Dzień kolejny. Raczej bez większego entuzjazmu i powera, za to z perspektywą niemałego potyranka - no cóż, norma. Dzisiaj waga nie raczyła wykonać kolejnego susa do przodu, za to jest jak było, wiec złego słowa jej nie powiem. Tzn. czy złym słowem byłoby "szybciej! szybciej" :twiested: no dobra, dobra, wiem, że to nic nie da, że z tymi pozostałymi 17-toma kilogramami będę się męczyła jeszcze do września... Eh, a już chciałaby dusza do raju ;)
Ze spraw pozadietowych - Mańcia rozwydrza się coraz bardziej: dziś spędziła noc na poduszce, pomiedzy mna a Piotrem :) I ruszyła sie dopiero rano, kiedy ja wstałam, w akompaniamencie głośnego jęku ulgi "no wreszcie sobie poszła"... to Piotrek oczywiście :) Chyba czeka nas zakup nowej, większej poduszki i to juz na dniach, bo inaczej nie wyśpi się Piotrek, albo kot ;)
Mała Trusia zlazła wczoraj z szafy, kiedy Piotrek z psem byli na spacerze, i nawet przyglądała mi się z podłogi, ale przejść obok mnie nie miała odwagi - jeszczenie ten moment. Za to wiem, że później, kiedy zgasiliśmy światła, szalała po domu i jadła - wszystko, co jej zostawiłam wieczorem, było ładnie wyprzątnięte :) Dziś jest 7 dzień, odkąd kicie pojawiły się u nas :)
Rybko, cieszę się, że mogłam pomóc, ale pamietaj, że siły przede wszystkim musisz szukać w sobie. Jeśli masz cel, to nic innego nie powinno się liczyć. Bo to właśnie w chwilach słabości ten cel ma Ci stawać przed oczami, a mówiąc jeszcze bardziej obrazowo - jak Rejtan rzucać się pomiędzy Ciebie a lodówkę :)
Życzę Ci dużo sukcesów i konsekwencji!
pozdrawiam!