-
Dzień 17 - Kot dietkowy dziś nie napłakał, tylko wręcz spuścił bombę w postaci 0,4 kg od wczoraj, ale też dostosowałam się do Waszych zaleceń i spałam jak suseł. Zachwycona jestem.
Obudził mnie trzask, prask, walenie się domu: jak już doszłam do siebie, zobaczyłam swoją przerażoną kotulę siedzącą u góry na otwartym oknie, prawdopodonie wlazła albo chciała wleźć na karnicz (taki drewniany z kółkami), i jakoś zahaczyła firankę, w każdym razie karnisz spadł, w ścianie pozostały 2 dziury. Z radością wykorzystam okazję, żeby ukochaną firankę wyprać i zawiesić całość z powrotem, ale to już wówczas, kiedy mi się zechce
Dziś nie chce mi się nic, wychodzi ze mnie zmęczenie. Wprułam śniadanie w postaci kawy i batona DC i dziś czuję się tym zapchana. Oby do jutra.
Muszę zacząć ostro dzień, bo południe minęło, a ja w proszku. Trzeba wyprowadzić psa, zadzwonić do urzędu skarbowego, zrobić zakupy niejedzeniowe, więc do odpowiedzi Wam, moim drogim koleżankom, zabiorę się wkrótce, za dłuższy moment. Poza tym wiecie, mózg się jeszcze nie obudził, tak sobie stukam na miłe rozpoczęcie dnia
A więc do zaraz, zaraz....
-
-
No, dziewczyny, zabieram sie do odpisywania, potem znów zajmę się niczym (hopsa-sa, hopsa-sa, lubię dzisiejszy dzień), a potem pochodzę po Waszych watkach, bo też mam zaległości wpisowe.
W międzyWczasie porobiłam różne zakupy domowe i prezentowe z psem u nodze, nie kupiłam sobie nic a nic a nic a nic a nic do jedzenia ani picia, fajny dzień, mówię Wam. Nie wiem co się działo przez minione 3 dni, miałam potworne napady chęci na jedzenie, w sobotę o północy całą kuchnię zpenetrowałam w poszukiwaniu czegoś akceptowalnego do żarcia, ale zostało w szafkach tylko kakao (więc nie) i herbaty owocowe (więc nie). Szczęście całe, że nie miałam głupich myśli, by lecieć do nocnego. Następnego dnia i kolejnego wpałaszowałam dozwolone na DC 2 marchewki, i jakoś było. Dziś natomiast syta jestem po ostatniej zupca po uszki, którymi moja śp. Babcia zwykła się zachwycać (bo małe uuuuuuszy są znakiem inteligencji, nie wiesz o tym? - zwłaszcza w ostatnich latach świadomości oglądanie moich uszu było jednym z repetywnych zabiegów podczas wizyt
). No, ale do dzieła.
Biglady, no co z tym suwaczkiem, czemu się nie przesuwa w prawo, cooo?
Przeczytałam właśnie o Twojej wpadce i wiesz co, ja się nie będę "mądrzyć", bom sama słaba jak szkło laboratoryjne. Powiem Ci tylko, że przed te dwa tygodnie parę razy wyszłam ze sklepu nie kupiwszy tego, co się do mnie uśmiechało, ba, samo się wsadzało do siatki, błagało, obiecało, że wejdzie gratisowo i samo wskoczy na 11 piętro, ale wieczorem jakoś tak mi było fajnie z samą sobą, że nie skusiłam się. I na zasadzie trenowania mózgu, jak wspominałam, jestem przekonana, że po xxxxxxx razach mózg nauczy się akceptować decyzję NIE! i jeszcze doleje troszkę narkotycznych endorfin, żebyśmy mogły się z tego radować. Nauczmy się mówić sobie nie, tak naprawdę, reszta to wymówki. To nie znajomi Cię zmusili, żebyś jadła, a nieasertywna jesteś z wyboru, jak ja. Trenujmy więc silną wolę, tylko tędy droga
Chilawia - wiesz co, a pewna jesteś, że wybór DC jest dobrym rozwiązaniem w Twoim przypadku? Na DC naprawdę nie można ćwiczyć, a studia, jakie wymieniłaś wymagają pewnie sporej ilości ruchu, jak to jest?
Dorciu, muszę zajrzeć do Ciebie, jak idzie w tym tygodniu
Balbinko, zgadzam się w pełni z Tobą i Triskell, sen to podstawa. Czasami jednak mam takie olbrzymie zlecenia do obrobienia w krótkim czasie, a to akurat ładnie zasili moje pustawe konto.... Zresztą, od totalnego rozregulowania rytmu dobowego zaczęło się moje gwałtowne tycie niegdyś... Ech. Zaraz zerknę, jak Ci idzie DC
Agula, no, piłam, piłam piłam. Nie jestem w stanie wykończyć 1,5 litrowej butli wody dziennie, ale pewnie coś koło litra już jakoś w siebie wlewam. Do tego 1-1,5 litra herbaty zielonej z cynamonem i ze 2 większe filiżanki kawy. Smaruję się też bardzo. Nie wiem, czy codziennie dwa razy długoterminowo mi się uda, ale smaruję. Muszę opisać koniecznie moje doświadczenie wczorajsze z serum Eveline 3D, coś okropnego. Może próbowałaś kiedyś? Nie wiem, czy ośmielę się wysmarować powtórnie. Wizja zbliżona do wizyty u dentysty. Święcie wierzę Ci, że efekty będą i bardzo dziękuję za nieustanne motywowanie na różnych wątkach, bo w dużej części dzięki Tobie zaczęłam te codzienne zabiegi, z małym przekonaniem - a jednak się wciągnęłam. Po przeczytaniu o Twoich bojach z bicepsami zaatakowałam moje. W takim tempie jedna tuba specyfiku starczać będzie na góra - tydzień.
Gosiu, jej, Toś kobietą sukcesu jest!! Gratuluję *bardzo* dotychczasowego wyniku i trzymam kciuki za "dalej". No i trzymam Cię za słowo, w sprawie tycia/nie tycia w tygodniu poza DC!!!
Solvinku, orzechy lepsze niż co innego, ale wiesz co, następnym razem postaraj się je ciumkać długo, zamiast jeść normalnie. Może zjesz mniej?
pytasz o plany. Zdecydowanie od wtorku 1000 kcal, tak radziła Hybris i moja pani konsultantka też, zamiast mieszanej. Wiem, że każda kobitka ma swoje teorie, ale ta mi odpowiada, a pani Ula mówi, że wersja mieszana w różnych kombinacjach wg niej jest odpowiednia na ostateczne zakończenie DC, lecz nie jeśli ktoś chce ją potwórzyć bądź powtarzać. A ja chcę. Jeszcze nie wiem, czy po drugim cyklu DC ( który planuję zacząć znów od 1szego dnia miesiąca , bo lubię później łatwo zliczać dni
) znów zrobię 1000 kcal i kolejny, trzeci cykl DC. Po prostu tego w tej chwili nie wiem. Ten cykl poszedł mi śpiewająco, zero głodu, a chętki psychiczne udaje mi się opanować. Ani razu nie miałam zawrotów głowy, osłabienia, które znałam z poprzednich prób (maksymalnie kiedyś 10-14 dni). Dwa razy coś tam takiego podobnego odczułam, ale było to poza domem, kiedy latałam po mieście. Tak więc mój tryb pracy (w domu) sprzyja DC, poza tym mało wychodziłam prócz zakupów domowych i spacerów z psem. Drugi cykl DC dostarczy odpowiedzi. Jeśli będzie ok, tak jak tym razem - będzie 3ci cykl. Jeśli nie, to powinnam być już w stanie wytrzymać na 1000 kcal. A tak naprawdę, to po tygodniu 1000 kcal, 29 maja będę umiała sobie odpowiedzieć, czy czegoś się już nauczyłam, czy umiem powstrzymać pokusy i być na 1000 kcal. Potwornie, koszmarnie się boję tego tygodnia. Będę się bardzo, bardzo starać, ale znam siebie, i wiem że chętki wprucia 2000 kcal albo ich wielokrotności w postaci pysznego majonezu, bitej śmietany, czipsów czy pizzy będę musiała zwalczać naprawdę walcząc pazurami z samą sobą. Bossssssszzzzz, j jak ja się nie lubię za to. I tatuśka za to, że w rodzinie koneserów papu i alkoholi mnie stworzył. No, ale, w zamian za to miałam bardzo ciekawe życie, kiedyś za spisanie w postaci książki się wezmę.
Triskellku, ja akurat lubię przyznawać się go zodiakalnych Bliźniaków, bo jestem ich typowym reprezentantem, poza tym lubię ten znak, no, nie tak jak te męskie Byki w mojej rodzinie, których dostatek. Och, ależ ja z ebaya amerykańskiego korzystam, właśnie tą drogą Paypaluję na przyboty hafciarskie pół swoich zarobków
. Problem w tym, że jeśli chodzi o nici DMC, to akurat specjalnie rewelacyjnych ofert w ebayu nie ma. Serio. Nie tak jak w Michaelu, gdzie w regularnych promocjach oferują 1 skein za 0,2 usd. Kiedyś w ebayu kupiłam pudło już skręconych na kartoniki nici, ale to było kiedyś. Jakbyś mogła kiedyś wdepnąć lub zadzwonić do nich, po ile 1 skein sprzedają i kiedy mają promocję, to by było super, super, super!
Julcyku, dziękuję, a jak Ty? Wyzdrowiałaś, odpoczęłaś? Egzamin z FR to sama przyjemność, może napisać za Ciebie?
Bev, dzielnaś Ty wielce. Żaden kawałeczek słodkiego nie ukryłby się przed moimi ząbkami. Podziwiam, bo ja kazałabym TŻowi taaaaaakie rzeczy jeść poza moim zasięgiem wzroku i świadomości.
Teraz wcisnę krótki nosek w bukiet konwalii, udam się na kanapę i pohaftuję, a potem zakończę dzień dalszym nicnierobieniem. Jutro walczyć muszę z kolejnymi pracami na piątek, więc dziś koniec laby.
Ach, no i już tylko 8 dni mnie dzieli od spotkania z TŻem, przylatuje w przyszły czwartek późno wieczorem. Tylko 4 dni, w tym 2 w Poznaniu (gdzie czeka mnie żarełko głównie zielone i kolorowe, w każdym razie dietetyczne, przygotowane przez Ciocię, która bardzo sobie do serca wzięła moje odchudzanie), natomiast 2 pozostałe nie wiem - pewnie na obiadokolację wybierzemy się gdzieś, gdzie on będzie mógł tyle, ile lubi i potrzebuje, czyli dużo, a gdzie serwują zdrowe sałatki. Natomiast 1 kolacja będzie meksykańska (urodzinowa) i trudno - zjem normalną. Raz w życiu mam 35te urodziny, a 35te dla mnie z bardzo wielu powodów są bardzo ważne. Już wiem co wybiorę, a czego nie, myślę że obronię się przed horrorem kalorycznym, znam to menu na pamięć, wiem, co powinnam wybrać, a czego nie.
-
Noo to teraz leci z górki
Zostały jeszcze 4 dni do końca DC i myślę, żę spadnie co najmniej 8 kilogramów w całym cyklu
Fjordingu jestem z Ciebie dumna, Twoja silna wola imponuje mi bardzo
Mogę się domyśłec jak było Ci trudno, szczególnie, że organizm mocno przepracowany domagał się swojej dawki kalorii. Najważniejsze, że przetrwałaś
Ale proszę, nie powtarzaj tego zbyt często, bo to niezdrowe.
Moja sobotnia chwila zapomnienia się została już mocno odpokutowana (2 baseny i jeden aerobik
. Zresztą po problemach z na drugi dzień z toaletą powiedziłam sobie NIGDY WIECEJ!
Mówisz kolacja w meksykańskiej knajpie... mmmm... brzmi smakowicie. Jak dojdę do swojego celu na dzień dziecka, to też dam się zbałamucić mężowi na coś pysznego (i mało kalorycznego oczywiście
).
Tymczasem zmykam na basen
Uściski
-
Dziewczyny, mam pytanie równie pilne, co ważne.
Czy któraś z Was używała kiedyś lub posiada takie ustrojstwo maszynowe do gotowania warzyw na parze? Chciałabym upewnić się, jak się takie coś sprawdza, czy warzywa nie wychodzą "gumowe", pomarszczone, jakie są w konsystencji, czy można też kurczaka (smacznie) ugotować na parze? Wiem, można korzystać z koszyczka, ale wpadłam na pomysł maszyny, stąd pytanie.
-
-
No to patrząc na uszy, jestem super inteligentka, Einstein normalny
Jedyne, co mam małe, to uszy.
Ustrojstwa niestety też nie posiadam, a że mieszkam z teściami, to pewne rzeczy się nie dają przemycić, jak choćby używanie nowych garnków (które są) zamiast starych, bo te przecież strasznie dobre jeszcz (no fakt, jeszcze się siłą woli trzymają.
Gratuluję Ci sukcesów, trzymam paluchy za ciąg dalszy
-
Ech, naptałam sobie dokumentnie. Nie uwierzycie (bom sama sprawdzała godzinę parę razy błędnym, ledwie otwierającym się lewym okiem), ale obudziłam się o.... 16:30. Nie wiem czy też tak macie, ale ja po totalnych maratonach roboczych mam tak, że 1szego dnia "po" jestem jeszcze nakręcona adrenaliną i funkcjonuję normalnie, natomiast 2go dnia klops - nie mam siły podnieść palca z poduszki.
Tak więc jest 17:00, zjadłam dopiero batona DC z kawą w ramach... śniadania, a teraz powinnam wcisnąć jeszcze 2 zupki DC. Mission impossible. Wcisnę 1 za godzinę i zobaczę, czy pójdę spać o normalnej porze, czyli do 01:00-02:00 rano
czy zapowiada się na to, że będzie to później, wówczas wcisnę jeszcze koło 20:00 ostatnią zupkę, tak bardzo, bardzo na siłę.
Waga pokazuje całe 0,5 kg mniej niż podczas ważenia przed południem, kiedy odbywałam z zamkniętymi oczami trasę łóżko-łazienka-waga-łóżko, ale zatrzymuję wcześniejszą wagę, nie przesuwam suwaczka. Fajnie byłoby, gdyby jutro rano waga pokazała także 113,5 kg, z radością wówczas uwzględnię.
A i pogoda kurrrrrrczę taka, że nikt mnie nie budził telefonami prócz rodzonego ojca, któremu przez sen udzieliłam oczekiwanych informacji.
Więc robota znów w nocy, albo muszę wstać o 4:00 rano i wystukać 3 zlecenia na jutro. A feee!
Solvinku, ja bardzo dziękuję, ale chyba pomyliłaś wątki?
Ja silnej woli nie mam ani troszeczkę!! Ani, ani! A Ty nawet nie wiesz, jak bardzo Ci zazdroszczę basenu, ale wiesz, co? Jak jeszcze z dychę zrzucę, dołączę
Co do meksynkańszczyzny, to taka nasza tradycja... Mamy tu w Wwie swoją ulubioną od lat knajpę, i każdy pobyt TŻa zaczynał się i kończył pyszną kolacją w tym przybytku, często 2 razy
Natomiast ostatnim razie latały takie masy olbrzymiej wielkości karaluchów - w knajpie bardzo znanej i całkiem drogiej - że noga moja tam nie postanie. Żal mi TŻa, bo domyślam się, że on by wpruł te delicje nie oglądając się na wielonożne towarzystwo, natomiast ja, jeśli mam w ogóle jakąś nerwicę, to właśnie na prusaki, ale to długa historia. Nie ma takiej możliwości, bym tam wróciła. Warszawianki z pewnością domyślą się, o którą knajpę chodzi, jakby co na PW mogę nazwę podać. Powstała natomiast nowa knajpa meksykańska w styczniu, do której planuję nas zabrać na tą kolację urodzinową. Jest jeszcze jedna, ale bardziej tex-mex w charakterze, lubimy ją, ale to nie to. Na meksykańszczyźnie się znamy
Julcyku, ależ meksykańska kuchnia proponuje fasolę w części dań, ale nie we wszystkich. Weź na ten przykład danie typu fajita (w którego przygotowywaniu jestem specjalistką). A propos, fajitę można z powodzeniem jeść podczas diety. Na diecie ediets była jednym z proponowanych dań. Tortilla, kurczak, papryka, cebula, zero tłuszczu, wychodzi bardzo niekalorycznie, byle 1 (słownie: jedną) pożreć. A sos do fajity oszukany też można zrobić: zamiast śmietany jogurt, a jeśli chodzi o salsę, to kształtuje się ona w okolicach zera kalorii 
Bev', w takim razie zapokaż kiedyś te uszka w ramach wizyty w śródmieściu, przejmę tradycję od Babci farmaceutki, która w schematach żyła i odmierzała mi je regularnie, co wizyta u niej. (Wlazłaś Ty wreszcie na wagę?)
-
Problem rozwiązałam. Właśnie skomsumowałam olbrzymią michę zupki, po prostu wrzuciłam 2 saszetki. Czyli ilość witamin i innych dobroci na dziś zrealizowana, tyle że napchałam się tak, że na myśl o jedzeniu...
-
witaj fiording stwierdzilam ze najlepiej bedzie jak bede na 1000 tymbardziej ze zbliza mi sie sesj, czyli dosc spora dawka ruchu. naDC przejde w wakacje ,ktore zaczynam za 3 tygodnie.to roziazanie bylo najrozsadniejsze.Ciesze sie ze narazie masz duzo silnej woli i oby tak dalej pozdrawiam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki