-
Hi Kefa, nie chcę tu smucić, ale mnie się nie udało jeszcze zwalczyć do końca przyzwyczajenia, że jak czytam to nie jem. :oops: Niestety, zakorzeniłam w sobie ten nawyk w dzieciństwie i tak już niestety we mnie drzemie, choć trzeba przyznać, że z coraz mniejszym natężeniem mnie atakuje. Najlepiej jednak wychodzi mi obstawienie się zapachowymi herbatkami podczas czytania. Pomaga. :P Gratulacje utraty tych dwóch kilosków, a wpadki niestety są nieuniknione, w dietkowaniu nie ma wszystko albo nic, najważniejsze to spokojnie to tego podchodzić i starać się nie dać w najbliższym czasie kolejnej wpadce. :wink:
-
Kefciu ja się muszę pożegnać na tydzień bo wyjeżdżam z dziećmi na działkę.
Trzymaj się i dietkuj ładnie :P
http://img149.imageshack.us/img149/2...50006l0qo5.jpg
-
Witaj ponownie,
przeczytałam wszystko, od góry do dołu, od lewej do prawej - dostanę medal? ;)
muszę Was wszystkich zdziwić, uwielbiam czytać, a jedzenie w trakcie czasem mi uprzejmnia to, ale raczej przeszkadza. nie chcę brudzić książek a jak się je, to może się zdarzyć. często czytam w łóżku i mam ręce zajęte przez książkę właśnie, więc jedzenie odpada. za to herbatki jak najbardziej;)
poza tym chciałam napisać, ze Twój wątek tchnie energią. tylko nie wiem, czemu czekasz na jakiś kryzys? lepiej, że go nie ma.
do przeczytania.
julcyk.
-
Kefa, musimy się trzymac razem.. ja dzisiaj znowu się nażarłam przy jedzeniu.. jejku, jaka jestem zła.. :twisted:
nic dzisiaj nie powinnam jeść, koniec, zaraz za to chyba powinnam pojechać gdzieś na 3 godziny rowerem, by coś spalić.. a potem dobić się na steperze.. już siły na siebie nie mam... :cry:
tak jest zawsze, jak jestem w domu sama, a mąż w pracy.. przy nim tak nie jem, bo wstyd.. to co, mam też wychodzić, jak jego nie ma?? paranoja totalna... :?
o cóz, wybaczam, jak ktoś ma detektywistyczne skłonności, to nie ma rady..
kiedyś byłam wegetarianką kilka ładnych lat - byłam w liceum i przeżyłam któregoś dnia szok po pewnej wystawie fotograficznej na temat wiwisekcji... do dziś pamiętam niektóre zdjęcia.. coś się we mnie zablokowało i mimo najszczerszych chęci nie mogłam nić mięsnego pzrełknąć... ale potem wyszło mi to włąściwie na zdrowie, bo byłam bardzo chorowita, chorowałam kilka razy na zimę w każdym miesiącu opuszczałam szkołe.. a po przejściu na weg przez kilka lat nie złapało mnie ani jedno przeziębienie :lol:
teraz jem, ale mało, nie codziennie i wybieram tylko białe mięso..
a callanetics lubię.. tak..
tylko tego jedzenia przy czytaniu .. nie... (po zjedzeniu, a nie przed :evil: )
-
Witam, witam i o zdrowie pytam :wink:.
Byłam na zupełnie niespodziewanym wyjeździe na działce u znajomych, dosłownie czasu miałam tyle, żeby w pośpiechu się spakować i wybiec z domu, nie mogłam więc uprzedzić o tym na forum. To wyjaśnienie mojej nieobecności tutaj, co by osoby wpadające do mnie nie miały różnych dziwnych myśli co do powodów mego milczenia :twisted:.
To były tylko trzy dni, a dały mi tyle relaksu i odpoczynku, co miesiąc siedzenia w domu. Po prostu bosko. Uwielbiam bliski kontakt z naturą, a że sama mieszkam w bloku w betonowej dżungli, możliwość takiego na przykład wstania rano i picia kawy na tarasie blisko drzew i kwiatów to raj po prostu. Nic mi wówczas do szczęścia nie brakuje.
A co najważniejsze, przez całe te trzy dni nie wychodziłam prawie z wody, ja, która zarzekała się, że popływam sobie dopiero za rok, kiedy nie będę już straszyć ludzi wyglądem. Gdy tylko zobaczyłam jezioro, prześliczną małą plażę, otoczoną drzewami, ludzi niewiele, popędziłam po strój i rozejrzałam się tylko, czy nie ma w pobliżu jakichś starszych panów ze słabym sercem :wink:.
Woda była cudowna, prawie dla mnie za ciepła, drzewa nadawały zielony odcień wodzie, co bardzo lubię, spokój, żadnego dzikiego tłumu, parę wędkarzy w szuwarach. Pojęłam wtedy, jakim bezsensem jest pozbawianie się takiej radości tylko dlatego, że mam ciało, jakie mam, i ktoś je zobaczy. Zrozumiałam, o czym pisała Peszymistin. Dla mnie pozbawianie się przyjemności kąpieli jest o wiele gorszą torturą niż pokazanie się ludziom w stroju kąpielowym. Ale żeby to zrozumieć, trzeba przełamać się i spróbować. Ja naprawdę wyglądam nieciekawie. Szczególnie uda mam w strasznym stanie, zniekształcone wręcz przez cellulitics, z popękanymi naczynkami. I co z tego? Ważniejsza jest dla mnie woda czy opinia ludzi? Jeden zero dla wody.:)
Zresztą, ja wcześniej miałam naprawdę czarne wizje na temat, co to będzie jak się rozbiorę na plaży. Rzeczywistość mile mnie rozczarowała. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, tym bardzej, że rozbierałam się jak najbliżej wody, parę kroków, i już woda osłaniała litościwie moje wdzięki, bo tam brzeg jest bardzo stromy. Na pewno panie spoglądały na mnie, gdy byłam tyłem do nich, i pocieszały się pewnie, że one wyglądają lepiej, ale to normalne, chyba każda z nas tak robi. Sama jednak nie złapałam ani jednej reakcji na swój temat, a czujna byłam bardzo. Zresztą jestem pewna, że większość ludzi rozumie, że otyła osoba wstydzi się, więc starają się jej nie krępować.
Napisałam to, aby zachęcić wszystkich, którzy lubią pływać, ale mają opory przed pokazaniem się na plaży.
A teraz już konkrety dietowe. Poza ilością kalorii, oczywiście “na oko”, bo wagi tam nie było, systematyczność nie istniała przez te parę dni. Jadłam po prostu wtedy, gdy wpadałam do domku w przerwach między kąpielami. Same potrawy też nie były zbytnio dietetyczne, bo jadłam i kiełbaskę z grilla, i pierogi z truskawkami i śmietaną, biały chleb z szynką, kopytka z kapustą. Śladu po nich nie ma , woda naprawdę, jak to się mówi, “wyciąga”.
Zważyłam się wczoraj dopiero, nie w sobotę, bo prawdę mówiąc zapomniałam, i zobaczyłam wynik 99.8 kg, żegnam się więc powoli z setką. Ale, jak już pisałam, wcale mnie to nie rusza, phi, :wink:, też mi coś :wink:. Aha, i BMI mam 39, więc poniżej 40, która oznacza otyłość zagrażającą życiu. Teraz mam już otyłość zagrażającą zdrowiu tylko.
Na razie tyle, idę poczytać wątki, maraton to będzie, później wam poodpisuję.
-
Kefa cieszę się, że w końcu się pojawiłas;) już myślałam, że to ja Cie tak przeraziłam, że postanowiłas więcej tu nie wracać;P
jeziora popieram jak najbardziej, uwielbiam pływać i jezioro jest dla mnie najlepsze... mam zamair jechać z poczatkiem września na prade dni nad jakieś jezioro, jesli wszystko wypali to będę sie wesoło pluskac;)
miłego dnia.
-
Mam nadzieję, Julcyk, że zdążysz z pogodą w tym wrześniu :). Ja kocham pływać w jeziorze. Morze często niespokojne, w rzece pod prąd albo z prądem, na basenie nie ma przyrodzy. Jezioro jest idealne dla mnie.
-
Kefa - GRATULUJE EFEKTÓW DIETKOWANIA http://www.cosgan.de/images/midi/froehlich/a030.gif WIELKIE BRAWA :!: :!: :!:
Ahh rozmarzyłam się czytając Twojego posta :roll: jak ja marze o domku nad jeziorem i kawie na tarasie :roll: tylko pomarzyć....... Mieszkam jak Ty w bloku na wielkim osiedlu, gdzie nie spojrzeć bloki :x a do tego ten upał i ma się dość wszystkiego :?
Pozdrawiam i zazdroszczę tego wyjazdu :P
-
Kefa - przeczytałam cały twój wątek - i powiem krótko PODZIWIAM twoją umiejętność przeanalizowania siebie, ja mam ścisły umysł i najlepiej mi wszystko wyrażać w punktach : to i to trzeba taki i tak zrobić; a jednocześnie czytając Ciebie widziałam tyle podobieństw do siebie = czytania + jedzenie, zagrzebywanie się w samotności, TV + jedzenie ; Jak ludzie różni od siebie potrafią popełniać te same błędy. Zazdroszczę wyjazdu nad jezioro - myślę że i ja mając możliwość popływania w jeziorku bym się zdecydowała ubrać strój i wejść do wody, uwielbiam pływać. Co do czytania różnych artykułów na temat zdrowia i diety to chętnie a i tak sama zdecyduję co z tego do mnie przemawia. Za linki bardzo dziękuje - chętnie poczytałam i stwierdzam że najlepiej jak jeść to wszystko nie przetworzone, surowe i jak to się mówi mleko prosto od krowy, jajko prosto od kury. Tylko niestety mieszkając w mieście nie mam na co dzień takiej możliwości. Moi rodzice mieszkają na wsi ale bywam u nich raz na parę miesięcy, a i oni nie mają ani kur, ani krów – w ogóle żadnej uprawy, porostu jak przeszli na emeryturę to kupili na wsi domek i się tam wyprowadzili z miasta gdzie mieszkali całe życie.
JA NIE WIEM co się dzieje ale na twoim wątku wszyscy się rozpisują nawet ja
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 24.07.2006 – 114 kg
-
Ufff, nalatałam się po wątkach jak dzika świnia :wink: , w końcu muszę swój odkurzyć. Szkoda, że przy takich spacerach kalorii traci się tyle, co siedząc :lol:
NowaJa, dzięki za gratulacje, ty też masz niezły wynik. Kawa na tarasie to jedno z moich stałych marzeń, mam nadzieję, że kiedyś się ziści i nie będę skazana tylko na ewentualne zaproszenia do takich rajów na ziemi :P Na razie mogę tylko pić kawę na balkonie, z widokiem na następny blok :x . O przepraszam jeszcze na stadion, zawsze to jakieś urozmaicenie :wink:. Swoją drogą, widok z okna na obiekty sportowe w utrzymywaniu sylwetki wcale nie pomaga :twisted:.
Takija, wcale nie jestem pewna, czy my takie bardzo różne osoby jesteśmy. Ja też nie narzekam na swój ścisły umysł, w szkole problemów z matematyką nie miałam. Może tylko z matematyczką :wink: W ostateczności wybrałam wykształcenie humanistyczne, ale w testach zawsze wychodziła mi równa ilość punktów w zdolnościach matematycznych i humanistycznych, co mnie szczególnie złościło, bo miałam problem po maturze z wyborem studiów.
A wypisywać w punktach najróżniejsze plany i założenia zawsze bardzo lubiłam, do dzisiaj znajduję w zakamarkach szaf karteczki z czasów młodości górnej i chmurnej z takimi planami 6-letnimi :wink:
Słuchajcie ( a właściwie czytajcie ), mam w planach pierwszego sierpnia zrobić miesięczne podsumowanie lipcowego odchudzania. Jednym z elementów będą pomiary strategicznych miejsc. Początkowe pomiary dokonane dawno, ale ich nie podałam, bom się wstydziła. :oops:
Pomiary, myślałam, że robię fachowo, tzn. szerokość bioder mierzymy w ich najszerszym miejscu, czyli dosyć nisko, właściwie na pupie. To samo z udami - mierzymy w najszerszym miejscu, czyli prawie w pachwinie. Talia odwrotnie - to miejsce najwęższe. A tu na forum czytam niekiedy, że dziewczyny mierzą biodra gdzie indziej, a pupę osobno. I wówczas w biodrach wychodzi mniej centymetrów :twisted: . A przecież jeżeli metka na spodniach czy spódnicy informuje, że w biodrach jest szeroka na 100cm, to znaczy że tyle ma w miejscu najszerszym. Trochę namotałam, ale chyba wiecie, o co mi chodzi.
Dla mnie więc biodra oznaczają miejsce najszersze w tych rejonach. Proszę się więc nie przerazić 1 sierpnia :twisted: