliwy! Chyba długo już nie zrobię takiego spagetti. Ale mężulo i nasz gość zadowoleni, prawie wylizali talerze (gdzie oni to zmieścili??). Zostało mimo wszystko jeszcze trochę luźnych kalorii więc wypiłam małą butelkę soku marchwiowo-selerowego (polecam, nie bardzo słodki, a pyszny) i resztkę lodów. Jestem najedzona i zadowolona. I już nie przejmuję się pracą.
No i po raz pierwszy od wielu tygodniu udało mi się kupić prawdziwego pomidora. Znaczy takiego, co ma i kolor, i zapach, i smak! Pycha! Mąż stwierdził, że nie wie jakim cudem ale mu już w naszej kuchni pachnie wiosną :)
Jutro czwartek czyli z górki. Po pracy jadę w odwiedziny do (zaniedbanych ostatnio) dziadków więc muszę chyba główny posiłek zjeść jakoś w pracy. Ale jak to zrobić żeby było zdrowo i jeszcze smacznie to nie wiem. Będę kombinować. Uciekam sczytać tekst, który mój mąż napisał. Bo ja jestem korektor-hobbysta ;-)
Zosiu, moja waga też dziś mniej pokazała i też boję się,że tylko po to żeby jutro więcej pokazać. Może sie nie ważmy jutro, co? ale u mnie i tak pewnie mimo wszystko zwycięży.
Zosiu, dietowo super dzielna jesteś. Czasami taki dzień ze zwiększoną dawką kalorii jest potrzebny, i dla ciała, i dla ducja. najważniejsze, żeby to był jeden dzień i to co jakiś czas.
a teraz lecę maila Ci skrobnąc
papa
Zosieńko skoro waga pokazała mniej to należy się cieszyć i nie myśleć o tym co może być jutro :-) tendencja spadkowa jest jak najbardziej porządana i trzeba się z niej cieszyć póki jest :-)
Fajnie, że nowa koleżanka nie taka najgorsza i że ma szansę okazać się normalną dziewczyną...bo nie ma nic gorszego niż jakaś niesympatyczna koleżanka z pracy :-)
Mężuś napewno zadowolony skoro ma taką super żonkę co mu gotuje :-)...ja tylko czytam i podziwiam za chęci, zapał i wogóle ...
Acha Zosiu dziękuję za zachętę do jogi...co prawda ta na której byłam to chyba taka pół joga a pół pilates (według mnie za dużo akrobacji jak na jogę ale może się mylę:-) ... dziś co prawda boli mnie prawie każdy mięsień ale to taki fajny ból...
:-)
Męzuś dużo błedów narobił w tekście??? hi hi hi
Emilko, możemy sie umówić na nieważenie ale i tak na wadze obie jutro staniemy ;-) Ciekawa jestem co pokaże jutro. I masz absolutną rację z tym dniem zwiększonej kaloryczności. Penwie nie powinna to być czekolada ale po wczorajszym dziś o wiele mniej chciało mi się jeść i byłam w lepszej formie. Na maila odpisałam choć zajęło to chwilę.
Najmaluszku, masz rację, że niższą wagę należy przyjąć bezdyskusyjnie. Tylko że irytacja na codzienne zachowania wagi tak jakoś nie znika. Szczególnie po taki czasie bez efektów. Ale postaram się ją docenić, a jak jutro będzie nadal tyle samo albo odrobinę mniej to będę się cieszyć :)
Z niesympatycznymi ludźmi w mojej firmie mam niestety dużo do czynienia. Odkąd odeszły z firmy dwie dziewczyny to już nie m anikogo z kim bym się tak prywatnie dogadywała. A nóż właśnie się pojawił taki ktoś?
Mężulo rzeczywiście wygląda na zadowolonego :) Z tym podziwem to nie przesadzaj. Ja lubię gotować, zakupy robię po drodze do domu więc to wcale nie takie poświęcenie. Choć może to jednak nie takie oczywiste, masz rację :)
Taki bół mięśni po solidnym ćwiczeniu to jednak daje satysfakcję, prawda? Czujesz czemu boli. U mnie miał być rowerek wieczorem ale gość wyszedł od nas dopiero po 22 i się nie dało. Szkoda mi tego bo miałam ochotę sie zmęczyć ale trudno.
A mężulo w tekście zrobił tylko kilka błędów. Bo on całkiem nieźle pisze choć sam w to nie wierzy. Ja mu poprawiam głównie ortografię, przecinki i czasami 'zgrabność' wypowiedzi.
Przy okazji wizyty gościa, przypomniało się nam, że jutro jest koncert, na który się wybieraliśmy ale zapomnieliśmy, że to już. I teraz mamy problem bo bilety przed koncertem będą droższe, a co więcej ja już dziadkom obiecałam, że będę po pracy. Więc zapowiada się intensywny czas po pracy. Może uda nam się to jakoś połączyć :)
A pisząc to popijam green tea orint liptona. Dostałam ją razem z reszta dziwnych herbat w prezencie ślubnym i pierwszy raz się odważyłam. Ma w sobie tyle imbiru i bóg wie czego jeszcze, że w ogóle nie czuć, że jest zielona ;-) I znów boję się, że w takim razie nie działa bo nie jest niesmaczna. Ale tak czy siak mam na koncie 2 czerwone, 2 owocowe i 4 zielone herbaty + litr wody niegazowanej i niespełna pół litra coli light. Co daje ponad 3 litry dziś wypite. Czyli dobrze jest :)
Zosiu dobrze, że jest jeszcze ktoś kto tak jak ja pije cole light...bałam się, że jestem jedyna bo to w sumie niezdrowe:-) ale ja jestem troszke od niej uzależniona bo po litrze niegazowanej wody taka cola to dla mnie przyjemna odmiana...dziś tez było ale udało się skończyć na pół litrze...drugie pół litra colki zostawiłam na jutro :-)
Zosiu jak to koncert?
Ja uwielbiam chodzić na koncerty dlatego tak z ciekawości pytam :-)
Buźka.
A herbata o której piszesz jest super...jest też Orient miętowa...też fajna :-)
Najmaluszku, ja do lighta nie mogłam się długo przekonać bo ona po zwykłej coli jest dla mnie ... słodka! Ale teraz jeśli piję to tylko tę. Kupuję litrowa butelkę i przez kilka dni popijam :) A dziś akurat miałam ochotę to dopiłam.
Koncert zespołu Żywiołak, taki heavyfolk czy jak to nazwać. Nurty słowiańskie w dość ciężkiej wersji dźwiękowej, dla mnie rewelaca. Na dodatek gra tam tata tego naszego kolegi, który dziś był więc starmy się bywać jak tylko się da bo oni dopiero zaczynają i, no zawsze dobrze jak jest jakaś sprawdzona publiczność :)
No, mięta to dla mnie kolejne wyzwanie bo ja kiedyś byłam na nią uczulona tak, że się dusiłam. Teraz już chyba nie jestem ale przyzwyczajenie do jej nie tykania pozostało i podchodzę do niej jak pies do jeża. Ale uczę się. I herbatkę jabłko z miętą z mojego magicznego herbacianego pudła już pijam ;-) A ta orient jest taka... dziwna. Co ona ma w sobie? Bo nie jest słodka ale jak skończyłam pić to pozostał słodkawy posmak w ustach.