Hybrisku gratuluje stopienia bałwanka.
Wersja do druku
Hybrisku gratuluje stopienia bałwanka.
Hej dziewczynki! Dziś wagowo bez zmian, "7" już moja, choć właściwie dopiero zaczynam tuptać za moim drugim suwaczkiem :)
Kocio? Trochę lepiej, tzn. Mania już prawie zupełnie wyluzowana, chodzi po kuchni, nawet się bawi, ma apetyt etc, chyba już się powoli aklimatyzuje. Bardziej martwi mnie Trauma, która się gdzieś schowała i znaleźć jej nie mogę. Na razie daję kotu święty spokój, ale sama coraz bardziej się martwię i jeśli do południa się gdzieś nie objawi - zaczynam poszukiwania. Martwię się.
Moje koty na razie znoszą to różnie, tzn. Maciej chce się bardziej przytulać i głaskać, dziś spał na mnie całą noc, natomiast Mamutka jest obrażona. Muszę ją teraz tym bardziej ugłaskiwać, żeby wiedziała, jaka jest ważna. Bo widzę, że boi się o dwoją pozycję.
Dla mnie koniec laby, dziś mocno roboczy dzień, ale na szczęście z wolnym popołudniem, więc nie cały i nie na akord.
Eh, śpiąca coś jestem, zresztą sny miałam dziś jakieś takie męczące, niespokojne. Pogoda kaprawa. Dopijam kawe i startuję.
ściskam!
Hybrisku.
Będę Cię gonić , wszak z tej samej wagi startowałyśmy , a Ty pokazałaś , że można...Dzięki za nadzieję i GRATULUJĘ!!!
Oj a mnie tu nie było :(
Ale GRATULUJĘ pięknego wyniku :)
Już niedługo szósteczkę będziesz miała :) Ech... może zechcesz moją :?: :)
Dorciu, dzięki za ten wpis. Pięknie to powiedziałaś, aż mi się ciepło na sercu zrobiło.
Mam nadzieję, ze niedługo dołączę do grona wielkich zwycieżczyń tego forum - Triskellka i Devoree, żeby wszystcy widzieli, że jeśli tylko bardzo się chce, to można zawalczyć o siebie i wygrać...
Pyzunia, ależ Cię impreza ominęła :D A ja myślałam, że Ty już wyjechana do Gdańska! Dzięki serdeczne za gratulacje.
A Twoją szósteczkę? CHCĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! PRAGNĘ!!!!!!!!!! POŻADAM!!!!!!!!!!!!!!! Ustawiam się w kolejce! :lol: Tylko czy zdążę schudnąć na tyle szybko, zeby ją przejąć??? :roll: Eh, postaram się! ;)
Hybrisku:)
Piękny widok ta "7" :)
Ciekawe czy tak jak u mnie zacznie się teraz i u Ciebie najcięższy okres odchudzania, hmmm.Kurczę, wchodzę już w tyle ciuchów, czuję się szczupło, uczucie jakiego nic nie jest w stanie zastąpić:)
Więc może jednak nie jesteśmy tylko dobre w odchudzaniu, ale i będziemy dobre w byciu szczupłymi? Oby!
Za kosmetyczne porady dziękuję:) W najbliższym czasie udam się do perfumerii celem dobrania koloru no a potem spróbuję ściągnąć z Allegro:)
Wysyłam mailowo jeszcze jedno pytanie...jednak to będzie spory koszt, więc nie chcę popełnić błędu...
Wczoraj zwiedzałam nowo otwartą Manufakturę...Załączam adres, obejrzyj, ja jestem zachwycona, robi niesamowite wrażenie! :
http://manufaktura.com/PL/index.asp
Pozdrawiam ciepło:)
A.
no i jak tu nie przyjść i nie pogratulować stopienia bałwanka? :)
qrcze miałam go przejąć, a wciąż mi jeszcze tak daleko do tej ósemeczki z przodu :(
witaj Hybris milo mi ze mnie odwiedzilas ,chcialam CI Z CALEGO SERCA POGRATULOWAC.Dzieki Tobie wiem ze zrzucenie zbednych kilogramow jest mozliwe.BAARDZO Cie podziwiam za wytrawalosc i silna,bo u mnie to roznie bywa :oops:,ale teraz jak opusci mnie silna wola to pomysle o Tobie :D pozdrawiam i zycze dalszych sukcesow :lol:
dorzycam swoje słowa podziwu;)
Za gratulacje niezmiennie dziękuję i proszę o jeszcze :twisted:
Oczywiście przyrzekam solennie, że postaram się Wam regularnie dostarczać powodów do ich składania... :lol:
Dzisiaj rano waga już lepiej kolaborowała i pokazała 79,8 kg, czego oczywiście nie omieszkałam nanieść na suwaczku, zwłaszcza że dzięki temu ten cząstkowy na dole już się nie rozjeżdża... No i wszyscy się cieszymy :lol:
Doniesienia z frontu kociego wyglądają bardzo dobrze. Mała Mania wyluzowuje się już zupełnie, chociaż jeszcze nie zakończyła się walka o strefy wpływów, bo Mamut podchodzi do sprawy prestiżowo i nie wiem, czy łatwo odpuści... Na razie Mamutka udała się na emigrację wewnętrzną do pokoju, tam przebywa i je, tam z nią przesiaduję i wygłaskuję mojego słodkiego potwora, żeby czuła się kochana i potrzebna, myślę, że jeszcze parę dni zajmie im oswajanie się ze sobą. Ale... dziś w nocy Mańka spała już ze mną w łóźku :lol: Obudziłam się w nocy i odruchowo sięgnęłam na miejsce, gdzie zazwyczaj śpi Maciej - trafiłam oczywiście na kota, ale było go tak jakoś... mniej. Kolor niby się zgadzał, ale Mańka i Maciej są tak samo umaszczone, lekko różnią się odcieniem. W celach poznawczych zaczęłam więc smyrać osobnika rezydującego koło mnie, i nie odpuściłam dopóty, dopóki rzeczony nie powiedział "mrau!". Wtedy byłam już pewna, że to Mania - przecież Maciek nie gada :D Co nie zmienia faktu, że jak obudziłam się nad ranem, w tym samym miejscu spał już właściwy rezydent, czyli Maciej :)
Trauma (chyba rzeczywiście zmienię jej to imię, ale jak na razie nie mam specjalnie pomysłu, bo jej jeszcze nie znam) napędziła nam wczoraj niezłego stracha - całe przedpołudnie nie mogłam znaleźć kotki. Od mniej więcej 11 zaczęłam przeczesywać wszystkie zakamarki i... w końcu się znalazła, siedziała wciśnięta pod szafę tam, gdzie Niuńka na początku swojegu u nas mieszkania. Wstawiłam jej tam wodę i suche jedzenie i dałam święty spokój, resztka rozsądku opanowując przemożne pragnienie wywleczenia jej stamtąd i socjalizowania ogniem i mieczem. Ale opanowałam i... wieczorem zobaczyłam w pewnym momencie jej biały łepek wystający spod szafy - widocznie potrzeba pójścia na kuwetkę przekonała ją, że całego życia pod szafą nie spędzi. Zabrałam Miśka na spacer, uprzednio gasząc światło w całym domu, zeby kicia mogła się spokojnie poruszać... Kiedy wróciłam znalazłam ją w kuchni, schowaną, ale bacznie i z dużym zainteresowaniem obserwującą, co ja tam wyrabiam :) A kiedy idąc spać zgasiłam światło - usłyszałam po chwili donośne łup - czyli bielinka zeskoczyła z szafy. Teraz wprawdzie znowu siedzi pod szafą, ale już wszelkie żądze zadania gwałtu kociej psychice mnie opuściły - przesiedzi dzień, wyjdzie wieczorem, ma do tego prawo, ja szanuje jej strach.
Czyli jest dobrze :) Mam nadzieję, że już niedługo będzie się po mojej kuchni kręciło stadko 4 kotów :D
Analenko, a ja cały czas kombinuje, jak mogłabym się wyrwac do Łodzi :D Mam nadzieję, ze jakoś w czerwcu mi się to uda. A może Ty dałabyś radę myknąc do Warszawy w przyszły czwartek? Przyjeżdża Agula, idziemy razem do Małgosi - ja wiem, że to środek tygodnia etc.. ale przemyśl, byłoby świetnie, gdyby udało się spotkać w naszym Cambridge'owtm towarzystwie. A poza tym strasznie jestem Ciebie ciekawa na żywo :D Wiem, wiem, straszna jestem ;)
Bes, spokojnie, jeszcze dopędzisz bałwanka! Tylko musisz się postarać, ale naprawde niewiele Ci do niego brakuje :) Ja w Ciebie wierzę i jak tylko zobaczę 8 na Twoim suwaczku - osobiście Ci wlepię odpowiedniego bałwanka! Nos do góry i Ciebie ta przyjemność nie ominie :D
Chilawio czytam Twój pościk i rumieńcem moje oblicze się pokrywa, hehe. A serio - strasznie miłe to, co napisałaś, zresztą sama wiem, jak było w początkach mojego forumowania, kiedy z zazdrością ale i nadzieją patrzyłam na suwaki dziewczyn, które już miały jakiś tam dorobek. To naprawdę pomaga w walce z własnymi słabościami.. A jeśli chcesz się zmotywować jeszcze bardziej - zerknij na suwaczek Devoree i w ogóle polecam Ci lekturę jej wątku - istna encyklopedia zdrowego żywienia i... zdrowego podejścia do diety i do samej siebie.
Julcyku - dzięki serdeczne!
pozdrawiam!
biedna Trauma, co ona musi przeżywać... ale myślę, że dobre traktowanie odpędzi strach i już niedługo obie będziecie cieszyly się swoim towarzystwem.
Bardzo serdecznie gratuluję. Wiem, że to nie koniec sukcesów :) To niesamowicie fajne móc obserwować boje z wagą mocno zmotywowanej, asertywnej osoby :D, której udaje się pokonać własne słabości i jeszcze przy okazji stanowi wzór dla innych dietujących bidul :wink:
A propos woreczka żółciowego, czytałam wcześniej, że Twoja in spe szwagierka ma problemy po wycięciu i że sama masz zamiar się poddać zabiegowi. Ja cholecystectomię przeszłam w młodym wieku (chyba 17 lat) i to tradycyjną drogą, bo to były czasy, kiedy aparat usg był ewenementem, a laparoskopia dalekim snem. W efekcie mam okropną, długą bliznę na 21 szwów, natomiast nie mam i nigdy nie miałam żadnych dolegliwości. A okazuje się, że w świetle trwających na świecie badań, wyglądało by na to, że osoby po zabiegu laparoskopowym (mniemam, że Twoja szwagierka taki przeszła?) dolegliwości mają - i tę teorię potwierdza jakby przykład xxx osób, które znam. Rodzina była na szeregu konferencji, na których te dane prezentowano z pewnym zakłopotaniem. Natomiast na DC zdarzyło mi się po raz pierwszy, że wątroba mnie zabolała. Poskarżyłam się mojej konsultantce dziś i okazało się, że ona wręcz ostrzega grubasy poworeczkowe, że taki ból się może pojawić - bo nie ma pomocy ze strony żółci, bo wątroba jest bardzo na DC obciążona, filtrować musi całym swoim potencjałem. Zrobię na wszelki wypadek próby wątrobowe.
Ach, odwiedziłam też kiedyś stronę osmoz.com. Niestety nie zawiera danych na temat żadnych wód, które posiadam lub lubię, a chciałam sprawdzić ich dokładny skład (to nie są jakieś nieznane nikomu produkty). Czy znasz może inną, bardziej kompletną stronę?
Pozdrowienia dla kotulek. Moja jest u mnie niecałe 3 miesiące i ma bardzo chwiejne nastroje, na ten przykład od 3 dni jest zła i głównie wykazuje chęć do gryzienia, jednak zmiany, które zachodzą w kocie, któremu jest wreszcie dobrze są tak ogromną nagrodą dla nowego właściciela... Życzę Ci, żeby Trauma doszła do siebie jak najszybciej, choć wiem, że kotu czasu dużo trzeba czasami, oj dużo :roll:
Zapomniałabym - jeśli lubisz zapachy Fragonarda, to mam chyba ze 2 różne próbki w postaci nasączonych chusteczek (czyli nie "próbówka"), jeśli chcesz, mogę Ci podesłać.
Hej dziewczynki...
Waga znowu płata mi niespodzianki, względnie dba o to, żeby mi sodówa do głowy nie uderzyła - przez dwa dni poprzekroczeniu mojej mitycznej 80 stała w miejscu, dopiero teraz łaskawie ruszyła do przodu pokazując 79,4 kg. Ładnie, podoba mi się ;) Chyba dlatego tak ładnie, że wczoraj uważałam bardzo co i ile solę :) No tak, ogólnie nawyki zywieniowe mam juz przyzwoite, ale niestety lubię zdecydowane smaki, w tym słony smak - czasem mi to nie pomaga.
Kocie sprawy mają się coraz lepiej. Mańka jest już oswojona zupełnie, to kocię zaaklimatyzowało się momentalnie, cóż, chyba taki charakter, tylko się cieszyć. Wczoraj już zdarzały jej się akcje, że wskakiwała mi na kolana, obejmowała łapkami za szyję i ssała ucho, kiedy ją głaskałam. A kiedy było jej juz tak dobrze, że nie wiedziała, co ma robić - lekko gryzła mnie w policzek. Przeucieszne stworzonko.
Mamut powoli odzyskuje równowagę, ale nadal wymaga dużo zainteresowania i ciepła. Potrzebuje tez więcej czasu, więc staram się go jej poświęcić. Jeszcze kilka dni i stosunki miedzy nimi się ułożą. Maciek reprezentuje charakterystyczny dla niego "tumiwisizm", on jest PONAD wszelkimi przetasowaniami, on swoje wie :) Dziś znowu on ze mną spał, na grzbiecie, z tylnymi nóżkami wyciagniętymi jak królik. Wyglądał pociesznie :) zresztą właśnie dzięki temu brzuszkowi został szybko zidentyfikowany - mała Mańcia ma brzuszek jeszcze niezarośnięty, była sterylizowana miesiąc temu.
Biała Trauma nadal trzyma dystans, zmienia tylko miejsca stacjonowania - z pod szafy pokojowej przeniosła sie na przedpokojową - doskonały punkt widokowy. Wychodzi stamtąd w nocy, kiedy zgasimy światła, a rano, zauważywszy, że ktoś kręci się po dpmu - znika. Trudno, poczekam, tutaj jedyne, co można zrobić, to dać kotce czas, dużo czasu, żeby nabrała zaufania. Acz nie powiem, ucieszyłam się, kiedy weszłam rano do kuchni, a ona tam była, obserwowała mnie :)
Julcyku, ta kicia naprawdę już bardzo dużo w życiu przeszła, więc oswojenie jej będzia naprawdę moim największym sukcesem.
Fjording, to bardzo ciekawe, co napisałaś.
Ja z woreczkiem muszę zrobic porządek i wszyscy namawiają mnie, żebym to zrobiła "na zimno", czyli korzystając z momentu, że nic jeszcze sie nie dzieje... pomijajac fakt, że ten kamień tam jest i powoli bo powoli, ale przyrasta. Oczywiście myślałam o laparoskopii, bo duża operacja brzuszna wcale mi się nie uśmiecha z przyczyn zrozumiałych :)
Maryla rzeczywicie miała usuwany woreczek właśnie laparoskopowo, natomiast nie wiem, czy mozna ja traktować jako typowy przykład na powikłania poworeczkowe, bo ona nigdy specjalnie mocnego zdrowia nie była. Ale oczywiście, fakt nieposiadania woreczka i przerzucenie tej całej pracy na watrobę na pewno w jej przypadku nie pomaga. Ja sama myślę o tym zabiegu we wrześniu/październiku, wtedy zazwyczaj mam mniej pracy, poza tym liczę, że będę już schudnięta, więc po operacji będę po prostu podtrzymywac efekty diety, a w końcu - będzie już po sezonie owocowym, bardzo nie chcę go stracić. Inna rzecz, że musze jeszcze zaszczepić się na żółtaczkę, kiedyś zaczęłam i nie wiem, dlaczego, ale przerwałam, nie dokończyłam cyklu, więc tego mi jeszcze brakuje.
Natomiast rzeczywiście, Tobie próby watrobowe przydałoby się zrobić, tylko pamietaj, że po DC badania najlepiej jest robić wtedy, kiedy jesteś na 1000 kcal, juz bez saszetek. Dziś sobie do Ciebie zajrzę i poczytam - nawet nie wiem, jakie masz plany na wychodzenie teraz ze ścisłej... a to już finisz u Ciebie :D Jeszcze dziś jutro i koniec :D
Co do kwestii pachnących - nie, nie znam innej strony, która traktowałaby temat tak całościowo - zresztą zgadzam się z Tobą, na osmoz nie ma wielu zapachów i tych niszowych i tych massmarketowych. w takich sytuacjach, kiedy nie ma czegoś na osmoz - trzeba szukać na stronach producenta - próbowałaś?
Fragonardów znam niewiele w porównaniu z tym, ile ich jest, więc chętnie skorzystam z propozycji ;) A może miałabyś ochotę spotkać się z Agula0274 i ze mną w czwartek po południu na jakąś małą kawkę i ploty? Przemyśl sprawę :D
Niestety, kończe teraz pisanie i ruszam w świat, szykuje mi się intensywny, choć miły dzień :) Czego i wam serdecznie życzę ;)
A tutaj znowu mały sus do przodu :) świetnie...
Witaj Hybris::)
jesteś jedna z najbardziej dzielnych, wytrwalych i zmotywowanych forumowiczek:)
Podziwiam, zazdroszcze, zwlaszcza ze mam kryzys bo waga stoi, i mysle sobie ze nie warto sie odchudzaci meczyc bo i tak nie schudne. Oczywiscie staram sie dalej, ale nachodza mnie takie mysli, ktore probuje oddalac. Nie wiem, moze źle skomponowalam menu, jem ostatni posilek o 19, wczesniej nie moge, bo chodze spac o 24 i tak przez te 5h zdaze zglodniec okropnie, az do bolow brzucha strasznych. Wiec nie wiem co ze mna jest, kiedys jak sie odchudzlam wszystko szlo jak z platka, pozwalalam sobie na drobne nagrody i to nie przeszkadzalo mi chudnac, teraz nie jem ukochanych slodyczy az sie sama sobie dziwie, a mimo to waga nie spada.
Moj boze, mam nadzieje, ze nie zostane juz na zawsze z 75 kg. Przeraża mnie to.
Poradź coś.
Przeżywam dziś dzień kretyna, nie mylić z dniem świra. Dzień kretyna tym bowiem różni się od dnia świra, że rano człowiek zrobi coś kretyńskiego, a potem buja się z konsekwencjami az do wieczora... Kretynizmy popełniłam dwa: po pierwsze umówiłam się z moja koleżanką, która zawsze w ostatniej chwile odwołuje spotkania, a kretynizm nr dwa - w ramach akcji "chcę być piekna" zdecydowałam się dziś na wystąpienie w okularach przeciwsłonecznych. Oczywiście, każdy kto ma wadę wzroku wie, jak trudno jest się poruszać, jeśli człowiek a. nie widzi, b. jest ciemno, więc jak zwykle pod okulary sloneczne ubrałam kontakty. Koleżanka oczywiście spotkanie odwołała :evil: No więc ja radośnie zostałam w domu, w soczewkach. Niby normalka, ale przede wszystkim - niewydognie mi. Po drugie - kontakty posiadam bez korekcji astygmatyzmu, więc nie bardzo mogę czytać, bo mi wszystko się rozpływa i oczy bolą, w dalszym etapie rozboli i łeb. Po trzecie - teoretycznie mogłabym je wyjąc w cholerę, ale to są soczewki jednodniowe, czyli rano zakładam, wieczorem wyrzucam, nie nadają się do czyszczenia ani do przechowywania. Oczywiście mogłabym wysłac je do kibla, ale po czwarte umówiłam się jeszcze dziś po południu z koleżanką i skoro już jestem bezokularowa to chciałabym taka pozostać, a mimo, że oszczędność stoi na szarym końcu zastępu cnót mych niezliczonych, to nie uśmiecha mi się kupowanie w tym sezonie kolejnych dwóch pudełek, biorąc pod uwagę, że założe je kilka razy, w czasie najostrzejszego słońca. Wrrrrrr... Nawet zdrzemnąć się nie moge, bo w tych soczewkach niestety nie wolno. Nie, zdecydowanie nie lubię kontaktów, only bryle... Paranoja na własne zyczenie. Inna sprawa, że w przeciwsłonecznych wyglądam obłędnie, nigdy w nich tak dobrze nie wyglądałam :D
Golciu, zaraz frune do Twojego watku i tam Ci odpowiem.
Ale masz z tymi szklami kontaktowymi.Ja kiedys staralam sie je zalozyc i nic z tego nie wyszlo. Wiecej juz nie probowalam :lol: Wlasciwie to ja tylko nosze okularki na tv i moze w kinie wiec szkla kontaktowe nie sa mi narazie potrzebne.
Widze ze kotki sie klimatyzuja dobrze i niedlugo napewno bedziesz marudzic ze ci sie ciagle plataja pod nogami jak w kuchni jestes :wink: :lol:
Moje to mi daja tak popalic ze nawet nie lubie cos gotowac w kuchni ale wzielismy sie na sposob i zawsze je karmimy pierwsze a pozniej juz daja spokoj :wink:
A twoje kociaki to sa tylko w domku czy je wypuszczasz na dwor? bo moje kiedys byly tylko w mieszkaniu ale jak sie teraz poltora roku temu przeprowadzilysmy to mamy ogrodek dla tych lobuzow ale nawet w mieszkaniu byly ok bez problemow :D
a to wlasnie moje najmlodsze kotki siostry numer 7 i numer 8 bo w takiej kolejnosci do nas przyszly A nazywaja sie Toffee i ta ruda Honey :D
http://img.photobucket.com/albums/v5...7/100_0161.jpg
Ja przeciwnie do Ciebie Hybri :) w okularach dostaję szału - tu mnie gniecie, tu niewygodnie... więc mam jedną parę tylko po to, żeby w razie czego jak mnie oczka od kontaktów zapieką... :)
Szkła kontaktowe odkąd założyłam je pierwszy raz uwielbiam do obłędu... i dopóki nie dokonam sobie laserowej korekcji wzroku pozostanę im wierna :)
Paskudny, zimny, mokry i bezsłoneczny poranek - taki tez mam nastrój. Nic mi się totalnie nie chce, siedzę opatulona w kilka warstw ciuchów, pobolewa mnie żołądek (jakim prawem????). Waga pokazała dzis tyle, co wczoraj, więc wygląda na to, ze będzę teraz robiła takie żabie skoki, niechta, wszystko mi jedno. Ważne, żeby do przodu.
Kocie sprawy wyglądają coraz lepiej. Mańka szaleje, dziś nawet ugryzła Maćka w ogon, bo się z nią nie chciał bawić - w sumie bardzo dobrze, bo to dotychczas Maciek był wiodąca zarazą w tym lokalu... no to się role lekko zmieniły. Mamutka już nawet dziś się z Maniusią obwąchiwała, ale zakończyła to demonstracyjnym, głośnym fuknięciem, po czym wycofała się na krótkich nóżkach. Ale nie są to już takie wściekła ryki, jakie produkowała 2-3 dni temu, i to mnie cieszy. Mała Trauma (dalej myślimy nad imieniem) wciąż rezyduje na przedpokojowej szafie, choć rezyduje to za mało powiedziane. Ona OBSERWUJE. Siedzi schowana, ale raz po raz wygląda, żeby zobaczyć kto przechodzi, z czym przechodzi, dlaczego przechodzi. Wczoraj kiedy szukałam czegoś w mojej szafie (ona też stoi w przedpokoju) zeszła na Piotrkowy regał z książkami i przyglądała mi się badawczo. Ale kiedy tylko na nią spojrzałam - zniknęła, jak biały duszek, do którego zresztą jest podobna. Zresztą właśnie przez Trusię zaczęłam ostatnio wcześniej kłaść się spać - bo kicia schodzi z szafy dopiero, kiedy w domu pogasną swiatła. Krótko mówiąc kocia robi nam ciszę nocną o w miare przywoitej porze :)
Katsonku, sliczne są Twoje kiciunie :) Widziałam je już w wątku Devoree, chyba rude koty pobodają mi się najbardziej... :) Mańcia jest bura z lekko rudawym odcieniem, ale oczywiście to nie to, co Twoja ślicznotka :D
Moje kotki nie wychodzą z na podwórko. Głównie dlatego, że mieszkamy na V piętrze w kamienicy, w środku Warszawy, więc logistycznie nie ma takiej możliwości. Zresztą bałabym się o nie strasznie. Natomiast mają balkon, bardzo duży balkon, specjalnie zabezpieczony, na który mogą sobie wychodzić praktycznie zawsze, kiedy chcą, bo luft zostawiamy otwarty. No, może poza trzaskającymi mrozami, ale wtedy też zdarzało się Mamutce "poprosić", żebym ją wypuściła i Mamut chodziła się wietrzyć :)
A swoją drogą - trochę Ci zazdroszczę tych 8 ogonów, pedzących rano na śniadanie :) Może i moje stado jeszcze się powiększy? ;) Fantastycznie się żyje wśród stadka kotów :)
Pyzunia, widzisz, u mnie problem z soczewkami polega głownie na tym, że mam astygmatyzm. Więc niestety, proste soczewki nie skorygują go tak dobrze, jak szkła okularowe, natomiast soczewki toryczne są obrzydliwie drogie. Owszem, gdybym nosiła soczewki na stałe - pewnie bym je kupowała, ale ja kocham moje pingle i już. Soczewki służą mi głównie go tego, żebym na ulicy nie zabiła się o pierwszy napotkany słup, albo nie wlazła pod samochód/tramwaj. Ale do życia dla mnie się już nie nadają, tak samo do czytania czy siedzenia przy kompie.
A laserowa korekcja - qrcze fajna rzecz, ale ja jakoś nie pożądam. Jak sobie jeszcze pomyślę, ile ładnych oprawek mogłabym sobie za ta kasę kupic... :twisted: Wiem, nie jestem normalna :twisted:
Pozarlo mi taki piekny post... :twisted:
To chociaz tyle.
Hybrisku Twoja relacja z ubiegloweekendowego koncertu byla genialna - czytalam ja w domu na glos i wszyscy rowno sie zachwycali. 8)
Ciesze sie, ze na froncie futerek widac korzystne zmiany. Czasem to trwa i trwa, ale najwazniejsze, zeby sie dobrze skonczylo, a, z tego co piszesz - sa duze widoki na sukces. :D Polecam zabawe wedka - nawet przy braku bezposredniego udzialu, sama obserwacja dziala na koty odprezajaco. No i przysmaki - podawac je w maksymalnej bliskosci kotow - nasuwaja pozytywne skojarzenia.
Moje koty rowniez sa niewychodzace. Maja zabezpieczony balkon siatka rybacka wykonana na zamowienie przez powroznika.
Nigdy nie uzywalam kontaktow. Nosze bryle, bo wizualnie skracaja mi przydlugi nos. Ale nie powiem, marze o nalozeniu okularow przeciwslonecznych, ktore ostatni raz mialam na sobie jakies 36 lat temu. :wink:
Usciski Kasienko. :D
I ja też kocham moje szkiełka, a okulary przeciwsłoneczne zrobiłam sobie korekcyjne przez co mam czarne szkła, nie zabijam się na drodze i znajomych poznaję. Tylko teraz moda zmieniła się diametralnie na oprawy do przeciwsłonecznych, więc jestem trochę do tyłu. Ale może pomyślę o uwspółcześnionej wersji przeciwsłonecznych korekcyjnych. Pa
Niedzielne pozdrufka. Czego dziś waga nie pokazała, pokaże jutro :wink:
Aż mi się troszku przykro zrobiło, że Mańska Cię tak szybko pokochała. Tośka jest u mnie prawie 3 miesiące i choć to kot, który nie boi się niczego, mądry i sprytny (bo że pjjjjjjękny, to nie muszę chyba pisać :lol:), to pieszczoty lubi wyłącznie w stanie zaspanym - i to jeszcze nie zawsze. Została oddana 23 grudnia zeszłego roku do schroniska przez właściciela, który czyn swój opatrzył komentarzem takim, że "sprząta dom przed Świętami". Została zauważona przez wolontariuszkę na początku stycznia jako kot przerażony towarzystwem dziesiątek innych kotów, zresztą jej zdjęcia z tego okresu są potwornie smutne. Dowiedziałam się o niej w lutym i po tygodniu była już u mnie. Drań i kretyn jakiś ją oddał - bo to kot naprawdę cudowny, tyle że może nie za bardzo miziasty, ale tego to sam właściciel pierwszy jej najwyraźnie nie nauczył. Zmieniła się już bardzo, ale nadal pieszczoty toleruje, co najwyżej. Śpi już za to na mnie, ze mną, przy mnie, psa za to czasami tępi siłą pazurów, zębów i wszystkiego innego, koszmarnie mi go żal. Nie żeby się go bała, atakuje go, gdy jej się nie podoba jego zbyt bliskie towarzystwo, konkurencja do pysznego jedzonka, itepe, itede.
Co do czwartku, trudno mi w tej chwili powiedzieć. Wieczorem przylatuje TŻ i nie wiem na ile będę już gotowa z pyszną kolacją dla niego, z wysprzątaniem mieszkania i pracą w ogóle. Postaram się, ale pewnie im bliżej ścisłego centrum, tym łatwiej byłoby mi wyskoczyć (pamiętacie, że w czw. jest Papież w Wwie? mogą być różne korki i korkorzaste). Masz już koncepcję miejsca konsumpcji? :)
Aha, lubisz zapachy różane? Mam całą butlę 600 ml (:roll:) Rose de mai Fragonarda, tzw. niewypał, mogę Ci próbówkę odlać, jeśli przyniesiesz sprzęt do tego i pojemnik. Wygrzebię dziś próbki, które mi jeszcze zostały, na pewno mam jeszcze Eau de cerise. Sama używam od lat jako główny zapach "Fragonarda", bom konwaliowa w charakterze.
Jeśli chodzi o tropienie składu, to szukałam treści w Alessandro Dell'acqua "Woman in Rose", który moja bratowa wytropiła dla mnie wiedząc, że różane zapachy także mi są bliskie. Zastanawiałam się bardzo, co tam zostało wrzucone, bo zapach jest dla mnie za ostry, nie do przetrawienia na sobie. Znalazłam: "The top notes are colourful with hints of Bergamot mixed with an accord of Caipirina and pink pepper. In it's mid-note, the femininity of Jasmine and Freesia meet with Mint and Pitahaya. The Base notes are sensual with Musk and Cedar Wood and Sandalwood". Nadal nie wiem, co mi w nim nie odpowiada, bo jaśmin, frezja i drzewo sandałowe nie powinny mnie odrzucać. Szkoda mi tej wody, ale psikam się nią naprawdę tylko od czasu do czasu, w ramach prób przekonania się do niej, ale - no way! :lol:
No to ja mam pytonię - czy gdzieś można dostać takie małeńkie psikatorki? Sterylne, czyste, bez zapachów po poprzednich właścicielach? Mini-atomizerki? Mini-fiolki? Czy jak tam te małe dziudziajki nazwać :P Takie na 5-10-15 ml ? Po jakim czasie i zabiegach można wlać kolejne perfumy do używanego (o ile to w ogóle dopuszczalne, w co wątpię)? Wygotować? Domestosem go? :(
.. Czy ja bredzę, czy odkryłam niszę na rynku .. :D
Nie wiem, sama mam ze 2 torebkowe, dekoracyjne, pewnie z 60 peelenków za nie dałam, jeden brzydki mam z perfumerii koło mnie, a drugi śliczny kupiony u Fragonarda. Czy nisza, to nie wiem, bo producenci perfum pewnie mają gdzie kupować, a czy dla ludu pomniejszego opłacałoby się sprzedawać...[/list]
Dobra, wybaczcie, odpowiadam nie po kolei :)
ATOMIZERKI - esej :P
Wiele juz napisano na ten temat na wszelkiej maści forach perfumowych, ale nie sądzę, żeby to jakas specjalna nisza była - za małe jest grono osób, którym takowe są potrzebne.
Przede wszystkim - puste, bezzapachowe flakoniki z atomizerkiem w mniejszych pojemnościach (5-7 ml) mozna kupić w Sephorach, Duglasach a nawet w zwykłych drogeriach, czy na Allegro ceny wahają się od 5-9 zł. Są czyste, sterylne, szczelne, ale przeważnie jednorazowe, o czym zaraz. Wiekszy problem jest z flakonikami większej pojemności - tak 15-30-50 ml, bo tych nie ma w ogóle. Trzeba się nieźle naszukać, żeby znaleźć. Sama miałam jakiś czas temu problem, bo wymieniałam się z koleżanką forumową na odlewki zapachów i NIGDZIE nie mogłam kupić pustych flakoników. Szukałam, a jakże! Głównie u - sorry - sprzedawców śmierdzieli, czyli na stoiskach w supermarketach, gdzie sprzedają nalewane podróby perfum znanych marek. Niestety, tam samych buteleczek sprzedawac nie chcieli, ba! nawet na moja propozycję (byłam zdeterminowana), żeby pani śmierdziela posłała do kanalizacji, mnie sprzedała buteleczkę, a ja zapłacę za całość - nie znalazła zrozumienia. W końcu życie mi uratował sprzedawca podobnych śmierdziuchów z Allegro z tym, że on był o wiele łatwiejszym partnerem w negocjacjach i swoje flaszeczki otrzymałam za zawrotną cenę zł. 5 od sztuki, więc wymiana doszła do skutku. To może być swego rodzaju nisza, ale, Mir, watpię, czy na tym można zrobic kokosy.
Jeśli chodzi natomiast o wtrawianie zapachu - nie jest to łatwe, acz technologie też mam opracowaną i opanowaną ;) Przede wszystkim ćwiczę to na fioleczkach - bo wiele cześciej, niż na odlewki, wymieniam się na próbki zapachów, po prostu z własnego flakonu odpsikuje ok 1 ml do szklanej fiolki po próbce innych perfum. Oczywiście, wczesniej trzeba ja odpachnić. I właściwie nie byłoby to az takie trudne, gdyby nie to, że fioleczki składaja się przeważnie ze szklanego pojemniczka i plastikowego korka, a niestety - zapach "wżera się" właśnie w korek. Oczywiście - sa na to sposoby. Najłatwiej odpachnia się fiolki, jesli dysponujesz kuchenka mikrofalową :)
:arrow: przede wszystkim fioki trzeba odetkać i wymyć od środka płynem do garów, dokładnie, przy uzyciu kosmetycznego patyczka.
:arrow: umyte fiolki i korczki wrzucić do jakiegos pojemniczka, dodać wodę, odrobinę płynu do garów, puścić na 2 minuty w mikrofali, żeby całości się zagotowała, potem wystudzić, opłukać, odlać wodę, nalać nowej, płyn i powtarzamy zabawe kilka razy, ja zwykle ok. 4-5. Oczywiście gotowac można też w garnku na kuchence, ale to mniej wygodne.
:arrow: po ostatnim gotowaniu znowu płucze fiolki wodą, wkładam do pojemniczka, zalewam spirytusem (zwykłym albo salicylowym) i zostawiam na 24 h.
Po takich przejściach w 95% wypadków sa ponownie bezzapachowe i nadające się do napełnienia :D
Mini-atomizerki Sephoroduglasowe średnio się nadają do takich zabaw, bo za dużo tam plastiku, a ten najtrudniej jest odpachnić. Kiedyś próbowałam, ale ze skutkiem mizernym, niestety takie same doświadczenia mają moi perfumiarscy znajomi :(
Oczywiście, na rynku sa dostępne ozdobne flakony, do któtych można robić odlewki, ale ich cena jest sama w sobie zniechęcająca (60 zł o których wspomina Fjording to taka średnia cena, widziałam i droższe), a poza tym ja akurat lubię oryginalne flakony, więc wolę sie pomęczyć i podźwigać, a mięc dodatkowo z tego przyjemność natury estetycznej :) Moja próżność kiedyś mnie zgubi ;)
*** przerwa na zrobienie schabowych ***
Ta slicznotka jest straszna lobuziara i jak zostala porzucona niedaleko mojego domu z rodzenstwem to nie moglam jej zlapac z 2 miesiace :x Zlapalam reczte kotkow od razu.Toffee zatrzymalam .O nastepnej czworce dowiedzilam sie 2 dni pozniej zlapalam i dalam do weta na adopcje ale on idiota oddal do schroniska :x
Poznie mama mowi do mnie jeszcze jeden tam lata wiec ja ja chce nabrac na jedzenie a ona ma mnie gdzies i tak bawilysmy sie w kotka i myszke z 2 miesiace .Ja ja mialam oddac rozniez do weta ale jak sie dowidzialam ze reszta poszla do schroniska to zrobilysmy zebranie w domku i postanowilysmy ja zatrzymac bo pewnego dnia juz jej sie znudzila zabawa i weszla za mama do garazu.Teraz ten lobuziak podczas jednej nocy potrafi wyciagnac wszystkie chusteczki do nosa z pudelka duzego oraz rozprowadzic wszystkie rolki papieru toaletowego po domu a wszystkie inne koty siedza i sie jej przypatruja :roll:a do tego traktuje mnie jak nie domownika ale jako goscia ktorego sie trzeba bac :x ale juz jest duzo lepiej moze sie do mnie przyzwyczaja powoli .Ja juz jej wytlumaczylam ty uwazaj mala mame moja lubisz ale ona w grudniu do Polski wraca i juz jej nie bedzie .To ja bede twoja mamusia :wink: :D
A jeszcze sie pochwale doszlam dzisiaj wreszcie do 30 kg pozbycia sie sadelka :D
a to jest Melbourne gdzie mieszkam juz prawie 20 latek dluzej niz w Polsce :shock:
http://www.travel-pictures-gallery.c...a/aust0007.jpg
witaj hybris:)
Pewnie czytałaś już to milion razy, ale napisze po raz milion pierwszy że jesteś wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o odchudzanie...takim guru wytrwałości, samozaparcia i dążenia do celu :D Od kilku dni czytam od początku Twój wąteczek, i daje mi on tyle pozytywnych myśli, takiego dobrego nastawienia, że kurcze jak się człowiek uprze to naprawde można :)
Pewnie Ty też tak jak ja i wielu innych patrzyłaś mnóstwo razy na sukcesy innych i myślałaś że też tak chcesz.Teraz Ty się realizujesz, spełniasz swoje marzenia a ja chcę iść Twoim śladem:)też chcę w końcu być tą której się udało:)
Chcę sprawić by każdy mały sukcesik dał mi siłę i zapał do dalszego działania, by w końcu pokonać wroga i odnieść pełen sukces:)
pozdrawiam
Hmmmmmm... coś bym chciała napisać, ale mała Mania właśnie skorzystała z okazji, że siedzę i wlazła mi na kolana - wije sie teraz jak piskorz, domagając pieszczot, a kiedy przestaję ją smyrać - pomiaukuje z pretensją... Ale mi rośnie potwór-terrorysta :lol:
Dzisiaj moja waga znowu zrobiła mały żabi skok, przez co zmieniłam trochę design dolnego suwaczka, jeśli chudnę żabimi skokami to zaimplantuję tam żabsko, a co mi tam :) No więc powoli, ale konsekwentnie, zbliżam się do "79", dziś rano było 79,2 kg. Gaudeamus :lol:
*** buuu i znowu przerwa, tym razem na psi spacer***
Hybrisku odpowiedziałam Ci juz na moim wątku więc nie będę się powtarzała, ale muszę dodać:
OGROMNE GRATULACJE!!!!! Idziesz jak burza, aż nie do uwierzenia!
Pozdrawiam gorąco!
No Kochana pożegnałaś bałwanka i wstąpiłaś do krainy Siódmaków :wink: Tylko nie zabaw tam za długo, bo szósteczka już czeka :D
P.S. Czytałaś może "Dixie" A. Osieckiej?
No, pies wysikany ("odcedzony", jak mawia Miriel, co wzbudza we entuzjazm, choć słysze to 3, 5, 50-ty raz ;) ), to można troche postukać. Przedpołudnie dziś w miarę spokojne, zacznie się po południu i tak przez następne trzy dni. Więc póki co, cieszę się spokojem :D
A, zapomniałabym (bo już miałam się brać do odpisywania na Wasze posty) raport koci :)
Idzie ku lepszemu. Mały, płochliwy duszek już coraz odważniej zerka z szafy i nie czmycha, kiedy tylko się na nią spojrzy. W jej wypadku to już bardzo dużo. Mała Maniusia... dziewczyny, ja nie widziałam jeszcze, żeby kot tak "wsiąkł" w człowieka, jak Mańka we mnie. Jest jak szmaciana lalka, strasznie przytulna i nie mniej cierpliwa. Mamut czy Maciej nie unikają wprawdzie pieszczot, ale na swoich warunkach. Przychodzą, odbierają hołdy, idą - raczej nie zdarza się, żeby któreś z nich siedziało ze mną dłużej niż pół godziny. No, wyjątkiem jest noc, kiedy Maciej przychodzi do mnie spać. A Mańcia? Wczoraj kiedy drzemałam sobie przed południem - Piotrek przyniósł mi ja do łóżka i połozył w nogach. Kiedy obudziłam się po 2 godzinach - kicia była dokładnie w tym samym miejscu, tylko pozę zmieniła na nieco bardziej artystyczną - wszystkimi 4 łapkami do góry :D Tak samo wieczorem - kiedy pańcia (czyli ja) oglądałam Pensjonat pod różą i Falę zbrodni, kocia ze mną, wtulona w moje ramię, czasami tylko podsuwała się bliżej twarzy i mruczała mi do ucha. Coś cudownego po prostu :D
Devoree, po pierwsze nie molestuj rodziny moimi produkcyjniakami, bo mnie znielubia i słusznie :D Nie zasłuzyli na takie tortury :D Ja naprawdę nie tyle piszę, co wylewam z głowy strumień świadomości i nie ma to wiekszej wartości "artystycznej" (kot by się uśmiał ;) ).
Dzięki za razy w sprawie kotki. Co do zabawy z pozostałymi - to będzie dość trudne, bo ona siedzi dość wysoko i nie wiem, czy dojrzy. Natomiast podłozyłam jej już na górę jedzonko - Purinę dla kastratów - moje koty ją uwielbiają, więc chyba jest smaczna. Może się mała trochę ośmieli... ale myślę, że w tym wypadku trzeba przede wszystkim czasu.
U nas balkon jest zabezpieczony siatka do hodowli zwierząt. Udało się taka dostać w jakims OBI, zresztą to było zrobione już kiedy przyszedł do nas mały Misio. Większy cyrk był z oknem kuchennym, bo jak tylko pojawił się Maciek - okazało się, że uwielbia spac na zewnętrznym parapecie. Oczywiście za każdym razem, kiedy on wyłaził - ja dostawałam palpitacji - mieszkamy w końcu na V piętrze. W końcu wymyślilismy, że trzeba zrobić siatkę, ale ZA parapetem, na ramie - i tak też się stało. Siatka jest mocna, a przy okazji na tyle delikatna, ze nie zaciemnia kuchni. A żebyś wiedziała, jak Niuńka się ślicznie po niej wspinała w pogoni za robalami, zwłaszcza zeszłego lata :D
i znowu przerwa :(
witaj Hybrisku:)
dziekuje za cenne rady i spostrzeżenia, z tym ważeniem to jest chyba racja, zaczekam żeby się nie denerwować, jako że jestem porywcza -może mnoie to tylko dodatkowo rozzłościć.
Widzę, że kotki się zadomowiły, no cóż, ja też bym chciała mieć zwierzątko, ale teraz tu na stancji byłaby to przeszkoda nie do przeskoczenia, ale może za jakiś się uda.
dzisiaj mimo dość dużego jak dla mnie upału 28 stopni:) czuje się nieźle , chociaż moje samopoczucie wywowane problemami żołądkowymi mnie nie opuszcza.
Fajnie masz, że możesz z kotkami oglądać tv, zasypiać i podziwiac co też one wyczyniają, myślę, że to takie ciekawe zajęcie:) ja nie miałam nigdy kota, więc jest to dla mnie nowość.
tyle na dzisiaj naskrobię, muszę lecieć do nauki, potem sobie coś poczytam
miłego wieczoru.
Jol Hybrysia!!!!
Oj dana dana! Wyobraz sobie mnie teraz odstawiajaca plemienny taniec radosci. Krecenie kuprem + taniec brzucha oraz nieodlaczne nieskoordynowane ruchy recamy. :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
Fajnie miec 7 z przodu nie? hyyyyyy Naciesz sie bo za niedlugo na nia prychniesz z pogarda. Co tam 7 jak bedziesz miec 6! Uh! Czego Tobie i sobie juuuuuz zycze :D :D :D
A o kotach czytac nie moge... Mauzon powiedzial, ze jak bedzie kot to w lato moge z nim rezydowac na balkonie, w zime laskawca powolil nam mieszkac na klatce. :evil: Nic sie nie znam ten facet na zwierzetach! :D
sciski!!!!
Nie wiem, dlaczego, ale zupełnie nie idzie mi dziś pisanie, ilekroc próbuję się za to zabrać, coś mnie rozprasza, coś odciąga, coś musze zrobić. Do kitu :(
Dzień dietetycznie taki sobie, bo w limicie kcal się zmieściłam, ale ostatni posiłek był trochę zbyt duży objętościowo, w efekcie trochę mnie pomęczyło mało przyjemne uczucie rozepchania żołądka. Kurcze, muszę pilnowac i tego :(
Fjording, niech Ci przykro nie będzie, bo charakter kota to taki los na loterii, trafi sie taki albo inny i nie mamy nato najmniejszego wpływu... No chyba, ze bierzemy kota od hodowcy, który obserwuje go od małego, zna go i wie, jak się zwierzak zachowuje. Ale wtedy też nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co z małego gacka wyrośnie. Ty dałas dom Tośce, bo go potrzebowała - cześć i chwała Ci za to, a kicia będzie Ci wdzięczna za to do końca dni swoich... tak jak będzie potrafiła. Tego jestem pewna.
Ja w tej chwili cały czas pracuję nad tym, żeby zdobyć zaufanie Trusi, która cały czas jeszcze się boi, że ja będę chciała coś na niej wymusić dla zaspokojenia własnego kaprysu - jak pani, która ja przechowywała, jak pisałam - kobieta o dobrym sercu, ale zupełnie nie rozumiejąca kociej duszy. Dzięki niej ta kicia żyje, ale niestety - zaufania do czlowieka trzeba ją będzie dłuuugo, dłuuugo uczyć. Mam nadzieję, że to jest jeszcze w ogóle możliwe...
Ad przyjazdu Aguli. widzisz, jest tak, że my najpierw wybieramy się z wizyta do Małgosi, która konsultowała mnie w czasie DC i pod której opieka jest też Aga, więc będziemy na Jelonkach. Potem trzeba będzie jakos stamtąd wrócić, więc nie wiem, czy na jedzenie nie wylądujemy w Arkadii, tam jest de facto spory wybór i nawet coś dietkowego się dobierze. Wiesz, gdybyś chciała się z nami spotkać, a nie miała czasu jeździć bóg wie gdzie - możemy dojechac i w Twoje okolice. Z tego, co pamiętam, Ty cos pisałaś o chodzeniu z piesem na Pole Mokotowskie, więc pewnie gdzieś tam mieszkasz? Acz oczywiście rozumiem, że będziesz w szale przygotowań przed przyjazdem swojego mężczyzny, więc specjalnie nie naciskam, mam nadzieję, że będę jeszcze inne okazje, żeby sie poznać ...
... zwłaszcza że narobiłaś mi smaka na tę majową różę :D Zapachy różane uwielbiam po prostu pasjami, mam ich niemałą kolekcję, ale z tym Fragonardem nie miałam jeszcze przyjemności się zapoznać. A chętnie bym to uczyniła, zwłaszcza, jeśli jesteś skłonna mi go troszkę uzyczyć :D Konwaliami niestety nie mogę się zrewanżować, bo nie mam, ale jeśli masz ochotę na nowe konwaliowe doświadczenia - wstąp kiedyś do perfumerii Quality w Marriocie i powąchaj Lilly of Valley Penhaligons - to chyba najbardziej konwaliowy zapach, jaki w życiu wąchałam :)
Jeśli chodzi o Alessandro Dell'acqua, to ja obstawiam, że tym elementem drażniącym możw być bergamotka, albo... jaśmin własnie. Jaśmin bardzo dziwnie zachowuje się w niektórych mieszankach, czasami właściwie jaśminu nie przypomina... dziwne to a jednak ;) Zresztą jakoś czesto spotykam się z tym, że dziewczyny na forach perfumiarskich piszą, że właśnie ten składnikim przeszkadza.. mnie akurat nie, zresztą ostatnio odkryłam przecudowną jaśminową kompozycję - A la nuit Serge Lutensa... jaśminowy obłęd po prostu, zwłaszcza, kiedy nim wyperfumowana poszłam w deszczową pogodę na spacer z psem do ciemnego parku... wrażenie z gatunku tych ekstremalnych :)
Katsonku, a to masz wesoło ze swoimi kiciami, a popatrz, w życiu bym nie powiedziała, że ta kicia to taka rozrabiara... a jednak :)
Kocim dystansem się nie przejmuj. Czasmi zwierzak musi wiele wiele czasu być z człowiekiem zanim go zaakceptuje, ale kiedy już to się stanie - to jest dla niego największa nagroda. I wierzę, że w Twoim przypadku też w końcu tak będzie :)
Ewa, ja powiem tak - owszem, słyszałam takie teksty już wiele razy, ale jak usłyszę (przeczytam) kolejny - będzie mi nie mniej przyjemnie :) Dziękuję Ci za te wszystkie miłe rzeczy, które napisałaś.
Owszem, nie ukrywam, że na początku mojej bytności na tym forum z niemałą zazdrością patrzyłam na te schudnięte suwaczki dziewczyn, ale jak widzisz - wszytsko jest do zrobienia. Owszem, potrzeba na to trochę czasu, ale to się daje - wystarczy dobra motywacja i... idzie samo. Dla mnie dieta nie jest męcząca ani uciążliwa i myślę, że to jest połowa sukcesu ;)
Balbiś, jeśli ja idę jak burza, to Ty aktualnie zamieniasz się w tornado, hehe, vivat DC! :D Spoko, ani się obejrzysz, jak będziesz dwucyfrowa... mówię Ci :)
Biglady - wiesz, czytałam Dixie, ale kurcze, zupełnie już tego nie pamiętam :) Właściwie pamiętam głownie okładkę tej książki, zreszta to było bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze w podstawówce byłam :)
Ja mam nadzieję, że "6" czeka, ale niestety, realnie licząc poczeka sobe jeszcze tak do połowy lipca. No cóż, muszę się wprawiać w cnocie cierpliwości, chociaż nigdy w niej mocna nie byłam... najwyższy czas się wdrożyć :)
Golciu, 28 stopni? Paranoja, to jak lato juz prawie!
Wiesz, ja też przez kilka lat mieszkałam w wynajmowanych mieszkaniach/pokojach, w akademiki u też mi tam strasznie zwierza brakowało. Dlatego jak tylko zamieszkałam z Piotrkiem i jak doszłam do wniosku, że coś chyba z tego będzie - wzięliśmy psa, po pół roku wspólnego zycia. Zresztą moja przyszła-niedoszła teściowa wyklęła mnie wtedy definitywnie i już do końca jej życia miała ciężko przerąbane... ale to już historia. Za to kiedy umarła zaopiekowałam się jej kotami i... wtedy dopiero nasz dom ożył. A teraz nie wyobrażam sobie zycia, bez mojego stadka futrzaków :)
Cicia... hehehhehe... wyobraziłam sobie Twój taniec-wygibaniec i podoba mi się bardzo :D Niedługo obie będziemy szalały z radości, kiedy nadejdzie szósteczka... Ja siebie oceniam tak na połowę lipca :D Jeśli wszystko będzie tak szło, jak do tej pory.
Wiesz, z chłopami to nigdy nic nie wiadomo. Mój Piotrek wpadał ongiś w histerię na widok każdego kota, nazywając go chodzącym alergenem, a kiedy się okazało, że wyjścia nie ma - przyjął je pod swój dach i... pokochał. Naprawdę pokochał, troszczy się o nie, gada do nich, jak nie on. Więc czasami sytuacja przymusowa, albo polityka faktów dokonanych nie jest najgorszym pomysłem... Poddaję Ci to pod rozwagę :twisted:
pozdrawiam!
Kasiu, bardzo ogólne i niezobowiązujące pytanie - koło której godziny będziecie przysiadały na papu? Ja mieszkam w samym centrum, ale knajp dietetycznych nie kojarzę, bo dotychczas jadałam smacznie, a nie mądrze.
Myślę, że w środę wieczorem będę wiedzieć, w jakim stopniu jestem do przodu z przygotowaniami.
A co do Tośki, to o tyle mi siebie żal, że to moja pierwsza kotula i trafił mi się kot tyleż paskudno mądry, co paskudno niemiziasty (nadmienię jednak, że od soboty nasze stosunki są znów bardzo, bardzo przyjazne, bo po prostu przekupiłam ją pysznościami kocimi i Tośka wróciła do kochania pańci :wink:). A na pierwszego kota marzył mi się taki przytulak, jak Twoja Mańka. Poza tym od 3 miesięcy kotulę leczę na tyle rzeczy, że już mi ręce opadają, bo świerzb (jako ostatnia niewyleczona sprawa) powrócił po raz kolejny w uszkach, a widzę, że po eksperymentach w postaci Strongholda, a poprzednio jakiegoś zastrzyku paskudztwo zaatakowało ze zdwojoną siłą. Wygląda na to, że wyłącznie Oridermyl aplikowany co dwa dni skutkuje, lecz Tośka tego zabiegu nie cierpi i wykonywanie go jest dla mnie, hm, bolesną sprawą :wink: Detal to wprawdzie, bo gorsze rzeczy mamy za sobą.
Ach! Serdeczne dzięki za info o konwaliowości. Wypatrzyłam ją na osmoz szukając tematu konwaliowego i zamierzałam Cię podpytać skąd to ściągnąć. Nie wiesz może, jaki to wydatek (mowa o Marriocie)?[/list]
Fjording, więc widzisz, my w swoich planach jestesmy bardzo mobilne, więc to nie problem. Zróbmy tak - wyślę Ci zaraz na PW mój nr komóry i jakby Ci się nawet w czwartek plany odmieniły, to jakoś się zgadamy. Skoro mieszkasz w Centrum to super, nie będziesz miała specjalnie problemów komunikacyjnych :)
Co do lilijki natomiast - w Quality kosztuje to dzika kasę, chyba ok. 300 zł za 50 ml, dlatego nie warto jej tam kupować. Natomiast jest na Allegro człowiek, który sprowadza Penhaligon's z Anglii - w przypadku tej firmy nie musisz bać się podróbek, bo perfum niszowych po prostu nikomu nie opłaca się ich podrabiać - a poza tym człowiek jest juz sprawdzony. U niego 50-tka to koszt 170 zł, więc już nie wygląda to az tak dramatycznie :) Tylko najpierw sprawdż w Q, czy Ci akurat ta kompozycja będzie pasowała :)
A jeszcze odnośnie kici - wiesz, myślę, że wasze stosunki nie sa w tej chwili idealne, bo Ty ją leczysz i ona cały czas bierze to pod uwagę, że pańcia pańcią, a czort wie, kiedy wyskoczy z kolejnym medykamentem... I myślę, że kiedy przestaniesz byc pańcią i oprawcą w jednym - wasze stosunki się unormują. Ba, jestem o tym przekonana :) Poczochraj Tośkę ode mnie :)
Oki doki.
Czy możesz mi także podać nicka tego sprzedawcy z Allegro?
Tośka zgodziła się udostępnić swój wizerunek człowieczkom, tu z psim bratem, jakby to powiedzieć, mocno zdominowanym :wink:
http://upload.miau.pl/1/53317.jpg
Jakaż ona śliczna :D Strasznie do mojego Maćka podobna :)
A człowiek z Allegro zowie się smok63 :)
Dzięki :) i dzięki :lol:
Kochana Hybris!!!
Dziekuje Ci za to,ze mnie odwiedzilas i jednoczesnie uratowalas!!
Nie wiem co sie ze mna stalo :?: :!: Tak dzielnie walczylam ,nie bylo zadnych wpadek,az nagle jakby mnie opetalo :twisted: Otworzylam lodowke,powoli wzrokiem pojezdzilam po zakazanych produkatach a potem najzwyklej na swiecie zaczelam wcinac.Bez oporow!
Jadlam niestety z emocji,nie z glodu...Chcialam zagluszyc stres,chcialam sie w ten sposob wyladowac-czyniac sobie krzywde :oops:
Dzisiaj jestem juz gotowa do walki,nie poddaje sie! Chce przejsc na 1000 kcal i trzymac sie konsekwetnie.Pieknie mi to napisalas,ze " odchudzanie jest jak marsz,czasem sie upada,ale trzeba szybko sie podniesc i dalej trzymac kroku"
Niby takie proste slowa,ale bardzo mi pomogly.Dziekuje,ze wyciagnelas po mnie reke jak sie przewrocilam w moim marszu!! Mozesz na mnie tez zawsze liczyc,w chwilach slabosci (nie zycze Ci takich),wtedy i ja schyle sie po Ciebie!!!
Mocno sciskam!
Wdzieczna Rybka87