Hm...a mnie wlasnie to bardzo pomoglo, uswiadomienie sobie, ze grube nie jest piekne! Ja nie mowie o tym, zeby siebie nie akceptowac, wiem doskonale, ze to jest najwazniejsze. Ale zeby siebie zaakceptowac, trzeba siebie do tego w jakis sposob przekonac. Trzeba siebie polubic, a ja skoro ciagle podejmowalam proby odchudzania sie na pewno sie nie lubilam, chcialam cos zmieniac, i dopiero jak zaczelam sie swiadomie odchudzac, czyli z pelnym przekonaniem, ze tym razem sie uda, zaczelam sie akceptowac. Nie podobalam sie sobie i dlatego siebie nie akceptowalam. I powiem ci, ze zaczelam sie akceptowac juz z chwila, kiedy stracilam pierwsze glubie kilka kilogramow! Dlaczego? Bo zaczynalam siebie lubic, bylam z siebie coraz bardziej dumna, podobaly mi sie zmiany i po jakims czasie chcialam te zmiany podkreslac i pokazywac innym.
Mowienie, ze grube jest ladne, to wedlug mnie jakies nieporozumienie, wielkie nieporozumienie. takie jest moje zdanie. Zazdroszcze tym, ktore siebie akceptuja, jako gruba, i nie mowie tu o osobach srednio grubych, ale o tych, ktore waza grubo ponad 100 kilo, czyli tyle ile ja wazylam kiedys. Przykro mi, ze jestem dosadna, ale ja wtedy czulam do siebie obrzydzenie, nie moglam sie zaakceptowac, nie moglam tez "skazywac" nikogo, zeby mnie akceptowac, zebym mu sie podobala czy zeby mnie adorowal.
Mozna czekac na tego jedynego wysnionego, co pokocha nas takimi, jakimi jestesmy, ale co jesli sie nie spotkamy? ja nie odwazylam sie "szukac", jak bylam monstrualnie gruba (zaznaczam, ze ciagle nie jestem szupla), a dzisiaj stawia male kroczki do przodu i nie nastawiam sie na kumpelskie relacje z kazdym facetem, jakie poznam.
To wylacznie moja opowiesc, moje zdanie, moje doswiadczenie.