-
Jeeezu Biaca :shock: :shock: :shock: Jak Ty to robisz!!!! Ja jak wazylam tyle co Ty, to nosilam rozmiar 44 :shock: :shock: :shock: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: SERIO!!!! Musisz miec miesnie ladne 8) 8) 8) 8) A 40 to dopiero teraz zaczyna byc na mnie luzna :lol: :lol: :lol: :lol:
GRATULACJE!!!!! Ja tez ostatnio polazlam do H&Mu i przymierzylam sobie spodnie 38 i jak sie poogladalam tak trojwymiarowo, to tez stwierdzialm to samo co Ty :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: NO BA! w koncu na diecie jestesmy, nie?!!!! :lol: :lol: :lol: :lol:
otrzesli cie juz?
-
Mięśnie? No ok, tłumaczmy to tym albo tym, że widocznie tłuszcz zbija mi się w grudy. Bo jak inaczej wytłumaczyć to (co powtarzam do znudzenia), że mam ogromny brzuch i nogi?? Oczywiście wyglądają już (obie części ciała) dużo lepiej niż na początku, ale dalej są ogromne. Ty Tagg pisałaś ostatnio, że masz 100 cm w biodrach, teraz pewnie dużo mniej, ale to nieważne. Więc ważysz ponad 10 kilo mniej niż ja, a wymiarami jesteś prawie równa. Oznacza to po prostu, że zapuściłam się do niemożebnych rozmiarów, że kości w ogóle nie mam, a cała jestem porośnięta tkanką tłuszczową. To niby jaki Ty rozmiar nosiłaś na początku diety? :D Bo że więcej niż 44 to za Chiny nie uwierzę. Nieważne, jaki rozmiar nosisz, ważne, że wyglądasz bosko, a ja jak słoniątko :D Dużo mi jeszcze brakuje, ale widać rezultaty DIETY, więc cieszę się jak dziecko.
Właśnie wróciłam z otrzęsin. Było super, nagadałam się, bawiłam jak na studentkę przystało. A potem odbyłam przemiła pogawędkę z taksówkarzem. ;) Alkohol był a jakże, ale też tańczyłam tak, że potem ledwo mogłam się utrzymać na nogach ze zmęczenia, więc myślę, że jest nieźle. Mało też dzisiaj zjadłam niechcący, bo długo byłam na uczelni. Idę spać, bo jutro wykład o zachowaniach zdrowotnych :) W sam raz :D
No więc dziś nie ćwiczę. I tak mnie tyłek boli po Tamilee. A jutro nowy dzień :D
-
Witam przyszłam sie przywiac i życzyc miłeo weekendu.
-
czekaj czekaj Bianca..... :roll: :roll: :roll: :roll: Jezeli mamy takie same rozmiary, a ja waze mniej, to wychodzi na to, ze to JA jestem obtluszczona, a Ty umiesniona, bo miesnie waza wiecej 8) 8) 8) 8) Masz wiec WIECEJ miesni, a tym samym wiecej wazysz. Na poczatku diety nosilam na dole 46, a u gory 42 :? :? Teraz u gory 38, a na dole 38/40. Sie troche wyrownalo :wink: :wink: :wink: :lol: :lol: :lol: W biodrach sie wlasnie zmierzylam, mam 96, a w talii 70 cm.
Ale, jak juz u siebie pisalam, ta teoria o mojej nizszej wadze ze wzgledu na tluszcz, wydaje mi sie bardzo prawdopodobna, bo naprawde bez problemu moge zlapac miedzy dwa palce tluszcz na nogach. Z gory niemal wszystko polecialo, a dol jednak jest troche bardziej oporny :lol: :lol: :lol: :lol:
A! Gratuluje otzresin. Teraz to juz jestes pelnoprawna studentka 8) 8) 8) 8) 8) 8) 8)
-
No, bianeczko, widzę, że już oficjalnie jesteś studentką (skoro po otrzęsinach i wykłady zaczynasz opuszczać ;)) Myślę, że to wszystko będzie sprzyjać chudnięciu ;) Tylko z tymi wykładami nie szalej tak bardzo, bo jak w sesji przyjdzie przysiąść, to waga może się zatrzymać. Ostrzegam ;) bo ja tak miałam.
-
O reeety, wróciłam w nocy, zasnęłam jak dziecko, a rano o 9:17 dzwoni komórka. Myślałam, że to budzik, więc ją uciszyłam. Na szczęście kątem oka dostrzegłam na wyświetlaczu migające nazwisko sąsiadki. Bo to nie był budzik, tylko telefon ;) Oddzwoniłam. Okazało się, że ona musi natychmiast wyjść do pracy, a w Warszawie są takie korki, że jej rodzice, którzy mieli być już u niej w mieszkaniu, jeszcze nie dojechali, wobec tego, czy jestem teraz w domu i czy mogłabym przyjść popilnować jej dziecka, lat 5. Oj ile ja godzin nasiedziałam się z tym małym jak miał dwa latka. Dzięki mojej pomocy, nie chwaląc się, ona miała czas na skończenie doktoratu ;) No więc zgodziłam się. Lekko chwiejnie wstałam z łóżka, ubrałam się z grubsza, umyłam zęby i poszłam do niej, czyli przeszłam na drugą stronę korytarza na tym samym piętrze, co nasze mieszkanie :) Zamieniłam z nią dwa zdania, zdążyła powiedzieć "Strasznie schudłaś!" i wybiegła. Posiedziałam z gostkiem 15 minut, dziadkowie dojechali, wyszłam. O 11 poszłam na wykład. Wytrwanie na nim było bolesne. Strasznie mi było słabo, nogi mnie rwały od tego wczorajszego tańczenia na obcasach (tylko kilka cm, ale zawsze). W drodze na uczelnię (metrem) musiałam ustąpić miejsca jakiejś paniusi (swoją drogą, dlaczego to dzieewczyny zawsze ustępują, a faceci siedzą rozwaleni??), choć pomyślałam, że ona prędzej ustoi niż ja (patrz: ból nóg). Po wykładzie wyszła dodatkowa przyczyna mojego fatalnego samopoczucia: dostałam @, znowu za wcześnie, kurde! Dlatego też nie ważę się do poniedziałku przynajmniej.
A zaraz wychodzę do kina na nocny maraton filmowy: "Wesele", "Symetria" i "Komornik", widziałam tylko ten pierwszy :) Stwierdziłam, że wyśpię się kiedy indziej :)
Tagg, no Twoje tłumaczenie wydaje się spójne i rozsądne, ale skąd ja miałabym wziąć te mięśnie? To Ty ćwiczysz jak pierwsza sportsmenka w kraju, a ja się byczę i od czasu do czasu pomacham nogą... Dziwny jest ten świat. W biodrach mam 99 cm, w talii (najcieńsze miejsce) 80 cm. To coraz bardziej dziwne :shock: :shock: A rozmiarowo też zaczynałam od 46 na dół. Tłuszcz na nogach łapię, a jakże, nie mówiąc o brzuchu, rękach, łydach... Fuj.
Halka, z tego, co pamiętam, to nie jem dużo podczas nauki, ale kto wie, będę uważać. A z wykładami: spoko. Na razie opuściłam jeden i myślę, że nic nie straciłam, notatki z wykładu są w czytelni, więc najwyżej je pokseruję, bo z wykładu i tak mi nic w głowie nie zostaje :)
Ok to idę do kina, wracam w nocy, papa :D
-
Bianco, gratuluję nowej pełnoprawnej studentce przeżycia otrzęsin :D a powiedz kochaniutka co Ty studiujesz?
Bardzo ładnie Ci idzie, buziaki
-
bianeczko, mi nie chodziło o jedzenie podczas sesji - ale normalnie przez brak ruchu praktycznie. Chociaż niepowiem - na pierwszm roku miałam sporo stresu podczas pierwszej sesji zimowej, gdy się okazało, że nasza wielmożna pani z analizy matematycznej nie jest całkem przy zdrowych zmysłach to nawet wypaliłam paczkę papierosów (gdy normalnie ja jestem pierwsza do tępienia tego nałogu). Byłam ostatnią osobą, która opóściła jej gabinet z zaliczeniem, bo wcześniej kobieta twierdziła, że ja tylko udaję, że umiem (!) - a kolokwium na pewno od kogoś odpisałam, chociaż nie wiem od kogo, bo każdy miał indywidualny zestaw.
Z wykładowcami na prawdę różnie bywa - raz dostałam 5 do indeksu już po piewszym pytaniu, które brzmiało:"na jaką ocene pani się nauczyła" Eh studia.. brakuje mi tych wrażeń teraz :D
A co do maratonu filmowego, to raczej smutny zestaw, tzn z tego wszystkiego widziałam tylko Komornika, ale o poprzednich filmach słyszałam. Żeby nie było - ja też wybieram się do kina, na 'The Devil wears Prada'- randkę mam ;)
p.s. widzisz - kolejna osoba zauważyła, że Ciebie ubywa :) gratuluje
-
Hej Panny :)
Znowu oszalałam. Zdecydowanie za często mi się to zdarza. Wczoraj utonęłam w kanapkach, a poza tym w domu pojawiły się orzechy laskowe, które kocham całym sercem i które rok temu pochłaniałam w ogromnych ilościach. Obawiam się, że już odbiło się to na mojej wadze.... Ogólnie rzecz biorąc, jest bardzo nieprzyjemnie. A do tego chyba się przeziębiłam, boli mnie gardło i chodzę zła.
A studiuję psychologię. Właściwie to nie czuję się, jakbym studiowała, obijam się i czytam książki nie-lekturowe :) Ale w sesji będzie się działo, nie będę jednak teraz o tym myśleć.
Ja się teraz wcale nie ruszam, z tym też trzeba coś zrobić, ale chyba jedynie przez pranie mózgu. Strasznie jestem zrezygnowana. Przez ostatnie dwa dni dla odmiany nic mi nie wychodzi a jeszcze parę zdarzeń w życiu towarzyskim popsuło mi doszczętnie humor. Za oknem pogoda pod psem, snuję się po domu w piżamie. Karo wyciąga mnie do kina na Palindromy, może pójdę, choć z kasą krucho aż do końca listopada... Sama zauważam, że te moje problemy są w większej mierze wyolbrzymione tym, że ciągle o nich rozmyślam i użalam się nad sobą, ale popsuły mi humor tak czy siak...
Maraton piątkowy był rzeczywiście smutnawy, ale filmy były świetne, tzn te dwa ostatnie, bo Wesele to inna kategoria. Polecam w każdym razie. A The Devil... też polecam. Specjalnie przed filmem przeczytałam książkę. Fajne, lekkie i przyjemnie się ogląda. No i piękna Meryl Streep....
No dobra, przestaję mędzić i smędzić. Idę zakopać się pod kołdrę z herbatką z miodem i cytryną (trudno i tak wypiję) i Jeżycjadą, którą czytam całą od początku, żeby zabrać się "na świeżo" za najnowsze tomy, które grzecznie czekają na półce :)
-
hej Bianeczko...
jak sie czujesz, co :?: mam nadzieję że lepiej, że gardło juz wyleczone i nie doskwiera no i oczywiscie że humorek lepszy.
A tym lekkim studiowaniemnie przejmuj się - tak ma 99% studentów. Budzimy sie dopiero na jakiś tydzień przed sesją i obiecujemy ze w przyszłym semestrze choćby siewaliło i paliło-będziemy-na-bieżąco :wink: Ale wychodzi jak wychodzi zawsze :) no nic... jak podejrzewam sesje masz 2 razy w roku :?: Bo moja uczelnia zwariowała i przestawiła na 4 w tym roku :shock: czyli za miesiac mam sesję numer jeden :shock: przerażające... choć nie powiem, ma to i swoje dobre strony.
Pozdrawiam gorąco :!:
ps. Idzie zima :!: Chlebek z kanapek zostaw wróbelkom, a orzeszki wiewiórkom :!: :!: :!: :D trzeba sie dziełić przecież 8) 8) :wink:
-
Hej Katharko :)
Dalej nie jestem zbyt zdrowa, ale gardło już mnie aż tak nie boli. Łyknę sobie aspirynkę przed snem, bo chyba jednak pójdę na jutrzejszy wykład. Do tej pory byłam na każdym i żałuję tego, bo mogłam się wyspać, ale materiał ma zacząć robić się trudny, więc zobaczymy. Na razie nie zaczął :)
Sesja dwa razy w roku, ale tak lekko tylko ja mam. Znajomi muszą się uczyć na bieżąco, bo ich ciągle sprawdzają :) A 4 sesje to mniej materiału, więc może to lepiej :)
A chlebek i orzeszki zostawię zwierzątkom... od jutra. Co nie znaczy, że dziś przesadziłam. Nie, było ok. Na siłowni babka dziś wyluzowała. Zgodnie z przewidywaniami :)
I zastanawiam się, czy by nie wrócić na aerobik, bo ćwiczenie w domu jakoś mi nie wychodzi....
-
Hej hej, jest 7:44 i jak na razie postanowienie schudnięcia trwa. Muszę w końcu przekroczyć to okropne 70 kilo. Wczoraj też naszła mnie myśl, żeby wrócić na aerobik. No bo Gwiazdka tuż, tuż, a ja w malinach. Chodziłabym 3 razy w tygodniu, a w miarę możliwości także i w domu. Zwykle tak to u mnie działa: chodzę na aerobik :arrow: nabieram energii :arrow: ćwiczę codziennie. Oj byłoby super-ekstra. Dobra, zbieram się, choć i tak jestem już spóźniona :wink:
-
mój znajomy, po fizjoterapii zapewnił mnie, że wysiłek fizyczny w postaci aerobiku trzeba sobie dozować.. najrozsądniej jest 3 razy w tygoniu - częściej nie ma co. Jego mama zresztą była instruktorką, więc ufam jego słowom. Tak więc bianeczko nie szalej za bardzo.. a te 70 na pewno niebawem się ukaże.. już tak blisko jesteś :)
pozdrawiam :)
-
Wg mnie to wszystko zależy od kondycji. Wiem, że kiedyś, na początku, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z aerobikiem i ćwiczyłam codziennie przez dwa tygodnie, czułam się fatalnie, wiecznie zmęczona i zła. Więc dałam sobie spokój. Ale po latach podeszłam do tego racjonalnie, dawkowałam wysiłek i chodziłam na siłownię, kiedy miałam na to ochotę. A potem tak się wciągnęłam, że ćwiczyłam codziennie, bo było mi mało. I czułam się radośnie, pełna energii, po prostu super. Teraz kondychę mam dobrą, więc na pewno będę chodzić trzy razy w tygodniu, a, jak mówiłam, jeśli mi się zachce częściej, to będę ćwiczyć też w domu.
Zaraz kombinuję jakiś obiadek i mykam na francuski choć chce mi się jak psu orać :)
-
Hej Bianeczko, widze ze slicznie Ci idzie, nadrobilam "material" z kilku dni i musze powiedziec ze zmieniasz sie w oczach! juz nie chodzi mi nawet o wyglad ale o podejscie do swiata zewnetrznego, ciesze sie ze tak dobrze idzie Ci "towarzysko" :lol:
Powiadasz, ze drugi zestaw Tamylee na pupsko jest latwiejszy??? :shock: Bede musiala sprawdzic i chyba od niego zaczynac cwiczenia, bo pierwszy daje mi niezle w kosc!
-
A wiesz, że to prawda? Sama się sobie dziwię, aż czasami mam dość tych wszystkich kontaktów. Teraz tylko czasami nachodzą mnie myśli, że "kto by chciał gadać z takim grubasem". A potem pukam się w czoło i myślę, że wyglądam normalnie, tylko trochę okrąglej niż inni.
Kolejny dowód: mogę już kupować spodnie z Zary. Tam mają tak zaniżoną rozmiarówkę, że dopiero teraz wchodzę w 42. Zawsze jakiś sukces, prawda? Oj a jak będę kupować sukienkę na wesele, będzie się działo. Będę mierzyć bez strachu, że się nie dopnę ;)
Właśnie wróciłam. Na oko, było dziś 1000 kcal. Ciągle powtarzałam sobie, że nie, tego mi nie wolno i odchodziłam od półek. Odmówiłam sobie dzisiaj dwóch kanapek w Coffee Heaven, choć je uwielbiam. A teraz uciekłam z kuchni, bo tam warzywa z patelni, winogrona pyszne jak niebo, orzechy laskowe i jakieś cholera ciacha w lodówce (nabrałam tylko kremu na palec, na spróbowanie i basta). Oj kusi, kusi, ale nie dam się. Na Magdę M. zrobię sobie dzban herbaty i koniec na dziś. Może jeszcze jakieś ćwiczenia na tyłek?
Butterku, ten drugi zestaw to bułka z masłem, bo pierwszy mało mnie nie zabił. Nie udało mi się go dokończyć ;)
-
Proszę państwa, komunikat.
Ważę tyle samo, co tydzień temu, dzięki Bogu! Bo przez trzy dni weekendowe nagrzeszyłam jak głupia. Ważenia oficjalne są oczywiście w poniedziałek, ale dziś pierwszy dzień miesiąca i pomiary centymetrowe. Ponieważ początek października był kiepawym okresem wychodzenia z durnego jojo, w które sama nie wiem jak zdołałam się wpadkować (a raczej co mi strzeliło do łba), to dwa miesiące (wrzesień, październik) są dietowo spisane na straty. Już moja w tym głowa, żeby listopad był miesiącem triumfu, prawda? W końcu nie na darmo wprowadziłam drugi suwaczek.
Otóż w centymetrach zaskoczenie. Czuję, że mam luźniejsze spodnie, ale dół mi się nie zmienił, za to poleciała góra. Po dwa centymetry w talii i pod biustem. No bosko. Może już niedługo będzie na mnie dobrze leżeć ta bluzka kupiona na wyrost. Teraz wyglądam w miarę normalnie nawet bez wciągania brzucha ;) Bardzo mnie to cieszy
-
Bianeczko ślicznie sobie dajesz rade, 70kg przekroczysz z pewnością, tylko się pokusom nie daj :D
-
Ależ tu optymistycznie, wlaśne tego bylo mi trzeba :) Gratuluję zgubinych centymetrów, mnie też czeka mierzenie, mam nadzieje że zadziala motywująco :)
Waga na pewno już niedlugo sie w końcu ruszy i przekroczy magiczną 7. Powodzenia!
Milego wieczoru :)
-
witaj pieknosci! :)
czytam sobie Twoje ostatnie wiadomosci i zasmiewam sie do rozpuku :)
Masz bardzo fajny sposob pisania, wieeesz? :)
Zazdroszcze Ci i jestem z Ciebie dumna jesli chodzi o Twoje potyczki dietowe- raz na wozie, raz pod wozem, ale rządzisz ta wagą :)
Ile TY masz wlasciwie wzrostu? bo albo nie doczytalam, albo nie napisalas..a tak z ciekawosci bym sie doweidziala. Ja np. jestem niziołkiem, ale pasuje mi patrzenie na swiat z dołu :)
Caluje mocno i do uslyszenia!
-
Taaa...Super optymistycznie :!: Pełna podziwu jestem :!: :!: :!:
Najserdeczniejsze pozdrowienia i dalszych sukcesów. Super :P :P :P
-
No i PRIMA! tak ma byc! :D :D :D U mnie chudniecie na podobnej zasadzie: jeden tydzien leci gora, drugi tydzien waga, a trzeci dol :wink: :wink: :wink: :lol: :lol: :lol: :lol:
spokonej nocy!
-
Ależ tłok, przepchnęłam się właśnie na koniec i już odpisuję :)
Glimmy, no wczoraj było całkiem nieźle, ale... no właśnie, te laskowe orzechy!!! Dzisiaj muszę, po prostu muszę z nimi powalczyć. Nawet nie są tak dobre jak rok temu, a ja je jem, choć to zabójstwo w czystej postaci...
Emelko, waga to pewnie już sama chciałaby ruszyć, ale ja jej nie daję (patrz: orzechy). Od teraz poważnie zabieram się za spadek poniedziałkowy i zobaczymt :)
Yazoo, Ty córo marnotrawna, dobrze, że wróciłaś :D Co do pisania, to super, bo mam w planach na przyszłość napisanie książki. Naukowej co prawda, jak już będę mądra (:D), ale może tym stylem, o kórym mówisz, wyjdzie to popularno-naukowiec? Kto wie, kto wie. Wypatrujcie mnie w księgarniach za parędziesiąt lat :D
A wzrostu mam 162. Niewiele więcej niż Ty. I prawda jest taka, że jak jest ktoś ode mnie o głowę niższy (a! zdarzają się tacy), to czuję się dziwnie, jak patrzę na niego z góry. Czuję się taka.... olbrzymia. Wolę być mała. A niedługo i filigranowa ;p
Minusku, raany, skoro tyle pochwał, to nie pozostaje mi nic innego, jak dziś sprawować się wzorowo!
Tagotta, Ty niedościgniony wzorze! Obiecuję wytrzymać tydzień bez wpadki i wreszcie zauważyć jakąś zależność w moim chudnięciu. Bo jak na razie to łut szczęścia jedynie. Odbija mi się ciągle tym czerwcem, choć to wstyd, bo to było tak dawno temu, ale jak mi się wtedy pięknie chudło! Wszystko zasługa tego, że chodziłam do pracy :)
Oj zapomniałam wam napisać, ale we wtorek po osiedlu i o zgrozo! po naszym bloku przebiegała dzieciarnia w strojach halloweenowych i liczyła na cukierki. Wszystkim poprzewalało się we łbach. Bale przebierańców: jestem absolutnie za. Ale Halloween w Polsce? A z jakiej paki?
Wczorajszy dzień za to upłynął naszej rodzince pod kocem (mi również na opieraniu się kolejnym porcjom ciasta, które tata znosił do domu). Nie byliśmy na żadnym cmentarzu, bo było okropnie zimno i ponuro, a w Warszawie nie mamy nikogo pochowanego. Dopiero na Boże Narodzenie czekają nas cmentarne odwiedziny. Jestem egoistyczna, wiem, ale nie lubię tego chodzenia po grobach. Oczywiście wynika to też z tego, że nie znałam tych ludzi, co tam leżą. Ich historie mylą mi się od lat i zawsze czuję się okropnie, jak ktoś ich wspomina. Ciocia Marysia, wujek Edmund, a ja staram się usilnie połączyć to imię z jakimś dziadkiem. Dołujące. Może nie pójdę za to do piekła.
Jejku dziś znowu szaro i buro. Organizm nie zdążył przywyknąć do tych zabójczych temperatur. Na szczęście dziś mogę rano posiedzieć z kawką. Odwołali nam ćwiczenia ze szczurami, bo wczorajsza grupa miała oczywiście wolne, a eksperymenty muszą być prowadzone na tym samym etapie w obu grupach i oto jestem: w szlafroku i z mokrą głową.
Oj a wczoraj oglądałam swoje zdjęcia z wagą 85 kilo i nawet ja byłam w szoku. Nic kurcze dziwnego, że ludzie na ulicy myśleli, że jestem w ciąży. Wyglądałam jak małe słoniątko. Teraz co prawda wyglądam jak foczka, ale jak wiemy foczka jest bliżej człowieka niż słoń :) Jak chcecie, to na półmetek (70 kg) zrobię zestawienie przed i w trakcie. Choć wstyd mi jak cholera. A i nikt nie wie, kiedy ta 70 stuknie :D
-
Oj, zdjęcia będą :) już się mogę doczekać... no bianeczka, dawaj do 70 migiem ;)
A tak co do halloween, to sama się zdziwiłam jak mi rodzice opowiadali, że dzieciaki zaczęły po osiedlach grasować. Oczywiście - zgadzam się z Tobą - to nie jest nasza tradycja - my nie musimy być papugą narodów i ślepo kopiować przyjęte na zachodzie wzorce.
Pozdrawiam serdecznie :)
-
:shock: u mnie na szczęście nikt nie latal w poszukiwaniu cukierków... ot były w pobliżu różne bale przebierańców dla dzieciarni i tyle...
a z tym transferem obyczajów pomiędzy kontynentami, to ja proponuję Amerykanom też coś wcisnąć.... moze na dobry początek wiadra z wodą w autobusach z okazji Lanego Poniedziałku 8) Niech też się cieszą jak i my...a co :roll: 8) :wink:
Dzisiaj doznałam szoku na Twoim wątku... bo wiedziałam że ważysz ode mnie mniej.... ale niespoziewałam sie że już 70 wypatrujesz :!: :shock:
a listopad MUSI być miesiacem sukcesu- nie ma co :!: Już my się oto postaramy, prawda dziewczyny :?: :mrgreen:
-
Bianco ja też jakaś nie przystosowana w tym roku do zimna jestem....te 20 kg tłuszczu więcej jednak mnie grzały :)
pozdrawiam
-
Jestem na dobrej drodze :)
Co prawda dziś jadłam tylko śniadanie, ale to nie moja wina, tylko okropnych studiów i tego, że cały dzień przesiedziałam na wykładach, na których (uwierzycie?) nie serwowano przekąsek. A rano gość mi się kręcił po kuchni, więc się speszyłam i nie przygotowałam żadnego pokarmu. Na liczniku mam więc 200 kcal... Marnie. Ale w ogóle nie czuję głodu. Dziwne. Zaraz popracuję nad obiadem.
Halwaya i jak? Są już dzisiaj dekoracje Bożonarodzeniowe na całego?
Katharinko, no to na co czekasz, goń mnie i dawaj kopniaki po drodze, bo inaczej znów się rozleniwię. Będę się starać, owszem, ale wsparcie mile widziane :)
Glimmy, no właśnie, właśnie. Ja niby zawsze byłam zmarźluchem, co najbardziej dziwiło mamę, że "jak to możliwe, że mnie tluszcz nie grzeje" :roll: No widocznie on już wtedy się szykował do ucieczki i nie chciał mnie rozpieszczać, poczciwiec jeden. ;) Ale dzisiaj pogoda mnie mało nie zabiła. Śnieg! Rany, ja nie chcę. Śnieg to grudzień, a nie listopad. Ta pogoda oszalała. Mam chociaż nadzieję, że to nie oznacza zimy stulecia jak rok temu....
Dzisiaj byłam na wszystkich wykładach, które okazały się dość ciekawe. Może z tego powodu wezmę się do czytania czegoś poza kolejnymi tomami Jeżycjady? :) Who knows :D
Ok idę jeść, bo sytuacja nie wygląda różowo ;)
-
Co Wy dziewczyny :wink: :wink: :wink: My w komunie musialysmy do szkoly w fartuszkach chodzic i po czekolade na kartki stac w sklepach, to niech chociaz teraz dzieciaki maja NAMIASTKE globalizacji i nalezenia do swiata i niech sobie lataja z tymi cukierkami :D :D :D Cos trzeba miec z tego zycia, a ze za naszych czasow takich tradycji nie bylo??? no i co! za naszych czasow jak ktos mial irokeza to byl punkiem, a teraz jest modny i metroseksualny :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: Niech sie dzieci poczuja po "Hamerykansku", tak jak my wchodzac kiedys do Pewexu czy Baltony 8) 8) 8) 8) :lol: :lol: :lol: :lol:
ehhh....
Bianca..i co? zjadlas?????
-
A mnie to i tak wkurza. :D I nie udawaj Tagotta, że Ty taka stara jesteś, że po te kartki stałaś. 8) 8) Pewnie byłaś wtedy w brzuchu u mamy no, ewentualnie w podstawówce, więc te fartuszki pamiętasz 8)
A co do kolacji... Durna strona dziś szwankuje, więc musiałam liczyć na oko, więc nie jestem pewna, czy w ogóle dobiłam do magicznego 1000 kcal. Obojętne, cieszę się strasznie, że nie było dzisiaj ani jednej wpadki. Nie skosztowałam ciacha, nie zjadłam płatków ani dodatkowej kanapki. Yeah, wymiatam :)
-
Bianca.....co Ty! przeciez reglamentacja w PRLu byla do 89 roku...12 lat mialam :lol: :lol: :lol: DOKLADNIE TO PAMIETAM...i jak baba spod lady mi parowke do reki wciskala (jeszcze malutka bylam), a reszta musiala czekac na druga zmiane 8) 8) Albo jak mama stala w kolejce po pralke dniami i nocami....a my czasem z nia.....nie wiem czy takie rzeczy sie latwo zapomina.....juz wtedy (mimo ze sie w tej rzeczywistosci wychowalam), bylo dla mnie nienormalne, ze zarcie sie reglamentuje........
Moze dlatego teraz jestem tak tolerancyjna na wiele zachowan... :wink: :wink: :wink: I szczerze mowiac malo co mnie wkurza...trzeba byc pogodnym to i innym bedzie latwiej...Wystarczajaco duzo jest agresji na swiecie.... :?
no dobra..ale zeby nie bylo nie na temat.......kiedys jak padl portal dietowy, to wszyscy sie dwa dni obzerali i "zwalali" wine na niedzialajace forum i tabelki i liczniki :wink: :wink: :wink: :wink: To ja teraz jestem z CIEBIE dumna, ze sie w tobie Bianca takie dietetyczne postawy wyksztalcily :wink: :wink: :wink: :wink: :wink: i mimo braku podliczania tak ladnie ci poszlo 8) 8) 8)
-
Moze sie w zimie urodziłaś :?: :> bo panuje takie przekonanie że tym co się w zimnie na świat przybyło- wiecznie zimno, a tym co w wysokiej temperaturze- wiecznie ciepło :)
nooo będą kopy, będą :P już ja to obiecuję :twisted:
aaa ja tez pamietam Pewexy mimo że 4 latka miałam :D i te śliczne kolorowe w nich zabawki - głównie klocki Lego których byłam fanką :D
-
Ekhm, no ja wiem, kiedy się skończyła ta cala paranoja. Mój młodszy brat urodził się w '89, więc zapomnieć się nie da :) Ale z tą Twoją podstawówką trafiłam ;) Oj a jeśli chodzi o tolerancję, to ja jestem teraz strasznie potulna w kolejkach, urzędach itp po tym, jak pracowałam dwa tygodnie jako pomoc w kasach na festiwalu filmowym. Prawdziwy chrzest bojowy. Sceny dantejskie i ja łagodząca spory. Kto by pomyślał :) A praca była rzeczywiście męcząca. Współczuję kasjerkom z marketów...
Jest 23:03 a ja dalej dzielnie się trzymam. Wniosek: pierwszy dzień zaliczony. Miałam takie postanowienie i się go trzymałam. 8) Żadne awarie mi nie straszne 8) Ale aż mi miło przez te gratulacje. Dzięki :) Jutro dzień drugi. Może waga mnie nagrodzi?
Katharinko, ja jestem absolutnie wiosenna. Kwietniowa. Wiosnę kocham nad życie, a jesień działa na mnie odrobinkę depresyjnie. Ale tylko odrobinkę :)
Lego uwielbiałam, ale ja już mogłam iść do sklepu i naciągać rodziców :) Ech, nie ma to jak kapitalizm :D
-
witaj bianeczko!
jak milo, ze jest tu ktos tak maly jak ja... :) niebawem bedziemy filigranowe hehe dzis widzialam w miescie sliczna filigranowa kobietke- miala tyle wzrostu co ja ale jakies 30 kg mniej :) byla urocza i tez zapragnelam byc takim malenstwem...
a dzis pogoda dziwna...wolalabym zeby snieg padal tylko na swieta, a ulice nigdy nie byly posypywane solą ani piaskiem- moje spodnie wygladaja wtedy jak nie powiem co.
tymi dwoma wyrwanymi z kontekstu przemysleniami koncze wpis
pozdrawiam mocno
i trzymaj sie!
-
no niestety, praca z napierającym tłumem nie jest zbyt przyjemna...a wręcz koszmarna :roll: mało tego- najczęśćiej-jak w supermarketach, kinach- niezbyt dobrze płatna...
ale już taka menalność ludzi, ze muszą się wyrzyć na kimś, znaleść winnego zbyt długiej kolejki, tego że spóźnią się na mecz piłkarski, którym za goraco, za zmino i tak dalej...
Daj znać czy waga doceniła Twoje wczoajsze wysiłki :?: :D Moja niestety ale dziś zgłupiała choć nie dałam jej raczej zadnego powodu :roll: nie przejmuje sie jednak, bo wiem że takie rzeczy mogą się zdarzać :wink:
-
Yazoo No właśnie ja chciałabym być drobna skoro jestem niska. A przy mojej wadze to jest jedynie qui pro quo.
Kath Właśnie, wtedy kasjer jest odpowiedzialny absolutnie za wszystko. Nawet za pogodę :)
No dobra. A teraz werble. Druuuuum. 71,2
HA! Prawie pół kilo stracone. Od środy? Chyba tak. No to ja już mam pewność, że nie zjem dzisiaj nic poza dietą. Jakby mi to miało nie wystarczyć, to wczoraj obejrzałam sobie z rodzinką nasz film z Wenecji, gdzie ważyłam te okropne 85 kilo. Wyglądałam jak orka w ciąży. I nie jest to metafora.
Przez ten film poszłam poprzymierzać kolejne porcje ciuchów. Niestety, przegapiłam moment, w którym pasowały na mnie nowe spodnie mamy. Teraz są za duże ;) Za to odzyskałam dwie spódnice wyciągnięte z pawlacza. Trochę mi się jeszcze opinają na tyłku, ale ostatnio nosiłam je przy wadze ok 68 kilo. Magia :) Tym optymistycznym akcentem kończę i wybywam na wykład :)
-
no bianeczko :) widzę, że humor Ci dopisuje, bo coraz bliżej 70 :) i ciuchy pasują.. eh.. ja odwrotnie miałam ostatnio.. przymierzałam spódnice, którą sobie do Anglii przywiozłam - nie dopnę się nawet :/ ale jeszcze troszkę i będzie ;) szkoda mi tylko, bo w wakacje zaszalałam i kupiłam sobie spódnice za 55 funtów - jak schudnę, to już w niej nie pochodzę :( hehe no mimo wszystko jednak wolę być szczuplejsza, niż tłusciutka w pięknej spódnicy.
a co do świątecznych produktów, to już w halloween powoli wypierały te wszystkie upiorne kostiumy i gadzety. Teraz mamy już choinki (z kilkanascie rodzajów), bombki, kartki świąteczne, papier do pakowania prezentów.. itp itd. a niebawem zacznie się szał zakupów.. już się przygotowujemy na atak klientów ;)
-
Halwaya, no ale spódnica na Ciebie czeka i nigdzie nie ucieknie! A jeśli tamta za funty (:)) będzie za duża, to jaki problem ją zwęzić? Chyba, że to taka z typu nie-do-zwężenia. Pokombinujesz i na pewno się uda. A może będzie jak znalazł na zimę? Nic się nie łam :)
A ja już po zajęciach. Czekam teraz na telefon od Karo i jedziemy do sklepu. Nie wiem tak naprawdę po co, bo ja nie mam kasy chwilowo, ale Karo coś wymyśliła, no to dotrzymam jej towarzystwa.
Hmmm hmmm a tak na marginesie. To popadam ze skrajności w skrajność. Otóż mam na liczniku 300 kcal, teraz wychodzę, więc albo zjem coś "na sklepach", albo doczekam do kolacji o nie wiadomo której godzinie. Może wepchnę w siebie coś przed wyjściem z domu, jakąś kanapkę, ale wtedy szlag trafia zasadę nie rozpychania żołądka.
Tak a propos, to dzisiaj miałam wykład ze Strategii Kształtowania Zachowań Zdrowotnych. Właściwie wszystko, co jest tam mówione można odnieść do diety (ale też palenia, picia itp.). No i rzeczywiście przeszkód na drodze racjonalnego odżywiania jest więcej niż ułatwień. No bo mogłabym powiedzieć: "e tam, zjem coś na mieście", ale na tym mieście okazuje się, że mam do wyboru między kebabem a BigMakiem, bo sałatki są drogie jakby je sprowadzano z kosmosu. I gdzie tu sprawiedliwość? To prawie dyskryminacja :)
Ok, wezmę jakąś przekąskę do torby, choć tego nie znoszę, bo potem wyjmuję z niej jakieś podejrzanie pogniecione jabłka. Ale cóż zrobić. Lecę :)
-
Co widze? mamy szanse zobaczyc zestawienie zdjec "przed" i "po" pewnie juz w przyszlym tygodniu!
I co Ty mi tu piszesz ze pierwszy dzien za Toba, czy drugi, skoro Ty juz ktorys dzien z rzedu tak ladnie dietke trzymasz. Jak Ty liczysz te dni na dietce? Przeciez nie myle sie ze odkad suwaczek wrocil to uparcie idzie do przodu! :D
A z tym zjedzeniem czegos "malego" na miescie to masz 100 % racji, tez sie zwykle nacinam i konczy sie glodem albo ostatecznie nienajlepsza salatka w McDonaldzie.
-
W przyszłym tygodniu, o ile przemogę wstyd :) To jednak boli, że tak się wyglądało i to tak wiele długich miesięcy czy nawet lat.... Nie będę teraz o tym myśleć.
Suwaczek niby idzie do przodu, ale ile ja miesięcy zmarnowałam od czerwca... Przecież te 5 ostatnich kilo gubię i zgubić nie mogę, przez własną głupotę. Teraz czuję się, jakbym zaczynała od początku. A wy wszystkie po prostu jesteście od miesięcy na diecie i nie zdarzają się wam dyspensy na wyjazdach, wizytach u rodziny itp itd.
Dzisiaj jestem z siebie w pełni zadowolona, tak jak wczoraj, to razem dwa dni. :D Wreszcie bez strachu wejdę na wagę :)
No i w końcu zapomniałam zabrać przekąski z domu, zjadłam kanapkę w Coffee Heaven. W sumie wyszło na oko jakieś 900 kcal na dzisiaj. Nieźle, nieźle.
No ok, nie obyłoby się bez refleksji. Dowiedziałam się dzisiaj o sobie czegoś bardzo ważnego. Poczułam się, jakbym przeszła terapię u psychologa :) Otóż olśniło mnie, że wszystko zależy tylko ode mnie, że moje twierdzenie, że nie nadawałabym się do takiej czy innej pracy wynika tylko z moich wcześniejszych uprzedzeń. Twierdzę np, że nie jestem kreatywna, bo nie umiem malować, a przecież świetnie znajduję wyjścia z różnych kłopotów, sporów itp. Że niby nie umiem nawiązywać więzi z ludźmi. Może i nie są one super trwałe, ale jednak przez ostatni miesiąc poznałam tylu ludzi. Więc nie mogę brać na poważnie tego, co wydaje się innym, że o mnie wiedzą albo tego, co mi się wydaje, że wiem o sobie. Powinnam rzucać się na głęboką wodę i wciąż próbować czegoś nowego. Amen.
Trochę mi głupio, że tu to piszę, ale już trudno. W końcu przeżywam przemianę zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną, prawda? :D
A dzisiejsza wizyta w sklepach trochę mnie zdołowała. Wszystko źle leżało. Jedna sukienka, niby ładna z tyłu i z przodu, ale z przodu mam w niej takie biodra, jakbym dopiero co urodziła... Ech a w H&M ogromne rozmiary spodni zatrzymywały mi się na udach. Długa droga przede mną :)
-
8) 8) 8) 8) 8) 8) NO PATRZCIE JA!!! CHUDNIE JAK NIC!!!! 8) 8) 8) :D :D :D :D :D :D :D
I z kwietnia, tak jak ja :D :D :D :D :D :D :D
BRAWO!