jestem nastolatką i jestem tu nowa...
chciałam opowiedzieć wam moją historię i podzielić się swoim sukcesem z osobami, które mnie zrozumieją...
od dziecka byłam pulchna. Rodzice "dobrze" mnie karmili... jadłam 2 śniadania, 2 obiady, obfite kolacje i duuuużo słodyczy. kiedy poszłam do skzoły nazywali mnie "gruba dynia"
nikomu nigdy nie mówiłam jak bardzo to bolało... otaczały mnie szczupłe koleżanki,a mi wydawało się,ze tak być powinno. ja gruba-one chude... i tak jadłam i jadłam aż poszłam do gimnazjum. próbowałam się odchudzać, zrezygnowałam ze śniadań i kolacji...dalej jadłąm niewyobrażalne ilości słodyczy... rano 3 batoniki,drożdżówka, chipsy,napój, serek waniliowy, żelki,ciasteczka,wafelki to było na porządku dziennym. nabawiłam się anemii...
Kiedy w maju higienistka wzięła mnie do zważenia, o mały włos się nie przewróciłam...
waga pokazała 81!! przy wzroście 168... postanowiłam się odchudzać... ograniczyłam słodycze i kolacje,a po tygodniu waga pokazała 2 kg mniej... bardzo mnie to zmobilizowało i wyeliminowałam prawie całkiem słodycze, tłuste jedzenie, chleb,drożdżówki,bułeczki, ziemniaki,gazowane napoje,tłuste sery i szyneczki,fast foody..
teraz po 2 miesiącach (dokładnie 5 lipca)waga pokazała 66 kg! myślałam, żę oszaleję,ale ze szczęscia. mam jeszcze około 2 kg nadwagi ale myślę ze uda mi się to zrzucić...
nikomu nigdy o tym nie mówiłąm, a to tak bardzo boli jak koleżanka mówi "nie saidaj na tej ławce,bo się zarwie" na cały głos... tyle nocy przepłąkałam,a rano wstawałąm i pierwsze co po czekoladę ...zjadałąm-oczywiście całą a potem ogromne wyrzuty sumienia... i wszytsko od początku. teraz dużo ćwiczę,codziennie 20 minut aerobiku, jezdzę na rolkach, pływam i ćwicze brzuszki... moje życie stało się piękniejsze a ja jestem szczęśliwsza... cudownie jest wejść do sklepu i poprosić o spodnie w rozmiarze 38,a nie jak kiedyś o te 44, które nieraz okazały się zbyt małe...
znajomi i rodzina dostrzegli efekty i pomagają mi w diecie obiady gotuję sobie teraz sama. chociaż nie przekraczam 500 kcla dziennie to nie cuzję się specjalnie głodna. do 5 września chcę osiągnąć wagę 54 kg. chociaż mam chwile słabości to i tak jest dobrze
chociaż kiedy po 3 tygodniach nie widziałam efektów i chciałam rzucić tą diete przyjaciółki odwiodły mnie od tego pomysłu. ławto się mówi "schudnij" ale nieraz ludzie nie mają o tym pojęcia, nie wiedzą ile wysiłku to kosztuje. ja już teraz wiem, ale walczę ze samą sobą i jak na razie chyba nieźle mi idzie... postanowiłam sobie, że już nikt nigdy nie nazwie mnie "grubasem", sprzedawczyni nie zawstydzi mnie w sklepie, a rodzice nie powiedzą, że mam skończyć "żreć". uzależniona byłam i jestem od jedzenia szczególnie od słodyczy.kiedyś nie wyobrazałam sobie życia bez nich... teraz chrom pomaga i zastepuje chipsy, i czekoladki...chociaż czasem skuszę sie na kostke czekolady to nie to samo co cała tabliczka...
kiedys myslalam,ze schudniecie jest niemozliwe a jednak!
prosze Was trzymajcie za mnie kciuki, a ja bede trzyamwa za was tylko my wiemy co to znaczy odchudzanie...
dziekuje,ze chcialyscie to przeczytac nie wiecie nawet ile kosztowalo mnie napisanie tego , ale teraz przynajmniej mi lżej
Zakładki