-
Dzień intensywny do granic.
Dopiero przed chwilą wróciłam do domu - byłam z małżem na wojskowych Powązkach pod Gloria Victis o 17, a potem wróciliśmy dłuuuuuuuuugim spacerem, via stare Powązki, aż do domku. Mam na koncie dziś 30 minut stania na palcach (buuu, moje łydki biedne) i prawie 4 godziny łażenia, ledwo żyję. Ale zadowolona jestem bardzo :)
Idę na 30 minut stepowania i kładę się spac. Refleksje ogólne i astrologiczne może jutro ;)
-
-
Jutro coś naskrobie,bo mi się coś pomyliło i wkleiłam nie to co trzeba.
No dobra,skoro już się tu wcisnęłam,zupełnie niechcący,to wkleję tekst,który skopiowałam ze strony http://jelenia.schronisko.net/ -schroniska dla biednych,bezdomnych zwierzaczków w Jeleniej Górze.Mam nadzieję, Hybris,że sie nie pogniewasz,że na twoim wątku,ale mam wrażenie,że tu najwięcej miłośników zwierząt się zebrało.
Ryczałam jak bóbr,gdyby tak wszyscy ludzie mieli takie miękkie serca...
http://jelenia.schronisko.net/images...0361928-55.jpg
Jak mogłeś?
Kiedy byłam mała, moje błazeństwa śmieszyły cię do łez. Nazywałeś mnie swoją dziewczynką. Zostałam twoim najlepszym przyjacielem pomimo wszystkich pogryzionych butów i zniszczonych przeze mnie poduszek. Kiedy byłam "niegrzeczna" groziłeś mi palcem i pytałeś: "jak tak możesz?", ale już za chwilę ustępowałeś. Przewracałam się na plecy, a ty drapałeś mnie po brzuszku. Trochę długo trwało zanim przyzwyczaiłam się do życia w mieszkaniu. Ty byłeś ciągle okropnie zajęty, ale pracowaliśmy nad tym wspólnie.
Pamiętam, jak sypiałam w twoim łóżku z nosem wtulonym pod twoje ramię. Kiedy tak zwierzałeś mi się ze swoich najskrytszych myśli i pragnień wierzyłam, że moje życie nie może już być doskonalsze.
Chodziliśmy na długie spacery i razem biegaliśmy po parku. Jedliśmy razem lody (ja dostawałam tylko wafelek, bo "lody nie są zdrowe dla psów", tak mówiłeś). W domu ucinałam sobie długie drzemki w promieniach słońca, czekając aż wrócisz z pracy.
Wreszcie zacząłeś spędzać tam coraz więcej czasu i rozglądać się za ludzkim partnerem. Czekałam na ciebie cierpliwie, pocieszałam, kiedy spotkało cię rozczarowanie, kiedy miałeś złamane serce. Nigdy nie beształam cię za nieodpowiednie decyzje, i skakałam z radości kiedy wracałeś do domu zakochany.
Ona, twoja żona, nie lubi psów. Mimo to powitałam ją w naszym domu, okazałam jej szacunek i posłuszeństwo. Ty byłeś szczęśliwy, więc ja też. Kiedy urodziły się wasze dzieci, tak jak ty byłam zafascynowana ich zapachem i różowością, i tak jak ty, chciałam się nimi opiekować. Tylko, że ona i ty martwiliście się żebym nie zrobiła im nic złego, więc spędzałam większość czasu wygnana do innego pomieszczenia. Zostałam "więźniem miłości", chociaż tak bardzo chciałam okazać im swoje uczucia.
Kiedy trochę podrosły, zostałam ich przyjacielem. Wczepiały się w moje futro i podążały za mną niepewnym kroczkiem, zaglądały mi w uszy, wsadzały do oczu palce i całowały w czubek nosa. Uwielbiałam ich pieszczoty - twoje stały się przecież takie rzadkie. Gdyby było trzeba broniłabym twoich dzieci własnym życiem.
Wślizgiwałam się im do łóżek i słuchałam szeptanych do mojego ucha sekretów i najskrytszych marzeń. Razem nasłuchiwaliśmy, czy nie wracasz z pracy. Kiedyś, dawno temu, kiedy ktoś pytał, czy masz psa, wyciągałeś z portfela moje zdjęcie i opowiadałeś im o mnie. Przez ostatnie lata odpowiadałeś tylko krótko "mam" i zmieniałeś temat. Z "twojego psa" stałam się "jakimś psem" i miałeś za złe każdą sumę, którą musiałeś na mnie wydać.
Ostatnio dostałeś propozycję nowej pracy. Razem z rodziną przeprowadzisz się do innego miasta. Niestety, w nowym miejscu nie można trzymać zwierząt. Podjąłeś właściwą decyzję, twoja rodzina dużo na tym zyska. Kiedyś ja byłam twoją jedyną rodziną...
Cieszyłam się jak zwykle na przejażdżkę samochodem, kiedy wyruszyliśmy w drogę do schroniska. Schronisko pachniało brakiem nadziei i strachem wszystkich psów i kotów. Wypełniłeś formularz i powiedziałeś "Na pewno znajdziecie jej dobry dom". Wzruszyli tylko ramionami i popatrzyli na ciebie ze smutkiem. Dobrze wiedzieli, co czeka psa w średnim wieku, nawet takiego z papierami.
Siłą odgiąłeś zaciśnięte na mojej obroży palce swojego syna, który krzyczał "Tato, proszę nie pozwól im zabrać mojego psa!" Martwię się o niego. Dałeś mu właśnie piękną lekcję przyjaźni, lojalności, miłości, odpowiedzialności i szacunku dla życia... Unikając mojego wzroku poklepałeś mnie po głowie. Uprzejmie odmówiłeś zabrania obroży i smyczy. Musiałeś iść, miałeś umówione spotkanie.
Kiedy wyszliście, usłyszałam jak dwie miłe panie rozmawiają ze sobą na mój temat. "Musiał wiedzieć, że wyjeżdża już dawno. Dlaczego nie znalazł psu innego domu?" powiedziała jedna, a druga dodała: "Jak mógł?"
W schronisku dbają o nas na ile pozwala ich napięty program dnia. Karmią nas rzecz jasna, ale nie mam jakoś apetytu. Na początku za każdym razem kiedy ktoś przechodził koło mojego boksu podbiegałam mając nadzieję, że to ty, że zmieniłeś zdanie, że to wszystko był tylko zły sen, albo że przynajmniej to ktoś, komu by na mnie zależało, ktoś, kto by mnie uratował. Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam co konkurować z roześmianymi szczeniakami, nieświadomymi własnego losu, zaszyłam się w kącie i czekałam.
Słyszałam jej kroki, kiedy pod koniec dnia szła po mnie. Poprowadziła mnie między wybiegami do oddzielnego pomieszczenia. Panowała tam błoga cisza. Posadziła mnie na stole, podrapała za uszami i powiedziała, żebym się nie martwiła. Serce waliło mi w oczekiwaniu na to, co miało się zdarzyć. Czułam też ulgę: nadszedł koniec udręk dla więźnia miłości. Zaczęłam martwić się o tę kobietę - taką już mam naturę, tak samo bałam się o ciebie. Żeby ciężar, który dźwiga, nie przygniótł jej.
Kobieta delikatnie założyła na mojej łapie opaskę. Łza poleciała jej po policzku. Chciałam pocieszyć tę kobietę tak jak pocieszałam ciebie lata temu i polizałam ją po twarzy. Pewnym ruchem wkłuła mi igłę do żyły i poczułam, jak zimna substancja rozchodzi się po moim ciele. Zasypiając spojrzałam w jej dobre oczy i szepnęłam cichutko: "Jak mogłeś?" Kobieta rozumiała psi język. "Tak mi przykro" powiedziała, a potem przytuliła mnie i pośpiesznie tłumaczyła, że pomoże mi znaleźć się w lepszym miejscu. Nikt tam o mnie nie zapomni, nie skrzywdzi ani nie porzuci, to miejsce pełne miłości i światła, inne niż na ziemi.
Zbierając resztki energii leciutko poruszyłam ogonem, próbując wyjaśnić kobiecie, że to nie do niej były moje ostatnie słowa. To do ciebie, mój Ukochany Panie, mówiłam. Będę zawsze myśleć o tobie i czekać na ciebie po tamtej stronie.
Życzę ci, żeby każdy był ci tak wierny jak ja.
Copyright Jim Willis 2001,
-
witam kasiu:) moje gratulacje ze zmaganiami.czytam dzis cie od 2 godzin,nabralam checi na te dietke,obecnie jestem na 1000 i schudlam 5 kg przez 5 tyg.ale martwe sie ze po diecie moj organizm zacznie robic magazynowanie jak zaczne jesc.masz jakies linki o dc.dzieki.buzka
-
Witaj!!!!!!!!
Wpadam z pozdrowieniami i co widzę?????????? Hybrisek, wróg ruchu, zaczął ćwiczyć. GRATULUJĘ!!!!!!!!!! Wspaniale.
Gorąco pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!!
-
Fraksi- te opowiadanie trafiło w moje serce i tak jak ty popłakałam się :(, ja nigdy nie zrozumie ludzi, którzy krzywdzą swoich największych i najwierniejszych przyjaciół. U nas we Wrocławiu niedawno była afera (która oczywiście już się skończyła), jak babka wsadziła psa do samochodu na pełnym słońcu i nawet nie raczyła otworzyć okno :(.
-
Witaj hybrisku :D
Przyznaję bez bicia że od Ciebie podpatrzyłam zapał do stepperka i bardzo go polubiłam, ćwiczę sobie 15min na nim, bo dopiero zaczynam. Ale wiem jak ważny jest ruch, dlatego ćwiczę praktycznie caly dzień, rano i wieczorem gimnastyka, w południe stepper, po południu rower :D ,.. i dobrze mi z tym, ciesze się jak głupia :lol:
I nareszcie zrozumiałam jak ważne podczas diety jest dbanie o skórę, oj tak, już widzę małe efekty codziennego masażu, balsamowania, .. no i diety i ćwiczeń oczywiście :lol:
pozdrawiam
-
Oj ja na razie nie ciesze się z tego, że ledwo zipie...
-
Nan, kurcze, młode z Ciebie dziewczę, a gdzie entuzjazm i radość życia? ;)
U mnie dziś dzień zaczął się roboczo (wreszcie!!!!), więc dopiero teraz mam chwilę, żeby do Was zajrzeć.
Podsumowanie lipca mogę już zrobić, ale nie wyjdą z niego żadne fajerwerki - dziś rano wazyłam dokładnie 74,6 - 100 gram ponad suwaczek, więc przez lipiec schudłam 2 kg. Buuuuuuuu... No dobra, wiem, że nie powinnam narzekać. Lipiec mi dietetycznie wyszedł tak sobie, czego mam pełną świadomość, niestety. Płakać nad rozlanym mlekiem nie zamierzam, ale sierpień chciałabym zakończyć już z "6" w miejscu "7" - no dobra, wiem, ze to nierealne, ale pomarzyć zawsze można. Załaszcza, że po schudnięciu pełnych 50 kg czeka mnie nagroda, jaka jeszcze nie wiem, bo małż nie chce pary z paszczy puścić. Pozyjemy - zobaczymy. Lubie niespodzianki :)
(czuję się zapchana surówką z marchewki, wcale mi z tym nie jest dobrze. Wcale :evil: )
Wczorajsze popołudnie spędziłam bardzo, bardzo miło. Lubie cmentarze. Lubie atmosferę kolejnych rocznic Powstania, widok dość jeszcze licznej grupy starszych ludzi z powstańczymi opaskami na rękach.
Mimo tego - wczorajsza "impreza" pod pomnikiem Gloria Victis do specjalnie udanych nie należała. Prowadził ją Zelnik, który może i jest przystojny, może i ma głos aksamitny, ale albo ktoś wręczył mu listę składających wieńce w ostatniej chwili, albo dopadła go jakaś pomroczność jasna, bo wszystko to wyglądało na wielką improwizację. Mylił się, jąkał, starał się intonacją pokryć niepewność, Pragę Północ pomylił z Pragą Południe i tym podobne kwiatki. Ale to pół biedy.
Największym zgrzytem było szumne przybycie prezydenta i premiera, ale sorry, nie wiem, który najpier, bo nie rozróżniam, jak większośc narodu zresztą. Szanowni panowie nie wzięli pod uwagę, że godzina "W" na nich raczej nie poczeka, jeden przybył minute przed, drugi - w trakcie wycia syren. Wyobraźcie sobie - syreny wyją, ludzie stoja na bacznosć, a ten się przepycha przez tłum - nie pomyślał o tym, że wypada się wtedy zatrzymać. Tak samo, kiedy zaczęto grać hymn. Byłam dość mocno zmiesmaczona.
Fraksi, cieszę się, że się pojawiłaś, ale to, co wkleiłaś, przeczytałam do połowy, dalej nie dam rady i nie chcę dać rady. Zbyt świeżo mam w pamięci umieranie Maćka - to nie była opowieść, to się działo naprawdę. To mnie dotyczyło. Nie mam w sobie tego pierwiastka masochizmu, żebym potrafiła przeczytać w całości "Naszą małą stabilizację" Różewicza, czy to. Nie potrafię i tyle. Cieszę się, że strona już przeskoczyła, może jestem nadwrażliwa, ale proszę - nie wstawiaj mi takich rzeczy. Jesli się rozpędzisz - wklej obrazek, napisz "jestem" - to bardzo dla mnie ważne, bo martwię się o Ciebie bardzo. Ale nie to...
Karla, miło Cię gościć :) Coś o DC? Prosze uprzejmie, www.cambridge-dieta.pl
5 kg w 5 tygodni to śliczny wynik, gratuluje Ci serdecznie. I wiesz... ja rozumiem, wiem, jak to jest - chce się szybko, efektownie dojść do celu, sama też bym chciała. Ale wiesz, za DC też się płaci odpowiednie frycowe. Nie mówię w tej chwili o jedzeniu, ja jestem po 4 cyklach ścisłej, ostatnio skończyłam z końcem kwietnia - teraz już 3 miesiące utrzymuję dietę konwencjonalną, dalej chudnę. Ale chudnę strasznie, okropnie, niesamowicie powoli. To samo Agula0274, która Cambridge powtarzała 3 razy. Więc jeśli miałabym Ci cos radzić - zrób raz i daj z tym spokój. A jojo? Jojo możesz łapnąć i po Cambridge i po każdej innej diecie. Ba! powiem więcej: żadna dieta nie zagwarantuje Ci, że jojo nie będzie. Wszystko w Twoich rękach :) Mnie to ostatnie pociesza ;)
Myszko, wychodzi na to, ze tylko krowa nie zmienia poglądów i że nawet ja - jak zostanę odpowiednio zmotywowana - w końcu potrafię dojść do rozumku :D
Glimmy - i SUPER :D Cieszę się bardzo, że Ci się stepowanie spodobało i że ładnie Ci idzie. 15 minut to jak na początek bardzo dobry wynik ;) Zobaczysz, niedługo się tak rozćwiczysz, że nie zauważysz, jak Ci te godziny będą mijały :)
Lubie, bardzo lubie takie radosne, euforyczne posty :)
i tyle. A ja dziś cały dzień w biegu, chociaz teraz dla urozmaicenia - usypiam ;)
-
Hybrisku- entuzjazm powrócił :D
Ja też lubie takie "imprezy" kiedyś byłam w Warszawie, żeby odwiedzić siostrę w szpitaulu w 1-3maja, wtedy jeszcze za Kwaśniewskiego i było bardzo uroczyście i podniośle. Teraz nie wyobrażam sobie jak to wyglądało za Kaczyńskich :?
-
PRZEPRASZAM!!!NIE CHCIAŁAM CIĘ ZRANIĆ!!!
DLA MNIE TO WSTRZĄSAJĄCE,WZRUSZAJĄCE OPOWIADANIE.Z ŻYCIA WZIĘTE,NIESTETY.GŁUPIA JESTEM I NIE ZASTANOWIŁAM SIĘ,JAKIE ONO MOZE BYĆ DLA CIEBIE.WYBACZ.
-
Nantosvelta, wiem doskonale, jak zaburzony obraz odżywiania mogę mieć otyłe osoby. Niedawno przeglądałam sobie moje dietowe zbiory książkowo – gazetowe, więc pozwolę sobie przytoczyć dwa fragmenty:
„ Prawie cały dzień nic nie jadłam. Skubnęłam tu płatek szynki, tam pomarańczę. Potem jogurt, kilka garści groszku konserwowego. Pod koniec dnia podliczyłam kalorie. Byłam przekonana, że daleko mi do tysiąca. Nabiłam 2600 kalorii. A przecież cały dzień NIC NIE JADŁAM!” (z dodatku do Twojego Stylu )
I drugi cytat, z książki doktora Marcina Krotkiewskiego „Jak schudnąć”:
„ W mojej praktyce lekarskiej słyszałem od tysięcy pacjentek „panie doktorze, ja jem tyle co ptaszek”, przecież to mnie „panie doktorze, zależy żeby schudnąć’, „panie doktorze, przecież nie przychodzę tu aby pana i siebie oszukać’. A jednak pomysłowość pacjentek w ukrywaniu pewnej części codziennego spożycia przed lekarzem i samą sobą – nie zna granic, mimo przysiąg: „ja naprawdę nic nie jem, poza tym co wpisuję, a waga stoi w miejscu”. Pacjentki potrafiły ukryć 500-1500(!) kalorii na dobę!, czyli nie wpisać ich do dzienniczka, ukryte – wbrew prawdzie obiektywnej, wbrew logice, wbrew wszystkiemu. Kiedyś, zdesperowany brakiem postępów grupy osób na diecie wynoszącej 800 kcal dziennie, położyłem „pechowców” w klinice. Okazało się, że wszyscy – jak jeden mąż uzyskali ubytek wagi powyżej 2 kg tygodniowo. Te osoby nie oszukiwały świadomie. Było to raczej coś w rodzaju obrony psychicznej.”
To chyba na wątku Hybris czytałam też o przykładzie dziewczyny, która była na diecie 1000 kcal, ale opócz tego codziennie zjadała czekoladę :D. Zresztą, często zdarza mi się czytać posty, z których jasno wynika, że autorki oddzielają słodycze od „normalnego jedzenia” i piszą: „ja jadam mało, z trudem wpycham w siebie obiad, tylko słodycze mnie gubią”. Albo „inni jedzą więcej ode mnie, a tylko ja jestem gruba”, itp., itd. Takich kwiatków jest bardzo dużo, w ogóle to temat rzeka dla mnie, i to działający mi na nerwy, więc już kończę.
Hybris, skoro dietetycznie było tak sobie, a mimo to schudłaś 2 kilo, to i tak nieźle. A wiesz, że ja lubię to uczucie zapchania surówkami? Bo mam świadomość, że to bardzo mało kalorii, a ja jestem „przesycona”.
-
Przesyłam pozdrowienia
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
-
Wiesz co Kefa, jednak widze, że tu nie mam co się wymądrzać, ale tak szczerze mówiąc, sama się łapie na tym, że sobie tu skubne np. orzeszka, tu suszone owoce a jak kiedyś zważyłam ile garść waży i ma kalorii...to ło Matko Boska! :shock:
-
Witaj Hybrisku :D
przesyłam dużo pozytywnej energii do walki z ostanimi kilogramami :D , oby ta 13tka była szczęśliwa i szybciutko sobie poszła
-
... a ja się właśnie resocjalizuję.
Dziś już nie było żadnego skubania, węglowodany jak najbardziej pod kontrolą (5 dkg płatków rano do śniadania i kawałek chlebka pitta na kolację), poza tym dużo warzyw, trochę owoców. Wreszcie jestem z siebie, tzn. mojej dietetycznej postawy, zadowolona.
Męczy mnie już te 13 kg na zbyciu w tytule wątku, a tym bardziej - na mnie. Dziś dotarła kolejna spódniczka, mistrzostwo świata, prześliczna satyna w kolorze brudnego różu ozdobiona zielono-brązowymi kwiatami. I co? No włażę w nią, ale leży za wysoko. Tzn. długość dla mnie odpowiednią będzie miała noszona 5 cm poniżej pępka, teraz sobie siedzi 5 cm... ale powyżej... Ooooops...
O stepowaniu nawet nie wspominam, bo cóż tu dużo mówić: weszło mi w krew i stało się elementem mojej codziennej marszruty. Stepuję marząc o tym, że pewnego pięknego dnia moje uda będę zgrabne, gibkie i pociągające.. eh, marzenia.
Od dzisiaj jestem Warszawianką. Formalnie. Wreszcie pan od łazienki wyszedł na tyle wcześnie, że zdążyliśmy do urzędu. Jutro czeka mnie rzecz, której nienawidze, tzn. robienie zdjęć do nowego dowodu osobistego - co zawsze było dla mnie przeżyciem traumatycznym i obawiam się, że tym razem będzie podobnie :cry: Mam brzydkie włosy, ale nie obcinam ich jeszcze, bo liczę na to, że kuracja Dercoss'em Vichy coś da. Lubię siebie w dłuższej fryzurze, długo czekałam na to, żeby mi włosy odrosły. Teraz noszę je spięte, bo juz fryzjera wymagają, ale z drugiej strony - jeśli pod koniec sierpnia nadal będą wypadać, pójdą pod nóż, a konkretnie nożyczki pani Ewy, bo nie mam ochoty dłużej się stresować. Trudno, kiedyś odrosną. Summa summarum - zdjęcie będę musiała zrobić ze spiętymi włosami, a nie wygląda to najefektowniej. Zła jestem. Buuuuu... A małż się niestety zaparł.
Nadal nie mamy gazu, ale liczę na to, że już jutro wieczorem włączą. Choć znając naszych "fachowców" (ukochane zajęcie - stanie nad wykopanym rowem i gadanie przez komórkę), prezentuję postawę osoby myślącej stricte życzeniowo. Co nie znaczy, że nie marzę o ciepłym prysznicu, w nowej, zielonej łazience, w miejsce miski z podgrzaną wodą w kuchni. O! (kiedy pisze te słowa, Trauma lezy w mojej misce do mycia, pustej oczywiście, i gania za swoim właśnym ogonem - typowy kociokwik wieczorny ;) )
Fraksi, nie, spokojnie, nie zraniłaś mnie, tylko po prostu mam taki a nie inny próg wrażliwości czy też nadwrażliwości. I widzisz, to wszystko sa rzeczy, które znam, bo każdy z moich kociaków jest po przejściach, własciwie tylko Misiek trafił w nasze ręce jako szczęśliwy szczeniak. Tylko po prostu nie umiem o tym czytać.
Kefciu, fragmenty, które przytoczyłaś - to właściwie samo życie. Ludzie potrafią oszukiwac siebie wręcz idealnie - gdzieś usłyszałam, a propos trochę innego niż nasz nałogu czyli palenia - że palacze są jak złodzieje - wiedzą, że za to, co robią, czeka ich kara, ale mają nadzieję, że ich akurat ona nie dosięgnie. Dlatego tak ważne jest odchudzanie się świadome - właściwie wszystko, poza wodą i colą light ( ;) ) ma kalorie i jeśli dieta - to należy włączyć kontrolę WSZYSTKIEGO, co jemy. Kefo, jeśli ja dobrze pamiętam, to Pyza nasza na początku diety miała tendencje do sięgnięcia po KitKata czy Kloppersa, ale chyba to jej już przeszło :)
Uczcia wypełnienia surówkami nie lubię. Chyba dlatego, że po zeżarciu surówki włącza mi się myślenie następujące: co z tego, ze jestem pełna, skoro to miało na tyle mało kalorii, że i tak będę niedługo głodna. No i to oczywiście usprawiedliwało"dopchanie" surówki kromka chleba. Dziś już patrzyłam sobie na ręce i zamiast chlebem "dopychałam" sałatki wędlinką drobiową. Szkoda, że jabłka jeszcze takie kwaśne...
Glimmy miła, ta 13 już mnie prześladuje, mimo, że wszem i wobec głosiłam, że absolutnie nie jest dla mnie pechowa... 13 kg to niedużo, a ja jakoś niezrozumiale stoje w miejscu alb kręcę się w kółko. Nie podoba mi się to, ale zobaczymy po tygodniu ograniczania węglowodanów - mam nadzieję, że coś się ruszy...
pozdrawiam i lecę po serek wiejski na śniadanie ;)
-
Wpadłam tylko zobaczyć,czy zostało przebaczone...
Ja też nie umiem czytać takich historii,ale jestem tego rodzaju masochistką,że ryczałam i czytałam.Mało tego,jak widzę coś okropnego,albo obrzydliwego dla mnie,to i tak muszę na to zerakać,wciąż i wciąż na nowo,żeby przekonać się,że nadal jest równie okropne,jak przed chwila.Straszne co?Zboczenie jakieś. :wink:
W każdym razie obiecałam mojemu synkowi,że zostaniemy wolontariuszami w naszym schronisku.Tylko,że ja wciąż chyba nie jestem na to gotowa.Boję się,że wrócę do domu z gromadką stworzeń,lub będę miała wyrzuty sumienia,że nie mogę ich wszystkich do siebie wziąć,albo co gorsza zakocham się w jakimś przystojnym czworonogu i nie będę umiała bez niego żyć,bo do tego też jestem zdolna.
Zastanawiam się też,czy mój syn jest na to gotów.Jemu schronisko kojarzy się ze schronieniem,azylem,bezpieczeństwem i ja nie wiem,czy już pora,żeby pokazać mu jaka jest prawda.
Może uświadamiane w takich kwestiach dzieci wyrastałyby na wrażliwych dorosłych,odpowiedzialnych za siebie i innych...?
-
czy ktoś tu mówił o surówce z marchewki - takiej z jabłkiem?? uwielbiam to żarcie - wczoraj to była moja kolajca, zaszalałem i pozwolilem sobie na 2 łyżeczki cukru - na szczescie limit pozwalał.
Co do schroniska to my mamy kocurka przygarnietego własnie stamtąd - rok temu we wrzesniu pojechałem z prascy do schroniska i zabrałem stamtąd ślicznego kotka - zona była w szoku, dzieciaki w ekstazie :)
Pozdrawiam
-
Ja jak byłam młodsza (z 13lat) i pojechałam z kuzynką do schroniska to niezły szok przeżyłam... :shock: , więc jak ktoś jest co wrażliwszy to lepiej go przygotować na wszystko.
-
Hybrisku, wierzę głęboko że waga ruszy w lewo...kto jak kto, ale Ty na pewno dasz radę :D
-
Zaprowadzenie 7-letniego dzieciaka do schroniska to KIEPSKI pomysł :!: Odpowiedzialności itp nauczyć go można ratując jakiegoś kociaka czy szczeniaka zabranego stamtąd - na spokojnie i w domu. Schroniska to kupa nieszczęść psich i kocich, których DOROSŁY nie jest w stanie przeżyć bez załamania aż do (od pewnego etapu) znieczulicy. A co dopiero dziecko :!: A wszystkim nie pomożesz - ale jednemu na pewno można. Jakby każdy kto MOŻE wziął jednego - nie byłoby schronisk. Ja wzięłam Toto ze schroniska - dwa miesiące wyłaziłam z depresji po pobycie tam.
-
Mirelka ma rację, lepiej kupić mu zwierzaczka- niech się uczy odpowiedzialności, ja miałam zwierzęta w domu już chyba od 5 lat- świnki morskie, chomiki itp.
-
Glimmy, chyba, że szlag trafi mnie wcześniej... już dziś swoje wyjęczałam cierpliwej, kochanej Mirielce, jakis taki gorszy dzień mam.
Tu nie chodzi o dawanie rady tylko o to, że właściwie robię wszystko tak, jak powinnam, a moja waga ma to w poważaniu. Znowu wracam do myslenia o Cambridge, tym razem tylko jednej turze, żeby chociaż do "6" z przodu dolecieć. Powstrzymuje mnie tylko świadomość, że na DC nie będe mogła ćwiczyć z taką intensywnością, jak obecnie, a nie powiem - zaczęło mi na tym zależeć - dobrze się czuję z moim stepowaniem.
Z pozytywów - ekipa wreszcie łaskawie opusciła moją łazienkę, pozostawiając po sobie całkiem równe ściany przyobleczone w gustowna zieleń ;) Małż narzeka, że za ciemny kolor wybrałam, ale mnie się podoba... nawet bardzo :) Poza tym udało mi się uniknąć niewątpliwego dramatu pt. zdjęcie do dowodu, bo zafundowałam sobie uroczy rozstrój żołądka. I sama jestem sobie winna, bo nie wpadłam na pomysł, że moje kiszki szanowne mogą nie wytrzymać połączenia serek wiejski + kawa + kapusta kiszona. Pogratulować przenikliwości ;) W związku z powyższym nie mogę się zbytnio oddalać od łazienki, gdyż nie wiem, kiedy po raz kolejny ozwie się "zew kibelka", a z nim niestety nie ma dyskusji. (Pisząc te słowa uświadomiłam sobie, że sałatka z czerwoną fasolą i surową papryką, którą jem aktualnie, tez może mi niespecjalnie pomóc, ale już chyba za późno... ;) Mówi się trudno, najwyżej trochę sie odwodnię i jutro wreszcie zanotuję jakiś spadek wagi :lol: )
Fraksi, kobieto, nie szalej :) Bo zaraz ja popadnę w cieżkie wyrzuty po sumieniu, że zareagowałam za ostro. Przecież ani się nie obrażam, ani mam nadzieję - nie obraziłam Ciebie - więc zapomnijmy o sprawie :)
Jeśli chodzi o prowadzenie malucha do schroniska - zupełnie zgadzam się z Mirielką. Widzisz, wiele dorosłych osób nie jest w stanie psychicznie wytrzymać wizyty w schronisku - ja do takich należę, a już trochę lat mam i chyba niegłupia jestem, a w każdym razie wiele rzeczy umiem sobie zracjonalizować. Ból, cierpienie zwierząt - jest dla mnie rzeczą nie do przejścia. Mir ma rację - ucz syna wrażliwości, pokaż mu, że zwierzę ma uczucia, że kocha, że cierpi, że potrafi okazać wdzięczność i przyjaźń. Zaopiekuj się jakimś psem czy kotem, naucz dziecko obowiązkowości (regularne sprzatanie kuwety, karmienie kotka, czy spacery z psem, oczywiście zakładam, że temu podoła fizycznie, a jeśli nie - pod Twoja opieką). Tutaj pracą ograniczną możesz osiągnąć znacznie więcej, bo i zrobisz coś dobrego dla synka i dla zwierzaka, który znajdzie fajny, ciepły dom. Tak, wiem, co pisze, myślę, że w Twojej obecnej sytuacji adopcja zwierzaka nie byłaby złym pomysłem - oderwałabyś trochę myśli od tego, co Cię przygnębia, a przy okazji - dziecko też zajęłoby się czymś innym.
Kardloz, taaaaak, dokładnie tę surówke oswajam :) Też nie lubie jej jeść niesłodzonej, ale wymyśliłam niskokaloryczne wyjście - kilka tabletek słodzika rozpuszczam w malutkiej ilości wody i tym polewam moje marchwiojabłka. Na pewno z cukrem smaczniejsza, ale jak szlaban to szlaban. A niestety te nowe jabłka są jeszcze potwornie kwaśne, nie lubie takich :(
Nan, ja w schronisku nie byłam nigdy i nawet jeśli będe chciała zaadoptować stamtąd zwierzaka, to wyślę po niego małża, sama chyba się nie odważę. Tak jestem skonstruowana, że chyba by mnie zabiło poczucie winy, że nie moge tym wszystkim stworzeniom pomóc, chociaż bardzo, bardzo bym chciała.
W sumie tyle.
Pozdrawiam i wracam do tłumaczenia.
-
Oj kuruj się kuruj Hybrisku, a jakby co to może akurat pare kilo zlecisz ;)
-
Hybris słonko Ty moje kochane - istnieje słodzik sypany :) Oraz w kropelkach :)
I wcale nie jęczałaś, choć niewątpliwie zapędziłaś moją duszę inżyniera-naprawiacza w kozi róg z wymyślaniem kolejnych odrzucanych rozwiązań ;) Niezła gimnastyka umysłu, która mi z pewnością wyjdzie na zdrowie (chroniąc przed Alzheimerem) oraz pozwalając mi zauważyć, że nie wszystkie moje pomysły Sowy Przemądrzałej są genialne w istocie lub treści i że inni mają inne wymagania czy tp, czyli - uczysz tolerancji :)
Jeśli powyższe jest lekko niezborne ideologicznie - to wina bólu głowy. Proszę czytać między wierszami - liczy się intencja. :roll: Wiem, że coś napisałam bez sensu, ale nie potrafię tego poprawić .. :(
-
No i wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie :lol: Dwa dni bez węgli plus wczorajsze samooczyszczenie ogranizmu - zrobiły swoje, waga poleciała, wreszcie ukazując coś bardziej interesującego, a mianowicie 73,8 kg. Wiem dlaczego to się stało, ba! wiem, że to takie małe oszukaństwo, że powinnam poczekac, czy wynik się potwierdzi, ale chromolę - zmieniam suwaczki na bardziej postępowe i optymistyczne, przynajmniej teraz mam większą motywację, żeby walczyć o utrwalenie tego wyniku, o poprawie już nie wspominając :) O wiele milej jest miec "tylko" 12 kg do mety, niż 13, prawda? ;)
Zaraz czeka nas jeszcze malowanie okna, kaloryfera i rurek w łazience - to już robimy sami. Nie żebym pałała ochotą, ale rodział pt. remont trzeba wreszcie zamknąć i zacząć normalnie funkcjonować. Np. podłączyć pralkę, bo niby mam do dyspozycji łazienkę Maryli, która wyjechała, ale jakoś wolę się krzątać u siebie... A może jednak puszczę u niej z jedno pranie? :roll: Jakiś paraliż decyzyjny i lenistwo mnie dziś dopadło.
Miriel Kochana, ależ ja sobie zdaję sprawę, żem wczoraj wyjatkowo upierdliwe stworzenie było - jestem na tyle samokrytyczna :) Ale dziś juz na szczęście lepiej jest i nie zadręczam całego świata moim narzekaniem.
Mam nadzieję, że Twój inżynierski łeb :) dzis łaskawszy i nie będzie Ci żadnych obstrukcji przy pakowaniu wyczyniał!
ściskam!
-
witaj
wpadłam z krótką wizytą do ciebie
i widze piękną wagę
:!: :!: :!: gratuluję :!: :!: :!:
ty ciągle do przodu gnasz
i to wzbudza mój zachwyt
jesteś coraz mniejsza i pewnie już pięna laseczka z ciebie :wink:
a ja powolutku idę do przodu najważniejsze ,ze idę i już widze 78kilo na wadze
te 17m-cy na niby na diecie nauczyły mnie cierpliwośći , więc cierpliwie się odchudzam
pozdrawiam
-
Mejdejko, do bycia laseczką niestety - jeszcze mi trochę brakuje, oj, takie duże trochę :) A to duże trochę koncentruje się głównie w tyłku i udach. Chociaż oczywiście, już teraz nie jest tragicznie, ale dobrze będzie dopiero za jakiś czas. Z pomoca steperka oczywiście, od którego powoli sie uzależniam :)
Gratuluję Ci tych 78 kg, zaraz do Ciebie zajrzę ;)
-
Gratuluję Hybrisku pozbycia się tej 13tki, wiedziałam że się ruszy :lol:
ja też dziś cierpię na lenistwo totalne... to chyba to ciśnienie w Polsce :lol:
-
12 do mety? Wcale nie , bo 11,8 :D Jeszcze tylko 1,9 kilo i będziesz miała tylko kilka kilogramów do wymarzonej wagi, kochana! Serdeczne gratulacje!
A propos węglowodanów, wiem, że po ich zwiększonym spożyciu woda zatrzymuje się w organizmie, stąd problemy z zastojem wagi. Czy jednak można żywić się zbyt małą ich ilością? Wszędzie ostrzegają przed niedoborem białka, pchają je, szczególnie dzieciom, do wszystkich nabiałów, sztucznie zawyżając jego zawartość procentową w produkcie, a o niebezpieczeństwie braku węgli w diecie jakoś nie słyszałam. A było nie było, zboża to przecież podstawa, baza ludzkiej diety.
Zawsze mnie uczono, że białko - to budulec, węglowodany - energia. Rozumiem, że odchudzający się, ograniczający węgle grubas czerpie tę energię z własnych zapasów, ale co się stanie, jak już schudnie, a węgli nadal będzie jadł tak mało? Wie ktoś może?
-
Kefciu, zastanowiło mnie to, co napisałaś. Ja odpowiedziałabym tak: ponieważ w czasie diety musimy czegoś pozbawić nasz organizm, żeby uzyskac ujemny bilans energetyczny - najłatwiej, bez uszczerbku dla zdrowia, jest obciąć właśnie węgle. Więc jemy to, co zdrowe, a paliwo czerpiemy z zapasów - jak słusznie zauważyłas. Ale teraz z drugiej strony - wyobraź sobie, że kończysz dietę - do węgli musisz wrócić. Dlaczego? Ano dlatego, żeby zostać dobrze prosperującą anorektyczką. Organizm nie przetanie chudnąć tylko dlatego, ze tak chcesz, dlatego po diecie musisz wrócić na pewien pułap kaloryczny, żeby chudnięcie wyhamować. A teraz pomyśl - ile warzyw, owoców i mięsa musiałabyś zjeść, żeby wyrobić te przykładowe 2000 kcal, bo bez diety to takie minimum dla kobiety wiodącej dość spokojne zycie. A nie daj bóg, jeśli w czasie diety przyzwyczaisz się do ćwiczen i po diecie będziesz jeszcze chciała je kontynulować - Twoje zapotrzebowanie na kalorie automatycznie pójdzie do góry. I właśnie dlatego - jak mi się wydaje - trzeba po diecie wrócic do weglowodanów, jako do tego wypełniacza kalorycznego. Oczywiście nikt nie mówi, że masz od rana do nocy wsuwac kluchy zagryzając chlebem z nutellą ;) , ale trochę chleba na śniadanie, jakiś ryż do obiadu, czy sałatka z dodatkiem makaronu - powinny wrócić do jadłospisu. Ale jeśli tutaj logika zdroworozsądkowa popycha mnie do zbyt daleko posunietych nadinterpretacji - uprzejmie proszę osoby lepiej uswiadomione o dementi :)
Dziś właściwie jestem trzeci dzień bez wegli, tzn. z, ale w baaardzo ograniczonym zakresie i czuję się o wiele lepiej. Chociaż organizm nadal szaleje i dalej się czyści - ale mam nadzieję, ze za dzień-dwa mi to przejdzie. Ciekawa jestem niesamowicie, co pokaże jutro waga.... ;) A swoją drogą - to dobra nauczka na przyszłość: nie wystarczy trzymac się limitu i wierzyć święcie, że w takim układzie wszystko będzie dobrze, muszę bardzo, bardzo pilnować jakości zjadanych kalorii, bo od tego też zależy czy schudnę, czy niekoniecznie.
A z tym 1,9... mmm... rozmarzyłam się, masz rację, wtedy po tej niewłaściwej stronie suwaka zostanie mi juz tylko jednocyfrówka :D Miła perspektywa, nie powiem ;)
Glimmy, 13 - jak ja uwielbiam, a może właśnie dlatego - trzymała się mnie jak przysłowiowy rzep psiego ogona - mam nadzieję, że teraz poszła sobie precz :) Ciśnienie rzeczywiście nie nastraja dynamicznie, ale ja - jak na tę pogode - mam dzis nadmiar energii... Jakis taki fajny dzień miałam ;)
pozdrawiam!
-
Hej dziewczyny - spokojnie. Warzywa to też węgle, tylko w wolniej przyswajalnej postaci. Całkowicie wyeliminować węgli nie da rady. W dietach nisko-węglowodanowych nie chodzi o ich eliminację a o zmianę na te wolniej się wchłaniające, czyli takie o niskim indeksie glikemicznym. Im niższy indeks tym żarciuszko wolniej się rozkłada na cukry proste, wolniej wchłania i wolniej rośnie poziom cukru we krwi czyli wolniej sączy się insulina i wolniej głodniejemy. Więc po diecie wracamy po prostu do węgli innych - pieczywa (wybierając razowe lub grahama), ryżu (brązowego), makaronu (razowego) a JEDNAK w dalszym ciągu unikając cukru, białej mąki, połączenie cukru i tłuszczu w jednym. Poziom kaloryczny będzie większy nie dając jednak gwałtownych zastrzyków cukru do krwi.
Gdzieś wyczytałam - mam zapisane w pracy więc źródło podam za 14 dni ;) - że przy dostawie zarciuszka zawierającego węglowodany proste (=cukier) i tłuszcze nasz organizm spala cukry, bo tak łatwo dostępne, a tłuszczyk od razu ładuje na zapasiki. Nie ma cukru - spala tłuszczyk. Przechera ;)
Tyle na dziś Sowa Przemądrzała. :twisted:
-
Tak, tak nawet ja ze swoją fobią węglowodanową trochę ich jednak dostarczam do organizmu. Kwestia jednak wyboru z czego będą węgle pochodziły. Moje cały czas na razie z warzyw, owoców, chudych nabiałów i pełnoziarnistych płatków na śniadanie i raz w tygodniu razowy makaron. Właśnie, Mir poruszyłaś ważną sprawę, to nieszczęsny związek węgli z tłuszczami jest zabójstwem dietetycznym.
Hybris, moje tymczasowe zatrzymanie wagi to jednak były antybiotyki, a nie błędy w komponowaniu posiłków, co za ulga.... Znowu zaczynam lecieć w dół, uff ...I super, że Ty też!!!
-
Wtrącę się do dyskusji o węglach :D Dietę niskowęglowodanową można stosować przez długi okres, ale nie można zapomnieć o kilku ważnych rzeczach. Eliminując z diety węgle musimy dostarczyć organizmowi witaminy, koenzym Q-10 ( zwiększa wytwarzanie i wykorzystanie energii w komórkach, pomocny w zapobieganiu otyłości, paradontozy, cukrzycy, potrzebny mięśniowi sercowemu do prawidłowej pracy ) i L-karnityny.Glukozą, którą dostarczają węglowodany, odżywiany jest mózg, a pewien ich poziom jest niezbędny dla normalnego funkcjonowania organizmu. A raczej do jasnego myślenia :lol:
Nasz organizm nie jest wstanie przetworzyć tej ilości węgli, którą dostarcza mu obecnie świat. Kiedyś nie było cukru oczyszczonego, białej mąki itp. Ludzie odżywiali się inaczej. Obecnie węglowodany są wszędzie i jemy ich bardzo dużo. W dużej części to właśnie węglowodany są odpowiedzialne za otyłość. Ktoś mówi: "Ja nie jem tłustych rzeczy i jestem gruby...to niesprawiedliwe..." Ale kiedy zapytamy o jego dietę dowiadujemy się, że uwielbia: kluseczki, makaron, biały ryż, naleśniki, pierogi, sosy zaprawiane białą mąką, herbatę z cukrem, soki owocowe. "słodkie" owoce,a do tego mało się rusza...i mamy odpowiedź dlaczego tyje - bo spożywa ogromną ilość węglowodanów z którą organizm nie może sobie poradzić.
Najlepszą metodą leczenia cukrzycy jest dieta. Wiem to bo miałam w rodzinie kilku cukrzyków. Oczywiście żaden koncern farmaceutyczny nie przyzna, że odpowiednią dietą można leczyć cukrzycę, bo to im sie po prostu nie opłaca, ale to właśnie dieta daje najlepsze efekty.
Znowu się wymądrzam...juz sobie idę...
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...ba1/weight.png
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...274/weight.png
-
.. oraz zapobiegać cukrzycy .. tzn dieta. Niektórzy tak mają (między innymi ja, a w mojej rodzinie cukrzyca się plącze), że po zjedzeniu słodkiego następuje tak intensywny chlust insuliny do krwi, że wpada się wręcz w niedocukrzenie. Chlusty wyczerpują komórki trzustki i .. pojawia się klasyczna cukrzyca z niedoboru insuliny.
-
Hybrisku kochana! Już się stęskniłam! Szczere i jakże serdeczne gratulacje! Teraz to już masz z górki! Wieeeelkie buuuziaki! :* Muszę tu sporo nadrobić! :*
-
po przeczytaniu wielu mądrych wypowiedzi doszłam do wniosku że ja też od jutra rezygnuję z eglowodanów...koniec z chlebkiem...makaronem.. :D
-
Ja dzisiaj szybciutko, bo starałam się nadrobić zaległości i się późno zrobiło. Więc jutro zajrzę na dłużej. Życzę Ci udanego tygodnia!!!
Buziaki!
-
Hybris ciagle nie moge wyjsc z podziwu nad wynikiem jaki juz osiagnołas - poprostu rewelacja, wczoraj nawet moja zonka , która e mna przegladała forum nie kryła podziwu dla tych twoich 43 kg - jesteś dietetyczną siłaczką - GRATULUJE i życze siły i wytrwalosci w ostatnim okresie diety
-
Ja teraz króciutko, bo kończę śniadanie i z psem lecę, ale nie mogę nie napisać - to wszystko z jakością jedzenia to prawda - odstawiłam węgle sensu stricto - znowu chudnę. Dziś waga była łaskawa pokazać mi 73.5 kg :lol:
Oczywiście suwaczki zmienione, ja w lekkiej euforii spadam na spacer z Miśkiem :)
Do później!