Ehh...no to mi dałaś do myślenia. Jem węglowodany- głównie ryż, czasem makaron, jem owoce (bo lubię i zdrowe), ale najwięcej jem białka (mleko, jogurty) i kurcze i tak w 1000 zmieścić się nie mogę :(
Buziaki dla Was!!!
Ewka
Wersja do druku
Ehh...no to mi dałaś do myślenia. Jem węglowodany- głównie ryż, czasem makaron, jem owoce (bo lubię i zdrowe), ale najwięcej jem białka (mleko, jogurty) i kurcze i tak w 1000 zmieścić się nie mogę :(
Buziaki dla Was!!!
Ewka
Dziś będzie krótko i szybko, bo zaspałam :(
Przestój wagi trwa, chociaż właściwie cały czas oscyluję koło tego, co na suwaczku... ale nic mniej :cry: Trudno, trzeba przetrzymać. Rozterki, które sprawiały, że sobie ufałam w stopniu bardziej niż ograniczonym - na szczęście odeszły, a raczej nie - nie odeszły, ale zostały na tyle opanowane i oswojone, że już nie straszą... A przynajmniej nie tak, jak 17 kg, które jeszcze na mnie siedzi.
W ramach resocjalizacji i motywacji zaczęłam przeglądać ciuchy na Allegro... Znalazłam 3 spódnice (po przejrzeniu 7000 aukcji), trzeba powoli zacząć budować letnią szafę, a spódnic i spodni brakuje mi najbardziej. No ale na spodnie to jeszcze sobie poczekam. A kiece jak wylicytuję to się pochwalę ;) Na razie sza! żeby nie zapeszyć :)
Z kociskiem trochę lepiej, dostałam dla niego nowe leki: wzmacniający w zastrzyku (oboje tego nie lubimy) i żelazo w kropelkach... Czy ktoś wie, jak podać kotu niesmaczne kropelki? Na szczeście tylko jedną, ale muszę pomyśleć, jak mam to zrobić, jednocześnie nie skatowawszy zwierzaka nadmiernie.
Golciu, ale słonko DLACZEGO pocieszasz się słodyczami? Czy za kase, którą na nie wydajesz, nie możesz sobie kupić czegoś innego? Albo iść na spacer? Albo do kina? Na niektórych argumenty ekonomiczne działają, na mnie na przykład. Widzisz, ja kiedyś zjadałam straszne dużo pieniędzy - 50 zł dziennie w formie obiadku w KFC, mnóstwa batonów, chipsów i coli to było dla mnie jak splunąć. A jak się wzięłam za dietę - zrobiłam sobie listę rzeczy, którą zatytułowałam: ZAMIAST SŁODYCZY. I dzięki temu moja kolekcja wzbogaciła się o sporo nowych flakonów i oprawek, które właśnie były umieszczone na liście, a których wcześniej nie kupowałam, bo te pieniądze przeżerałam, najzyczajniej mówiąc. Golciu, nie wiem, czy to będzie też sposób na Ciebie, ale spróbuj. Zrób COŚ, co sprawi, że nie będziesz stała w miejscu. Bo tkwić, użalać się nad sobą i być nieszczęśliwą - to jest łatwe. Trudniej jest podjąć wyzwanie. Najtrudniej - wyzwaniu sprostać. Golciu, zmierz się ze sobą. Rozumiem, że sesja, stres, masa smutków, ból istnienia, wszystko rozumiem, dopóki nie jest to usprawiedliwieniem dla Twoich słabości. Weź się w garść, nie jutro, niepojutrze - teraz. Wiem, że łatwo mówić "weź się w garść", ale musisz po prostu jakoś pokierować swoim życiem... nie da się tak dryfować, chyba że chcesz się zdac na łaske i niełaskę okoliczności, które zaprowadzą Cię nie wiadomo dokąd... bo rzadko prowadzą tam, gdzie chcielibyśmy trafić. Zastanów się, co Cię gryzie. Jeśli jest problem to go nazwij, bo jeśli to nadal będzie nieokreślone "coś", co w Tobie tkwi i urasta do rozmiarów demona - to ten demon będzie żadał od Ciebie kolejnych ofiar w postaci czekolady, batona etc. A jeśli NAZWIESZ tego demona - straci połowę swojej niszczycielskiej siły. Problem NAZWANY maleje o połowę, właśnie dlatego, że zaczyna był konkretnym problemem, a nie dręczącym czymś. Golciu, musisz sie wziąc za siebie, z całą stanowczością i konsekwencją. Bo wprawdzie nadwaga jest w tej chwili tylko skutkiem ubocznym zajadania innych problemów, ale jeśli ten dryf się utrzyma, to w końcu ona wysunie się na plan pierwszy. Teraz ważysz 75 kg (dalej zazdroszczę ;) ), a pomyśl, co będzie, jak w ramach zajadania smutków dobijesz do 85? Albo do 95? A stąd do 100 już blisko. Golciu, nie popełnij mojego błedu, bardzo Cię o to proszę. Bo naprawienie go to straszny wysiłek. A jeśli nie musisz, to nie warto się męczyć sztuka dla sztuki.
Jeni, ale to wcale nie oznacza, że masz się nad węglami zastanawiać, może po prostu limit 1000 jest dla Ciebie za niski? Ja jestem na 1200 i zupełnie mi wystarcza. Fakt, że jem bardzo mało wegli - 2 kromki chleba chrupkiego albo 2 suchary rano, mniej więcej raz w tygodniu makaron ze szpinakiem na obiad i wystarczy. Też je lubię, ale w małej ilości mi wystarczają. A jak porównam to z czasami, kiedy potrafiłam w 1 popołudnie zjeść PACZKĘ makaronu, to mi ręce opadają. Teraz 100 gram suchego po ugotowaniu dzielę na dwa. Mówię Ci, skurczony żołądek to podstawa :)
a miało być krótko... spadam do roboty. Sciskam!
Cieszę się z powodu Maciusia :)
I trzymam kciuki za spódnice... :) Ja ostatnio miałam to samo - przejrzałam pewnie z 30 stron i dodałam do obserwowanych... jedną :) o rozmiarze której narazie mogę pomarzyć... bo waga zamiast w dół... powędrwowała 1,5 kg w górę :(
Oj tak Hybris, dokładnie tak. W dodatku czas przyjmowania jedzonka masz taki jakby ograniczony, bo u mnie mniej więcej jest to około 10 godzin dziennie, po 18 oczywiście nic. A porcyjki malusie, bo się nie mieszczą. W efekcie dzielę na 5-6 porcji i wygląda to tak, jakbym ciągle tylko coś przeżuwała. Ale zaczynam się przyzwyczajać.
Ja nie mam pomyslu jak kotkowi dac krople bo kazdy jest inny jeden da sobie wszystko zrobic a drugiego cala rodzina musi trzymac co bardzo stresuje kota :cry: .
:D.Mysle ze jakos sobie poradzisz a moze Malgosia ma jakies dobre pomysly :wink:
Dobrze ze z dietka juz lepiej bo nie warto marnowac swojej ciezkiej pracy :wink: :D
No to moje 1000 to i tak naciągam prawie cały czas na 1200 ;) A to 1200 to jest dla mnie limit nie przekraczaly (który dzisiaj przekroczyłam o 30 ;) ), ale ideałem było by 1000. Ale nie załamuję się, że się nie mieszczę ;)
Ja też muszę sobie pooglądać aukcje bo ostatnio widziałam kilka interesujących rzeczy.
Miłego wieczorka.
Buziaki!
Jestem zołza... jestem stara wredna zołza, która na dodatek miała koszmarny dzień, której kot znowu słabnie, a chłop wrócił do domu dopiero pół godziny temu tłumacząc się metnie i śmierdząc piwskiem...
Siedzę w kuchni, pilnuję kocieja, trochę włóczę się tu i tam. Wchodzę na topik nowej. Na początku atakuje mnie grubasek. Łykam. Potem leca na wyprzódki ciuszki i jedzonko. Jeszcze zdzierżę. Potem zostaję - jako czytająca ten post i forumowiczka - pośrednio nazwana laseczką, co już dotyka mnie do żywego... Ale to mało... bo obiadek i dietka już rzucaja mi się do oczu, coby przemienic mnie w Juranda ze Spychowa. Ale to nie koniec tych tortur. Autorka bowiem kończy celnym kopem w brzuch dziękując za "odwiedzinki".
Jasna cholera... to pisze osoba DOROSŁA, na pewno sprawna umysłowo i studiująca. Ludzie, kobiety, dziewczyny... błagam - jeśli piszecie do mnie, piszcie NORMALNIE. Naga prawda, że jest się na diecie (nie dietce, dieteczce czy dietuni), na której je się obiady (nie obiadki czy obiadeczki) - nie zabija. Przynajmniej mnie. Czego i wam z całego serca (nie serduszka czy serdelka) zyczę.
hybris purystyczny i wkurzony.
ps. i nie jestem laseczką, lasunią tym bardziej. Ale będę laska, już nie długo... Laska, laska nebeska, jak śpiewała Vondraczkowa :D
Ufffff... Maciuś trochę silniejszy, no i przede wszystkima apetyt mu wrócił - jak tylko weszłam rano do kuchni - przywitało mnie głośne i jednoznaczne "khaaaa!", a w ten właśnie sposób mój kociej żąda śniadania. Zjadł sporo kurczaczka, poprawił śmietanką, teraz się myje... Moje kochane futerko :)
Waga też łaskawa. Chyba miałam dzień dobroci dla mnie, względnie uznała, że moje jęczenie wszem i wobec, że nie chudnę, powoli robi sie nudne i postanowiła rzucić ochłap... Jest jeszcze taka opcja, że Pockety w KFC odchudzają... Tak tak, wczoraj znowu ratowałam się obiadowym Pocketem, który uchronił mnie od niewątpliwej śmierci głodowej. Żarty żartami, ale wtorki mam straszne i z myślą o tym, że nie dam rady gotowac w domu, już się pogodziłam.
A, waga pokazała 78,8 kg, więc oczywiście zmieniam suwaczki :) A co, przecież nie będę czekać aż wyjdę z wprawy :) Poza tym to 79 już mnie lekko irytuje... 77 mi się marzy.... no już, juz, nie truję, 77 też będzie, chociaż może nie jutro. Ale w przyszłym tygodniu już na pewno :) Bo mam nadzieję, że ten dzisiejszy skok wagi to nie nagroda pocieszenia, tylko koniec przestoju. Bardzo, bardzo chcę w to wierzyć.
Pyzula, bo widzisz, ja jeśli chodzi o zakupy mam pewnien problem: moje WIZJE. Po prostu ciuch ma odpowiadać jakiemuś tam mojemu wyobrażeniu, więc przeważnie jest tak, że nawet kiedy znajdę odpowiedni - jakiś detal psuje całość, albo najzwyczajniej... nie ma rozmiaru. A poza tym - bardzo się pilnuję, żeby nie mieć za dużo ciuchów. Dlaczego? Bo ich nadmierna ilość mnie po prostu przytłacza, nigdy nie wiem, co mam na siebie włożyć, te, których długo nie nosiłam wzbudzają we mnie koszmarne wyrzuty sumienia... Co ciekawe - ten syndrom nie występuje w odniesieniu do np. okularów, czy perfum, tych mogę mieć ilość wręcz nieograniczoną, ale to usprawiedliwiam moją manią kolekcjonrską... Byle nie za dużo ubrań. Zatem po przemyśleniu tych 3, które wybrałam z 7000, zdecydowałam się na dwie - aukcje kończą się za kilka dni, juz ustawiłam snajperka. Bo te dwie na pewno mi się podobają i na pewno będę je nosiła... Oczywiście obie w rozmiarach lekko... hmmm... perspektywicznych, ale to też jest ich zaleta - będe chciała nosić (a będę) - musze schudnąć :)
Agula, a żebyś wiedziała, że już przy 5 porcjach dziennie mam wrażenie, jakbym ruszała paszczą bez przerwy :lol: Chociaż prawdę mówiąc - przeważnie wyrabiam się z 4 posiłkami, z tym, ż ja jednak mam na tyle pojemny żoładek, że 300 gram na jedno psiedzenie mi wchodzi. Byle nie więcej, bo wtedy czuję się po prostu przeżarta :(
Katsonku, Małgosia w sumie poddała mi sposób ze strzykawką, ale... ponieważ wczoraj Maciuś czuł się gorzej (tzn. słabszy był) ustaliłyśmy, że z żelazem, na które też może zareagować różnie, wstrzymamy się, dopóki nie poczuje się silniejszy. Dziś o 10 mam pójść do lecznicy po zastrzyk ze sterydem dla Maciusia, bo ten, który dosta w zeszłym tygodniu w czwartek - powoli przestaje działać.
A z dietą.. w sumie cały czas było dobrze, tylko teraz juz mi głupie pomysły przeszły (i całe szczęście ;) )
Jeni, allegro to istna kopalnia okazji... naprawde udało mi się tam kupić mnówsto rzeczy za ułamek ich sklepowej ceny... A poza tym wybór jest ogromny. Ja od Allegro jestem już wręcz uzależniona :D Choć w dziale Odzież dopiero zaczynam szaleć... :) Zobaczymy, co będzie dalej... :twisted:
ściskam, dopijam kawę i lecę z piesem :)
Macius nie ma wyjscia i musi wyzdrowiec skoro ma taka opiekuncza mame :D Jak chcesz to chetnie oddam mu troche energii od mojej malej Koty bo odkad ja mamy ( kolo 2,5 miesiaca) nie przespalismy w calosci ani jednej nocy :roll: Nasza duza Kota tez jest mala wykonczona :wink: Potrafi czasami zasypiac podczas jedzenia :wink:
Co do tego, ze bedziesz Laska nie mam zadnych watpliwosci :!: Jezeli pozwolisz to sie do Ciebie dolacze bo tez Laska mam zamiar byc :lol: I to nie w jakiejs bardzo dalekiej przyszlosci :lol:
Martwi mnie tylko to, ze ostatnio nie moge wytrzymac i wchodze na wage czesciej niz sobie to pierwotnie zakladalam, czyli raz na tydzien. Maslicie, ze taki nalog moze mi zaszkodzic ??
Camkey - jeśli wchodzenie na wagę, codzienne nawet, jest Twoim jedynym dietetycznym przestępstwem - to waż się do woli :D Zanim kupiłam wagę elektroniczną - wazyłam się co tydzień. Teraz - codziennie rano, bo po prostu chcę się kontrolowac na bieżąco. Nie przeszkadza mi to w niczym, nie wpadam w rozpacz, jeśli z dnia na dzień jest parę dkg więcej. Jeśli i u Ciebie takie małe wahnięcia nie urastaja do rangi problemu - to myślę, że krzywdy sobie nie zrobisz.
Fajna musi być ta Twoja mała kota :) Ja jakoś nigdy nie wychowywałam kociaka od małego, zawsze trafiały do mnie już wyrośnięte, więc troszkę zazdroszczę... ale wszystko przede mną, w kociej kwestii nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. W moim stadku energia rozpiera Mańkę, zresztą takiej cholery, jak ona, jeszcze nie spotkałam... i to nie jest związane z wiekiem, tylko z charakterem... ale bardzo mi się to podoba.
A do laskarni :lol: zapraszam i przyjmuję z otwartymi ramionami :D W jak najbliższej przeszłości. I nie mam najmniejszych watpliwości, że i Tobie i mnie sie to uda :)
ściskam!
witaj Hybris, jak zwykle po Twoich słowach, przestałam się użalać nad sobą i wzięłam się do roboty. Dieta-jak dieta-trzymam się bez żadnych -nawet najmniejszych wpadek. Waga stoi, bo mam @-tym też się nie denerwuję-powtarzam sobie to jak mantra. Zgodnie z zaleceniem zważę się dwa dni po.
Uświadomiłam sobie jedną rzecz, której do tej pory nie traktowałam poważnie, nie dopuszczałam jej do siebie, mianowicie: że to ja muszę zawalczyć o siebie, nikt tu za mnie nie schudnie, co najwyżej dostanę pomoc i miłe słowo lub kopniaka na zapęd :lol: A tak to muszę sama wszystko pokonać: swoje słabości, te przeklęte zajadanie wszystkiego słodyczami, itp.
Znalazłam też motywację realną 69kg. Po prostu znowu mieć te swoją 6 na suwaku i cieszyć się ubraniami, które wejdą. No a potem, potem to się pomyśli racjonalnie o 5 na początku.
Dziekuję z całego serca i duszy, bo to dusza cierpiąca była.
Hybris No wlasnie nie wiem czy jak sobie pozwole na takie codzienne wskakiwanie to nie wpadne w obsesje, dlatego jednak postaram sie trzymac planu ;) I postanowilam sobie, ze bede Cie gonila :D A Ty masz mi uciekac :!: Bo jak mowia slowa piosenki " chodzi o to by gonic kroliczka a nie zlapac go " (moglam troche pokrecic)
A mala jest cudnym diabelkiem ;) jak to pisze lezy mi na klatce piersiowej i pieknie mruczy :D
(bo ja dzis troszke przeziebiona i sie grzeje w lozku)
Pozdrowienia i buziaki :D
Golcia masz racje :!: Optymizm Hybris jest zarazliwy :D Niestety masz tez racje w tym, ze nikt sie za nas nie odchudzi, ta walke musimy prowadzic same i wygrywajac male bitwy doprowadzic do wygrania wojny! Niestety prawda jest taka, ze w duzej czesci jest to walka ze soba i chyba to jest najtrudniejsze. Ale co tam :D Jestesmy dzielne :D Damy rade :!:
Same dobre wiesci :D
Jak przeczytalam o Maciusiu jak ladnie jadl kurczaczka i smietanka poprawil to mi sie lezka zakrecila w oku :cry:
Gratuluje spadku wagi Hybrisku :D .Jak ty masz dobrze ze juz 7 z przodu :wink: :D Naprawde milo sie czyta jak sie udaje komus pozbywac kg regularnie :D
Hej, Dziewczynki :)
Z kociejem na szczęście z dnia na dzień lepiej. Jest silniejszy, ma apetyt, złości się, jak daje mu zastrzyki. Załatwia się. Wczoraj nawet wyciągnęłam z Małgosi stwierdzenie, że jesli uda się opanować to zaostrzenie choroby, to kocio może z nami jeszcze pobyć... nawet kilka miesięcy... może rok... Nawet nie wiecie, jak strasznie chciałabym, żeby to się sprawdziło! W Warszawie zimno potwornie, więc wciąż dogrzewamy Maciusia, choć już nie ma aresztu kuchennego - zresztą sam chce chodzić do pozostałych pomieszczeń. No i nie je już żwirku :)
W kwestiach dietetyczno wagowych - błogi spokój. Nie mam już żadnych ciągot, wczorajszy skok wagowy dzisiaj się potwierdził: czyli jest 78.8 kg Wychodzi na to, że w maju schudłam 4,3 kg. Ja wiem, to nie jest jakiś porażający rezultat, ale biorąc pod uwagę, że chudłam już bez żadnych wspomagaczy, na diecie, którą musiałam sama całkowicie kontrolować - uważam to za mój sukces. Schudnięcie widac też po wymiarach:
klatka piersiowa - 80 cm. (-2)
talia - 74 cm (-3)
biodra - 110 cm (-3)
udo - 62,5 cm (-1,5)
Jedynym problemem (poza strasem i nerwami, co dalej z Maciusiem) jest dla mnie teraz wypadanie włosów. Od 1,5 tygodnia lecą mi garściami - tu nie przesadzam. Zaczęłam od przedwczoraj łykać skrzyp z pokrzywą - oby to coś dało, bo łysa zostanę. Obawiam się, że nie tyle skutek DC, co jej odstawienia - ogranizm przestał dostawać tak dzikie ilości witamin i teraz pozbywa się tego, czego nie pozbył się przez 4 miesiące na DC. Bo fakt faktem - wtedy nie gubiłam włosów wcale.
Dobrze, to podsumowanie maja mam za sobą - teraz piesowy spacer, a potem Wam odpiszę :)
Gratulacje przeogromne pięknych ubytków:)
I dobrze że Maciuś dochodzi do siebie... :)
To może włącz jakieś batony czy musy z DC dodatkowo - dostaniesz mikroelementy. Ja nie chcę chudej, ale łysej Hybris :(
Dla Maćka miska mleka,dużo zdrowia i ciepła!
Dla ciebie wytrwałości i konsekwencji.
Co do niedoborów witamin,to mój lekarz zabronił mi przyjmować witaminy w tabletkach(tylko w razie choroby i rekonwalescencji),a to dlatego,że organizm się rozleniwia,przestaje czerpać witaminki z jedzenia,bo czeka na dawkę tych gotowych do wchłonięcia i przyswojenia.
Po odstawieniu specyfików może trochę potrwać zanim znów przypomni sobie jak to sie trzeba troche pomęczyć,żeby "przerobić pokarm".
To oczywiście nie dotyczy osób,które faktycznie mają niedobory,ale wiele z nas łyka przeciez witaminy na wszelki wypadek,lub tak jak ty w środkach wspomagających.
Na pewno wszystko się pomalutku uspokoi i nabierzesz formy!
pozdrawiam i wszyskiego najlepszego z okazji dnia dziecka
Ciesze sie ze lepiej z Maciusiem ale troche sie zmartwilam Toba Hybrisku :cry: Piszesz ze schudlas przeszlo 4 kg i ze to nie jest za duzo :roll: ale podobno dla zdrowie jest dobrze 2-3 kg na miesiac chudnac wiec i tak duzo schudlas a teraz to wypadanie wlosow.Naprawde nie myslisz ze powodem moze byc ostra dietka.Oczywiscie ja nie jestem jakims znawca ale czesto juz czytalam ze po ostrej dietce wypadaja wlosy.Przemysl to Hybrisku.Ja wiem ze z Ciebie inteligetna babeczka i wiesz jak dbac o siebie ale czasami jak czlowiek chce szybko schudnac to moze przesadzic troszke
Cześć Dziewczynki.
Totalnie nic mi się nie chce. Pisać też mi się nie chce, zresztą dzisiaj mam niespecjalnie dużo do powiedzenia. Myśleć też mi się nie chce, chociaż do myślenia akurat mam sporo.
Maciek czuje się dobrze, jest o wiele silniejszy, irytuje go mocno areszt kuchenny.
U mnie waga skoczyła trochę w górę, ale to nic innego, jak nagroda za posolenie wczorajszego obiadu - fakt, trochę mi się sypnęło... :oops:
Na razie stacja hybris ogranicza nadawanie, aż jej niechcica przejdzie. Co oczywiście nie oznacza, że mniej was lubię. Muszę sie tylko znowu jakoś zebrać ładnie do kupy.
ściskam!
Ja tu siedzę i czekam na piękny - długi znaczy się, post, a tu takie rozczarowanie :!: :!: :D
Szybko się zbieraj i pisz, bo Twoje pisanie świetnie poprawia humor z samego rana :D
Pyza masz racje, ja tez czekalam na sloneczny wpis a to autorka dzis nie w humorze :wink: Miejmy nadzieje, ze szybko zapal wroci :D
Ja tez mialam dzisiaj rano bardzo nieciekawy humorek do momentu wejscia na wage ;)
Mam nadzieje Hybris, ze sie nie obrazisz ale chcialabym sie tym pochwalic u Ciebie na watku. Schudlam w tym tygodniu 1,6 kg :D Radosc wielka :!: Trzymajcie kciuki zeby szlo tak dalej :D Bo jak bedzie w przyszlym tygodniu tak rewelacyjnie to jest szansa na zakonczenie pierwszego etapu :D
witam was kochani!!
Pierwszy raz jestem na forum.Mam na imie Ola ,stuknęło mi 24 wiosenek.Pod koniec marca tego roku postanowiłam (zresztą jak co roku)zrobić sobie rutynowe badanie krwi.Dwa dni po badaniech leżałam już w szpitalu.Diagnoza Cukrzyca typ 2. :( Szok i dramat.Pierwsze dni płacz ,użalanie się nad sobą ,pretensja do całego świata, Boga itd.Najważniejsze,że mialam wsparcie, męża. Pomagał mi zrozumieć tą chorobę jego matka też chorowała.Przez cały czas był i jest przy mnie.Wspiera,pociesza,motywujeNie mialam żadnych objawów więc nie spodziewałam sie tego.Insulina,leki.Miałam inne plany ,rodzina ,dziecko upragnione,a tu zakaz ciąży na 1-2 lata.Od pobytu w szpitalu minęło 2 miesiące.Schudłam 16 kg nawet nie wiem kiedy.Bez głodzena sie,męczenia.Poprostu podeszłam do tego z głową i z rozsądkiem. Nie jem słodyczy,smazonych potraw,oraz pieczywa.Dietę opieram na warzywach ,białym mięsie i chudych rybach.jem o stałych porach do czego poniekąd zmusza mnie insulinaDieta nie jest dla mnie karą,jest darem.Potrzebny był mi kop od Zycia,żeby wziąść sie za siebie,zadbać o zdrowie.Stałam sie troszke egoistką,więcej czasu poświęcam sobie(gotowanie,sport,poznawanie swojej choroby i uczenie się z ną żyć),ale wiem,że to dla dobra mojego,mojej rodziy bo dbając o siebie myśle już o dzieciątku,ktorego pragniemy.Pisze,żeby przestrzec młode osoby.Dbajcie o siebie.Zycie z cukrzycą to postawienie życia do góry nogami,a lepiej,zebyśmy to my je przewrócili ,a nie choroba.Mi pomaga to ,ze otaczam sie zdrowymi i pozytywnymi ludzmi ,a oni podpowiadają mi jak żyć w akceptacji z samym sobą,bo ja nigdy nie potrafiłam tego zrobić.
witam was kochani!!
Pierwszy raz jestem na forum.Mam na imie Ola ,stuknęło mi 24 wiosenek.Pod koniec marca tego roku postanowiłam (zresztą jak co roku)zrobić sobie rutynowe badanie krwi.Dwa dni po badaniech leżałam już w szpitalu.Diagnoza Cukrzyca typ 2. :( Szok i dramat.Pierwsze dni płacz ,użalanie się nad sobą ,pretensja do całego świata, Boga itd.Najważniejsze,że mialam wsparcie, męża. Pomagał mi zrozumieć tą chorobę jego matka też chorowała.Przez cały czas był i jest przy mnie.Wspiera,pociesza,motywujeNie mialam żadnych objawów więc nie spodziewałam sie tego.Insulina,leki.Miałam inne plany ,rodzina ,dziecko upragnione,a tu zakaz ciąży na 1-2 lata.Od pobytu w szpitalu minęło 2 miesiące.Schudłam 16 kg nawet nie wiem kiedy.Bez głodzena sie,męczenia.Poprostu podeszłam do tego z głową i z rozsądkiem. Nie jem słodyczy,smazonych potraw,oraz pieczywa.Dietę opieram na warzywach ,białym mięsie i chudych rybach.jem o stałych porach do czego poniekąd zmusza mnie insulinaDieta nie jest dla mnie karą,jest darem.Potrzebny był mi kop od Zycia,żeby wziąść sie za siebie,zadbać o zdrowie.Stałam sie troszke egoistką,więcej czasu poświęcam sobie(gotowanie,sport,poznawanie swojej choroby i uczenie się z ną żyć),ale wiem,że to dla dobra mojego,mojej rodziy bo dbając o siebie myśle już o dzieciątku,ktorego pragniemy.Pisze,żeby przestrzec młode osoby.Dbajcie o siebie.Zycie z cukrzycą to postawienie życia do góry nogami,a lepiej,zebyśmy to my je przewrócili ,a nie choroba.Mi pomaga to ,ze otaczam sie zdrowymi i pozytywnymi ludzmi ,a oni podpowiadają mi jak żyć w akceptacji z samym sobą,bo ja nigdy nie potrafiłam tego zrobić.
No dooobra, już dooobra... Ale dalej mi się nie chce :(
Dzień minął w nastroju ogólnej bumelki, bo okazało się, że dostałam zlecenie bliźniaczo podobne do czegoś, co już kiedyś robiłam... Więc wizja katorżniczej pracy przez 10 godz ze wzrokiem nieobecnym wlepionym w monitor odeszła w niebyt. Narzekac nie powinnam, ale tak między nami konieczność wzięcia się do roboty bardzo dobrze by mi zrobiła.
Kociej czuje się nieźle. Dziś już nawet dręczył Mamuta i ganiał za Mańką, czyli sił ma pod dostatkiem. Nawet mi się podłotka pokryjomu wymknął na balkon i połozył na fotelu (uwielbia to!). Oczywiście został stamtąd szybko zgarnięty - cały czas obawiam sie o jego odporność, jakolwiek infekcja może okazac się w tej chwili bardzo groźna. Dlatego wolę dmuchac na zimne.
Dietetycznie dzień idealny, 1207 kcal, w samych zdrowych rzeczach, no może pomijając mozarellę, która niestety tłuszczu miała sporo, ale nie jadłam jej coś ok. 2 miesięcy, więc raczej mnie nie zabije, ani nie utuczy. I już się cieszę, bo mozarelek kupiłam trójpak, więc za parę dni powtórzę tę imprezę. Nie ma to jak mozarelka z pomidorem i bazylią na chrupkim chlebie, mniam! Dziś też starałam się uważać i przyglądać, co ile solę - właściwie było tylko trochę Vegety do wyżej opisanych knapek i dość słona węklina - indyczy filet. Pierwszy raz kupiłam w nowym miejscu i raczej nie powtórzę tego eksperymentu - mięso nawet niezłe, ale ilość soli podejrzana.
Zobaczymy, co jutro pokaże waga... A chciałabym, żeby powiedziała mi coś miłego, że mnie lubi na przekład... To jej przedostatnia szansa, bo w przyszłym tygodniu nadejdzie @ i znowu wszystko stanie... Jak ja tego nie lubię! :evil:
Mir, batony lub napoje DC odpadają, bo one nie mają tyle witamin, co saszetki. A z drugiej strony, jak zacznę znowu ładowac w siebie saszetki, to może się okazać, że po ich odstawieniu wróę do punktu wyjścia... a to tez bez sensu :( Na razie ćwicze skrzyp doprawiony pokrzywą i zanoszę modły dziękczynne. Zobaczymy, co mi to da.
Fraksi, ja do witamin zawsze miałam stosunek odwrotnie proporcjonalny, chociażby dlatego, że... brakowalo mi systematyczności w ich przyjmowaniu. Więc trudno powiedzieć, żebym kiedykolwiek się nimi przekarmiała. Natomiast teraz musze, bo organizm wyraźnie mówi, że czegoś potrzbuje. I z tym nie mogę dyskutować :(
Katsonku, z tym, że widzisz, moja dieta w tej chwili już wcale drastyczna nie jest. 1200 kcal naprawdę daje możliwość dostarczenia organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje, a ja jem jedzenie bardzo zróżnicowane, pamiętam o białku, także zwierzęcym, jem dużo warzyw, mniej owoców, nie lekceważę węglowodanów. Więc naprawdę nie wydaje mi się, żebym robiła sobie takim odchudzaniem krzywdę.
Ja z kolei czytałam, że zdrowym tempem chudnięcia jest ok. 1 kg tygodniowo - więc widzisz, każda z nas coś słyszała, każda się trzyma własnych wytycznych. Pewnie powinnam zgłebić temat i jak mi leń odejdzie to pewnie to zrobię. Zresztą i tak uważam, że wykazuję się dużą dozą charakteru, bo ja chciałabym już, teraz, zaraz, a w takim tempie będę jeszcze chudła przynajmniej 4 miesiące... Te najgorsze 4 miesiące, bo właściwie cel jest coraz bliżej, a jeszcze trzeba się starać i to bardzo starać, a tym bardziej pilnować, żeby w ułudzie sukcesu nie zboczyć z drogi.
Nie ukrywam, że miałabym już ochotę zwiększyć limit do 1500 kcal, zacząć już powoli wychodzić z diety, niestety - a takie ekstrawagancje będę mogła sobie pozwolić, kiedy zlikwiduję aktualny dolny suwaczek i zacznę mieć prawidłowe BMI. Na razie - cały czas dieta. Zresztą na własne życzenie. Buuuu...
Pyzula, Ty kochana jesteś niezmiernie, ale wiesz, u mnie nie zawsze ilość przechodzi w jakość :D
Ale dobra, postaram się przepędzić niechcicę i rano stukać... bo w sumie sama to lubię :)
Camkey bardzo, bardzo, bardzo się cieszą z Twojego sukcesu i serdecznie Ci gratuluję! 1,6 kg - śliczny wynik i to w tydzień... Eh, łza sie w oku kręci, gdzie te czasy, kiedy ja tyle chudłam... A co, pozazdrościć sobie nie można? :twisted:
Kochana, czuje się zaszczycona, ze to u mnie pochwaliłas się swoim sikcesem - pamiętaj, jesteś tu zawsze bardzo mile widziana :) A kciuki trzymam za Ciebie stale i niezmiennie!
I dzięki serdeczne za rady na PW :)
Alexa, bardzo Ci dziękuję, że się tutaj u mnie i do mnie odezwałać. Gratuluję Ci z całego serca mężnej walki z choroba i tego, że z nieszczęścia potrafiłaś wyjść z podniesioną głową, przekuć problem w cenną życiową naukę, a nawet zbudowac na tej kanwie sukces. Spadek wagi, mniej kilogramów - to już tylko "efekt uboczny" Twojej zmiany podejścia do życia, ale nie mniej szczerze Ci tego gratuluję.
Mam nadzieję, że nie opuszczą Cię siły do dalszej walki, walki o Twoje szczęście. Życzę Ci też, żebyś wygrała walkę z chorobą o dziecko, którego tak pragniesz. I wierzę, że Ci się uda.
Ściskam serdecznie!
p.s. Dziewczynki, czy Wam nie brakuje na tym forum Devoree? Bo mnie strasznie :cry:
5.30... nieludzka godzina.
Nie, dziś nie wstałam specjalnie o tej porze - o 4.40 moje kochane kotki zrobiły małą demolkę z dużym hukiem, co skutecznie mnie obudziło. Tak skutecznie, że potem nie mogłam już zasnąć, mimo, że nadal byłam śpiąca. A przewracać się z boku na bok bez sensu - nienawidzę serdecznie!
Wstałam, nakarmiłam koty, zważyłam się... No właśnie, zważyłam... :twisted:
Wiecie, moja teoria "solna" w 100% sprawdza się w praktyce - wczoraj panowałam nad ilością soli - dziś mi pokazała 78,6 kg :lol: Czyli ewidentnie wychodzi na to, że mnie lubi. Ja ją zresztą też, zwłaszcza w takich okolicznościach.
Muszę jeszcze dzisiaj ostrożnie sięgać po solniczkę (czy w moim wypadku - torebkę Vegety - do wszystkiego dodaję Vegetę, bardzo lubię!), bo jutro ważenie cotygodniowo odnotowywane w kapowniku... I miło by było zaliczyć sobie CAŁY kilogram, a nie 0,9 :)
[Przeczytałam to, co napisałam i aż się do siebie uśmiechnęłam. Kiedyś kilogramowy spadek byłby WIELKA tragedią. Na szczęście człowiek ewoluuje... ;) ]
Poza tym - właściwie od wczorajszego wpisu nic nowego. P jedzie dziś na cały dzień do ojca poza Warszawę, więc ja zostaję z menażerią. Korzystając z okazji podam Maćkowi po raz pierwszy to żelazo w kropelkach... i zobaczymy, jaki będzie skutek. Szkoda mi go, bo może zareagować wymiotami i osłabieniem, ale Małgosia mówi, że trzeba. Bo jeśli organizm przyswoi lek - to mu może bardzo pomóc.
Jak na razie - Maciuś śpi sobie grzecznie... zresztą cały dom śpi. Może i ja jeszcze spróbuję podrzemać?
Dla miłośników mojego strumienia świadomości i nie tylko. Ale nie będzie słodko.
Czytam forum. Zaglądam do dawno nieodwiedzanych wątków. I co tam znajduję? Oczywiście moje ukochane stwierdzenia: "raz się żyje", "każdemu się zdarza", "od jutra zaczynam od nowa". Co to za polityka? Co to za stosunek do swojego ciała, a w końcu do siebie samej? Skąd przyzwolenie na robienie sobie krzywdy?
Ja już wiem to wszystko. Wiem jak działa mechanizm wpadki, wiem, jak to jest, kiedy włącza się wewnętrzny odkurzacz... I wiem, co trzeba zrobić, żeby to opanować. Trzeba byc uczciwym. I w odchudzaniu i w traktowanie siebie samej. Jeśli cos sobie obiecałem, przyrzekłam, a jeszcze więcej - powiedziałam to publicznie - to trzymam się swojej decyzji zębami i pazurami. W jakiejś bajce, którą pamiętam z dzieciństwa, była taka rymowanka: "niech się wali, niech się pali, a ja naprzód, a ja dalej". Dotyczyło to akurat chłopca, który szedł po złotą wodę, która mogła uzdrowić jego umierającą matkę. Nie widzicie, że nasze diety taką właśnie wyprawę przypominają? My walczymy o siebie, źródło naszej "złotej wody" bije na końcu suwaczka i gwarantuje nam lepsze, zdrowsze życie. Takie, w którym będziemy wolne od balastu i fizycznego i psychicznego. Nie, nie będzie żadnych fajerwerków. Ale pozbędziemy się PROBLEMU, który nierzadko towarzyszy nam od lat. TEGO CHCĘ! To jest lepsze od wszystkich Snickersów, pizz, salami, czekoladek i lodów na tym świecie. I to jest warte poświęcenia, oczekiwania, to jest warte każdego dnia walki ze sobą.
Nie, nie lansuje się na bóg wie kogo. Nie jestem współczesną świętą dietetycznego reżimu, wolną od pokus i zametów. Ale walczę z tym wszystkim i od 5 miesięcy nie dałam sobie przyzwolenia na żaden wyskok i... to procentuje. Uwielbiam siebie, narcystycznie, nadludzko uwielbiam. I spokojnie, z całą konsekwencja moge każdemu powiedzieć, że TAK MOŻNA ŻYĆ. Jeśli tylko się chce.
Dziś zaczyna się dzień szczególny dla mnie, choć raczej w nie do końca pozytywnym tego słowa znaczeniu. 2 lata temu, dokładnie 3 czerwca, wziął w łeb totalnie mój 5-miesięczny trud i wysiłek i zaczęło się 18 miesięcy żarcia. Dokładnie 2 lata temu startowałam z wagi 69 kg, zatrzymałam się na 117.
Nigdy więcej nie zrobię sobie takiej krzywdy.
Masz racje Hybris ze kazda z nas wyczytala cos innego i sie trzyma tego co chyba wydaje jej sie dobre dla samej siebie.Tak jak juz pisalam jestes inteligetna kobieta bo to widac po wpisach i napewno wiesz co robisz .Byc moze z wlosami to inny problem nie dietetyczny ale ty napewno do tego dojdziesz :)
Podziwiam cie za twoj silny charakter :D .
Ja natomiast ide troche wolniej z dietka bo tak mi lepiej idzie .Teraz czekam jak schudne nastepna 10 i bede mogla powiedziec ze juz sie pozbylam 40 kg.Mam nadzieje ze nastapi to przed naszym latem a moze nawet troche wczesniej.Ostatnio coraz wiecej cwicze i to powoduje ze sie duzo lepiej czuje.Masuje cialo i kremuje sie roznymi balsamami.A jeszcze rok temu obserwowalam na forum dziewczyny jak sie odchudzaja a ja tylko tylam
Widze ze Macius na opieke pierwszej klasy.Dbasz o niego i reszte kotkow a one mysla ze sa w siodmym niebie
Pozdrawiam i zycze udanego dnia .Caluski dla kotkow :D
Katsonku, pisałysmy równocześnie :) tzn. Ty u mnie, ja u Ciebie :)
Katsonku, a z ciekawości - kiedy w Australii zaczyna się lato? ;)
Nie powiem, ja też marzę o tym, żeby mieć już całą 40-tke za sobą, zresztą ta wizja już mi majaczy dość blisko - jeszcze TYLKO 1,6 kg... Ależ będzie impreza :lol:
A co do tego nadbagażu, który zrzucamy... Wczoraj miałam w domu śmieszną sytuację. Mój Piotrek wrócił z drukarni z dodrukami, których było całkiem sporo, ale on się zawziął, że sam to przydźwiga. Żeby jednak zademostrować mi ogrom i głębię swego cierpietnictwa, po wejściu do domu zakrzyknął gromko: "Wagi!" Podano. Piotrek obładowany wszedł na wagę - pokazała 117 kg. Zdjął z siebie plecak z książkami, zważył sie ponownie - 86. I kiedy już zaczynał popadać w samozachwyt i liczyć, ile to on przydźwigał i jaki to jest dzielny, nie mogłam sobie darować i powiedziałam: "No widzisz, jakie to uczucie zdjąć z siebie 31 kg. A ja zrzuciłam 38." Juz dawno nie widziałam takiego szacunku w jego oczach :)
Jeśli zaś chodzi o rytm dietki... widzisz, tu po prostu trzeba dopasowac dietę do siebie. I myślę, że i Twoje i moje osiągi sporo mówia o tym, że już w dużym stopniu tę umiejetność opanowałyśmy :) Gratuluje Ci zapału do ćwiczeń - ja od niedzieli pewnie nie będę już miała wymówki... :) Ale to i dobrze.
Smarowanie jest bardzo ważne, ja w tej materii sie ostatnio leniwa zrobiłam - peeling kawowy czeka i kwiczy. Chyba dziś się zmobilizuję, plus foliowanko. No, powiedziałam to głośno, więc wymówki juz nie ma :)
Ja Tobie również życze miłego dnia... czy raczej popołudnia :)
Rozumiem, ze z oficjalnymi gratulacjami utraty kolejnego kilograma mam poczekac do jutra ?? Wiec dzis1ia gratuluje nieoficjalnie. Masz racje Hybris w tym co napisalas o "kazdemu sie zdarza", " znowu poszalalam" "zaczynam kolejny raz od jutra": Juz kiedys pisalysmy o tym na watku u Devoree (ktorej tez mi brakuje), ze te osoby oszukuja same siebie. Najgorsze jest to , ze najczesciej witajac nowa osobe wszyscy pisza "dobrze, ze tutaj trafilas, dziewczyny pochwala za sukcesy i dadza kopniaka za wpadki, ktore kazdemu sie zdarzaja" i w taki sposob informujemy nowe "odchudzaczki", ze jak sobie podje i zacznie od jutra od nowa to i tak bedzie oki. Trafilam tutaj na watek jednej bardzo mlodej dziewczyny. Prowadzi go ona ponad rok i jest dosc dlugi, poniewaz ticker na koncu byl mniejszy tylko o kilogram zawzielam sie i przeczytalam caly. Myslalam, ze cos sie wydarzylo w ciagu tego roku, ze byla jakas przerwa w odchudzaniu. I co sie okazalo ?? Ona przez ten rok, wedlug niej uczciwie jest na diecie. Zalicza co jakis czas wpadki ale przez nia tak nie traktowane "musialam to zjesc" "nic innego nie bylo w domu" " to w koncu nie ma tak duzo kalorii" "bardzo to lubie wiec czemu mam sobie odmawiac". I wszystko by bylo oki... ale jezeli zje sie nawet cos niedozwolonego ale w limicie kalorycznym to i tak sie powinno chudnac !! A ona schudla przez caly rok 1kg !! Dla wielu to jest malo na tydzien !! ( dla mnie nie ;) ) Ona "meczy sie " psychicznie na tej diecie od roku i nic z tego nie ma !! Czy naprawde nie lepiej sie zabrac raz a porzadnie i miec ten balast i z cialka i z glowy ?? Moja filozofia zyciowa brzmi " JAK NIE ROBIE BO MI SIE NIE CHCE; TO NIE ROBIE I NIE MAM WYRZUTOW SUMIENIA;ALE JAK SIE ZA COS BIORE TO ROBIE TO SZYBKO I UCZCIWIE; BO POPROSTU LUBIE MIEC " Z GLOWY".
Ja zaczynajac bardzo chcialam schudnac, przerazila mnie moja waga, przerazilo mnie to ze nie zauwazylam jak to sie stalo. Zobaczylam 90 kg i nie zabralam sie za odchudzanie "od jutra" zabralam sie od juz ! I tak sobie w tym trwam. Jednak gdybym widziala, ze mi to zupelnie nie idzie i zaczynam codziennie od nowa bo poprzedniego dnia wieczorem znowu zaliczylam wpadke to poprostu bym z tej diety zrezygnowala. TRZEBA BYC UCZCIWYM PRZEDE WSZYSTKIM WOBEC SIEBIE!
Przepraszam, ze sie tak rozpisalam ale wydaje mi sie, ze glaskanie po glowie i usprawiedliwianie osob z permanentnymi wpadkami przynosi im wiecej zlego niz dobrego.
Hybris jezeli nie chcesz tego u siebie na watku daj znac ;)
Pozdrawiam :)
Weszlam przed chwila na forum, zeby wreszcie nadrobic zaleglosci w forumowej lekturze i coz widze :?:
Hybris za mna teskni...
O, moje Ty Slonko Zlociste... 8) 8) 8)
Kochana jestes niemozebnie... 8) 8) 8)
Duma mnie rozpiera, kiedy czytam jak swietnie radzisz sobie w trudnych momentach i kiedy zerkam na Twoj suwaczek - przelozenie jest proste i oczywiste.
Wniosek :?:
Jest uczciwe odchudzanie - sa realne efekty :!:
Pozwolisz, ze tego nie skomentuje ( to a'propos watkow typu: odchudzam sie i nie chudne - dlaczego :?: Ratunku :!: ). :wink:
Z wlosami sprawa jest dosc prosta - nie ma zmiluj - dlugotrwale odchudzanie polegajace na redukcji limitu kalorycznego predzej czy pozniej ( u mnie byly to 4 miesiace) odbije sie na stanie wlosow. Tak juz jest, ze organizm czuwa, zeby najpierw dostarczyc skladnikow odzywczych narzadom kluczowym dla funkcji zyciowych, a dopiero potem zajac sie tymi o znaczeniu estetycznym. W trakcie diety redukcyjnej tego "potem" nie ma i z przyczyn oczywistych byc nie moze. Bedzie "potem" - wlosy wroca same - moje wlasnie powoli wracaja. :wink:
Wiesz co, Kasienko, masz bardzo dzielnego kotucha. Ogromnie mi zaimponowal. W ogole dochodze do wniosku, ze gdybysmy w swojej filozofii zycia czesciej wzorowali sie na kotach - zyloby sie nam o wiele, wiele lepiej... Tymczasem wiekszosc z nas przypomina jednak psy i mamy taki raczej pieski zywot. :wink:
Sle morze caluskow... 8)
Camkey, kochana, Ty w ogóle mi tutaj takich bzdur nie pisz o jakowyms kasowaniu - kategorycznie się sprzeciwiam i zabraniam! ;)
Rzeczywiście, przypomniałam sobie, że podobna dyskusja była w wątku Devoree, a to, co dzisiaj napisałam, powstało na fali wkurzenia, bo aż mnie zatelepało, jak widze, że dziewczyna walczy ze sobą, ma problemy z zebraniem się do kupy, szarpie się, ma potknięcia - a koleżanka jej pisze: pofolguj sobie, bo raz się żyje.
[Golciu, wiem, że przeczytasz o słowa, tak, to o Tobie. Ale bardzo Cię lubię i bardzi mi zależy na Twoim sukcesie. Dlatego tak bardzo tym się przejmuję.]
Tak się nie robi, po prostu tak nie wolno. Jeśli ktoś sam nie chce trzymać się diety/nie może/nie potrafi/nie ma silnej woli - to jego sprawa. Ale przekonywanie kogoś, że JEŚLI się juz coś zdarzyło, to nic, bo raz się żyje, to nie fair. Ja wiem, pewnie niedługo dorobie sie zaszczytnego miana pierwszej francy na tym forum, ale prawde mówiąc - mam to w nosie. I nie pogłaszczę po głowie nikogo, kto akurat potrzebuje eketrowstrząsów. Bo może jedna osoba dzięki temu zastanowi się nad sobą. Jeśli udałoby mi się TO osiagnąć - to mogę nosić każde, nawet najgorsze miano.
Aha, gdybym ja zaczęła świrować to uroczyście i oficjalnie proszę: walić po łbie i patrzeć, czy równo puchnie. To tak profilaktycznie. Bo raczej mam nadzieję, że nie zasłużę na wyżej opisaną egzekucję :)
Przypadek dziewczyny, o której wspomniałaś, jest znamienny. Pokazuje, że nie wystarczy być na forum (choć obie dobrze wiemy, jak to pomaga), trzeba wziąć sprawy w swoje ręce z całą stanowczością i konsekwencją. I to dopiero jest gwarantem sukcesu, który każda z nas chce przecież osiągnąć. I myślę, że z takim nastawieniem mamy szanse na sukces :D
Camkey, dzięki Ci za gratulacje, ale wiesz, nie chwalmy dnia przed zachodem, a kilograma 10 dkg przed metą :) Jak jutro będzie - to ja serdecznie te gratulacje poprosze :D Nie żebym była przesądna. Po prostu musze najpierw zasłużyć, o! :D
Devoree, wszelki duch... :lol: :lol: :lol:
Kochana, ja Ci serdecznie dziękuję za pochwały i te wszystkie dobre, ciepłe słowa, ale domagam się stanowczo raportu z krainy chudzielców :D No powiedzże, jak Ci sie teraz zyje, jakie nowe ładne ciuszki kupiłaś, czy planujesz jakieś nowe metamorfozy?
Poza tym - dobra kobieto - rzuć garsć wieści praktycznych (wiem, że to dla Ciebie już pewnie nużące, ale dla mnie w perspektywie niezwykle pożadane). Do jakiego pułapu podniosłas dzienny limit? Jak z wagą posiłków? Jak z ćwiczeniami? Czy dalej chudniesz, czy udało Ci się ładnie zatrzymać? Wiem, to masa pytań, odpowiedz, proszę, w miarę wolnego czasu, bom strasznie ciekawa.
Z tym wypadaniem włosów to mnie niespecjalnie pocieszyłaś. A dokładnie - nie pocieszyłaś mnie wcale :( Ja już mam wizje, że jak będe liniała w tym tempie, to za miesiąc zostane na wpół łysa :( Choć może bzdury plotę, acz mam do tego pełne prawo - jestem tuż po myciu łba i buuuuuu :( Jem maksymalną dawkę skrzypu z pokrzywą, jaka jest sugerowana na opakowaniu i chyba zintensyfikuję modły błagalne. No ale trudno. Najwyżej włosy zetnę - wolę być krótkowłosa i szczupła, niż grubaskiem z w miarę bujną czupryną. Frycowe tez trzeba czasem zapłacić :(
Kociejek rzeczywiście zawalczył i jak na razie trzyma się dzielnie. Podałam mu dziś żelazo - jak na razie jest spokój, ale czekamy co dalej. Gdyby go nie zwrócił - byłoby wspaniale. Może sie uda... :)
Dzięki Ci serdeczne, Anetko, że się pojawiłas i mam nadzieję, że całkiem o mnie nie zapomnisz :D
ściskam!
Oczywiście Hybris masz rację .Głupio jest tak ciągle mieć wpadki , przyznawać się do swojej słabości , ale powiem Ci , że jestem zbyt słaba , aby tak ciągnąć jak Ty.
Dzięki temu forum zaraz po czymś zakazanym opamiętuję się i narzucam sobie jeszcze większy rygor.Ty uważasz , że nie można mieć wpadek , nie akceptujesz nas , szkoda , myślałam , że tu jestem akceptowana ...
Wiem , że powiesz , iż napisałaś to dla naszego dobra , ale mnie to zdołowało.Kiedyś po wpadce obżerałabym się dlugo , teraz opamiętanie przychodzi natychmiast , okazuje się , że nie będzie wypadało pisać o tym , bo tego nie akceptujecie.
Osoby piszące przede mną są takiego zdania , jak Ty droga Hybris.Czyli dla takiej osoby jak ja , słabej , która chciała mieć tu oparcie i pisać również o swoich porażkach nie tylko o sukcesach nie ma miejsca...
Osiągnęłaś duży sukces , dziewczyny wypowiadające się tu również , wpadłyście w dobry wir , trafiłyście na dobry moment w swoim życiu , aby tak wielkiej rzeczy dokonać i teraz nie rozumiecie takich, jak ja .Prawdą jest , że grubas jest wszędzie uważany za obżartucha, leniwca , słabeusza...Tak jest wszędzie , myślałam , że tu mnie wszyscy zaakceptują, a okazuje się , że trzeba być twardym , nie można mieć dołów .Szkoda.
Nie no nie mogę - zwijam się z radochy i klaszczę w dłonie:
Odnośnie Dorci - ależ ja nie mam wrażenia, że jesteś gdziekolwiek nieakceptowana! Ależ wręcz przeciwnie! Tylko powiedz mi KTO ma Ci powiedzieć coś, co zmieni Twój stosunek do samej siebie? Mamy Cię głaskać po głowie, bo robisz głupstwa? To nic się nie zmieni. Trzeba czasem wstrząsu! A jeśli tak boleśnie go odczuwasz, to może zmień coś w swoim postępowaniu, a zapewniam Cię, że będziemy klaskać na wyścigi! :) Czasem powiedzenie "jam taka słaba" to taki wygodny parawan, za którym tak wygodnie się schować, bo NIC nie trzeba robić i wszyscy zaakceptują. Dziewczyno - zrzucenie wagi to WALKA :!: I dla słabych i dla silnych psychicznie :!: Tylko trzeba wszystko odpowiednio zaplanować :!: Jeśli czujesz się słaba w te klocki OMIJAJ pokusy. Nie kupuj. Jak nie ma w domu - nie zjesz. Jedz mniej a częściej. Zmień przepisy. Jeśli Twoja wersja odchudzania Ci nie pasuje - poszukaj innej. To nieprawda, że tylko herosi i heroinie zrzucają kilogramy. Powolny ślimak (jak autorka niniejszego) też pełzną sobie do celu :) Z pewnością znajdziesz siły na jedną minutę - kiedy wejdziesz do kuchni i sięgniesz do drzwi lodówki po prostu wyjdź. Podlej kwiatki. Wyszczotkuj psa. Zajrzyj do książki. Wyjdź ze śmieciami. COKOLWIEK co Cię oderwie. To heroizmu i siły nie wymaga. Jedz co lubisz, ale mało. Zmień coś w przepisie byle było mniej kaloryczne. KAŻDY plan tego typu się sprawdzi. Dietkowanie jest dla CHCĄCYCH a nie słabych czy silnych.Cytat:
"No widzisz, jakie to uczucie zdjąć z siebie 31 kg. A ja zrzuciłam 38." Juz dawno nie widziałam takiego szacunku w jego oczach
Dorciu, to straszne, co napisalas, STRASZNE... :shock:
Czy Ty NAPRAWDE odchudzasz sie dla forum :?: Nie dla SIEBIE przypadkiem :?:
Zastanow sie czy jestes tu, zeby efektywnie chudnac czy zeby Cie pocieszac, ze Twoja tusza to zaden problem.
Jesli to pierwsze, to powinnas byc wdzieczna Hybris, ze wskazuje Ci przyczyne Twojej otylosci, jesli to drugie, to rzeczywiscie na jej watku raczej nie znajdziesz dla siebie dobrej rady. Bo Hybris chce byc w opozycji do tuszy, a Ty chcesz jej akceptacji. Gorzka to prawda, ale wyglada na to, ze przynajmniej na razie jestescie z innych bajek... :roll:
Dorciu Miła, chyba mnie nie do końca zrozumiałaś.
Główną ideą tego, co napisałam, jest stwierdzenie, że nie akceptuję AKCEPTACJI i PRZYZWOLENIA dla wpadek, udzielanego przez współdietowiczki.
Przykro mi, że poczułaś się zdołowana, ale spróbuj się zastanowić nad tym, co piszę ja i nad tym, co mi odpisujesz.
Dorciu, to sa Twoje słowa. A powiedz mi, prosze, czym Ty się ode mnie różnisz. Dlaczego ja mogę, a Ty miałabys nie móc? Czy jesteś człowiekiem? Jesteś. Czy masz wolną wolę? Masz. Czy ktoś Cię wiąże i wpycha Ci słodycze, czy cokolwiek innego do ust? Chyba nie. Wszystko odbywa sie na poziomie TWOJEJ DECYZJI. Cóż stoi na przeszkodzie, żebyś ja podjęła? Czy komuś wyrządzisz krzywdę, jeśli nauczysz się panowania nad sobą, nad nerwami i nad łaknieniem? Chyba nie. Czy chcesz przeżyć życie cały czas walcząc z mitycznym wrogiem pod kryptominem jedzenie/wpadka, przy okazji mając w sobie kupę żalu i pretensji? Lubisz swoje życie w obecnym kształcie?Cytat:
Zamieszczone przez dorcia113
A w końcu - czy uważasz, że Twój rozum powinien panować nad żołądkiem, czy pozwolisz żołądkowi opanowac rozum?
Dorciu, to, że nie akceptuję Twoich bęłdów nie oznacza, że nie akceptuję Ciebie. Wręcz przeciwnie. Jesteś bardzo ciepłą, sympatyczna i empatyczna osobą, od której usłyszałam niejedno dobre słowo i za to jestem Ci głęboko wdzięczna. Ale Ty i Twoje słabości nie stanowicie jedności. Słabości sa po to, żeby z nimi walczyć, a ja głęboko w Ciebie wierze i wierzę, że potrafisz je pokonać!Cytat:
Zamieszczone przez dorcia113
Piszesz też, że będziesz się wstydziła o swoich słabościach pisać... to też jest dla mnie błąd logiczny. Widzisz... przeszłyśmy tutaj w konkretnym celu. Walczymy o nasze zdrowie, o atrakcyjny wygląd, o szczęście w takiej postaci, w jakiej sami sobie je wyobrażamy. Więc jeśli przyszłaś tutaj chudnąć, to rób wszystko, tańcz kankana na rzęsach, żeby Ci sie to udało - jeśli naprawde jest to Twój cel i całą soba tego pragniesz. I - mam wrażenie - że to nie ja powinnam byc adresatka Twojej irytacji. Zdenerwuj się tak, jak na mnie, na to wewnętrzne coś, które Cie kusi. Podejmij wyzwanie, postaw się, a nie dawaj się pokornie wodzić za nos.
Rozumiem, że oczekujesz oparcia... Ale czy wsparcie ma polegac na tym, żeby utwierdzać Cię w przekonaniu, że kiedy zdarzy Ci się wpadka, to nic strasznego i pogłaskać Cię po głowie? A może na tym, żeby dodać Ci sił do walki, zmotywować, pomóc Ci uwierzyć, że to, co się dzieje, nie jest dobre i że Ty też potrafisz inaczej? Bo gdybym zrobiła to pierwsze - byłaby to naprawdę niedźwiedzia przysługa... Dlatego - z czystej do Ciebie sympatii - nigdy tego nie zrobię. Bo ja głeboko wierzę, że Ty też potrafisz. Tylko sama musisz w to uwierzyć :)
pozdrawiam ciepło :)[/url]
.. i tylko PRAWDZIWY przyjaciel powie Ci prawdę (choć niewygodną) w oczy .. :)
Dorciu dodam jeszcze cos do wypowiedzi Hybris i Mirielki.
Nie ludz sie - nie WPADLYSMY w zaden wir, nie TRAFILYSMY na zaden moment - SAME ZAKRECILYSMY swoim zyciem i SAME UZNALYSMY, w ktorym momencie mamy wziac za SIEBIE odpowiedzialnosc. To jest ten klucz do naszego sukcesu. Jestem pewna, ze do Twojego rowniez. Hybris pelna zyczliwosci i dobrej woli podaje Ci go na tacy, a Ty sie obrazasz. Szkoda czasu dziewczyno - dzialaj a nie uzalaj sie nad soba. :wink:
Nie zrozumiałyście mnie dobrze.Ja się nie obrażam , tylko zastanawiam się , co Wam napiszę , kiedy będę miała zły okres , kłopoty , kryzysy, bo takie będą ,w to nie wątpię.
Myślałam , że wszystkie grubaski , nawet te odchudzone są dlatego grubaskami , bo mają pewien problem.Problem z jedzeniem .A tu proszę , ten problem Was nie dotyczy...Nie rozumiecie...
Absolutnie się nie obrażam , wiem Hybris , że chciałaś dobrze , tylko nie wiem czy mogę po tych postach pisać jeszcze o moich gorszych chwilach wiedząc , jakie macie podejście do takich grubasków , jak ja.
Kasienko Kochana...
No coz, nie chwale sie, bo... chyba nie bardzo mam czym... :oops:
Mam problem z zatrzymaniem wagi.
Twoja wizja Mirielko okazala sie niestety prorocza.
Wstyd sie przyznac ile teraz waze, ale wierzcie mi to wcale nie jest proste dostarczac organizmowi 2000 kalorii cwiczac (teraz tylko godzinny spacer lub 20 minut steppera w brzydka pogode), prowadzac niskotluszczowa kuchnie i nie jedzac slodyczy. :oops:
Dzisiaj pierwszy raz wprowadzilam 325 gramowa porcje posilkow i mam nadziej, ze sie w koncu zatrzymam, bo to jest ogromna masa jedzenia. Taka masa, ze wiekszej chyba nie dam rady w siebie wladowac.
Gdybym mogla sobie dojesc slodyczami - nie byloby problemu, ale z uwagi na nalog - nie moge. I jestem w kropce. Zastanawiam sie nad sokami lub szostym posilkiem, tyle, ze same soki chyba niewiele pomoga, a kolejny posilek sprawi, ze bede jadla bez przerwy caly bozy dzien.
No, mam klopot jak sie okazuje.
Wyjde z niego, wiem, ze wyjde, tylko musze porzadnie poglowkowac jak to zrobic MADRZE...
Ale sie wyzalilam...
Hybrisku, uwierz mi, jak tylko skonczysz - ponownie pieknie porosniesz wlosami. To juz calkiem niedlugo... 8)