Hej,
ja bym poprosiła żeby tu Yasminsofija albo Triskell coś napisała... bo kiedyś powiedziały bardzo mądrą rzecz - na dietę przychodzi MOMENT, kiedy wiesz, że to już teraz i wtedy cała dieta nie odbywa się na zasadzie walki i męczarni, ale łagodnego procesu kiedy uczysz się potrzeb swojego organizmu. Wtedy wszystko idzie jak z płatka. Po prostu czujesz, że to Twój czas i wtedy zmieniasz swoje nawyki żywieniowe, ale nie cierpisz z tego powodu, bo wiesz dlaczego to robisz. Bo trzeba to robić dla siebie, dla zdrowia, dbania o udręczoną psychikę też.
Z Twojego posta wieje desperacja, bunt i ogólnie kiepskie samopoczucie... nie życzę Ci źle, ale to kiepsko wróży pomyślności diety Szczególnie zastanowiło mnie to: "...atmosfera w moim domu jest przesycona napieciami, niezadowoleniem z mojej osoby. To tez mnie meczy." - wydaje mi się, że najpierw musisz sobie poradzić z trochę innymi problemami niż kilogramy. Bo zrzucić je to nie aż taka filozofia, utrzymać to inna bajka. Nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się że potrzebujesz solidnego wsparcia, które tutaj z pewnością znajdziesz

pozdrawiam