hybris hybris a gdzie ty sie pdoziewasz?? prosze wracać gdziekolwiek jestes i cokolwiek robisz !!
Wersja do druku
hybris hybris a gdzie ty sie pdoziewasz?? prosze wracać gdziekolwiek jestes i cokolwiek robisz !!
Dawno mnie tu nie było...
To znaczy zaglądałam to tu, to tam, ale jakoś nie miałam ochoty się odezwać. Ale teraz wracam i wydaje mi się, że wracam juz na stałe. Wracam z daleka. Tzn. nie mówię o wadze: forum opuszczałam ważąc ok. 74.5 kg, teraz jest 75.9, więc nawet specjalnie nie nałobuzowałam. W każdym razie mam w tej chwili mocne postanowienie skończyć to, co zaczęłam. Mam też POMYSŁ :)
O tym, co się działo przez ostatnio 1,5 miesiąca nie mam co opowiadać - dopadł mnie jakiś kompletny rozstrój nerwowy, nie mogłam zapanować nad sobą, co przerzuciło się na kompulsywne jedzenie. Tak, tak, Moi Drodzy, ja, monolit, wzór cnót ucinałam sobie czułe randki ze słoikiem Snickersa, dodam dla ułatwienia, że był wtedy tylko mój... Brało się to z niczego i w żaden sposób nie potrafiłam tego opanować. Na szczęście powoli i stopniowo - poradziłam sobie z tym. Przełom nastąpił 2 tygodnie temu - potrzebowałam w jakiś cudowny, fizyczny czy metafizyczny sposób odzyskac kontakt ze sobą, a co za tym idzie - opanowanie. Potrzebowałam sama sobą mocno potrząsnąć. Stanęłam przed lustrem z maszynką do strzyżenia i jak Demi Moore w G.I. Jane ścięłam sobie włosy - króciutko, na centymetr. I nagle zobaczyłam w lustrze zupełnie nową osobę... albo po prostu spojrzałam na siebie innymi oczami. Podziałało. Udało mi się ustawić wyraźną cezurę między tym "złym", co było wcześniej, a tym "dobrym", które jest teraz i ma teraz być. Inna sprawa, że w takim jeżyku wyglądam uroczo ;)
Teraz trzymam się w jakiej takiej dyscyplinie - ok. 1500 kcal, żadnych słodyczy, regularne stepowanie. Mój plan? Myślę, że dieta SB, żeby znowu zrobić sobie odwyk od węgli... jakichkolwiek. Zauważyłam, że właśnie po węglach zdarzają mi się "ciągi", kilka ich przerobiłam, za kolejne - dziękuję.
Do celu zostało mi niewiele - 14 kg. Chcę to zrzucić do końca roku - myślę, że to rozsądny plan jak na 3 miesiące. Acz i tak ważniejszy dla mnie jest teraz trening i ogólne uspokojenie - spadek wagi przyjdzie sam.
Ergo - dzis jeszcze warzywa na patelnię z jakimś ziemniaczkiem i trochę razowego makaronu ze szpinakiem na obiad, a potem żegnam czule to pieroństwo na czas dłuższy.
Miło znowu byc tu z Wami.
Teraz zmykam, dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali w czasie mojej niebytności, odpiszę po południu :)
Witaj znowu.
Wolne popołudnie, czy raczej wczesny wieczór, wreszcie. Małż ogląda jakieś bzdety (czyt. mecz) w TV, więc nawet moje popołudniowe stepperkowanie przesunie się na później, trudno. Mam chwilę spokoju, więc mogę sobie tu do Was postukać.
Na poczatek - dziękuję wszystkim, którzy zrozumieli i uszanowali moją decyzję. Musiałam mieć czas, musiałam poszukać siebie i cieszę się, że mam dokąd wracać. Dobrze mi tu z wami, co nie znaczy, że chcę tu zostać na zawsze w takiej formie, w jakiej jestem :) Cel, motywacja, samozaparcie, chęć do działania - to wszystko do mnie wróciło, wreszcie mam ochotę zabrac się do dalszej roboty.
Myślałam o założeniu nowego wątku. Z tym owszem, jestem związana, ale jest w nim sporo bardzo dla mnie bolesnych rzeczy, wspomnienie choroby i odchodzenia Maćka cały czas jest we mnie świeże, jeszcze nie przebolałam i chyba tak prędko to nie nastąpi. Ale z drugiej strony - chcę doprowadzić do końca to, co zaczęłam. Zawsze do tej pory porzucałam dietę kawałek przed celem i potem przychodziło znienawidzone jojo. Tym razem tak nie będzie, bo na to nie pozwolę. Dlatego - podejmuje ten wątek - oby do szczęśliwego końca.
Fatsiu moja odpowiedź pewnie przychodzi dużo po czasie i na pewno masz już swój steperek, ale odpowiadam: mój steperek to jakiś no-name z Allegro - jego podstawową zaletą jest kolumna, bo ja niestety nie jestem najlepsza w trzymaniu równowagi, więc z asekuracją o wiele mi łatwiej. Kupiłam go, tzn. mąż mi kupił ;) za ok. 160 zł. Najcichszy nie jest, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza - ważne, że stabilny i wytrzymały.
Kefa, ja też bardzo żałuję, że trochę się minęłyśmy, ale mam nadzieję, że i u Ciebie przyjdzie taki moment, kiedy uznasz, że chcesz na forum wrócić. Będzie mi bardzo miło jeszcze nie raz z Tobą pogadać :)
Napisałaś bardzo mądrą rzecz - ja w pewnym momencie pogubiłam się zupełnie, bo bardziej starałam się nie zawieść wpatrzonych we mnie i sekundujących mi osób, niż samej siebie. W pewnym momencie poczułam, że ich i moje własne oczekiwania przerastają moje możliwości, że nie nadążam i tu nastąpił kryzys. Oczywiście to był tylko jeden z elementów, ale był i był istotny. Dlatego teraz najchetniej łaziłabym z tabliczką na szyi: "uprasza się o niepodziwianie" :) To - mnie przynajmniej - demobilizuje i wprowadza w samozachwyt, który w pewnym momencie okazuje się być ślepą uliczką.
A zdanie, które cytujesz: "odchudzaj się, ale o tym nie myśl", ja bym chyba trochę zmodyfikowała do: "nie gadaj, tylko rób", które w aktualnym momencie mojego zycia jest moim hasłem przewodnim.
Pyza - myślę, że już znalazłam. Mam nadzieję, że i Ty jeszcze od czasu do czasu tutaj zaglądasz :)
Peszymistyn, Twój post pojawił się w czasie jednej z moich kolejnych prób zbierania się do kupy i wtedy bardzo i pomógł. Wprawdzie tamta próba zakończyła się klapą, ale to, co napisałaś, wzięłam sobie do serca i dzięki Ci za to.
Etap demonizowania/oddemonizowania jedzenia mam już na szczęście za sobą. I nie chodzi tutaj o puryzm czy pedanterię - jeśli moja dusza ma spokój, łapa nie sięgnie po (przykładowe) ciacho. I tu nie chodzi o słodkie czy słone: w tej chwili mogę spokojnie zaszaleć i zjeść bez grama wyrzutów sumienia naleśnika z Czekodżemi o 9 wieczorem (gwałt na prawidłach dietetycznych), nie mając ochoty na kolejny. Wiem już o sobie tyle, że umiem jeść tzn. spróbować wszystkiego, ale nie objadać się - to bardzo cenna wiedza i umiejętność, bo dzięku temu utrzymam to, co uwalczę. Kluczem jest spokój, świadomość celu, a w końcu radość jaką daje mi skuteczna walka z moimi słabościami. To znalazłam na nowo. Teraz znowu potrzebuję pójść naprzód - stąd pomysł z SB, poza tym ta dieta ogranicza moje ciagoty dokładnie w tych dziedzinach, w których mogą mi one zagrozić. Ba! Masochistycznie chcę byc na diecie, bo mnie dieta mobilizuje. A teraz akurat mam w życiu czas, siłę i ochotę, żeby się zmobilizować. Po prostu znowu przyszedł mój czas.
Rewolucjo, grubasem mentalnym byłam, jestem i pewnie będę jeszcze długo. Masz rację, zresztą cały czas mam tego świadomość. Ale wydaje mi się, że mimo to - tej "mentalnej tuszy" nie można traktowac jako parawanu tak, jak na chciałam przez pewnien czas. To, że miałam problemy z łaknieniem nie czyni ze mnie gorszego człowieka, to, że sobie jakoś z nimi poradziłam - w żaden sposób mnie nie nobilituje. I nie będę więcej dawać sobie taryfy ulgowej. Koniec. Jakiś czas temu przeczytałam bardzo mądre zdanie: "Nie rezygnuj ze swoich planów tylko dlatego, że mija czas - on i tak minie". Bardzo to do mnie trafiło. I po raz kolejny uświadomiło mi, że zycie mam jedno i siebie mam jedną i jeśli to spieprzę, to tylko do siebie będę mogła miec pretensje. A z całych sił nie chcę tego zmarnować.
Balbinko, ciesze się, że jeszcze pojawiasz się na forum, mam nadzieję, że teraz będziemy się "widywały" tutaj częściej :)
Katsonku o kotkach będzie w najbliższym czasie - wszystkie trzy moje panny sa zdrowe i zadowolone z zycia i pozdrawiają ciotkę z Australii :)
Dorciu113, dzięki za ten wpis i za te słowa. Widzisz, mnie też zycie trochę zweryfikowało, czy może inaczej: zaskoczyło. Nigdy nie zakładałam, że sama moge się potknąć, ale to się stało i przy tej wywrotce dość mocno się potłukłam. Ale teraz znowu jestem pełna siły i wiary w siebie. Wyciągnęłam wnioski. Bardzo rzadko udaje się skorzystać z cudzych błędów, ważne natomiast, żeby uczyć się na swoich. Zaglądałam do Ciebie od czasu do czasu i widze, że idzie Ci coraz lepiej. Trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno i wierzę, że i Ty wreszcie trafiłaś w "swój czas". Wykorzystaj go najlepiej, jak się da ;)
Kardloz - no i cóż robić, wróciłam :)
i znowu wyszedł mi tasiemcowaty tasiemiec, za co wszystkich serdecznie przepraszam :oops:
Robisz sobie jajo z tymi włosami???????
Hybris , nie wiem co powiedzieć...Strasznie się cieszę , że wróciłaś...Posto tu było bez Ciebie...
...i nawet czytywałaś mój wątek ! Rzeczywiście zaskoczyłam i jestem w pozytywnym transie odchudzania.Nie wiem , czy doczytałaś to , że we wrześniu 2007 będę do pierwszej klasy prowadziła moją małą córcię jako 65 -kilowa mama...To dla mnie bardzo ważne, wiem , że tego dokonam .
A teraz , kiedy jeszcze będę mogła czytywać Ciebie jestem zachwycona !
dorota.
rzeczywiście przeszłaś niezłą metamorfozę. może zamieścisz zdjęcie sowjej krótko obciętej głowy [nie chodzi o to, że jesteś bez głowy, ale bez włosów...].
kolejny etap przed Tobą, cóż mogę rzec...? powodzenia.
Witam Was w pierwszy październikowy poranek - dla mnie 1. dzień SB. Wyspana jestem tak w miarę - do 2 z minutami oglądałam "Lęk pierwotny", świetny thriller sądowy, kocham thrillery. Poza tym już od rana wykazałam się nadludzkim okrucieństwem, bo wywaliłam mojego wszystkiemukibicującego męża na spacer z psem - mimo, że jeździ Kubica. Krótko mówiąc zołza wyłazi ze mnie z każdej strony :)
Xeniu, Julcyku, z moją metamorfozą nie robie sobie "jaj". Było mi o tyle łatwiej, że ja tak krótką fryzurę już przez dłuższy czas nosiłam, więc wiedziałam, jak będę wyglądała. W tej chwili mam już dość szczupłą twarz, matka natura łaskawie obdarzyła mnie nawet regularnymi rysami, więc wiedziałam, że się nie oszpecę. Aha, przedtem miałam włosy mniej więcej do połowy szyi, więc ani specjalnie krótkie, ani długie, tyle tylko, że dawały się wiązać.
A co do zdjęcia - niestety, nie wstawię. Mam taką zasadę, właściwie odkąd lat temu kilka zaczęłam się "bawić" w fora dyskusyjne, a kiedys jeszcze czaty - że nie upubliczniam w cyberprzestrzeni swojej twarzy. I od tej zasady może odejdę po zakończeniu diety, żeby pokazać Wam efekt finalny - ale na pewno jeszcze nie teraz.
Dorciu, dzięki, że zajrzałaś i dzięki za tak miłe powitanie :)
Peszymistin, powiem Ci tak: po DC nawet 1 faza SB mi nie straszna. W ogóle nie straszna mi żadna dieta, na której można cokolwiek jeść, ba! jeszcze wybierać to, co się lubi. Chociaż mam cichą nadzieję, że nie będę musiała jej powtarzać, bo teraz trochę stłukę, a potem pójdzie prawem ciągu... takie zyczenia pobożne, bo dalej nie wiem, jak szanowny metabolizm się teraz raczy zachować. Myślę, że pierwszą odpowiedź na dręczące mnie pytanie dostanę za tydzień ;)
A jeśli chodzi o Ciebie - jedna, dobra rada - pilnuj się teraz, pilnuj się z całych sił. Wybicie się z rytmu częstotliwości i ilości to piekielnie niebezpieczny krok, właściwie takie balansowanie na linie, zwłaszcza, że człowiek z natury nie lubi się ograniczać, a do dobrego szybko się przyzwyczaja, więc do jakiego takiego reżimu trudni jest potem powrócić. Eh, wiem to, bo sama niedawno to przerabiałam. U mnie doszedł jeszcze element "próbowania się" ze sobą, co też mi nic dobrego nie przyniosło. Trzymam mocno kciuki, żebyś jak najszybciej wyszła z tego wirażu!
no to teraz idę sobie poczytać, co słychać u innych :)
Witaj Hybrisku :D :D
Ale milutko, że znów jesteś z nami :D
Nie ma to jak powrót z nową siłą, motywacją i zapałem :lol:
Na SB się nie znam, ale wiem że dasz radę, i pięknie skończysz co zaczęłaś.
Ja dziś mam pierwszy dzień DC, ostatnio jak odiberałam paczkę z DC, to poznałam Gosię osobiście, bardzo sympatyczna :D
Pozdrawiam, buźka
Witaj
To czego mogę Ci ze szczerego serca pogratulować- to tego że odnalazłaś siebie. Że przebrnęlaś przez ten trudny czas i znów walczysz, nie rezygnujesz tylko brniesz do przodu. Naprawdę winszuję!
U mnie kryzysjeszcze trwa (olaboga!) ale takze cche skończyć co zaczełam. Na innym wątku przeczytalam że jak zaczynać- to pełną parą od pierwszego. Co prawda to średnio siezgadzam z taka filozofią czekania na -poniedziałki, pierwsze dni miesiąca, na minięcie urodzin itp... Ale że wstałam z energią w płucach i wolą walki akurat dziś...więc tak- zaczynam od pierwszego.
Rozstawiaj leżaczek na słonecznej plaży i delektuj się smakiem wspaniałych warzyw ! pozdrawiam gorąco!
Przypomniałam sobie, że w jakiś czas temu udało mi się pstryknąc fotki moim kocim dziewczynkom... Jak mi się uda wstawić fotki, to Wam je pokażę :D
Nestorka-Mamutka. Na zdjęciu wygląda na ok. 2 kg szczuplejszą, niż w rzeczywistości :) Najpiękniejsze i najmadrzejsze kocie oczy, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Teraz to już 6-cio latka, kot, do którego mam pełne zaufanie. Nie od parady nosi przydomek "stabilny emocjonalnie Mamut".
http://img463.imageshack.us/img463/1787/mamutdf1.jpg
Maniuśka w "apartamentowcu", czyli na swojej ulubionej półce w moim podręcznym regale. Ostatnio nieco urosła i niestety trochę się zaokrągliła. Ale charakterek dalej ma diabelski, dlatego nazywamy ją "Mańka - degeneratka" :)
http://img371.imageshack.us/img371/2659/maniutkazr9.jpg
I w końcu Trauma. Wyszła ślicznie i nonszalancko, cała ona :)
http://img351.imageshack.us/img351/8210/traumasi4.jpg
przepraszam za rozmiar zdjęć, ale dopiero się uczę je wstawiać... :oops:
Witaj z powrotem :) Oh jak ogromnie Ciebie było tu brak - ściskam wirtualnie z nadzieją na szybki kontakt bezpośredni :)
Fryzurą się nie martwcie - widziałam zdjęcia Hybris z czasów "jeża" i było świetnie :) Więc teraz też będzie .. JEST dobrze :)
Kiciaski śliczne :!: Tylko znowu czegoś mi tu brak :( Tylko kotki i kotki .. :( .. A MISIO ?! :evil:
Wczoraj lezac w lozku myslalam sobie o tobie Hybrisku ,co u ciebie slychac i czy jeszcze powrocisz na forum ,choc na troche zeby napisac co u ciebie :) Wreszcie sie doczekalam :wink: :lol:
Widac ze pomimo dietki-czekoladowej nie przytylam duzo ale dobrze ze sie obudzilas ze snu leniuszka i znow dalej walczysz :)
Kotki sa wspaniale,sliczne ,zdrowiutkie ze chcialo by sie je usciskac od razu :D
Pozdrawiam serdecznie i zycze powodzenia :)
Witaj Hybris :)
Strasznie sie ciesze ,ze wróciłaś..wciąż zagladałam czy coś napisałaś i czekalam czekałam...aż sie doczekałam :)
Ja miałam też fazę jedzenia i opamietania...pomogła mi w tym DC...pamietam jak żle ją znosiłam ...
Niestety jo-jo mnie dopadło ale naszczeście do 8 nie doszłam....
Teraz ważę 76.50 a było juz 79 :roll: :oops: a to dzieki właśnie SB...Jestem na niej juz 2 tygodnie...Początki były dośc trudne bo jednak jadłam dużo i słodko :twisted: ,ale teraz juz jest ok...Masz racje po DC...SB jest super dietka...Zreszta byłam na niej czesto i zawsze super sie czułam..nie mowiac o tym, ze nawet moje PMS na tej diecie było minimalne..Ciekawa jestem czy TY też bedziesz miała takie spostrzeżenia...Ja dziś na obiadek zrobiłam leczo..wogóle ostatnio jem dużo gotowanych warzyw...
Kotki sa sliczne... :)
Co do włosów to jeśli jest Ci dobrze w takiej fryzurce to super..mi sie bardzo podobaja króciutkie włosy..nawet myśle żeby swoje sciąć w nastepne lato..
:) Bo po moich ekspermymentach z farbami mam je dość zniszczone..
Myśle,ze takie fryzurki odmładzaja :roll:a ja ostatnio mam jakoś fazę lekkiego poczucia upływajacego czasu :roll: :twisted: :)
Pozdrawiam :)
Obiad mi się gotuje (pierś kurza z dodatkiem paru grzybków, do tego będzie szpinak), więc mogę sobie chwile do Was postukać :)
Glimmy, SB przypomina trochę fazę mieszaną naszej DC, w pierszej fazie produkty zalecane są prawie takie same, no może z tą róznicą, że na mieszanej nie wolno strączkowych, a na SB owszem, co mnie z jednej strony dziwi, a z drugiej cieszy, bo już mam w planach zrobienie sobie fasolki po bretońsku w wersji light :) Wieki jej nie jadłam.
Cieszę się, że z takim entuzjazmem podchodzisz do DC, bo nadal jestem zdania, ze to świetny sposób na szybkie zbicie dużej nadwagi. I trzymam mocno za Ciebie kciuki, acz wierzę, że uda Ci się śpiewająco, tak, jak poprzednio. Zresztą zobacz, będziemy równo szły - ja w I fazie SB, Ty na ścisłej DC :)
Kasiu, powiem Ci szczerze, że moje wejście w nową dietę od 1-ego jakoś tak wyszło samo z siebie :) Tzn. zdecydowałam się na to wczoraj, ale wtedy na zrobienie pierwszego dnia było już trochę za późno, bo wcześniej na śniadanie zaserwowałam sobie serek wiejski z łyżka miodu, a potem wcięłam jabłko, no więc chciałam dać sobie carte blanche i startuję dzisiaj. I powiem - może trochę abstrakcyjnie - każdy moment na zaczęcie jest dobry, jeśli ten początek doprowadzi Cię do celu. Ustalenie początku mobilizuje i zobowiązuje - chcemy być w porządku, chcemy mieć sukces, dązymy do niego, a potem tym bardziej się pilnujemy, żeby tego sukcesu nie zmarnować - to jest ok. Natomiast jestem bardzo przeciwna - co w dalekiej przeszłości niejednokrotnie przerabiałam - instytucji przygotowania się do początku. Na czym to u mnie polegało? Ano planując dietę "od poniedziałku" w weekend odprawiałam konsumpcyjne orgie (żeby najeść się na zapas), a kiedy w poniedziałek próbowałam się głodziś - była wielka klapa. Jestem także zwolenniczką teorii, że na wszystko musi przyjść w życiu czas. Metaforycznie porównuję to do zapadki w mózgu - w pewnym momencie przeskakuje mi na opcję "nie jeść" i wtedy żadne dieta mi nie straszna... :) Mam nadzieję, że i Ty szybko poczujesz TEN moment i skończysz to, co zaczęłaś :)
Mir, szukałam dla Ciebie zdjęć Misia - mam je niestety gdzieś, na jakimś kompakcie, którego oczywiście teraz za cholerę nie znajdę :( Ale mam w tym komputerze zdjęcie małego, 8-tygodniowego Misiaczka - proszę bardzo :)
http://img476.imageshack.us/img476/6164/malymisfw0.jpg
A tamte też postaram się odkopać :)
I na razie koniec nadawania, bo obiad gotowy, a małż domaga się internetu :)
A czyja to pieknosc?Czy nie tylko sliczne kotki ale i psiaka masz ? :D Prosze pocalowac wszystkie futrzaki od cioci w nosek :wink: :lol:
Ja się tak nie bawię. Przed chwila wyprodukowałam solidnych rozmiarów posta i... zamknęłam sobie okienko. Cholera, jak można być tak roztrzepanym :evil: Postaram się w skrócie odtworzyć to, co napisałam, bo jednak rano muszę dość wcześnie wstać.
Dzisiejszy dzień pozytywny i udany, kalorycznie wyszło mało, bo ok. 850, nawet trochę za mało, ale ile można tych warzyw i mięsa jeść? Jutro się za jakimś serem light rozejrzę, bo jednak nie chcę schodzić poniżej 1000 zwłaszcza, że ćwicze na moim drogim steperku i to sporo, 2x po 30 minut, przy czum w sumie spalam ok. 500 kcal.
Peszymistin, kosmetyki Vichy polecam w ogóle, a w szczególe te do ciała. Ja uważam, ze genialne są dwa: Lipostretch, który po prostu ratuje wiotczejącą i zwiotczałą skórę, oraz Lipocure - istny pożeracz cellulitu. Jeśli chodzi o trwałość efektów, to odnośnie Lipostretcha odpowiedzi nie znam - używam go non-stop od 5 miesięcy i chcę kontynuować aż do końca odchudzania, a może i dłużej, bo z moją skórą robi cuda, a przy tym doskonale nawilża. Natomiast Lipocure stosowałam w formie kuracji w kwietniu i dopiero teraz widzę, że powinnam ją powtórzyć, czyli efekt utrzymuje się ok. 5-6 miesięcy. Aha, tylko uważaj, bo Lipocure w patece kosztuje chore pieniądze (ok. 100 zł za 100 ml), więc o wiele bardziej opłaca się kupić do na Allegro, jako produkt lub w próbkach.
Katsonku, stworzonko na zdjęciach to mój pies, Misiek, ale wtedy bardzo jeszcze malutki - dziś ma już ponad 3 lata i jest młodym, zadziornym psim mężczyzną :)
Kocice dziękują serdecznie ciotce z Australii za ciepłe słowa :) Postaram się jutro wreszcie dotrzeć i na Twój wątek - mam nadzieję, że dowiem się, co u Ciebie słychać :)
Stellunia, jak miło Cię wiedzieć!!!! Cieszę się, że i Ty w odpowiednim momencie wróciłaś na jedynie słuszną drogę - i strasznie mi się przyjemnie zrobiło, kiedy przeczytałam, że i i Ciebie teraz panuje SB :)
Z tym PMS'em bardzo mnie pocieszyłaś, bo ostatnimi czasy to właśnie była moja zmora, tydzień przed @ rzucałam się na żarcie w dzikim amoku i żadne racjonalne argumenty na mnie nie działały, po prostu hormony brały górę nad rozumem i klapa, szłam po Snickersa :twisted:
A wracając jeszcze do tematyki fryzjerskiej - ja bardzo lubie kobiety ostrzyżone króciutko i to nie dlatego, ze sama się tak przez czas dość długi nosiłam. Krótka fryzurka bardzo ładnie eksponuje rysy twarzy, a jeśli ktoś (jak ja) nie może się specjalnie bujnymi włosami pochwalić - to nawet całkiem niezłe wyjście pośrednie :) W każdym wieku ;)
pozdrawiam Was serdecznie!
Dziękuję za odpowiedz i czekam na zdjęcia a co to za piesek taki cukierkowy???
Witaj ponownie Hybrisku!!! :D
Nastrój kiepski. Byłam dziś z samego rana na usg i to, czego się dowiedziałam, trochę mnie zaskoczyło. Czy może inaczej: przerosło moje oczekiwania. To, że mam kamień w woreczku żółciowym - wiedziałam od dawna, ale starałam się jakoś spokojnie z tym żyć nie drażniąc potwora i myślałam, że będze cacy. A guzik. Okazało się, że mój szanowny woreczek jest w tej chwili niemal dwa razy większy, niż normalnie, a kolega kamyk blokuje ujście. Cholera jasna. Pani doktor, która robiła mi badanie, była bardzo miła, ale otwarcie powiedziała mi, że w tym momencie to ja już nie mam o co walczyć, bo to się tylko do usunięcia nadaje. Niestety, żarty się skończyły.
Co w związku z tym? Ano trzeba sie rozejrzeć, gdzie i kiedy to zrobić, to przede wszystkim. Muszę zaszczepić się na żółtaczkę. Poza tym - rezygnuję z SB, albo może inaczej - pociągnę ją, ale według wytycznych II fazy. Dlatego, że chcę jeszcze chociaż te parę tygodni nacieszyć się owocami, na które później będę miała szlaban i to na długo. O ile woreczek i na to się nie zbuntuje i nie zacznie boleć... buuuu...
Xeniu, piesek na zdjęciu to mój własny, osobisty Misiek, tyle, że tak wyglądał 3 lata temu.
witaj Hybris,
dziękuję za wpis u mnie. Zadałas mi poważne pytanie, na które nie sposób odpowiedziec po dokładnym przemyśleniu.
Otóż: moja decyzja powrotu wynika z prawdziwej chęci schudnięcia, będzie poparta dowodami:) , mam nadzieję, już niebawem. Tyle się u mnie trudnych spraw rodzinnych i osobistych porobiło, że nie sposób nie użalać się nad sobą.
Ale do rzeczy: przestraszyłam się tym Twoim woreczkiem, ale jestem pełna optymizmu, bo moja bliska ciotka miała zabieg usunięcia woreczka w styczniu tego roku i czuje sie o wiele lepiej niż przed. Jestem pewna, że i u Ciebie odbędzie się to bez komplikacji.
Podziwiam, że racjonalnie zmieniłaś fazy SB, od razu po wynikach badań. I masz rację- póki możesz naciesz się owocami-ja ostatnio gustuję w nektarynkach.
Pozdrawiam Cię i ściskam.
Myślę, że nie ma sensu zwlekać skoro operacja jest konieczna. Nie warto dopuścić do stanu zapalnego, bo wtedy operacja i leczenie po jest dłuższe i cięższe.Szczepienie jest konieczne i zrobienia go trochę zajmie, bo robi się go w trzech częściach. Bądź dobrej myśli - będzie dobrze.
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...ba1/weight.png
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...274/weight.png
Cześć Hybrisku!
Widzę ,że dopadły Cię te paskudne kamyki. Ja już jestem po. Rzeczywiście lepiej nie zwlekać z zabiegiem . Ja dowiedziałam się o ich istnieniu kiedy dostałam tak silnego ataku, że musiałam wezwać pogotowie. Byłam przekonana , że dostałam jakiś atak serca. Ciężko to przeżyłam gdyż musiałam zostawić mojego malutkiego wtedy synka i udać się do szpitala. Na szczęście wszystko jest ok.
Pozdrawiam Cię gorąco!
Szczepienie na WZW B przed zabiegiem jest krótsze, normalnie trzy dawki bierze się w ciągu pól roku, przed operacją podają dwie pierwsze, bo poziom przeciwciał jest już wystarczająco wysoki. Tak więc szczepienie powinno zając miesiąc.
Nie zwlekaj z tym, lepiej wyciać niż potem zwijać się z bólu przez zapalenie.
Zdrówka życzę hybrisku :D
Hybrisku , przyszłam Cię troszkę pocieszyć.Ja jestem po operacji pęcherzyka i mogę Cię zapewnić , że to nic strasznego.W dobie laparoskopii pozostają na brzuchu dwie malutkie blizny , po zabiegu jesteś w szpitalu 2 , 3 dni, a i życie bez pęcherzyka niczym się nie różni od życia z pęcherzykiem.Może przez pierwszy miesiąc uważałam na to , co jem , ale potem pozwalałam sobie na wszystko , bez żadnych reakcji negatywnych ze strony organizmu.Aha! troszkę ciężko czułam się po maśle i przestałam smarować chleb.Tak się do tego przyzwyczaiłam , tzn . do chleba bez masła , że nawet nie próbuję wracać do tego smarowidła , bo i po co?
Nic się nie martw , będzie dobrze!
Dorota
cześć hybris...widzę że temat kamyczków na topie...ja jestem dumną :twisted: właścicielką trzech dorodnych, które nie odzywają się już od 1,5 roku...ale jak długo...
mi lekarka powiedziała, że jak sie odezwą to mam czym prędzej lecieć na operację, ale dopóki siedzą cicho to mogę nie iść...eh...nie wiem...emkr poleciła mi fajną stronkę o diecie kamicowej...podeślę ci jej adres...
...w każdym bądź razie ja robię wszystko żeby nie iść...ale w twoim wypadku bym poszła...chyba...oj...
...ja na dodatek planuję maluszka w przyszłości i obawiam się ataku w ciąży...no ale cóż, gin jest spokojny...
pozdrawiam i zaraz wracam z adresem :wink:
to znowu ja :wink:
http://www.republika.pl/edytor4/kamica2.htm
Witaj Hybris:)
jak Ci dieta mija???
Jeśli chodzi o mnie to bdb, sama się dziwię, ale wiem że lepiej zacząć ostro i trzymać się niż ciągle zwlekać i zwlekać...
A jak Twoje samopoczucie???
Zaczęłam Cwiczyć- dzisiaj mnie sporo mięśni boli, ale to normalka jak się nie ruszałam przez długi czas.
pozdrawiam i życzę udanego dnia!:):)
A Hybrisek to gdzie nam się znowu zapodział ? :D
pozdrawiam
No już, już się znalazłam :)
W poniedziałek nie miałam głowy do pisania, a wieczorem padł mi system, dopiero teraz małż szanowny przywrócił go do zycia.
No więc po kolei: dzięki wam, koleżanki bezworeczkowe, za wszystkie słowa pociechy. Na operację jestem zdecydowana właściwie odkąd usłyszałam, jakie ja świństwo w brzuchu noszę. Idąc za ciosem jeszcze w poniedziałek późnym popołudniem byłam u chirurga, który wczęsniej kroił moją szwagierkę, kilka jej koleżanek i trochę znajmoych, więc osobnik sprawdzony i godny zaufania. Oczywiście byłam za kasę i w Fundacji, no ale bądźmy realistami - na państwową służbę zdrowia nie ma co liczyć. Wizyta u chirurga to był osobny kosmos, bo pan prof. (po 50, szpakowaty, w typie Seana Connery'ego, w nonszalanckiej jeansowej koszuli) ma dowcip powiedziałabym, hmmm... żołnierski, a ja mam gębę niewyparzoną :twisted: Summa summarum bawiłam się nieźle. W pewnym momencie pan prof. wyjechał mi z tekstem:
- Ale wie pani, jakby pani trochę schudła to by pani nie zaszkodziło.
na co ja ze słodkim usmiechem:
- Wie pan, już mam za sobą 43 kg zrzucone, więc następne 10 nie robi mi róznicy.
Tutaj pan prof zrobił baaardzo duże oczy, wygłosił krótki pean n/t mojego charakteru, wypytał o metody, a w końcu zapytał, ile ważyłam przed dietą. No to mówię, że prawie 120. Na co on radośnie:
- To pani całkiem niezły pulpet była!
Fakt faktem, ale nie tracąc rezonu odpowiedziałam: - Owszem, aczkowiek nigdy nie był to mój ulubiony epitet :twisted:
etc.
Podobnych akcentów humorystycznych było kilka, acz jeśli chodzi o meritum rzecz się ma następująco - nie pali się, ale nie ma na co czekać. Muszę sie poszczepić na żółtaczkę (wczoraj wzięłam pierwszą dawkę), potem za 4 tyg drugie szczepienie, i za dwa kolejne jestem gotowa do zabiegu. Bardzo mnie pocieszył tym, że przed operacją nie muszę zmieniać diety (a nawet powinam ją kontynuować ;) ), tzn. nadal moge jeść dużo warzyw i owoców, co jak dotąd wykorzystuje skrupulatnie. No i to własnie ten pan będzie mnie kroił - myślałam, że na Kaczej, ale on juz niestety tam nie operuje, więc chyba skończy się na Szaserów. Czyli sprawa w toku.
Rewolucjo, ja przełaziłam już z moim kamykiem prawie 4 lata, odkąd wiem, że go mam. Może i łaziłabym dalej, ale w woreczku już zrobił się wodniak, a kamyk siedzi w samej szyjce i może byc lada moment źle. Dlatego już skończyłam etap dywagacji pt. "a może", tylko przeszłam do działan konkretnych.
Balbinko, ja solidnego ataku nie miałam od dość dawna, ale dobrze pamiętam, jak on wygląda. Teraz w zasadzie tylko mnie trochę pobolewa od czasu do czasu, ale właśnie to pobolewanie sprawiło, że się wybrałam na usg, i dobrze, że się wybrałam.
Glimmy, na szczepienie żółtackowe poleciałam od razu we wtorek, więc teraz łapa boli, a ja z godnością nabieram odporności. Mąż chodzi z psem :twisted:
Dorciu, ja też mam nadzieję, że się na laparoskopii skończy, bo rekonwalescencja po klasycznej operacji wcale mi się nie uśmiecha.
Co do życia z i bez woreczka, to ja niestety mam na podorędziu przykład negatywny, czyli dowód na to, jak brak woreczka może człowiekowi utruć życie. Pisałam już o tym, że moja szwagierka po takiej operacji nie doszła do siebie NIGDY, a miała ją 3 lata temu. Od tamtej pory zywi się głównie gotawanym kurczakiem, marchewka i ziemniakami, pieczywo może jeść tylko białe i ususzone, chude wędliny, prawie żadnych słodyczy, o owocach może w ogóle zapomnieć, nic nie może byc mocniej przyprawione itd, itp, dla mnie koszmar. Tzn. koszmar dlatego, że ja bez owoców i warzyw, chleba pełnoziarnistego i przypraw nie funkcjonuję. Oczywiście, do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale to własnie dlatego, że mam Marylę pod bokiem, tyle lat z ta operacją zwlekałam.
Aha, masła nie uzywam od jakichś 15 lat, bo po prostu nie lubię :)
Korni, dzięki serdeczne za adres tej stronki, na razie przejrzałam pobieżnie, zaraz przeczytam dokładnie.
Trochę dziwił mnie spokój Twojego gina, bo mój odkąd dowiedział się o mojej kamicy powtarzał mi, że koniecznie przed dzieckiem operacja. Chirurg przedwczoraj powiedział mi to samo. Mnie się wprawdzie do macierzyństwa nie spieszy, powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie, ale posiadania potomstwa nie wykluczam, więc uważam, że jeśli moge sobie niepotrzebnie nie komplikowac życia, to skorzystam z danej mi okazji ;)
I moja rada - nawet jeśli nie chcesz się kroić (co zrozumiałe), przejdź się raz na rok na usg - ja się teraz trochę zdziwiłam kiedy usłyszałam, że mój woreczek już jest rozmiarów nerki...
Peszymistin, myślę, że z lipostretcha będziesz zadowolona :)
A co do diety pozabiegowej - mam tylko nadzieję, że nie wejdzie w kolizję z moim odchudzaniem, powiem więcej: postaram się upiec 2 pieczenie przy jednym ogniu, tzn. poradzić sobie z woreczkiem i jeszcze trochę schudnąć :)
Glimmy, moja dieta ma się bardzo dobrze: dziś zjadłam 2 puszki tunczyka w sosie pomidorowym, ok. 0.75 kg winogron, 2 sucharki i pomidora. Na kolację zrobię sobie jeszcze jakąś warzywną sałatkę, albo i nie, bo idziemy z małżem do znajomych, więc pewnie na herbatce się skończy.
Strasznie się cieszę, że się dobrze trzymasz na diecie - kolekcjonuj kolejne udane dni, zobaczysz, że na wadze to też zaprocentuje :)
I ćwicz. Może na początku jest to nudne i męczące, ale Rewolucja kochana miała rację: trzeba na efekty poczekac ok. 2 miesięcy, a regularny trening czyni cuda. Nie chce popadać w narcyzm, ale wczoraj przypadkowo zerknęłam na swój tyłek w dużym lustrze i oniemiałam z wrażenia, że ja tak moge wyglądać. Wszystko ładnie podjechało do góry, szpecącego tłuszczu jest o wiele mniej, jakaś taka bardziej foremna się zrobiłam... :D To mi daje naprawdę niesamowitego powera, bo jeśli ja TAK wyglądam po 2 miesiącach, to juz oczyma wyobraźni widzę, co będzia za pół roku... :D
Ufff... i to na razie tyle.
No, moje drogie, chyba na nowo weszłam w "swój" rytm diety, bo waga zaczęła spadać. Tzn. oczywiście: woda, organizm się oczyszcza etc, ale to mnie też szalenie cieszy, bo rozumiem przez to, że moja metoda działa :)
Miałam wprawdzie zmieniać suwaczek raz w tygodniu, ale nie odmówię sobie dziś tej przyjemności, zwłaszcza, że pokazała ślicznie 74 kg :lol:
Już tylko 0,5 kg dzieli mnie od mojego dietetycznego "rekordu", najlepszym rezultatem, jaki w tym roku dosłownie mignął mi na wadze, było 73,5 kg... Może do weekendu się uda? To byłby piękny start.
zmykam teraz do moich obowiązków, ale zajrzę do was za jakiś czas :)
miłego dnia :)
ojej hybrisku, trochę mnie wystraszyłaś, ale może masz rację, nie będę panikować, tylko pójdę na usg, "produkcję potomka" planuję w okolicach czerwca...więc mam w sumie jeszcze dużo czasu, nawet na to żeby się pociąć...hm...podobno kamyczki miałam wyrośnięte..no cóż...może się wsysły :wink: :?:
myślę, że tu tyle dziewcząt jest bez woreczka (nomen omen więszość na xxl...czyżby to jednak tusza :?: ) że bez boleśnie przejdziesz rekonwalescencję...
a co do wagi to GRATULUJĘ...swoją drogą lekarz musiał się nieźle zdziwić bo przecież 74 to nie dużo, a co dopiero by powiedział jakby się tam pulpecik wkulał :wink:
pozdrawiam i prezentuję mój pierwszy produkt :wink: madzię :lol:
http://images1.fotosik.pl/198/5887fb24f165f4dem.jpg
Widzę Hybrisku, że zdecydowałaś się na operację. Bardzo dobrze. Bez sensu później cierpieć jak kamienie na dobre zabalują.
Teraz szczep się i szykuj :) A panu doktorowi dobrze odpowiedziałaś :P
Buziaki! :)
http://images4.fotosik.pl/154/76a8dde1d31cfd14.jpg
W Warszawie pogoda wymarzona, słońce świeci pysznie, typowa złota polska jesień - no, mogłoby być jeszcze z 5 stopni więcej. To na zewnątrz. U mnie - pochmurnie. Niby dopadły mnie takie niby nic-e, ale psują mi humor skutecznie. Przede wszystkim nie mogę się doczekac na trzy zagraniczne przesyłki - o jednej już wiem, że została zatrzymana przez cholerny urząd celny, a kretynka z eBaya włozyła do środka wydruk z aukcji - teraz żadne wciskanie kitu, że to "gift" mi nie pomoże, bo mają czarno na białym, że to kupiłam, więc mi dopieprzą cło i akcyzę. O drugiej słuch wszelki zaginął, a powinna być w połowie tygodnia, i obawiam się, że i do tej się celnicy przytulili. Trzecia, tym razem kupowana dla koleżanki, też sprawia kupę problemów, bo nie możemy ze sprzedającą dojśc do ładu odnośnie płatności. I wszystko to się tak ślimaczy, czego nienawidzę, lubię jasne, szybkie i klarowne załatwianie spraw, a nie takie babranie się tygodniami.
Ponadto - niestety, przesadziłam wczoraj z optymizmem suwaczkowym, co powinno mnie skutecznie nauczyć, że raz w tygodniu, znaczy raz, a nie przy każdej okazji... Dzisiaj niestety było 74,9, a nie zjadłam wczoraj niczego zakazanego, ani nie przesadziłam z ilością... Ponieważ zmiana suwaczka w tę drugą stronę bardzo boli, postanowiłam poczekać z tym do niedzieli, cóż, wtedy najwyżej ogon pod siebie i korygujemy. A tymczasem muszę się przyłozyć, żeby tej korekty za dużo nie było. Kurcze, powinnam siebie lepiej znać - coś tak czułam, że za łatwo mi poszło i że nie moze być tak różowo. Buuuu...
Kończę smęcić i idę do Was pozaglądać.
Hybrisku dużo zdrówka Ci życzę :D dzielna kobietka z Ciebie
buziaki
Eh, znowu zaniedbuję wątek, Was zresztą też - na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że ostatnio sporo się działo, więc jakoś nie miałam weny, żeby zasiąść przed kompem i stukać.
Najważniejsze wydarzenie, o którym już pewnie wiecie z innych wątków, to przyjazd Devoree z córą oraz kociskami: Celką i Lalkiem na wystawę. Wreszcie była okazja chociaż na chwilę sie spotkać, choc niniejszym publicznie informuję, że znowu jestem boleśnie nienagadana i z Devoree i z Miriel i że z premedytacją wykorzystam zaproszenie do Rejowca :) (już pracuję nad mężem ;) )
O tym, że Aneta wygląda rewelacyjnie - już pisałam. Boże... kiedy ja będę miała takie uda jak ona... :cry: Moje marzenie po prostu od którego dzieli mnie jeszcze jakieś 15 kg. Mam przynajmniej motywację. Zresztą i tak jestem dzielna, że zobaczywszy Anetkę nie popadłam w czarną rozpacz pt: "jak ja wyglądam", zwłaszcza, że jestem teraz cała napuchnięta przed @ i waga wyczynia cuda, których wolę nawet do świadomości nie dopuszczać. Nic to - trzeba przeżyć i dalej do przodu - nic się samo za mnie nie zrobi.
Spełniło się także moje marzenie - mam zdjęcie ze śliczną, zgrabną i wiotką Celką :) Wprawdzie kicia nie była do końca happy, że ją zmolestowałam i po wykonaniu zdjęcia (przez Mirielkowa Precious), od razu zwiała lekko urażona, no ale foto jest :) Przy okazji możecie sobie obejrzeć mój ostrzyżony łeb :)
http://img167.imageshack.us/img167/7128/jaikiciaot4.jpg
A wczoraj po południu, idąc za ciosem i korzystając z okazji, że pojawiła się w domu dusza z cyfrówką, dałam się cyknąć także w całości. Cóż, zdjęć z prehistorii przeddietetycznej nie posiadam, a jeśli posiadam, to nic o tym nie wiem, albo wiedzieć nie chcę, dlatego poniżej jestem taka, jak tu i teraz, czyli wersja do ok. 15 kg poprawy. Optymistycznie wierzę, że za jakieś 3 miesiące będę mogła potraktować to zdjęcie jako materiał porównawczy... :)
http://img170.imageshack.us/img170/6...ziernikbj4.jpg
(mam nadzieję, że po obejrzeniu nikt nie będzie miał koszmarów, a jeśli nawet - to z góry uprzedzam, że nie ponoszę odpowiedzialności :P )
i znowu, kurcze, koniec pisania :(
Hybrisku! Super wyglądasz! Wiesz to dziwne , ale niewiele różnisz się wyglądem od tej osóbki z mojej wyobraźni ( może tylko sądziłam , że jednak wyglądasz bardziej puszyście :lol: :wink: ). Wiesz od kiedy przeczytałam na Twoim wątku , że obcięłaś włosy zwracam uwagę na takie krótkowłose niewiasty i rzeczywiście stwierdzam , że taka fryzura bardzo podkreśla rysy twarzy oraz inne szczegóły, których pewnie człowiek by nie zauważył ( np. piękne oczy).
Ja także przemogłam się ostatnio i dodałam swoje zdjęcie .Myśląłm , że nigdy tego nie zrobię , ale jedank dojrzałam do tej decyzji.
Cieszę się , że z Dev wszystko w porządku. A tak jak pisałam już u Mirielki troszkę Wam zazdroszczę tych spotkań.
hybris - czyli idziesz pod nóż biedactwo, nie pozostaje wiec nic inego pwoiedziec jak życzyć ci duzo duzo duzo zdrowia myśle też sobie że taka dzielna dziewczyna jak ty nawet takie chirurgiczne doświadczenie bedzie wstanie wykorzystać w walce z kilogramami !!
Pozdrawiam ciepło
Zdjęcia nie całkiem oddają urodę oryginału - Hybris ma bardzo ładny kształt głowy, co obgadałyśmy z Devoree namiętnie wracając po odprowadzeniu krótkowłosej do metra :)
Dzięki Hybrisku za marchewkowca :!: Najbardziej szczęśliwa była następnego dnia rano Melba (córka Devoree) na widok upychanej przeze mnie w plecaku paczki z ciastem ;)
Hybrisku jak Twoje zdrówko? Skrobnij parę słówek. Jeszcze raz obejrzałam sobie Twoje zdjęcia i stwierdziłam, że naprawdę super wyglądasz .Jakoś nie mogę sobie Ciebie wyobrazić z większymi gabarytami :wink: :lol:
Pozdrawiam gorąco!