-
Dziewczyny, dziękuję za gratulacje i wsparcie.
Hybris, to "jeszcze tylko 40 parę", to piękna wizja :lol: !
Magpru, oczywiście, że w sierpniu też będzie szóstka, co do tego nie mam wątpliwości :D !
Na razie, tak króciutko, bo przy Perfekcie ( z ich tekstów uczyłam się jako bardzo młody człowiek rozumieć rzeczywistość, która mnie otaczała ).
-
Kefo Kochana, jak będziesz miała te 4 dychy po właściwej stronie suwaczka, to się będziesz z nich śmiała - ja Ci to mówię. W tej chwili to, że ważyłam prawie 120 kg wydaje mi się wręcz niewiarygodne. To tak, jakbym dochodziła do siebie po jakimś złym śnie. Na szczęście ten sen jest coraz bardziej poza mną.
Mam nadzieję, że niedługo powtórzą koncert Perfectu, bo aż wstyd się przyznać - zasnęłam w trakcie. Chociaż musze Ci powiedzieć, że tak, jak Perfect kocham, a sam Markowski to dla mnie chodzący extrakt męskiego sexapilu, to wczorajszy koncert podszedł mi tak średnio.
Przede wszystkim - ja rozumiem prawa sopockiego festiwalu, jubileuszu, etc. ale primo - dla mnie było za mało "cukru w cukrze", tzn. za mało samego Perfectu, za dużo gości, a secundo... nie podobały mi się wykonania i to właśnie mojego cudownego, uwielbianego Grzesia M. O wiele lepiej brzmiał na urywkach materiału reporterskiego, który puszczali przed koncertem, tam - no może to wina nagłośnienia - ale śpiewał jakis za płasko, jakby był przyduszony, nie mieścił się w tonacji, albo nie słyszał sam siebie. Duet z Banaszak tak samo - po zajawkach z próby spodziewałam się trzęsienia ziemii, ale się nie doczekałam. Poza tym to cmokanie jej po łapkach (to ma byc, kurde, rockman???? ), te inscenizowane przytulanki - jakoś zupełnie nie pasowały mi do obrazu, jaki perfekcyjny Grzegorz sprzedawał dotychczas.
Film mi sie urwał mniej więcej po "kołysance dla nieznajomej", więc jakbyś mogła napisać, czy później dużo straciłam - byłabym Ci wdzięczna.
pozdrawiam!
-
Hybris, moje odczucia z jubileuszowego koncertu Perfectu są dokładnie takie, jak Twoje. Ty zasnęłaś, ja zaczęłam patrzeć w TV tylko jednym okiem, drugim łaziłam po necie. :wink: Nie pamiętam dokładnie, kto po Patrycji jeszcze śpiewał, ale najlepsze wykonania wg mnie to Rynkowskiego „PePe wróć” ( no w końcu wiem, co to za skrót :D) i Braci „Całkiem inny kraj”. Była też Kayah ( nie zachwyciła ) i Urszula, która rozłożyła mnie na łopatki swoją interpretacją Ewki. Spłyciła ją totalnie ( oczywiście to tylko moje amatorskie zdanie ), zrobiła z niej przyśpiewkę kolonijną. Pefect wykonał osobiście ostatnią tylko piosenkę.
Markowski tak brzmi, jakby miał zużyte struny głosowe. Obserwuję taką stopniową utratę głosu wśród wielu artystów, niestety.
Powiem ci szczerze, że podczas gorszych kawałków zachowywałam się prawdziwa, rasowa baba, czyli komentowałam wygląd solistek :oops:. Zastanawiałam się , patrząc na Banaszak, dlaczego kobiety w „pewnym wieku”, aby odjąć sobie lat, wbijają się w dżinsowe mundurki? Przed nią tak się przyodziewała Ewa Bem, w czasach gdy sporo schudła. Wszędzie, w telewizji , na zdjęciach, okładkach, straszyła mnie granatową dżinsową kurteczką i takimiż spodniami. A wczoraj Hania B., która zresztą zachwyciła mnie figurą i młodą twarzą ( no nie wiem, może jakiś lifting tam wchodził w grę :twisted: ).
Grzegorz traktował ją jak damę polskiej piosenki, a ta w uniformie :roll:. A propos, taki chyba urok wszelkich jubileuszy, nawet rasowi rockmani ckliwieją :wink:.
A Urszula sporo przytyła :twisted:.
No widzisz, i to są moje refleksje z koncertu gigantów polskiej sceny muzycznej :oops:.
-
Kefciu, bo to chyba coś w rodzaju stereotypu z tymi dżinsowymi mundurkami - jestem piękna i zgrabna - to noszę. Sama je lubię, ale nigdy w duecie - tzn. jak spódnica dzins to nie marynarka, jak marynarka - to spódnica materiałowa :) Zresztą trzeba przyznać, że rzeczywiście dopasowany dżins ładnie podkreśla sylwetkę :) I na tej zasadzie nosiła je Ewa Bem i na tej zasadzie nosi Banaszak, z tą różnicą, że Banaszak jakoś nigdy specjalnie utyta nie była. A lifting to ona ma na 100% zrobiony, bo TAKA cera jaką ona ma - nikt mi nie wmówi, że jest naturalna u 50-latki bez udziału Photoshopa albo skalpela :twisted: Do tego jest opalona na mulatkę, ale z tym ostatnim raczej jej imo nie do twarzy. "Pepe wróc" Rysia R. słuchałam, jak juz zaliczałam odjazd, więc trudno powiedzieć, żeby mnie poderwało ;) Bracia rzeczywiście byli bardzo, bardzo dobrzy, choć ja prywatnie i tak wolę ich tatusia ;) Urszula + jej kieca-topielica + Ewka to była pomyłka totalna, nie wiem, kto to wymyślił. Utyła rzeczywiście, ale ja mam wrażenie, że ona po prostu nigdy nie wróciła do figury po dziecku - a teraz próbuje to tuszować dość nieudolnie - czy są w tym kraju jacyś styliści???? A może są, tylko pani Urszuli z nimi nie po drodze... :roll:
Zresztą Ostrowska też podobała mi się raczej tak sobie. Młoda Markowska - jak jej nie lubię - wypadła nadspodziewanie dobrze. Co do występu Kayah, to przy nim zasnęłam ostatecznie - tzn. mój mózg jeszcze zarejestrował, że się pojawiła, ale bij-zabij nie pamiętam, co śpiewała ;)
Wygląda więc na to, że wyoglądałam prawie do końca. Dobrze wiedzieć, bo czuję się zwolniona z obowiązku oglądania powtórek. Wolę sobie Perfect z płyty zaserwować... jak to czynię od rana :)
ściski!
-
Wiec to byla Urszula :?: :?: :?: Nie doslyszalam zapowiedzi i przez cala piosenke zastanawialam sie kto tak bezlitosnie kaleczy "Ewke"! No ale teraz przestaje mnie to dziwic... Zgadzam sie ze Bracia i Rysio (choc go nie znosze) wypadli najlepiej, Kayah strasznie mnie rozczarowala.
Kefo, chyba jeszcze nie pogratulowalam Ci lipcowych osiagniec, no ale przeciez chwilke mnie tu nie bylo. Jestes swiadoma niedociagniec i chcesz to zmienic wiec jestem pewna ze sierpniowe dietkowanie bedzie rownie - o ile nie bardziej - udane!
Pozdrawiam serdecznie!
-
Hi Kefa, naprawdę lipcpwe osiagnięcia są warte powtórki w sierpniu. :wink:
-
Przesyłam - pozdrowienia - jak tam z dietą po weekendzie??
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
-
Jestem skołowana, zniesmaczona, rozczarowana i wyssana. ( z rozumu, tłuszcz jeszcze się trzyma ). Wszystko przez to, że zachciało mi się podrążyć temat węglowodanów. Zaczęłam więc szperać po internecie i trafiłam na dwa fora "dobrej diety" ( czyt. optymalnej ), na których dwa przeciwne obozy "kulturalnie" i "naukowo" usiłowały udowodnić przeciwnikom, że to dzięki swojej diecie ( korytkowej, pastwiskowej lub padlinowej - do wyboru ) ci drudzy są bezmózgimi idiotami niezdolnymi do samodzielnego myślenia. Sądząc po poziomie dyskusji - każde jedzenie bardzo szkodzi :twisted: . Chyba przejdę na odżywianie za pomocą pobierania energii z wszechświata :twisted: .
Nie no, zdarzały się wątki pod względem merytorycznym bez zarzutu, na przykład:
zwolennik diety optymalnej:
"Stara jak i nowa wiedza mówi na temat aminokwasów prawie tak samo. Pomijając fakt, że aminokwasy egzogenne muszą być dostarczone do organizmu w postaci izomeru L ( a to prawie wyłącznie jest możliwe z prod. zwierzęcych)"
na to wyznawca wege:
" wszystkie produkty spożywcze pochodzenia roślinnego zawierają komplet aminokwasów (tzn. niezerowa ilość każdego aminokwasu egzogennego), podobnie jak produkty pochodzenia zwierzęcego (z jedynym znanym mi wyjątkiem pod postacią żelatyny, która praktycznie zawiera zero tryptofanu). W obu kategoriach białek istnieją jednak różnice w profilu aminokwasowym w zależności od konkretnego produktu, czyli wzgledne proporcje miedzy poszczegolnymi aminokwasami egzogennymi mogą być bliższe lub dalsze ideału, za który przyjęto białka całego jaja kurzego."
:shock: :shock:
I na co mi to było?
Chociaż generalnie temat właściwego żywienia człowieka zawsze mnie interesował i lubiłam sobie hobbystycznie poczytać to i owo, ostatnio moja wiara w obiektywność nauki jest mocno podkopana. Nawet proste, wydawałoby się, statystyki wieku umierania według optymalnych wskazują, że wegetarianie umierają wcześniej od mięsożernych, inne statystyki pokazują, że to wege żyją dłużej, według medycyny akademickiej obie grupy są zagrożone, ortodoksi obu grup potępiają oficjalną medycynę żądając dowodów na słuszność nowej piramidy żywienia, i tak w kółko.
Wszystko to przypomina mi spory religijne, w których każdy może stwarzać nowe dogmaty i interpretacje według własnej fantazji, bo i tak nikt tego nie sprawdzi ( no, może po śmierci :wink: ). Wydawałoby się, że zależność odżywiania i zdrowia jest jak najbardziej do uchwycenia, zbadania, materiału badawczego nie brakuje, skąd więc takie rozbieżności i totalne zagubienie, także wśród zawodowców?
Tym pytaniem retorycznym kończę temat.
-
Kefciu - swietne cytaty, swietny post, swietne przemyslenia :!: :D :!: :D :!: :D Usmialam sie jak norka, co w mojej obecnej sytuacji jest nie byle jakim osiagnieciem. :D
To ewidentnie slepy zaulek. Wydaje mi sie, ze sedna sprawy dotknelas na watku Dagmary ,ale pozwolisz, ze tamto Twoje wystapienie skomentuje pozniej.
Nie sadze, zeby dalo sie zweryfikowac slusznosc/wartosc stylow zywienia. Trzeba by bylo poddawac roznorodnym i wieloletnim eksperymentom kulinarnym braci blizniakow (bez podtekstow), a jeszcze lepiej klony prowadzace identyczny tryb zycia, a to niemozliwe. Przynajmniej na razie.
To tak jak z pecherzykiem (sorry za porownanie); w moim otoczeniu sa trzy osoby po operacji - jedna cale zycie szczupla i jedzaca oszczednie, jedna dosc tega z lekka ale regularnie alkoholizujaca sie (codziennie piwo), jedna z niewielka nadwaga jedzaca raczej tlusto. Dodajac do tego mnie - gigantycznego grubasa z zaliczonym jojem, mamy 4 moze nie skrajne, ale jednak dosc rozniace sie przypadki. I jak tu uogolniac przyczyny kamicy?
Dieta Kwasniewskiego przemawia do mnie swoim nawiazaniem do pierwszego pokarmu czlowieka - mleka matki - jako tego idealnego, stworzonego dla gatunku ludzkiego przez nature. Wprawdzie weglowodany w tym mleku sa, ale sladowe, w porownaniu z bialkami i tluszczami. Ale. Nawet zakladajac, ze akurat czlowiek, jak swinia, jest w stanie zjesc wszystko, nie mozna nie zauwazyc, ze robia to takze gatunki znacznie mniej cywilizowane. Takie koty. Rowniez zaczynaja od mleka, ale na dalszym etapie rozwoju potrzebuja wegli. Zgoda, ze niewiele, ale jednak.
Konkluzji nie bedzie. Reszta, jesli pozwolisz, na watku Dagmary. :wink:
-
Dziś po południu, gdy otwierałam szufladę w biurku, wraz z szarpnięciem opornego mebla przyturlała się z głębszych czeluści brązowa kulka - orzech laskowy w czekoladzie. Popatrzyłam na nią w zdumieniu, jak na ducha, ślad zamierzchłej przeszłości, symbol życia, które dawno zostawiłam za sobą. A to było zaledwie 7 tygodni temu, kiedy jadłam te nieszczęsne orzechy z rozerwanej torebki. Wzięłam go do ręki, powąchałam, skrzywiłam się, bo pachniał czekoladą, i cisnęłam przez otwarte okno.
To znalezisko uświadomiło mi, jak bardzo uśpiłam swą czujność, nabierając zbytniej pewności siebie i czując się nową, lepszą osobą. A przecież w dalszym ciągu jestem tym samym nałogowym obżartuchem, tyle że od kilkudziesięciu dni na odwyku. Nie powinnam więc patrzeć na ten okruch słodyczy jakby zmaterializował się z innego wymiaru.
Znam doskonale dramat, kiedy dieta idzie nadspodziewanie lekko, tak że powrót do starych nawyków wydaje się abstrakcją, a wówczas kryzys dopada niespodziewanie.
Potraktowałam więc to znalezisko jako znak ostrzegawczy: pilnuj się , wróg czuwa :!: :twisted:
Devoree, no cieszę się, że Cię rozśmieszyłam, jak chcesz więcej, pochodź sobie po forach, im bardziej oszołomskich i sekciarskich, tym lepsza rozrywka :wink: .
Wyobraź sobie, (od razu mówię, że się nie wgłębiałam, więc nie wiem, czy dobrze przekażę tę "myśl"), że są optymalni - katolicy nie jedzący jabłek, bo przecież to owoc zakazany przez Boga, przez którego Adam i Ewa zostali wygnani z raju. A doktor Kwaśniewski często do Biblii nawiązuje. :!:
Z tym mlekiem, to nie bardzo rozumiem, czy mleko drapieżnika różni się znacząco składem od mleka roślinożercy? Czy dorosły osobnik potrzebuje takiej samej proporcji składników co niemowlę? Bo z tego by wynikało, że mleko tygrysa zawiera prawie samo białko i tłuszcz, a mleko orangutana ( było nie było naszego krewniaka ) prawie sam cukier. Nie wgłębiałam się tak bardzo w uzasadnienia dr Kwaśniewskiego, bo prawdę mówiąc robi mi się w głowie coraz większy śmietnik. Ostatnio czytałam ksiązki Michała Tombaka, innego cudotwórcy, na razie mi wystarczy. :roll: