Xenusia- ja Tobie też życzę udanego, dietkowego weekendu :D
Takijko- dziękuję za życzenia i je odwzajemniam :D
P.S. Chciałabym przypomnieć sobie coś, co kiedyś napisałam w swoim starym wątku!
Niech bedzie to dla mnie powodem i dalszej pracy nad sobą, a może przyda się też Wam :D
"Jestem obżartuchem, który potrafi mało jeść przez tydzień, a potem daje upust swojej frustracji i słabej woli jedząc wszystko co popadnie. Zgadza się. To jest nałóg! Taki sam jak alkohol czy papierosy. A ja przecież prawie 6 lat temu rzuciłam palenie! I nie palę do dzisiaj, chociaż, tak się składa, że w pracy palą wszyscy! Zadałam sobie pytanie: dlaczego wtedy mi się udało? Dlaczego wytrwałam i nie wróciłam już do nałogu? Odpowiedź jest prosta! ZALEŻAŁO MI! Tak naprawdę od serca! I dlatego dałam radę. Zadacie pytanie: To co Kaśka mamy rozumieć, że nie zależy ci na schudnięciu, bo zawalasz sprawę? Odpowiem tak: mam kochającego, dobrego męża, który mnie kocha, akceptuje i przy którym czuję się prawdziwą kobietą. Mam wspaniałą, mądrą córeczkę, dużo przyjaciół, jeszcze więcej znajomych, ale mam też wysokie ciśnienie, bóle nóg, zagrożenie zawałem (tym bardziej, że pochodzę z rodziny zawałowców), okropny żal kiedy idę ulicą i słyszę uwagi pod swoim adresem, wielkiego stresa kiedy słyszę w sklepie: " to już największy rozmiar proszę Pani, większych nie ma", mam też spuchnięte nogi, obtarte uda i spocone ciało, kiedy w upał wszyscy chodzę w krótkich spodenkach, a ja ubrana jak na syberię. Dodałabym do listy negatywów jeszcze kilka pozycji, ale po co. To i tak wystarczy, żeby zobaczyć, że bilans nie wyszedł na zero, że minusów jest znacznie więcej niż plusów. Plusów właściwie nie ma żadnych, bo dobry mąż i udane dziecko, przyjaciele to nie zasługa otyłości tylko Pana Boga. Otyłość nie daje mi NIC!!!"