-
Wymiary:1 lipca -- 3 sierpnia:
waga: 106kg -- 99.5kg
biust: 116cm -- 112cm
pod biustem: 99 -- 94.8
talia: 103 -- 99
biodra: 134 -- 128
udo: 82 -- 79.2
BMI: 41.41 -- 39.06
Wzrost bez zmian: 160 cm :wink:
Pierwsza liczba to pomiar sprzed miesiąca, druga - dzisiejszy. Bardziej przejrzyście nie udało mi się zrobić, bo ten forumowy system ignoruje większe odstępy.:roll:
Tyle się namęczyłam, żeby znaleźć poprzednie pomiary, nie mówiąc już o samym mierzeniu, że nie chce mi się wpisać, ile mi wszędzie ubyło. Jak ktoś chce, niech sobie liczy.:wink:
Mam taką stronę www.fittogether.net , na której wpisuje się wymiary bez mała wszystkiego, a oni już sami obliczają zmiany, włącznie z pomiarem zawartości tłuszczu, spalaniem kalorii, suchą masą ciała (?? Ja chyba takiej nie posiadam ). Schudłam 1cm w szyi, w kostce, w przedramieniu :D. Tu takich szczegółów na razie nie wpisuję, może jak osiągnę bardziej spektakularny sukces.
Ale obiecałam sobie, że co miesiąc tutaj będę wpisywać wymiary, bo dotychczas zapisywałam je na karteczkach, które nagminnie gubiłam. Na forum zawsze je znajdę.
Jestem tak zmęczona po dwudniowym pływaniu ( wczorajszy deszcz i ochłodzenie wcale mnie nie zniechęciło ), że nie mam siły na razie na pisanie podsumowania i refleksji. Może później. Osłabłam jakoś, ledwo siedzę przy kompie. Muszę przeanalizować jadłospis, może czegoś w nim brakuje.
Na razie, idę regenerować siły :wink:.
Aha, i według tej strony miałam 53% zawartości tłuszczu w organizmie, a teraz mam 51%. W dalszym ciągu więc tłuszcz to „większa połowa” mnie . :evil:
-
Przesyłam pozdrowienia
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
-
-
Tak to jest, jak ma się w planach jakieś wielkie refleksje i podsumowania. Wcale nie chce mi się ich teraz robić, natchnienia nie mam :( . No ale muszę, bo lipiec był pełen błędów, a nie chcę, żeby ciągnęły się one za mną do jesieni.
No więc tak, oto części maszyny pt. "odchudzanie z automatyczną zmianą wagi" do wymiany:
1. ILOŚĆ POSIŁKÓW
W lipcu, poza parodniowymi zrywami, była to jedna wielka samowolka. Jadałam od...hm 2,3 do 6 posiłków dziennie, z przewagą tej pierwszej liczby niestety. Duży wpływ na tę niesubordynację ma totalnie nieregularny tryb życia, wstawianie o różnych porach, chodzenie spać na przemian to o 22.00, to o 2.00, przebywanie poza domem w porach posiłków...i jakie jeszcze usprawiedliwienie tu wymyślić? :wink: Aha, i moja totalna beztroska w tym względzie.
2. ILOŚĆ KALORII
Właściwie to patrz punkt wyżej. Miałam dni, kiedy jadłam 1600, i takie ( zazwyczaj dzień po tych rozpustnych ), kiedy było i 650...Średnio wychodziło 1200, ale średnia matematyczna to akurat w tym wypadku nie ma uzasadnionego zastosowania. :x
3.
ILOŚĆ RUCHU
Za mało, za mało, za mało, i nieregularnie. A to za gorąco, a to zmęczona po wczorajszym pływaniu, a to paluszek, a to główka :twisted:. Rower stoi zakurzony ( za gorąco było ), płyta z pilatesem zakurzona ( za trudne przecież ), płyta z ciążowymi też już się kurzy ( to już za łatwe ), kurz pokrył płytkę z aerobikiem ( kolan nie mogę nadwyrężać ).
Hm..., chyba za rzadko odkurzam :wink: .
Mam ściśle określone oczekiwania, jeżeli chodzi o sport: chcę poprawić kondycję i ukształtować mięśnie, szczególnie na brzuchu i udach. Jak już ma mi tam wisieć sflaczała skóra, to niech chociaż pod nią rysują się ładnie wyrzeźbione mięśnie.
Kondycja jest mi potrzebna, bo mam wizję siebie wchodzącej lekko na szczyty górskie ( w końcu koziorożec jestem :wink:, chociaż bardzo wybrakowany...).
4. Może dość tej ilości, teraz JAKOŚĆ POŻYWIENIA. Z tą najgorzej nie było, głównymi produktami, jakimi się żywię, są: chleb razowy, serki, ryż brązowy, pomidory, ogórki, kalafior, cukinia, arbuz ( ten w ilościach hurtowych ), ziemniaki, makaron razowy, zielenina i kiełki ( te uprawiam namiętnie w specjalnej maszynie ), jogurt naturalny, muesli, wszystkie dostępne owoce, warzywa typu włoszczyzna oczywiście, trochę mleka, mięso okazjonalnie, jajka, wyroby z soi.
Najgorsze lipcowe grzechy: kawałek tortu , lody, dwa cukierki ( dosłownie ), ziemniaki polane sosem, pizza ( sztuk 1 ), dwa piwa, oraz jedzenie arbuza do granic możliwości mojego żołądka. Więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie serdecznie żałuję. :wink:. Szczerze mówiąc najbardziej martwi mnie to opychanie się arbuzem i innymi owocami, bo żołądka takimi praktykami to ja sobie nie skurczę.
Tak przy okazji, to mam problem w wartością kaloryczną arbuza: są tabele, w których ma 36 kcal, ale są i takie, w których podane jest 12 kcal...??? Chociaż to by było zbyt piękne :roll:.
Zdaję sobie sprawę, że te wszystkie błędy i wypaczenia przeszły ulgowo, bo był to początek diety, a wtedy jak wiadomo, wiele nie trzeba, aby waga ruszyła. Dalej jednak tak pięknie nie będzie, będę zatem wymagać od siebie większej stanowczości.
A więc:
1. JEM PIĘĆ POSIŁKÓW O OKREŚLONYCH PORACH
2. PILNUJĘ CODZIENNEJ GODZINNEJ DAWKI RUCHU
3. PULA KALORII: 1200
Hm...., czy ja aby nie miałam takich postanowień na początku lipca? :twisted:. Ot, i wracam do punktu wyjścia.
Co do ilości kalorii, to mam chętkę na tysiaka. Sierpień jednak będzie bardzo pracowitym miesiącem, wymagającym ode mnie szczególnie dużo wysiłku umysłowego, a ja niedyspozycji myślenia spowodowanej zbyt małą ilością glukozy, którą żywi się mózg, boję się o wiele bardziej niż słabości fizycznej. Może naczytałam się na dużo rewelacji, jak to w trakcie odchudzania obniżał się iloraz inteligencji w badanej grupie. Ja bym chciała moje resztki ocalić.
Aha, jeszcze nie wspomniałam o skutkach ubocznych miesięcznego odchudzania. Z negatywnych zanotowałam tylko jeden, mianowicie przy schylaniu się mam lekkie zawroty głowy. Z pozytywnych: ani śladu po opuchliznach, uczuciu ociężałości i ospałości, luźne ubrania, buty zawiązuję bez duszenia się, na moje czwarte piętro wchodzę, a nie wczołguję się z narażeniem życia nagłym zawałem albo wylewem, nie ma śladu po napadach bicia serca w nocy.
Właściwie do postanowień dodaję jeszcze jedno: na bieżąco będę zdawać relację ( na forum oczywiście ) z ilości i pór zjadanych posiłków. Może to mnie zdyscyplinuje i pozwoli okiełznać mego antyzegarowego demona.:twisted:
-
Kardloz, ależ ważę się częściej, oficjalnie raz w tygodniu, ale zdarza mi się wejść na wagę co dwa dni. Codziennie jeszcze się nie ważę, bo wynik i tak mnie nie zachwyca i nie chcę go po prostu oglądać zbyt często, ale wiem, że to się zmieni po zobaczeniu ósemki.
Bella, licencjat to akurat pierwszyzna, bo pierwszy dyplom to magisterka, której napisałam ponad 100 stron. Teraz są ścisłe przepisy co do ilości stron w pracy dyplomowej: w licencjackiej nie może ona przekroczyć 40, więc wydawałoby się, że co to dla mnie... Ale tak mi się nie chceeeeeee. Dobrze chociaż, że pogoda się zmieniła, do takiej pracy dla mnie idealna.
Ja przy pisaniu tekstów nie podjadam, bo mnie to rozprasza, za to jestem bardzo nieodporna na głód, nie umiem myśleć przy akompaniamencie burczącego brzucha. Z tego między innymi względu zdecydowałam się na pięć posiłków, bo normalnie to bym wolała cztery. Zazdroszczę Ci tej uśmiechającej się wody na biurku, do mnie ona raczej szczerzy kły :twisted:. Nie lubię jej pić, gdy nie jestem spragniona. Mi posyła kuszące uśmiechy filiżanka parującej kawy, to bez niej nie umiem pisać.
Peszymistin, dzięki za gratulacje, a za ten wzór to bym cię po tych schodach z chęcią pogoniła, najlepiej w warszawskim pałacu kultury i nauki :twisted:. Broń Panie Boże od takich wzorów.
NowaJa, także dziękuję za gratulacje, i wzajemnie. :D
Megamaxi, Devoree zachowała się jak najbardziej uczciwie, decydując się na zamknięcie wątku. Zresztą zdarzają się przecież okoliczności życiowe, przy których trudno pamiętać o takich drobiazgach. Ale nie wszyscy mają akurat takie sytuacje, a mi aż przykro się robiło, jak czytałam wpisy błagające o znak życia, tęsknotę, rozczarowanie, wierne odwiedzanie wątku i czekanie na powrót właścicielki.
Xixatushka, a dlaczego to co robisz, nie można nazwać odchudzaniem? To jest jak najbardziej odchudzanie, i to zupełnie w niezłym stylu, takie bezstresowe :wink:. Dzięki za wyjaśnienie u Ciebie, jak to jest z polonistyką w Wilnie. Zastanawiałam się, czy jest to obca filologia, bo na Litwie mieszka chyba sporo Polaków. A jaka z ciebie poliglotka, podziwiam :D.
-
Witaj Kefciu :P
Jak czytam te twoje błędy to tak jakbym o sobie czytała :roll:
Ja też jem nieregularnie raz więcej raz mniej i zawsze znajde wymówkę, zeby nie ćwiczyć :oops:
Ale juz postanowiłam że kupię rowerek i na nim będę jeździć 30 minut dzienne :P
Tyle czasu znajdę w ciągu dnia :P
Trzymaj się :!:
-
Peszymistin, z tym szanowaniem organizmu i biczowaniem się nie jest tak źle. Być może trochę zbyt jaskrawo tę autokrytykę wyprodukowałam :roll: . Powinnam też pochwalić siebie za osiągnięcia i wypunktować dobre strony. Ale już mi się nie chciało. Za długo pisałam. :roll:
Jakbym chciała spojrzeć na me odchudzanie w lipcu na zasadzie szklanki pełnej do połowy, to stwierdziłabym, że jadłam najczęściej 1100 - 1300 kcal, sporo jak na mnie ćwiczyłam, bo były i dywanowce w domu, i pływanie, i dużo chodzenia pieszo.Jeść zaczynałam przed południem, ostatnie posiłki były nie później niż o 19.00. Jadłospis: jak dla mnie prawie doskonały. No i schudłam 6 kilo, czuję różnicę po ubraniach, apetyt mi się zmniejszył, żołądek mimo wszystko trochę się skurczył ,prawie nie mam już niezdrowych ciągot, emocjonalnie się nie szarpię.
Ech, jak to trudno być obiektywnym... :wink:
A gdybym zaczęła Cię naprawdę po tych schodach gonić, to musiałabyś przypomnieć sobie wszystkie techniki udzielania pierwszej pomocy w sytuacji zagrożenia życia :wink: .
Gór ci szalenie zazdroszczę, u mnie akurat pogoda zrobiła się taka, jaką miewałam często w górach ( chmury, deszczyk, mgiełka, orzeźwiający chłodek ), że tym bardziej mnie ssie. Niestety, ten głód mogę zaspokoić dopiero w przyszłym roku :( .
-
No tak - widzę że tez analizujesz co jak i kiedy - Wirzę że uda nam sie dzieki temu dojść do wymażonej wagi
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
-
Kefo, moje najserdeczniejsze gratulacje! Zarówno z powodu osiągów - 6 kg to świetny start - jak i przemyśleń.
Żeś istota myśląca - widać jak na dłoni, dlatego zajdziesz daleko... jeszcze jakieś 40 kg z ogonkiem do przodu :) Podoba mi się bardzo Twoje podsumowanie i analiza - szklankę z czystym sumieniem możesz uznać za pełną do połowy, bo jakichś specjalnych przestępstw i wykroczeń nie popełniasz, a poza tym bez względu na wyjedzony limit kalorii - nie przerywasz diety. A nawet te 1600 to i tak sporo poniżej zapotrzebowania Twojego organizmu, więc efekt jest jaki jest, czyli chudniesz! I świetnie :D
Plany sierpniowe też są niczego sobie... Mam nadzieję, że wdrażanie ich w życie pójdzie Ci doskonale i że za miesiąc pochwalisz się równie imponującym wynikiem! :D
jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam!
-
sześć kilo za tobą, kolejne sześć w sierpiniu ( :wink: ), to już będzie 12 :D :D
teraz masz większy doping i doświadczenie, łatwiej się kontrolować niż zaczynać od początku :lol: mimo wpadek pewne zdrowe zasady masz już wpojone, a więc kiloski będą musiały lecieć dalej w dół - wolniej lub szybciej, ale i tak są na stratę :D :D