-
Anetko, pytałam o nerki w pierwszej kolejności, ale na podstawie badań krwi Małgosia mówi, ze one akurat wyglądaja dobrze.
O braku wapnia wiem i słyszałam, ale Małgosia twierdzi, że wtedy jadłby, ale nie w takiej ilości, wczoraj na rtg widziałam, że on ma całe jelita tym zawalone plus złogi w żołądku. Właśnie idę do apteki po olej parafinowy, bo Małgosia pozwoliła już dziś podać.
Dzięki, że jesteś.
-
Sluchaj, jesli tylko bedzie wskazanie na USG i stwierdzisz, ze Macius je wytrzyma, to je zrob. Ja juz nie wierze w zadne badanie krwi, nie wierze i juz.
Olej bedziesz podawac z ktorej strony?
-
Ja mam nadzieję, że Maciek wytrzyma wszystko i zrobi numer i wyzdrowieje. To duży, silny, dobrze odżywiony kot. Innej możliwości NIE CHCĘ brać pod uwagę. Dobrze, że ma dobrego opiekuna i lekarza - a to tandem nie do zbicia. Mam nadzieję.
-
Witaj!!!!!!!!!!!!!!!
Bardzo Ci współczuję i nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem. Musisz znaleźć w sobie teraz dużo sił na walkę o kociaka. Dwa lata temu weterynarz stwierdził u mojej suni cukrzycę. I powiedział, że psica przeżyje z nią najwyżej rok. Minęły już dwa lata, a Sabcia jest w całkiem niezłej kondycj, co prawda jest już ślepa, a nawracające infekcje dróg moczowych są naszą zmorą. Ale nie poddajemy się, walczymy o nią i jakość jej życia. Codziennie dostaje zastrzyki więc nasze życie jest niejako ustawione pod psa. O 16 ktoś musi być w domu, żeby podać leki. Ale nie żałujemy, bo warto :D Chociaz zdarza mi się wyć , jak pomyślę sobie, że pewnie niedługo będę musiała ją pożegać...............
Głęboko wierzę, że twój Maciuś wyzdrowieje, i bardzo, bardzo tego mu życzę.
Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!!!
-
Bardzo mi przykro :( Doskonale wiem co czujesz. Niestety też już przeżyłam śmierć swoich zwierzaków, które zawsze były dla mnie największymi przyjaciółmi :(
Mimo to jestem całym swoim sercem z Tobą i Maćkiem i trzymam kciuki, żeby organizm Maćka wytrzymał i zaczął produkować krwinki. Wierzę w to.
Trzymaj się Skarbie ciepło!
-
-
Wiem co czujesz Hybris bo sama jestem zwariowana na punkcie moich futrzakow..Zawsze mi sie wydawalo ze beda zawsze zdrowe az do starosci a tu 10 miesciecy temu nasz kotek Whiskey poczul sie zle i stracil energie oraz dziwnie zaczol chodzic na nogi.Myslalam ze to cos z noga a to sie okazalo ze ma kardiomiopatia czyli powazna choroba serca nieuleczalna ktora go powoli zadusi na smierc.Pojechalysmy do kardiologa specjalisty i zaplacilysmy fure pieniedzy a dokladnie za jedna wizyte przeszlo 2000 zlotych na polskie ale nie zalowalismy .Obecnie kotek doszedl do siebie ale nie wiadomo ile ma do zycia moze pozyje a moze ... Narazie bierze codziennie tabletke na serce ktora moze zwolni ta chorobe ale na jak dlugo kto to wie.Przeplakalam juz wiele o niego ale jakos sie nauczylam zyc z ta choraba.
Jesli jeszcze nie bylas nigdy na forum .mial.pl to polecam .Tam mozna pogadac z ludzmi ktorzy maja koty z tymi samymi chorobami.Ja rowniez dostalam duzo tam wsparcia jak dowiedzilam sie o Whiskey i nawet zalozylam tam mojego bloga o nim
Pozdrawiam i zycze kotkowi powrotu do zdrowka
-
Dziewczynki, pisałam już u Devoree, ale napisze jeszcze tutaj.
Właściwie wieści o kiciu sa jakie są, tzn. Na razie będzie czuł się lepiej, o ile jego organizm nie zareaguje agresywnie na podaną krew, co też się może zdarzyć, ale obserwuję go i raczej nie wygląda na to, że traci siły, wręcz przeciwnie.
Podałam mu olej parafinowy, zachwycony nie był, ale wypił, a potem długo i ostentacyjnie się mył - jakby chciał powiedzieć: zobacz, coś ty mi zrobiła, teraz taki brudny jestem. Ta pierwsza porcja pewnie jeszcze go nie ruszy, ale przechodząc przez przewód pokarmowy na pewno to wszystko zluzuje. Jutro mam podać kolejną porcję - wtedy już może zacząć wydalać.
Ponieważ Macius je i pije sam - mogłam wyjąc mu wenflon. Oczywiście musiałam zrobić to sama, albo czekac do poniedziałku. Wybrałam opcję pierwsza. Maciuś wykazał się ogromną cierpliwością i spokojem, wiem, że robiłam to bardzo niezgrabnie, ale starałam się, jak mogłam - udało się, kociej już nie chodzo z obandażowaną łapką i widzę, że jest z tego zadowolony.
Mnie udało się trochę odespac tę noc, zreszta następna czeka mnie podobna - jego cały czas trzeba dogrzewać. Postaram się jeszcze po południu przydrzemać.
ściskam Was mocno i dziękuję, po raz kolejny dziękuje za wszystko, co do mnie piszecie.
-
Ściskam mocno. Dużo siły i wytrwałości. Całusy Tobie i głaski Maciusiowi
-
Dalsze wieści:
Po nocy nawet trochę się ożywił, widać, że jest silniejszy. Wczoraj wieczorem było kiepsko, ale Małgosia twierdziła, że jego gorsze samopoczucie może wynikać z przemęczenia i przeforsowania sił - poczuł się zdrowszy, chciał zachowywać sie normalnie, a przecież zdrowy nie jest. Pierwsza porcja oleju już przeszła przez kota, za czas niedługi podam kolejną. Może wreszcie coś ruszy. Nadal ma apetyt, pije. Przychodza do nas do kuchni inne koty, np. teraz jest i Mamutka i Mańka.
A żeby nie być wiecznie off topic - dziś się zważyłam, bo zawsze w niedzielę zapisuję wagę w swoim kapowniku. I cóż, nie chudnę. Ważę trochę ponad suwak - 79,5. Nie mam w tej chwili głowy do diety, staram się kalkulowac posiłki tak, jak do tej pory. Ale dochodzi jeszcze stres, nerwy, przestój wagi i niedospanie, od 3 dni nie spałam dłużej, niż 3 godziny w jednym odcinkui. Nie wiem, czy to ma znaczenie. Wczoraj mogłam trochę wyjść ponad limit, ale w dalszym ciągu - tylko tym, co dozwolone. Co nie zmienia faktu, że musze się bardziej pilnować.
ściskam!
-
Dzieki za wiesci, Kasienko. Waruje tu juz od poltorej godziny.
Jakby co, to wiesz - wal jak w dym. :)
DC nie przyzwyczaila Cie do przestojow, ale wyglada na to, ze one sa nieodlaczna czescia chudniecia, wiec sie nie przejmuj. W dodatku odnosze wrazenie, ze im bardziej czlowiek sie stresuje przestojem, tym on dluzej trwa. Wyluzuj, a jeszcze lepiej zrob ze dwa dni przerwy w wazeniu - to powinno zadzialac. :wink:
-
Będzie dobrze - Maciuś jest bardzo silny :D
-
Cieszę się, że Maciuś się lepiej poczuł, że jest żywszy. Jest coraz większa szansa, że organizm przyjmie krew i zacznie walczyć. Trzymam za to kciuki.
I za Ciebie, żebyś dała radę.
Trzymaj się!!!
-
Jeni, widzisz, z tą krwią to jesttrochę inaczej. Organizm kocieja na pewno przyjął krew - o czym świadczy chociażby to, ze on jeszcze żyje. W transfuzji dostał sporo czerwonych krwinek, czyli tego, czego mu brakowało. Czerwone krwinki są cholernie ważne, bo to one sa odpowiedzialne za transport poorganizmietlenui substancji odżywczych. Więc teraz on odżył, bo zyje na "cudzym". Teraz możemy tylko czekać. Na co? Ano na to, czy jego organizm odciążony tym, co dostał, zdąży, czy w ogóle będzie chciał naprodukować nowe w takiej ilości, żeby mógł żyć także dzieki swoim. O wejsji pesymistycznej już chyba pisałam, nie chcę tego powtarzac, nie chcę nawet o tym myśleć.
Dziś zaaplikowałam mu druga porcję oleju i... czekamy. Na razie Maciuś śpi - bardzo się z tego cieszę, Malgosia mówiła, żeby spróbowac go przypilnować, żeby się dziś nie przeforsował tak jak wczoraj.
Devoree, jakoś od 3 dni przestałam się codziennie ważyć, bo... po prostu o tym zapominałam. Ale chyba znowu zacznę, cholera, strasznie się boję, żeby teraz nie polecieć w drugą stronę - chociaż nie mam żadnych większych pokus, nie rzucam się na jedzenie się, staram się trzymać w limicie. Nie chcę zmarnować diety, zresztą w tej chwili nic by to nie dało - problemu choroby kocieja tycie nie zlikwiduje ani nie rozwiąże. A jojo w tym momencie byłoby katastrofą.
A przestojem się nie stresuję. Muszę tylko na spokojnie przemyśleć, czy i co ja aktualnie źle robię, ale qrcze, nie mam teraz do tego głowy.
ściskam.
-
Hybris- czym jest białaczka wiem, rolę czerwonych krwinek też. Co prawda nie znam dokładnych różnic w tym przypadku między kotkami a ludźmi... Ale...bądź dobrej myśli!
-
Jeni, przepraszam za te wyjasnienia, ale widzisz, sama tej wiedzy nabyłam niedawno i po prostu zakładam, że ktoś inny tez może jej nie posiadać... :oops:
Maciuś sobie podsypia, dziś jest mniej aktywny, niż wczoraj, ale to dobrze, bo ma więcej sił na zebranie się w sobie. Dzisiejsza porcja oleju juz z kota wychodzi, kupy jak nie było, tak nie ma.
Jestem rozdrażniona, bardzo rozdrazniona, wszystkim jak leci. Powiem więcej, powoli zaczyna we mnie pobrzmiewać zew lodówki. Niedobrze. Zresztą i bez niego wcale się dziś kalorycznie nie popisałam, albo wręcz przeciwnie: popiasałam się az zanadto - 1470 kcal. I to cholera bez świadomości, że przekraczam limit :( Muszę się bardziej pilnować, poza tym - i tutaj przyznaję się do błędu - nie trzymałam dziś pór posiłków. Czy ktos może łaskawie wziąć mnie za kark i mocno potrząsnąć? Bo już zaczynam czuć się zagrożona myślą o spieprzeniu tego, co osiągnęłam i przybiera to powoli rozmiary obsesji :(
Ze swojej strony moge obiecać jedno - więcej nie kupie daktyli, bo to one wyrobiły mi dzisiaj te dodatkowe 270 kcal. A ja niestety za bardzo je lubię.
ściskam.
-
Hybris, jeśli odważysz się spieprzyć swój sukces to osobiście wytargam cię za uszy i będę trzęsła, aż wytrzęsę z Ciebie tyle, ile spieprzyłaś. Wiesz dobrze, że nie rzucam słów na wiatr. Pamiętaj lodówka to nie rozwiązanie naszych problemów. a 1470 to jeszcze nie tragedia, byle nie za często. Rozumiem, że jesteś już na wyczerpaniu, tak wiele kosztuje choroba bliskiego stworzenia i nie ma znaczenia-człowieka czy zwierzątka. Mogę tylko życzyć Ci siły i wytrwałości. I nie waż mi się za często sięgać do lodówki!!!!!! Trzymaj się mocno!!!
-
Hybris- nie przepraszaj :)
Ja targać jednak nie będe, mimo że prosisz. W takich sytuacjach nie potrafię.
Ale agula ma racje- to nie rozwiąże problemów. Nie kupuj daktyli. Dokładnie zdajesz sobie sprawę czym to grozi, więc po prostu ich nie kupuj. To jest prostsze niż później powstrzymanie się przed ich zjedzeniem. I staraj się jednak zjeść mniej. Jeden dzień i tyle kalorii to nie problem.
Trzymaj się ciepło razem z Maćkiem! Jestem z Wami myślami.
-
Hybris!
Nie wolno podjadać
Nie wolno sie przejadać,napychać(jak kto woli)
Nie wolno produktów zakazanych(daktyle maja chyba sporo cukru?)
Nie wolno przekraczać limitu dziennego
NIE WOLNO I JUŻ!!!
TRZYMAM KCIUKI ZA KICIUNIA! A NIE LUBI Z TOBĄ SPAĆ? MOŻE TAK BYŚ GO MOGŁA DOGRZEWAĆ?
-
Wobec braku kandydatek na stanowisko mojego osobistego kata, za kołnierz wytargałam się sama. Trochę pomogło... bo nic tak nie działa na człowieka, jak brutalna prawda. Nawet gdybym zeżarła wszystkie daktyle tego świata - kociejowi życia to nie przedłuży. Więc wszelkie moje histerie, rozpacze, depresje nie mają większego sensu.
On będzie żył jeszcze tyle, na ile pozwoli mu jego biedne, schorowane ciałko. A ja mogę robić wszystko, żeby mu pomóc walczyć. Ale to, że ja sobie zrobie krzywdę w niczym mu nie pomoże. Wręcz przeciwnie, bo zajmę się użalaniem nad sobą, zamiast koncentrować wszystkie siły i całą energię na dbaniu o niego.
Daktyli więcej nie będzie. Dotychczas kupowałam je i nie były dla mnie groźne - nawet jeśli zjadłam 100 gram dziennie, to byłam w stanie w limicie to zmieścić. Dziś, cholera, też nie jadłam ich z premedytacją. Moje podjadanie, tudzież wyłamanie się z pór posiłków, dotyczyło głownie zjedzenia obiadowej sałatki na 3 porcje, ale godzina po godzinie. A potem to wszystko podliczyłam i złapałam się za głowę.
Co nie zmienia faktu, że daktyle aut, bo za łatwo, zdecydowanie za łatwo mi się po nie sięga.
Fraksi, jeśli chodzi o dogrzewanie Maćka, to chyba osiągnęliśmy w tej chwili optimum logistyczne, z tym założeniem, że trzeba zarywać noc i spać w odcinkach.
Wersja łóżkowa się nie sprawdzi. Przede wszystkim dlatego, że tam są kuwety ze żwirkiem, a ten mały pieron tylko patrzy, żeby do takowej śmignąć i znowu wyżerać. A w kuchni wykładam mu kuwetę gazetą. Po drugie pokój jest duży, a w tej chwili mamy wiatr prosto w okna. Nie dałabym rady go ogrzać. Poza tym - pozostałe zwierzęta. Ja muszę mieć kontrolę nad tym, co i ile kociej wydala, bo od tego będzie zależało to, jakie leki dostanie jutro i czy je dostanie, chociaż ja cały czas marzę, że jednak zrobi mi te uprzejmość i kupę wyprodukuje sam. Ale nie wiem, czy się nie rozczaruję. A kupy jednego kota od kupy drugiego nie odróżnię ;) Poza tym - Maciek czasami miewa zatargi z Miśkiem, kończące się prychaniem i ucieczka na szafę, a ja nie chcę chorego kota na to narażać. Ponadto - kuchnia to jego terytorium, tu czuje się najpewniej i najbezpieczniej.
W związku z tym - teraz jeszcze godzina grzania kota - potem 2,5 godz snu, potem grzanie, potem spanie do rana czyli do 6 z groszami. Jutro teoretycznie mam coś tam pracowego do zrobienia, ale juz uprzedziłam, ze moja dyspozycyjność jest w tej chwili ściśle powiązana ze stanem Maciusia, więc nawet jeśli nawalę - nikt nie będzie miał specjalnych pretensji.
A.... właściwie ja cały czas - ze zrozumiałych zresztą względów - o Maćku, a zapomniałam Wam napisać o Trusi. Kicia robi postępy i to coraz większe. Już drugi dzień mieszka w pokoju, na szafie o wiele niższej, niż przedpokojowa i już nie zapada się w siebie kiedy zaobserwuje, że się na nią patrzy. Ba, nawet przychodzi do jedzeia, oczywiście na razie przemykając pod ścianami i chowając się za sprzęty, ale jak na nia - to postęp olbrzymi. Celowo nie podaję jej jedzenia na szafie - żeby się odwazyła, żeby się przełamała. Jak na razie - taktyka działa.
właściwie tyle, Maciuś właśnie zainstalował się na moich kolanach, więc dalsze stukanie w komputer odpada.
dobrej nocy!
-
Wobec braku kandydatek na stanowisko mojego osobistego kata, za kołnierz wytargałam się sama. Trochę pomogło... bo nic tak nie działa na człowieka, jak brutalna prawda. Nawet gdybym zeżarła wszystkie daktyle tego świata - kociejowi życia to nie przedłuży. Więc wszelkie moje histerie, rozpacze, depresje nie mają większego sensu.
On będzie żył jeszcze tyle, na ile pozwoli mu jego biedne, schorowane ciałko. A ja mogę robić wszystko, żeby mu pomóc walczyć. Ale to, że ja sobie zrobie krzywdę w niczym mu nie pomoże. Wręcz przeciwnie, bo zajmę się użalaniem nad sobą, zamiast koncentrować wszystkie siły i całą energię na dbaniu o niego.
Daktyli więcej nie będzie. Dotychczas kupowałam je i nie były dla mnie groźne - nawet jeśli zjadłam 100 gram dziennie, to byłam w stanie w limicie to zmieścić. Dziś, cholera, też nie jadłam ich z premedytacją. Moje podjadanie, tudzież wyłamanie się z pór posiłków, dotyczyło głownie zjedzenia obiadowej sałatki na 3 porcje, ale godzina po godzinie. A potem to wszystko podliczyłam i złapałam się za głowę.
Co nie zmienia faktu, że daktyle aut, bo za łatwo, zdecydowanie za łatwo mi się po nie sięga.
Fraksi, jeśli chodzi o dogrzewanie Maćka, to chyba osiągnęliśmy w tej chwili optimum logistyczne, z tym założeniem, że trzeba zarywać noc i spać w odcinkach.
Wersja łóżkowa się nie sprawdzi. Przede wszystkim dlatego, że tam są kuwety ze żwirkiem, a ten mały pieron tylko patrzy, żeby do takowej śmignąć i znowu wyżerać. A w kuchni wykładam mu kuwetę gazetą. Po drugie pokój jest duży, a w tej chwili mamy wiatr prosto w okna. Nie dałabym rady go ogrzać. Poza tym - pozostałe zwierzęta. Ja muszę mieć kontrolę nad tym, co i ile kociej wydala, bo od tego będzie zależało to, jakie leki dostanie jutro i czy je dostanie, chociaż ja cały czas marzę, że jednak zrobi mi te uprzejmość i kupę wyprodukuje sam. Ale nie wiem, czy się nie rozczaruję. A kupy jednego kota od kupy drugiego nie odróżnię ;) Poza tym - Maciek czasami miewa zatargi z Miśkiem, kończące się prychaniem i ucieczka na szafę, a ja nie chcę chorego kota na to narażać. Ponadto - kuchnia to jego terytorium, tu czuje się najpewniej i najbezpieczniej.
W związku z tym - teraz jeszcze godzina grzania kota - potem 2,5 godz snu, potem grzanie, potem spanie do rana czyli do 6 z groszami. Jutro teoretycznie mam coś tam pracowego do zrobienia, ale juz uprzedziłam, ze moja dyspozycyjność jest w tej chwili ściśle powiązana ze stanem Maciusia, więc nawet jeśli nawalę - nikt nie będzie miał specjalnych pretensji.
A.... właściwie ja cały czas - ze zrozumiałych zresztą względów - o Maćku, a zapomniałam Wam napisać o Trusi. Kicia robi postępy i to coraz większe. Już drugi dzień mieszka w pokoju, na szafie o wiele niższej, niż przedpokojowa i już nie zapada się w siebie kiedy zaobserwuje, że się na nią patrzy. Ba, nawet przychodzi do jedzeia, oczywiście na razie przemykając pod ścianami i chowając się za sprzęty, ale jak na nia - to postęp olbrzymi. Celowo nie podaję jej jedzenia na szafie - żeby się odwazyła, żeby się przełamała. Jak na razie - taktyka działa.
właściwie tyle, Maciuś właśnie zainstalował się na moich kolanach, więc dalsze stukanie w komputer odpada.
dobrej nocy!
-
Dziewczynki, wiadomość dnia a nawet nocy (i z góry przepraszam za epatowanie fizjologię) - Maciek ZROBIŁ kupę z tych ohydnym żwirkiem. Wyszło z niego sporo, nie wiem, czy wszystko, teraz czekam, aż nasza Małgosia sie obudzi i odpowie mi na sms, żebym mogła zadzwonić i ustalić co dalej. Oczywiście, mam przyzwolenie na zdwonienie do niej o każdej porze dnia i nocy, ale wykorzystuję to tylko w sytuacjach awaryjnych i nadużywac nie chcę.
Zresztą Maciuś obudził się dzisiaj jakiś taki żwawszy, widzę, że po tym wypróżnieniu bardzo mu ulżyło - trudno się zresztą dziwić.
Ja mimo wczorajszego przekroczenia limitu ważę tyle, co na suwaczku. I za to też muszę się zabrać, żeby nie robić wam tu takich histerii jak wczoraj. Bo to nikomu nic nie da. Muszę walczyć i o życie kocieja i o jakość mojego własnego.
ściskam mocno!
-
Hybris, jak to nikt Cię nie opierniczył. Dziś ponawiam groźbę, a z decyzją o wywaleniu daktyli z jadłospisu dobrze byłoby wytrwać do ustabilizowania sytuacji ogólnej. Choć jako dodatek kaloryczny też bardzo mnie pociągają.
Cieszę się, że kocię w końcu wywaliło z siebie obiekty niepożądane i czuje się lepiej.
Od dziś jestem na 1000 i nijak nie mogę bez posiłku dc dobić. Inwencja kończy mi się na 800 i nie mogę nic wymyśleć. Cóż dalej będę kombinować, bo najłatwiejszego dopełniacza, czyli pieczywa nie chcę pod żadną postacią. Oczywiście jeszcze mniej pożądam słodyczy. Na samą myśl wzdrygam się. Na razie Pa
-
Hybrisku!
Teraz dopiero doczytałam się o Twoich smutnych problemach z kotkiem. Widzę jednak , że jest już lepiej i ogromnie się cieszę. Twoje kotki mają rzeczywiście szczęście , że trafiły na taką wspaniałą opiekunkę. Nie każdemu chciałoby się wkładać tyle serca w opiekę nad zwierzątkami.
Jeżeli chodzi o sprawy dietkowe - to tylko spróbuj zaprzepaścić to co już osiagnęłaś :wink: :evil: . To ja tu mam taki wzór ( za którym biegnę aż do utraty tchu :wink: ) a on ..... Nie, no nie wierzę ,że mogłabyś to teraz zawalić. Za silny masz charakter.
Czytałaś już u mnie - o moich zmaganiach więc nie będę się powtarzać. Myślę jednak ,że do dwucyfrówki na koniec czerwca chyba nie dam rady dojść :cry: .
Pozdrawiam Cię bardzo gorąco!
-
-
Ja rowniez przeszlam horror tydzien temu ktory na szczescie zakonczyl sie dobrze. Moja kotka Tommy-Girl przestala w ogole wstawac i jesc :cry: Strasznie sie przestraszylam ze moze cos powaznego ,nie spalam cala nocke prawie i czuwalam .Jak poszlam do weta to myslalam ze nie wyrobie bo po kotku-Whiskeym i jego chorym serduszku wszystkiego sie spodziewalam a tu wet mi mowi kotek ma trodzic na pyszczku :roll: i trzeba masc przepisac oraz jakis wirus .Dal antybiotyki i powiedzial ze wszystko bedzie dobrze ale jak by to nie pomoglo to bedziemy pobierac krew .Ja narazie sie zdecydowalam zeby poczekac z ta krwia bo dla kotka to przezycie z tym pobieranie .Poprawa jest wiec chyba wszystko bedzie ok ale nigdy nic nie wiadomo.Caly czas na nia uwazam :)
A twoje futrzaki maja duzo szczescia ze maja taka " mamusie" :wink: :D Tak duzo ludzi na swiecie nienawidzi kotow :cry:
Zycze duzo,duzo zdrowka Maciusiowi i dlugiego zycia :)
-
Hybris, wobec tematów obecnie poruszanych baaaardzo trywialne pytanie techniczne z forum. Jak skarbie zmieniasz treść tematu wątku, ja też tak chcę. Jak zwykle uściski dla Cię i głaski dla pupilków.
-
Hybrisku- cieszę się, że Maciuś się wypróżnił i lepiej poczuł. Teraz organizm też będzie mniej obciążony, bo ciało obce też jest dla organizmu męczące. Dalej trzymam kciuki, żeby Maciuś walczył i zdrowiał.
Ty też się trzymaj ze swoją dietką. Masz rację- podjadanie tu nic nie da. Kotkowi nie pomoże (a nawet zaszkodzi, bo kotki też czują jak ludzie mają zły humor i są smutni) a Tobie zaszkodzi. Daktylom i innym wstrętnym produktom spożywczym mówimy stanowcze NIE.
A teraz pytanko Aguli- klikasz na Twój pierwszy post swojego wątku (ten na pierwszej stronie), klikasz Zmień (tak jakbyś chciała zmienić treść) i zmieniasz tam temat. Gotowe :)
Buziaki!
-
Dziękuję mocno. Pozdrawiam
-
Hybris mam nadzieje, ze lepszy stan Kotucha sie utrzymuje. Podziwiam Ci, ze jestes i tak spokojna. Ja niestety jak cos sie dzieje moim kotom dostaje histerii i nie wiem co robic :( A Ty bardzo ladnie dzialasz!
Dietki napewno bedziesz sie trzymac bo bardzo silna z Ciebie kobieta :!: A pozy tym tak duzo juz za Toba, ze bardzo byloby szkoda to zaprzepascic.
Pozdrowienia dla Ciebie i glaski dla Maciusia :D
-
No, już trochę się w domu obrobiłam, skontaktowałam z moja wet - czyli plan dnia mam w miare ustalony. Nadal jestem uziemiona, bo kocieja trzeba dogrzewać, a P odbiera dziś nową książkę z drukarni i musi ją wstawić do księgarń - wróci najwcześniej późnym popołudniem, jeśli nie wieczorem.
W ramach brania się w dietetyczne karby - ułożyłam sobie menu na dziś, podliczyłam kalorie w dzienniczku - wyszło mi 1195. I super, tego się trzymamy. Wprawdzie w tych kaloriach znalazło się i 7 dkg daktyli (zaraz dostanę kopa...), ale miałam w sumie jeszcze 15 dkg i po prostu wliczę je w limit na dwa dni - i będzie dobrze.
Z kociejem sytuacja w miarę stabilna, więc i nerwy mniejsze, a co za tym idzie - głód psychiczny sobie poszedł. Całe szczęście.
Agulko, no wiem, że oceniam opiernicz, który od Ciebie dostałam, ale Ty to bardzo subtelnie i delikatnie zrobiłaś... a ja jak histeryzuję - potrzebuje elektrowstrząsów :) Widzę, że w kwestii technicznej już Jeni Ci pomogła :)
Balbinko - nie chce ocierać się o patos, czy używać słów zbyt wielkich i nieadekwatnych, ale wiesz? Z Małego Księcia utkwiło mi bardzo głęboko w pamięci jedno zdanie: człowiek jest odpowiedzialny za to, co oswoił. Nawet głebiej, niż piękne, choć już troche oklepane stwierdzenie o patrzeniu sercem. Biorąc każde kolejne zwierzę, biore na siebie pełną za nie odpowiedzialność, za jego zdrowie, samopoczucie, komfort. Nie mówiąc o tym, że kocham te moje futra bezgranicznie. ;)
Biglady, serdecznie dziękuję za linkę, już ją wrzucam do ulubionych. A moje ukochane daktylki mają IG 103 :shock: Ta informacje generalnie przypieczętowuje decyzję o zakończeniu współpracy...
Katsonku, z tymi naszymi kotkami tak jest, że raz wydaje się, że kotu bóg wie co się dzieje - a w sumie to bzdurka, a innym razem - kto sprawia wrażenie zdrowego, a w środku dzieje się coś bardzo niefajnego. Dlatego właściwie żadnych objawów nie można lekceważyć, o czym zresztą sama doskonale wiesz, jako kocia mama z o wiele dłuższym stażem, niż ja :) A z drugiej strony smutne a prawdziwe - jeśli stracimy jakieś zwierzątko, jesli naszego podopiecznego dopadnie choróbsko, jak Twojego Whiskey, czy moja Niunię albo Macka - to popadamy w skrajności i przy każdym kichnięciu zaczynamy bać się wszystkiego.
Co do badań krwi - mam troszke inne podejście. Uważam, że mniejszą szkodą dla kota jest ukłucie, niż przegapienie czegoś, co może w normalnej obserwacji zwierzaka nie wyjść. Dlatego mam zamiar już teraz, jak Maciek trochę lepiej sie poczuje - poprosić Małgosię, żeby zrobiła badanie krwi na poczatek Mamutowi, a potem i Mańce i Trusi, jak się dziewczynki tutaj zaaklimatyzują. Żeby po prostu wiedzieć, czy na chwilę obecną nic złego się nie dzieje.
Jeni, daktyle nie sa wstrętne, sa po prostu zakazane, dopóki będę na diecie i tyle :) a potem też - przede wszystkim rozsądek :)
ściskam!
-
No i stereo mi się wysłało... znowu jakoś ciężko mi forum działa.
Camkey, histeryzować, pochlipywać i rozpaczać to ja sobie moge (i robię to, co ja będę udawać, że nie), ale jak wykonam już wszystkie działania praktyczne, jak zrobię wszystko, co w danej materii zrobić można. Bo od mojego pochlipywanie nikomu niestety zdrowie nie wróci.
Dzięki w imieniu Maciula za życzenia zdrowia. Własnie myje się obrażony, bo mu przed chwila parafinkę zaaplikowałam i jeszcze zastrzyk go czeka... Ale to za chwilę. Wrażenia nalezy stopniować, także kotu ;)
-
Hybris znasz mnie, ja zawsze zaczynam delikatnie, no przynajmniej się staram, ale ty mnie nie drażnij żadnymi wpadkami, bo wtedy to całą moją dyplomację trafi gigantyczny szlag. Co do daktyli to chyba tez w końcu się skuszę na troszkę, bo mi ciągle kalorii brakuje, albo ewentualnie może inne cuda. Już po prostu świruję, żeby do tego 1000 dobić na normalnym, ale zdrowym żarełku. Uff.
-
jejku jak Wy macie problemy z dobiciem do 1000 ?? ja to mam duze problemy zeby sie w nim zmiescic ;)
-
Camkey, ależ to wcale nie jest takie niewyobrażalne :)
Pomyśl sobie tylko, że musisz wyrobic tysiaka, ale
:arrow: masz ma maksa skurczony żoładek, więc na raz wchodzi Ci porcja 200, max 250 gram.
:arrow: nie stosyjesz węglowodanów ani jesz tłustego mięsa... Ty wiesz, ile trzeba kurzego biustu czy warzyw zjeść, żeby tysiaka wyrobić? ;)
:arrow: nie jesz owoców, które też potrafią miec w sobie sporo kcal.
i juz chyba wszystko jasne :)
-
No to ja jestem do przodu o weglowodany i owoce ;) Nie jem ich duzo ale jednak jem :) Bo lubie ;) A to jest mniej szkodliwe niz moje inne ulubione jedzonko ;)
-
Wiesz moze masz racje z ta krwia .Ja poprostu naczytalam sie gdzies horrorow na temat pobierania kota krwi i tak juz mi to w glowie zostalo ze to takie okropne chociaz Whiskey mial pobierana bez problemu ale on byl taki chory
-
Pytanko dla Maciusia od Whiskego.Macius czy ty jestes szefem w domu ? Bo ja tak wszyscy mnie sluchaja .Moje przezwisko to " King Whiskey" Fajne nie? :wink: :D
-
Katsonku, a z ciekawości, jak jest w Australii? Tzn. czy Ty jesteś obecna przy wszystkich zabiegach, jakie wet wykonuje na Twoim zwierzaku? No, oczywiście, pomijam operacje czy to, co dzieje się w narkozie, chodzi mi raczej o leczenie zwierzaka i zabiegi, które odbywaja się w jego przytomności.
Widzisz, ja mam taki układ z moją wet, że wszystko zwierzakowi robi przy mnie. Co więcej - ja jej w tym pomagam. Więc wiem i jak wygląda pobieranie krwi i jak wygląda kroplówka i jak wygląda dawanie narkozy. A przy tym wiem, że jeśli to zostanie zrobione szybko i sprawnie - to zwierzak specjalnie nie cierpi... A Małgosia pobiera krew po mistrzowsku :)
Tzn. zgadzam się z Tobą, że pobranie może byc nieprzyjemne, zwłaszcza, jeśli np. zyły w przednich łapkach nie współpracują i trzeba szukać w tylnych. Ale mimo wszystko - ukłucie uważam za mniejsze zło.. cóż, może jestem sadystką :)
Kto u nas rządzi? No oczywiście, Maciek :) Zresztą stąd jego imię... kiedy do nas przyszedł, nazwalismy go Maluś, bo taki delikatny, chory, biedny i specjalnej troski. Ale kiedy po miesiącu przyszły Mamut z Niuńkaskiem, to się okazało, że z naszego rechitycznego Malusia wyłazi kawał dominującego drania, ipod płaszczykiem Malusia kryje się naprawdę Super Macho Kot :) I tak się zaczęło, najpierw był Macho, ale szybko zaczęlismy go zdrabniac i własnie na Maćku stanęło :)
Maciej serdecznie pozdrawia Whiskeya i solidaryzuje się z nim w imie twardej samczej dominacji... Choć podejrzewam, że Whiskey tak jak Maciuś za przeproszeniem jaja juz dawno stracił pod nieubłagana ręką chirurga weterynaryjnego... No ale precz ze stereotypami, grunt to charakter :lol:
-
Hybrisku, ostatnio tylko zaglądam do Ciebie, nic nie pisząc, bo nie umiem napisać niczego, co w moim mniemaniu polepszyło by Twoj stan i stan Twojego kotka.
Smutno mi po prostu.
Abstra***ac od tego tematu donoszę, że i umnie niewesolo, diety sie nie trzymam, jem jem jem nie wiem co sie dzieje, z jednej strony chce byc szczupla, wchodzic w te wszystkie normalne rozmiary a z drugiej slodycze mnie koją najbardziej.
Jak to pisze, i czytam ponownie, to mam wrażenie, ze to nie ja , że znowu ze mnie wychodzi moja obsesja, kompleksy itp. Ja wiem, że to chwilowy (mam nadzieję) kryzys, ale nie umiem się wziaść w garść. Kopnij mnie mocno, bo miłe słowa na mnie nie działają. Tak strasznie się pogubiłam i nie wiem jak wyjść na prostą.
Pozdrawiam Cię i ściskam.