-
Oj coś mi się zdaje, że dziś się tu porozpisuję. Mam tak dużo energii, że czuję jak mnie rozpiera i aż się dziwię, że uda mi się nie kurczą jak na filmach: w przyspieszonym tempie.
Właśnie wyczytałam u Mejdejki pomysł Cauchy: prezent po iluś tam kilogramach. Kiedyś dawno temu prezentem po 5 kilo miała być wizyta w MacDonaldzie. Oczywiście jedyna i ostateczna. Do 5 kilo oczywiście nigdy nie doszło, za to doszło do wizytu w Macu, też nie jednej. Nic dziwnego, skoro miałam takie założenia. A teraz nawet mnie tam nie ciągnie. Owszem, jedzenie mają dobre, ale czuję się po nim tak źle fizycznie (ból głowy i brzucha, przyspieszone tętno :arrow: oni naprawdę trują i teraz to czuję), że wizyta tam byłaby raczej karą.
Tak więc mój cel na 69.9 kilograma to hmmm pomyślmy... może jakaś kosmetyczka? Jeszcze nigdy nie byłam, czas spróbować. Aż chce się chudnąć.
Dziś jem tylko to, co zaplanowałam. No i ćwiczyłam, choć zmuszałam się (takie skutki przerwy w treningu). Jestem z siebie dumna, obym jutro też była :P
Cha cha! Wróciłam na dobrą drogę :wink:
-
:)
Z autopsji donoszę - prezenty po kolejnych zamierzonych krokach diety to świetny sposób na zachęcenie samej siebie do walki ;) u mnie to oczywiście w większości przypadków jest biżuteria (no ma się te słabość..), albo np dziurkowanie uszu :twisted: (od którego się chyba powoli uzależniam :D ). Tak więc jak najbardziej polecam nagradzanie samej siebie :) chociaż prawdą jest, że widok w lustrze sam w sobie jest nagrodą, i to wielką..
Witam z powrotem na dobrej drodze i mam nadzieję, że już z niej nie znikniesz :)
Gratuluję udanego dnia i życzę kolejnych równie dobrych.
Buziaki, C.
-
uszczknę od ciebie tej energii, bo dziś czuję się jak balonik, z któego powietrze spuścili.. eh.. życie.. :?
-
po pierwsze to serdecznie gratuluję tego że dostałaś się na UW :!: :D
a ponieważ jutro wyjeźdzasz- życze miłego wypoczynku, nabrania mnóstwa energii, pioukładania sobie wszystkiego w główce no i oczywiście dotrzymania wszystkich dietkowych postanowień:!: :D
-
Hura hura, wyszła z tego wszystkiego d**a sraka, że się tak wyrażę. Zwaliły mi się na głowę dodatkowe stresy, świetnie, akurat jak jadę się relaksować. I ani się obejrzałam, zjadłam dodatkowe mięso z obiadu i chyba ze 100 litrów lodów. A tak mi dzisiaj świetnie szło i tak się wspaniale czułam, czego znakiem wpisy na forum. A teraz jest mi tak smutno, że chce mi się płakać. Z tego wszystkiego nawet nie mam sił wyrzucać sobie, że zjadłam lody. Nie wiem, ale chyba z tego ostatniego stresu jestem teraz tak słaba psychicznie, że błahe problemy urastają do rozmiarów katastrofy.
Nie chcę zostawiać was z takim marudzeniem na koniec dnia. Ale faktem jest, że się załamałam. Naopowiadałam jaką to ja mam dziś siłę, a potem padłam; no ładnie.
Jutro wyjeżdżam z samego rana. Miejmy nadzieję, że wszystko ułoży się na wyjeździe :)
Mimo wszystko, przesyłam pozdrowienia, bawcie się dobrze przez ten tydzień i bądźcie grzeczne!
Ściskam wątłymi ramionkami (:P)
Just
-
holibka :cry: nie wiem co siestało, ale mam nadzieje ze wszystko sie jakoś ułoży :!:
tak czy siak postaraj sie zrelaxować w tunezji i juznie zamartwiaj tym dzisiejszym jadlospisem... należy Ci się oczywiscie za niego jakaś kara i zadosćuczynienie...ale ...znaj mnie od dobrej strony :wink: tym razem wybaczam :wink:
skup sie na przyszłosci i przede wszystkim teraźniejszości a nie na tym co było :!:
pozdrawiam
-
Bianco!!! Czekamy na Ciebie!!!!!
-
Cześć Bianciu!!! Wiem, że wylegujesz sie na plaży w Tunezji :lol: ale postanowiłam wrócić i mam nadzieję, że na dobre.... :roll:
Boże ileż ty masz propozycji studiowania!!! Jak ja bym chciała studiować to co lubie i tam gdzie chce!!! ehh Wybieraj to co najlepsze i najfajniejsze...w koncu musisz kilka lat na tym wytrzymac i nie narzekac juz po roku...
Wracaj do mnie szybko....buziaki
-
Biankuś, wypocznij dobrze, zapomnij o problemach, a po przyjeździe niech się same pięknie rozwiążą.. :D
-
:)
No Bianeczko, mam nadzieję, że dobrze wypoczywasz w tej Tunezji i wszystkie stresy ostatnich dni znikają. Wróć do nas pełna sił i energii do dietowania. Może ten wyjazd był Ci po prostu bardziej potrzebny niż sądziłaś. A nawet jak nie trzymasz się tam zbyt dietowo - no trudno, zdarza się, może za to będziesz się lepiej bawić, bo sobie coś smacznego zjesz ;) bylebyś potem do nas wróciła, do nas i do diety. A będzie dobrze, na pewno.
Buziaki dla Ciebie i czekamy aż wrócisz :)
C.
-
trzymaj sie dzielnie przez ten tydzień
I udanego wypoczynku
-
Rany Dziewczyny, jakie wy kochane! Miałam wpaść już wcześniej, ale chyba ze trzy godziny spędziłam na waszych wątkach, tyleście się tam porozpisywały.
A teraz z kolei rodzina wyciąga mnie na obiad do nowej pierogarni, więc musze uciekać, ale na dziś szykuję wiele niespodzianek, więc w następnym odcinku... Same zobaczycie hehe
Oczywiście ja pierogów nie jem, co to, to nie. Może jakaś mini-zupka, może sałatka.... Dziś trzymam się tak świetnie, że szkoda by to zmarnować durnymi pierogami, których nawet nie lubię :) Więc do zobaczyska :twisted:
-
:)
Super, że już jesteś.
Czekam niecierpliwie na relację jak było i co tam na wagowym liczniku u Ciebie! :)
No i mam nadzieję, że nie skusisz się w tej pierogarni na nic niedietowego, bo masz rację - nie warto.
Buziaki!
C.
-
To tak na rozgrzewkę:
Dzisiaj zjadłam: pół gruszki, jakieś 17g (?) słodkiej bułki (w samolocie), jajko na twardo, sałatkę w pierogarni (ha!), która miała chyba z 400g: mnóstwo sałaty, pomidorów, jajek, kukurydzy, ogórków, kurczaka i mini ilość żółtego sera oraz sos jogurtowy. Nie zjadłam: pierogów ani zupy, ani lodów, choć cała rodzina się delektowała (ha!). Wydaje się, że to mało jak na cały dzień (liczony od 1 w nocy do teraz, czyli 21), ale prawktycznie cały dzień spałam, bo wylot był o 5:20, a trzeba było dojechać do Tunisu itp itd więc odsypiałam dzisiaj po południu.
Dość o tym, teraz proszę przygotować sobie zapas jakichś herbatek, bo coś mi się zdaje, że będę pisać i pisać!
No więc wróciłam z tunezyjskiego (k)raju i było przewspaniale. Najwspanialsze było to słoneczko, ta beztroska. Nie myślałam o niczym. Jak nachodziły mnie troski sprzed wyjazdu, natychmiast wyrzucałam je z głowy. Teraz oczywiście jestem w skrajnej depresji, bo tęsknię jak głupia. Już dawno mi się to nie zdarzało. Byłam z rodzicami, co ma swoje dobre i złe strony. Bez nich byłoby na pewno o wiele intensywniej :)
Najpierw o jedzeniu. Mieliśmy all-inclusive, więc przez pierwsze dwa dni chciałam wszystkiego spróbować, a potem jadłam już mini-porcje, bez przymusu, sama z siebie. Co prawda była i cola, i alkohol, i lody i raz ciastko, ale to w końcu wakacje; nie żałuję niczego, czułam się świetnie. Poza tym ćwiczyłam codziennie. Rano była gimnastyka i aqua-aerobik, a jeśli nie szłam na te zajęcia to ćwiczyłam sama w morzu. Trochę pływałam, dużo spacerowałam. No i ogólnie jest in plus! NIC nie przytyłam, a wydaje mi się, że schudłam, oficjalne pomiary jutro, bo do soboty nie wytrzymam.
No i najcudniejsza rzecz wakacji: dowiedziałam się, że jestem piękna. A kiedy już się dowiedziałam od kolejnej osoby i kolejnej, sama w to uwierzyłam i zobaczyłam to w lustrze. Tak, wiem, że Arabowie nie są wymagający, gwiżdżą na ulicy za każdą, a jak chcą ci coś sprzedać, zawsze jesteś ‘princessą’ albo ‘starlą’, ALE! Przez ten tydzień miałam więcej zaproszeń na randkę niż… no niż przez całe moje życie. Jestem tym tak odurzona, że chyba szybko mi nie przejdzie. Wniosek: albo mi ściemniali (trudno), albo Polacy dostrzegają tylko oszałamiające piękności a reszta dziewczyn się nie liczy. No ale skoro podobałam się ważąc 75 kilo, to może im mniej kg tym będzie lepiej? :)
Przepraszam że tak się zachwycam, ale to naprawdę dla mnie wielki szok. Ja- rozko****ąca w sobie facetów. Dobry żart. Jedną propozycję miałam od 50-o letniego kelnera, który zaprosił mnie na drinka ostatniego dnia, bo do tego czasu ciągle kręcili się przy mnie rodzice i nie miał jak do mnie zagadać. Rany, niesamowite. Na żadną z randek nie poszłam, ale nie to się liczy. Nie liczy się też to, że oni mają małe wymagania. Liczy się to, że wróciłam z ogromnym zapałem do dalszej drogi. No i z ogromnie zwiększonym poczuciem własnej wartości. Teraz wiem, że warto o siebie dbać. Jeden powiedział, że sam nie wie, czemu akurat ja mu się spodobałam, skoro na basenie jest tyle dziewczyn; po prostu i już. Na basenie, gdzie występowałam w bikini (!)
Chyba widzicie, że jestem cała w skowronkach. Jak to ‘niewiele’ trzeba. Może za te 20 kilo moja samoocena już na stałe zatrzyma się na poziomie zadowolenia? Kto wie?
A! No i jeszcze jedno. Przemogłam się jeszcze w jednej kwestii. Tunezyjczycy gadają po francusku urzędowo, więc i ja pogadałam sobie w tym języku. Oczywiście przez większość czasu kurczowo trzymałam się angielskiego, ale okazało się, że mój francuski też nie jest zły. Oj, oj, więcej takich wyjazdów. Naprawdę był mi potrzebny.
Dobra, koniec tego mędzenia na swój temat. Mam nadzieję, że nie umarliście i nie jęczycie za bardzo, bo szykuję jeszcze drugiego posta :)
-
Super Ten twoj post i przeżycia.
Musiałas wspaniale sie czuc adorowana i podrywana
ach coś wspaniałego
Miałas cudowne wakacje, ciesze sie ze jestes cała w skowronkach
buziaki
-
Ojej, świetnie, ale jesteś teraz dowartościowana, co?
nic tak nie poprawia samopoczucia koniety, jak szczere komplementy i zachwyty, co??
my zresztą powtarzałyśmy ci, że masz śliczną buXkę, ale oczywiście "wiedziałaś" swoje :P
no to teraz kwitniesz.. :D
ciekawam bardzo drugiego postu i pomiarków - księżniczko :D :D
http://images2.fotosik.pl/128/e2079b9392fe8384.gif
-
No ok, oto ja w pełnej krasie. Bo w końcu trudno, może nie jestem idealna, ale skoro niedługo będę, to nie ma się czego wstydzić, prawda? Proszę jak się przemogłam!
http://images3.fotosik.pl/128/34502fb86a4d8f94.jpg
To ja, zwiedzam :)
http://images2.fotosik.pl/128/7e304bff2fd12547.jpg
To również ja, jakby co, tym razem wieczorem :wink:
http://images3.fotosik.pl/128/6acba4904305b175.jpg
http://images3.fotosik.pl/128/15df48f631bc6e22.jpg
Na tym wyżej niestety widać, że moim nogom duużo jeszcze brakuje, a raczej że na wielu im zbywa.
http://images1.fotosik.pl/137/0a2c7e1089cef77e.jpg
To na tle jakże fajnego napisu :)
http://images1.fotosik.pl/137/0b06cd7159665f9d.jpg
Ja na plaży, kocham to zdjęcie...
http://images2.fotosik.pl/128/b18cea3ee6e15299.jpg
Jakaś dziewczynka, musiałam je wkleić, bo dziecko ma z roczek, półtora, ale stanik koniecznie musi być, a co!
http://images4.fotosik.pl/91/23636f84e0e3052a.jpg
No i na koniec dowód, że dzielnie ćwiczyłam. Nie wzięłam ze sobą spodenek, dlatego przychodziłam w dole od piżamy :) Ja to ta w granatowych spodenkach :P
No i to by było na tyle. Trochę się namęczyłam, żeby te zdjęcia wgrać, hehe. Idę obejrzeć nagrany filmik, a potem spać. Spałam cały dzień, to teraz sobie odbiję. Tylko jak ja się zwlokę rano z łóżka? :)
O właśnie pojawiła się wiadomość od Magpru :) Szczere czy nieszczere, ale dowartościowały. I to się liczy.
-
:)
Wcale nie usnęłam, bardzo dobrze mi się czytało Twoją opowieść o Tunezji! Heh, nieźle byś tam poszalała, gdybyś była bez rodziców ;)
Cieszę się bardzo, że tak dobrze Ci się wypoczywało, no i ci wszyscy mężczyźni - pięknie :). Tym lepiej, że dzięki temu zaczynasz wierzyć w siebie - bo śliczna z Ciebie dziewczyna i od dawna to mówiłyśmy!
Buziaki wielkie i trzymaj się dietowo :)
C.
-
Oj ależ się rumienię :)
Doniesienia z pola wagowego:
schudłam kilogram, teraz już oficjalnie, bo ostatnio waga wahała mi się między 74 a 75, a teraz jestem zdeterminowana i nie pozwolę jej wracać na górę!
Martwi mnie tylko to, że znowu nic dzisiaj nie jadłam. Zjadłam chyba tylko około 400 kcal. Głodowa dawka i nie jestem z siebie absolutnie zadowolona. Tyle że cały dzień biegałam po mieście, załatwiałam sprawy studenckie, które niestety nie poszły po mojej myśli. Niby teraz już się do nich zdystansowałam, ale ile się nastresowałam dzisiaj to moje. Z tego wszystkiego zapomniałam o jedzeniu no a teraz nie zjem 600 kcal na noc.
Ech, życie :)
No i wydaje mi się, że chyba te 1000 kcal dziennie to dla mnie za mało, no bo w końcu w Tunezji na pewno jadłam dużo więcej a i tak schudłam. Zrobię eksperyment ze zwiększeniem ilości kcal i zobaczę, co się okaże :)
Oj może za tydzień będzie już 73? Byłby to istny szał :)
-
Nieładnie, że dziś tak mało.. bardzo nieładnie. Nie powtarzaj tego jutro, ok? :)
Pomysł ze zwiększeniem limitu dobry, najwyraźniej większe porcje w Tunezji Ci służyły, tylko pamiętaj, żebyś tutaj również miała tyle ruchu na co dzień, co tam. Chociaż jak Cię znam, to chyba nie grozi Ci ruchowy zastój :)
To ja z całego serca życzę i trzymam kciuki za 73kg albo i mniej za tydzień! :) No i oczywiście gratuluję tego zostawionego w Tunezji kilograma, mają po Tobie pamiątkę ;)
Buziaki, C.
-
to dopchaj się czekoladką :P
żołądka nie napełnisz tak, a kaloryjki się uzupełnią :roll: :roll:
gratuluję schudnięcia - zresztą nie dziwota - po takich komplementach, wyprawach z mężczyznami i ćwiczeniach codziennych... :wink: :wink:
-
Czesc Bianco!!! Bardzo ladnie wyszlas na zdjeciach,gratuluje chudniecia!!!
Napisz w jakiej miejscowosci bylas w Tunezji,ja bylam w 2002 roku w Sousse.
Bylismy w maju,a bylo juz taaak goraco,ze wrocilsmy czarni 8) :wink:
Serdecznie pozdrawiam! Sisska
-
:)
Ja byłam w Hammamet. A czarna nie wróciłam mimo sierpnia. Nawet jeden tubylec mnie zapytał, czemu moja skóra nie zmieniła koloru na słońcu. No to mu udowodniłam, że owszem, zmieniła. Wtedy byłam biała, a teraz jestem tylko mniej biała. Ja się nie opalam, przychodzi mi to z trudem, choć nie wiem, ile bym siedziała na plaży. Zawsze się poparzę od słońca, wyskakują mi piegi i inne pieprzyki :) Taki ze mnie odmieniec :)
A za chwilkę wybywam z domu. Pójdę sobie sama do kina. bardzo to lubię, a jednak zwykle chodzę z kimś. A dziś będzie dzień dla mnie. No i muszę przyłożyć się dziś do jedzenia, żeby nie skończyć jak wczoraj.
I jeszcze jedna nowinka. Wczoraj moja mama powiedziała: "Rany, Justyna, ty jesteś coraz chudsza". A pewnie, że jestem.
-
Hihih :) mamina nowinka świetna. Pewnie, że jesteś :) w końcu ciężko na to pracujesz, to dlaczego miałabyś nie być.. Ot co!
Ja to w ogóle nie lubię się opalać na zasadzie - leżę plackiem na plaży. I nie chodzi nawet o to, że w kostiumie na słońcu wyglądam jak ponacinana kiełbaska opiekana nad ogniskiem, ale ogólnie jakoś niespecjalnie mi się podoba takie prażenie i nic-nie-robienie. Co nie znaczy wcale, że nie lubię być opalona.. hih. Na wakacjach zawsze się opalałam "niechcący" - wycieczki rowerowe na słoneczku, godziny spędzane w jeziorze (a promienie słońca odbite od tafli jeziora palą jeszcze mocniej, mimo że się tego nawet nie czuje!) i ni stąd ni z owąd opalenizna była. Na szczęście opalam się na brązowo :)
A z Ciebie to wcale taki odmieniec nie jest, dużo ludzi ma takie problemy z opalaniem i reakcją skóry na słonko, co zrobić.. no wiem co zrobić - nie martwić się! :)
A na co idziesz (poszłaś) do kina? Ja też lubię sobie czasem sama pójść :)
Buziaki, C.
-
:oops: :oops: aż wstyd się pokazywać..tak strasznie zaniedbałam Twój wątek :( ale juz nadrobiłam i po pierwsze gratuluję studiów,schudnięcia i dzielnego tzrymania się na wakacjach :D oby tak dalej :D A co do słońca...to witam w klubie,ja nawet nie próbuję się opalać....zawsze kończy sie to poparzeniem,bąblami,schodzeniem skóry :evil: ale w tym roku przebolałam wszystko i mam troche brązu na ciele...ale i tak jestem blada w porównaniu do innych :evil: wiemtylko,że juz tego nie będę praktykować w przyszłym roku,bo to niebezpiecznbe dla mojgeo zdrowia :evil:
Co do Twojego suwaczka to jesteśmy prawie w tym smaym miejscu..proponuje więc małą rywalizację,ale tylko w celu motywacji :wink: Mam nadzieje,że juz niedługo zobaczymy tą 6 z przodu :D
-
Oj ja też nie znoszę leżec plackiem. Zawsze na plaży suszę się jedynie po pływaniu albo czytam no i leżę, bo co, mam spacerowac z książką i powpadac na parasole? :)
a w kinie byłam na "Miłości na zamówienie", bo jak chodzę sama, to zwykle na komedyjki. Ogólnie rzecz biorąc, spodziewałam się czegoś dużo gorszego. Oczywiście chłamowate to było, a szczególnie fragmenty delfino-podobne, ale zrelaksowałam się, a o to mi chodziło.
Opalaniem się nie przejmuję. Uważam na słońce. Brązowa skóra nie jest moim największym marzeniem. Teraz nawet nie mogę się do siebie przyzwyczaic. Wydaje mi się, że jestem nie wiem jak czarna.
Kupiłam dziś karnet na aerobik. Hurra! 12 wejśc na sierpień, więc żeby wykorzystac będę chodzic codziennie. Przez te wszystkie lipcowo-sierpniowe wyjazdy nie kupowałam, bo nigdy mnie nie było, a wiadomo jak to czasem jest ze zbieraniem się do cwiczeń w domu. Poza tym na aerobiku naprawdę czuję, że nogi chudną w oczach.
a tak w ogóle to już sama nie wiem, jak rozmawiac z tymi moimi łydkami, żeby wreszcie zmalały, uparciuchy. Samo przyjdzie, w końcu mam na to 19 kilo :)
Oj wysłalam posta, a tu patrzę, Polly napisała :) więc wprowadzam małą przeróbkę. Jaki tam wstyd, witaj z powrotem! Za te dwa tygodnie, po zdanym egzaminie, zobaczymy jak tam nasza rywalizacja. Wiadomo, że nikt tu się nie ściga, ale żal patrzec, że inni chudną, a ja w tym czasie stoję w miejscu. Dlatego piszę się na taką rywalizację!
-
Moja wściekłość nie zna granic. Durne forum stwierdziło, że mnie wyloguje i skasuje przedługiego posta, którego właśnie wymodziłam. A już chciałam to cholerstwo skopiować na wszelki wypadek. Grrr
No więc jeszcze raz:
Dziś zamknęłam się w 1100 kcal, wszystko zgodnie z planem. Wszystkie posiłki przemyślane i przekalkulowane, niczego nie żałuję. Dzisiaj na wadze było pół kilo mniej niż wczoraj, ale nie będę się zastanawiać czemu, bo wszystko mi się rozregulowało. Dostalam @ o wiele za wcześnie i ogólnie podróże, stresy, wszystko na raz mogło sprawić, że i waga wariuje. Wracam grzecznie na dietę i tego się będę trzymać. Oficjalne ważenie jutro rano albo w poniedziałek, bo na weekend wyjeżdżam do babci, a na jej wadze wolę nie polegać.
A z newsów: mam dobry i zły.
Zły jest taki, że rozmawiałam dzisiaj z moją dobrą koleżanką, Karoliną. Nie wiem, skąd mi się wzieła ta ostatnia otwartość i chęć do mówienia o sobie. W każdym razie żaliłam się na posuchę damsko-męską.
Ona na to:
-Co ty opowiadasz, kiedy przestaniesz wygadywać głupoty i użalać się nad sobą?
-Za pół roku. <wtedy mniej-więcej planuję ostatecznie dojść do 55 kilo>
-Nie wydaje mi się, żeby twoja waga była tu aż takim problemem, a już na pewno nie jedynym.
I uderzyło mnie to. Wiem, że moje problemy siedzą w głowie. Wiem, że często przesadzam, ale to, co ona powiedziała, podziałało jak terapia wstrząsowa. Bo ile to razy doszukiwałam się "prawdziwego znaczenia" w wypowiadanych przez kogoś słowach? Ile razy twierdziłam, że nikt na pewno mnie nie lubi i że wszyscy się ze mnie śmieją? Raz Karolina chciała iść ze mną i z takim jednym Karolem do kina, a ja na to, że Karol na pewno nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że i ja idę. Paranoja.... Odpycham od siebie ludzi, a potem narzekam. Wiem, że muszę uwierzyć w siebie, ale na pewno będzie mi łatwiej, kiedy przestanę się wstydzić wejścia do pokoju pełnego ludzi albo spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi. Ech, dość biadolenia. Trzeba nad sobą popracować i już.
A wiadomość dobra: Temat mojego kącika na forum jest zupełnie nieaktualny :) Dziś kupiłam sobie spódniczkę rozmiar 40. A startowałam z 46! Ale spokojnie starczy dla mnie rozmiarówki, bo jeszcze nie wchodzę z jeansy z Zary nr 42. W każdym razie ta spódniczka tak mnie ucieszyła, że zaczęłam przymierzać wszystko, co mam w domu. Ależ mam teraz pieprznik w pokoju :)
Wnioski z obserwacji wypisuję poniżej:
:arrow: strój studniówkowy: za duży
:arrow: spódnica dawniej wciskana przez ramiona luźno zwisa z bioder
:arrow: rzeczy kupione na wyrost teraz pasują jak ulał
:arrow: stare przetarte spodnie wylądowały na śmietniku, bo mogę je wkładać bez rozpinania
:arrow: spodnie noszone jedynie w zimie i to pod wielką przykrywką ze swetra, bo wypływał z nich brzuch: za luźne
:arrow: spódniczka, w której chodziłam może z raz dwa lata (!) temu, bo 'nagle' zrobiła się za mała, zostanie ubrana w sobotę u babci
Ogólnie strasznie się cieszę, że widać postępy. W końcu -20cm w talii i -10cm w biodrach, to nie tak mało :)
Ok, idę zobaczyć, co słychać u Anny Kareniny, choć bardziej interesuje mnie Lewin i Kitty :)
Pozdrowienia
:*
-
Oho :)
Najpierw skomentuje dobre wieści - takie przymierzanie starych ciuchów i mieszczenie się w nie to ogromna przyjemność, nie? I taka satysfakcja.. albo spostrzeżenie, że te spodnie mogę już założyć bez zapinania, i pomyśleć, że ostatnio nosiłam je parę lat temu.. etc.. etc.. U mnie też już trochę ciuchów w ten sposób poszło w zapomnienie (tzn - do siostry, która się odchudza, i może za jakiś czas jej się przydadzą..), a inne są używane pierwszy raz od dawien dawna.. sama radość :)
Gratuluję tych zrzuconych centymetrów i ubraniowych nowości, zasłużyłaś sobie na to :)
Co do tej złej nowinki.. to prawda, bardzo duża część naszej diety i naszej nadwagi siedzi w głowie - unikanie dużych ilości ludzi, w ogóle wyjść, niechęć do poznawania nowych osób (u mnie to zawsze wygląda tak: za parę miesięcy schudnę, to wolałabym poznać tego kogoś dopiero wtedy...) i tak życie ucieka, a my mamy zły humor. I takim złym podejściem odsuwamy też ludzi od siebie, nieraz z zamierzeniem (ile razy odmówiłam spotkania, bo się wstydziłam...), nieraz nieświadomie (taki dystans się wyczuwa). Trzeba sobie po prostu szybciutko zdać sprawę z tego, że nasi znajomi tak naprawdę dawno temu zaakceptowali nas takimi, jakie jesteśmy i prawdę mówiąc chyba niespecjalnie nawet zwracają uwagę na tę nadwagę. Sama pomyśl - jak już kogoś bliżej poznasz i polubisz, to wygląd schodzi na zupełnie daleki plan i potem ze zdziwieniem nieraz słuchasz jak ktoś narzeka, że tu czy tam ma coś nie tak - bo w ogóle tego nie dostrzegasz już. I tak samo to wygląda w drugą stronę.
Trochę pokręciłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.. Kiedyś z kimś o tym rozmawiałam i do takich właśnie (niby odkrywczych, ale tak naprawdę oczywistych) wniosków doszliśmy - po jakimś czasie przyjmujesz człowieka takim, jakim jest i nie oceniasz go w ogóle w kategoriach ładny/brzydki. Ja zaczęłam kiedyś zastanawiać się nad wszystkimi moimi znajomymi i uznałam, że nie ma pośród nich ludzi, których nazwałabym brzydkimi pod względem wyglądu - wszyscy są na swój sposób ładni. A to wpływ ich charakterów, które zdążyłam poznać.
Pomyśl nad tym i wysuń własne wnioski. Myślę, że może troszeczkę pomóc :)
A poza tym - walczymy z naszym tłuszczem i niewątpliwie coraz szczuplejsze ciało dodaje nam pewności siebie i wiary w to, że ludzie nie będą uciekać na nasz widok z krzykiem (poważnie, tak kiedyś myślałam na wizję spotkania z kimś nowym). :)
Organizm może być rzeczywiście trochę rozregulowany po tym całym wyjazdowym rozgardiaszu, mam nadzieję, że wszystko się szybko ustatkuje :)
Buziaki i miłego dnia!
C.
-
oj, tak, ciuszki cieszą - i niesłychanie motywują do dalszej dietki - przynajmniej ja tak mam, dziś znowu spódnica luźniejsza na mnie była, to dostałam dosłownie powera do dalszej walki z tłuszczykiem :lol:
a co do rozmowy z koleżanką, no cóż, zależy na ile ją znasz, może to była też złośliwość z jej strony, trudno mi się wypowiadać, bo nie wiem na ile można jej zaufać - a są osoby, które lubią wbijać szpilki... sama znasz się najlepiej, wiesz, ile masz przyjaciół, znajomych, jak wychodzisz do ludzi - a jeśli unikasz ludzi z powodu kompleksów, to może to dobry sygnał by zacząć je konsekwentnie zwalczać i próbować nie myśleć przy każdym spotkaniu - jaka jestem gruba i co ona myśli teraz o mnie?
główka do góry - najważniejsze, żebyś po tej rozmowie się bardziej otworzyła, a nie zamknęła jak ślimaczek w skorupce na widok ludzi :D :D
-
Wróciłam. Dzięki Bogu, że mieszkamy tak daleko od babci. To zupełnie inne światy i gdybym dłużej tam została (właściwie to ja i rodzice), to kłócilibyśmy się non-stop. To przykre, ale już nie umiem się w obecności dziadków hamowac. Z gniewu aż się telepię, kiedy z nimi rozmawiam. Babcia zrobiła się strasznie infantylna, dziadek apodyktyczny... Na szczęście u drugich dziadków jest spokojnie.
Diety u nich nie trzymałam. Opadła mnie słaba wola i poddałam się na te trzy dni, więc nie ma na wadze 73 kilo, ale za to jest 73,5! Haha, czyli te 3 dni nie zaszkodziły, i tak schudłam. Oczywiście nie będę tej zasady dłużej stosowac. Dziś już grzecznie dietuję.
Mam również bardzo ambitny plan do końca sierpnia wykorzystac karnet na aerobik, czyli 12 wejśc w tydzien. Dziś rano byłam już na siłowni, wieczorem idę na aerobik. Na siłce odważyłam się i po wybieganiu się na bieżni poszłam na salę z maszynami, gdzie cwiczyli sami olbrzymi mężczyźni. Obskoczyłam wszystkie przyrządy poza sztangami i taką jedną, co wyglądała jak narzędzie tortur. Położyłam się na niej, ale wyglądałam, jakby mnie coś przytłoczyło z góry, więc wstałam i poszłam gdzie indziej :) Ćwiczyłam na najmniejszych obciążeniach, a i tak wszystko mnie boli: plecy, nogi i ramiona. Ha, to się nazywa wysiłek!
a co do rozmowy z Karoliną. To była przykra rozmowa tylko dlatego, że uświadomiłam sobie jaka jestem okropna. Karo w żaden sposób mi nie dopiekła. Chodziło jej tylko o to, że uciekam od ludzi i nawet nie zdążą mnie oni poznac, że ona twierdzi, że muszę sobie wszystko na ten temat poprzestawiac, bo co z tego, że schudnę, skoro dalej będę gnic w swoim braku pewności siebie? Znamy się z Karo od 10 lat, trochę o mnie wie, ostatnio coraz więcej, bo zaczęłam się otwierac,co jest straszne, ale przynosi ulgę :)
Ja też bałam się, że się z kimś spotkam, a on ucieknie. Dokładnie miało to wyglądac tak, że witamy się, on (zwykle wyobrażałam sobie spotkania z chłopakami) prowadzi z grzeczności gadkę-szmatkę, a potem przypomina sobie o bardzo ważnej rzeczy, której jeszcze nie załatwił i zmywa się w te pędy.
Bo do tej pory właśnie tak myślałam. W każdym spojrzeniu doszukiwałam się myśli "Chryste, jaka ona tłusta", teraz staram się tak nie myślec.
No dobra, żeby nie kończyc tak pesymistycznie, to zaczynają mi się podobac moje łydki. Zmierzyłam je dzisiaj i mają o 3 cm mniej! 3 cm odkąd ostatnio mierzyłam. Nie wiem nawet, ile miały na początku mojej działalności, ale coś koło tego. Bosko.
a! no i jeszcze jedno. Babcia i ciocia zachwycały się wręcz jak świetnie wyglądam, że chudnę w oczach i takie tam :lol: :wink: Chyba powoli zaczynam się przyzwyczajac do komplementów.
No ok, przesyłam buziaki i pozdrowienia, uciekam na aerobik a potem do Karoliny właśnie na film :)
-
no to cieszę się z lepszego humorku i życzę miłego oglądania - szczupłonoga Bianco :lol: :lol:
-
przesyłam dietkowe pozdrowienia
i fajnie ze humorek sie poprawił
-
No humor to mi dopisuje od paru tygodni :) Oczywiście moje ukochane huśtawki nastrojów mnie dalej nie opuszczają, wrosły na amen, ale nie trzymają za długo i walczę z nimi.
Na siłowni byłam dwa razy, zgodnie z planem, wypiłam morze wody. Co prawda zjadłam dziś nie tak, jak powinnam, ale olać, jutro też dwarazy siłownia/aerobik. Nie ma co się przejmować. Odkryłam własne tempo. Może i wolne, ale nie żałuję i nie cierpię z powodu diety. Waże że idę w dobrym kierunku i wiem, że tam dojdę. Oczywiście wolałabym iść bez wpadek, ale wcześniej po każdej się załamywałam, a teraz nie, więc liczę to in plus.
Z nowości: na siłowni wlazłam najpierw na bieżnię. 2 minuty marszu, potem 2 minuty biegu. Ale po tych dwóch minutach biegłam jeszcze dwie i nie czułam zmęczenia ani zadyszki i w końcu biegłam przez 8 minut. Dla mnie to istny cud. Kiedyś tego nie znosiłam, męczyłam się od razu, a bieg na 600 m w szkole to była przeprawa z piekła rodem. A teraz proszę, jaki ze mnie maratończyk :D
Idę spać. Pozdrawiam, jutro powpadam do was :*
-
Ślicznie ślicznie :)
Gratuluję siłowni i aerobiku, no i tych coraz lepszych wyników na bieżni :) ja trzeci tydzień chodzę na siłkę i też widzę znaczną poprawę mojej niegdyś fatalnej kondycji.. i dobrze wiem, jakie to satysfakcjonujące, że MOGĘ coraz więcej. Aaach! :)
Trzymaj się nadal tak dzielnie i optymistycznie, a wszystko będzie się układało po Twojej myśli.
Wielkie buziaki, C.
-
Jedzeniowo: super świetnie
Ćwiczeniowo: mniej świetnie. Jedna sesja cwiczeń zamiast dwóch, ale nie narzekam.
Nastawienie: boskie, dobry humor nie opuszcza.
Byłam dziś u fryzjera, jestem absolutnie zakręcona. Okazało się, że dyfuzor, którego nigdy nie używałam, jednak jest super i robi mi piękne fale. Jutro spróbuję sama tak ułożyc włosy jak dziś fryzjerka.
Wieczorem pojechałam z Karo na zakupy. kolejny powód, żeby cwiczyc: mogę dłużej chodzic po sklepach i nie czuc zmęczenia ;) Wydałam masę pieniędzy. Kupiłam dwa sweterki, rozmiar M (!), jeansy rozmiar 42 i bluzkę L, która co prawda dopina się, ale jest za mała. Ubiorę ją więc za miesiąc. Wspaniale jest kupowac ciuchy na wyrost i miec pewnośc, że się je założy za jakiś czas.
Oj cudnie, zakupy znów sprawiają mi przyjemnośc.
ależ jestem zakręcona. W ramach cwiczeń poprasuję sobie trochę, a potem może pójdę się wykąpac...
-
Witajcie Dziewuszki!
Właśnie wykąpałam się po siłowni. Przez te ćwiczenia zużywam chyba trzy razy tyle wody, biedne środowisko.
Znowu koło mnie pakował jakiś osiłek. Krzywił się przy tym strasznie i stękał, bidaczysko. Dźwigał chyba z 60 kilo, a ja marne 5. No ale ja nie chcę przypakować, tylko schudnąć i wyrzeźbić figurę. Była też dziewczyna z tak pięknym brzuchem, że nie mogłam oderwać wzroku, jak wyrzeźbiony z alabastru. Może i ja do tego dojdę?
A kiedy biegłam dziś na bieżni, uderzyła mnie pewna myśl. Otóż czuję się tak, jakbym to nie ja otoczyła się tłuszczem, jakby to była inna osoba, a ja w ramach dobrego serca pomagam jej schudnąć. Wiem, brzmi to głupio, ale nawet czuję się jak zupełnie inna osoba. Zdarzają mi się wpadki, jem produkty zakazane, ale np. w głowie mi się nie mieści, jak mogłabym teraz zeżreć pół litra lodów, do tego chipsy i batona i czuć się niezadowolona, bo coś bym jeszcze schrupała. W ogóle zapomniałam o słodyczach. Zupełnie zapomniałam, że istnieje czekolada. Naprawdę, właśnie o niej pomyślałam. Jeśli już, to chodzą mi po głowie sosy do mięsa albo hmm... właściwie to już nic więcej, przynajmniej w tej chwili. Rany, jakie to cudownie uczucie, pozbyć się natręctw żywieniowych. Nie mówię hop:), jeśli wrócą, będę dalej z nimi walczyć.
Jedyne moje uzależnienie to cola light z cytryną. Kiedy mam ochotę na coś smakowego, wolę kupić ją niż sok. Choć może lepiej już pochłonąć kalorie z soku niż konserwanty z coli. Trudno, może z czasem mi to minie ;)
Jeszcze wieczorem pójdę na aerobik, może jeszcze jedna sesja 8minABS... Mam zamiar zaćwiczyć się dzisiaj na śmierć. Naprawdę nie wiem, jak przez te wszystkie lata mogłam siedzieć na tyłku i nic nie robić. Albo jak mogłam unikać aerobiku, szukać wymówek, żeby nie iść, choć miałam wykupiony karnet. Teraz jestem zła, jeśli nie mogę iść.
A skoro już naszło mnie na takie wspominki, to może coś od strony medycznej:
Już po 10 kilogramach widzę, że stan zdrowia bardzo mi się poprawił. Kiedyś po jedzeniu strasznie przyspieszało mi tętno i bolała mnie głowa, już nawet nie ważne, czy to był zwykły obiad, czy obżarstwo. Bardzo się wystraszyłam nadciśnienia i cukrzycy. W ogóle głowa często mnie bolała no i okropnie brzuch w czasie okresu. A teraz rany! Jestem jak niemowlaczek, nic nie boli, czuję, że mogę przenosić góry.
Wszystko dzięki WAM. Gdyby nie forum, dawno już bym to zarzuciła, po prostu nie dałabym rady. Wielki buziak, dziękuję :)
-
Witaj bianco6 .Gratuluje takiego optymistycznego podejści do tej dietki. Jestem pod wrazeniem 8abs, siłownia , aerobic.Tylko pozazdrościć takiej checi i energi nie mówiac juz o coraz lepszej kondycji.
Ja tez ostatnio zakupiłam sobie nową bluzeczke podobnie jak twoja jest troche na wyrost, ale myśle , że juz niedłgo bede mogła ją założyć. Czuje , iż to bedzie wspaniałe uczucie.Pozdrawiam powodzenia w dalszym dietkowaniu.:*:*:*:*
-
hej hej, witam u siebie.
Wczoraj nie było tak różowo, jak zakładałam. Było raczej buro-fioletowo. Miałam nocować u Karo razem z jeszcze jedną koleżanką. Ale przedtem rzutem na taśmę udało mi się wcisnąć do pani endokrynolog, do której wybieram się już od dwóch miesięcy, leki mi się skończyły no itd... więc opóźniło to moje wieczorne ćwiczenia, z których potem w ogóle zrezygnowałam, bo Karo marudziła, żebym przyszła do niej wcześniej. A potem wieczorem trochę wypiłam i skusiłam się za chipsy, które kosztowały mnie 500kcal. Glupia ja, a już byłam taka zadowolona z siebie, że nie ciągnie mnie do słodyczy. Ale pokonałam wielką chęć na bułki z zapiekanym serem, w ogóle nie spojrzałam na delicje i inne ciastka... Mogło być dużo lepiej, a było tylko trochę źle.
A pani endo zapytała mnie o wagę, jak zwykle. A że jestem 5 kilo mniejsza niż na poprzedniej wizycie, to jej zachwytom nie było końca. Jak miło :) Bardzo ją lubię, fajna kobieta. Mówi, że w takim razie wyniki mam na pewno dużo lepsze. Sama to czuję, że takie właśnie mam :)
Dziś już jestem po ćwiczeniach, od razu lepiej się czuję. Zaraz rzucam się na 8minABS, a o 18:00 idę na 'TBC brzuch'. Postanowione i nic mnie od tego nie odciągnie. A teraz pora coś zjeść. Tylko że w domu nic nie ma, mama stwierdzila, że są wakacje, więc ona nic nie gotuje, tak więc nawet nic nie kupują. Chodzą do restauracji, oczywiście beze mnie.
Wczoraj zrobiłam sobie tak ohydny obiad, że nie dało się tego zjeść, eksperymentowałam :)
-
Ugh z wielkim niepokojem podliczyłam dzisiejsze kalorie. Naliczyłam na oko 1 024. Rany, a podjadłam dzisiaj Nutellę, bo mój głupi wredny brat wstawił ją do lodówki, chyba żeby mnie dobic. a wiadomo, że smak orzechów laskowych to mój dobry znajomy. Uległam. Ech, ale bym sobie usiadła z koszyczkiem laskowych i jadła, jadła! ale trzeba odpędzic te myśli. 100g to 650 kcal!
Spaliłam 900 kcal, więc nie jest źle... Może nie umrę od tej nutelli. Za to spóźniłam się na drugi aerobik :( Zaczął się o 18:00, a ja o tej godzinie dopiero wróciłam do domu. Więc mam plan: idę na 19:15 na pilates, którego, jak mi się wydaje, nie polubię, bo wieje nudą. a ja nie znoszę nawet stretchu i zawsze na nim ziewam. No ale trzeba to trzeba. a jeśli mnie nie wpuszczą, bo np. grupa pilatesu jest pełna, to idę na siłownię. Nie ma mowy, żebym dziś jeszcze nie pocwiczyła.
-
WITAM SERDECZNIE TAK CZYTAM TO CO NAPISAŁAS NA TEMAT CWICZEN TY MASZ FAJNIE IDZIESZ SE NA AEROBIK U NAS NIE MA TEGO MIESZKAM W MAŁYM MIASTECZKU I WOGÓLE MOZE SA JAKIES 2 SIŁOWIE ALE TO POŻAL SIE BOŻE ....
CHCIAŁA BYM WIEDZIEC NA JAKIEJ ZASADZIE JEST TEN AEROBIK TO SAMA BYM SE POCWICZYŁA W DOMU MOZE NAPISZESZ MI CO NA TEN TEMA T JAK BY CI SIE CHCIAŁO CO ?